O dziwnych „meteorytach”, które spadają
z nieba i znikają po upadku dowiedziałem się po raz pierwszy w latach 90.,
kiedy to zbierałem materiały do książki „Projekt Tatry” (Kraków, 2002). Wtedy to
miało miejsce ciekawe wydarzenie w niewielkiej miejscowości Iwięcino na Pomorzu
Środkowym, w powiecie koszalińskim, N 54°17’45” – E 016°16’33”. Opisałem
to tak w mojej książce:
Mimo tego, że wioska Iwięcino leży koło Suchej Koszalińskiej w
województwie zachodniopomorskim, to zainteresowały mnie wydarzenia, które tam
się rozegrały w dniu 18 lutego 1998 roku, około godziny 04:00 CET. Opisał je
najpierw tygodnik „Chwila dla Ciebie” i pozwolę sobie zacytować fragmenty tego
raportu:
Z KOSMOSU DO IWIĘCINA
Coś takiego może zdarzyć się raz w życiu! - Zdarzyło się to 18
lutego br. około 4 nad ranem - mówi pani Beata z Iwięcina.
- Wstałam, by nakarmić dziecko. Nagle w oknie ukazało się
światło! Żółtawe, podobne do światła żarówki, ale bardzo ostre. Podeszłam do
okna. Zobaczyłam świecący półksiężyc. Spadał z nieba z dużą prędkością.
Najpierw szybko, potem wolniej. Nad ziemią 3 razy światło zapaliło się i
zgasło.(!!!) Jak twierdzą inni świadkowie - zjawisko było znakomicie widoczne
także w Darłowie, około 15 km od Iwięcina.
Następnego dnia pani Beata opowiedziała o wszystkim matce. Obie
postanowiły poszukać tego, co spadło z nieba. Wkrótce znalazły spory, ciepły,
błyszczący w dotyku kamień. Mama pani Beaty pracująca w miejscowej szkole
zaniosła znalezisko do dyrektora szkoły - jednocześnie nauczyciela fizyki.
- Zastanawialiśmy się, co to jest - mówi dyr. Zimnowłodzki -
rozważałem, czy nie jest to fragment meteorytu? (...)
Dyrektor mgr inż. Włodzimierz
Zimnowłodzki posłał „meteoryt” do mgr Andrzeja
S. Pilskiego z Fromborka, który orzekł, że to jest zwyczajny ziemski kamień, a
nie meteoryt. No cóż - dyrektor Zimnowłodzki zaciął się jednak i obiecał, że
będzie szukał tego meteorytu...
Poprzez redakcję „Chwili dla Ciebie” skontaktowałem się z
dyrektorem Zimnowłodzkim i w czerwcu 2001 roku otrzymałem od niego list z
informacjami uzupełniającymi relacje zamieszczone w tym czasopiśmie.
Potwierdzało to moje przypuszczenia - na terenie Polski Obcy zaczynali jakieś
tajemnicze działania, w których kamienie odgrywają czołową rolę!... i to już od
1991 roku.
Tak mi się wtedy wydawało. Byłem
pod urokiem teorii Wilka-Bzowskiego o kanałach i sieciach nawigacyjnych UFO, i
wydarzenie to pasowało do tej hipotezy. Rzeczywistość jednak okazała się inna i
– jak zwykle – ciekawsza. Okazało się bowiem, że nie był to żaden meteoryt, a
jeżeli nawet, to bardziej może spokrewniony z pwdre ser – odchodami gwiazd niż z uczciwymi kamieniami z nieba.
O innym ciekawym incydencie
opowiedziała mi pewna osoba z Jordanowa, która na wiosnę 2019 roku zaliczyła niezwykle
ciekawą obserwację świecącego „kamienia”, który spadł pod mur sąsiedniej
posesji. Około godziny 02:00 CET świadek wyszła z domu na podwórko. W pewnej
chwili zauważyła lecący powoli z ciemnego nieba świecący czerwono przedmiot,
który bezgłośnie spadł pod mur stodoły na sąsiedniej posesji i powoli zgasł. Kiedy
się rozwidniło, kobieta poszła poszukać domniemanego „meteorytu” i mimo
dokładnych poszukiwań nie znalazła nic…
Z kolei ja zaliczyłem kolejną
obserwację w nocy 15/16.IX.2020 r., kiedy to o godzinie 02:05 CEST obudziła
mnie moja suczka Nina prosząc o
wypuszczenie na podwórko. Wstałem więc i wyszedłem z nią na zewnątrz. Stanąłem w
półotwartych drzwiach wiodących na podwórko. Nina stanęła przy mojej nodze. Trochę
mnie to zdziwiło, bo zazwyczaj wypadała na podwórko, a teraz stała patrząc na
mnie. Spojrzałem przed siebie i nieco w prawo i mój wzrok wychwycił niewielką
plamkę dość silnego światła jakieś półtora metra od nas.
Owa plamka białego światła miała
długość 2-3 cm i skojarzyła mi się z jakimś odłamkiem gałęzi przerośniętym świecącą
grzybnią opieńki miodowej. Jednakże szybko przypomniało mi się, że grzybnia
świeci zielonym lub niebiesko-zielonym światłem, zaś to „coś” świeciło białym
światłem, które szybko przygasało i może po 15 sekundach całkiem zgasło. Ninę
jakby odblokowało – smyrgnęła w krzaki, a ja poszedłem do domu po latarkę. Po pół
minucie wróciłem na to miejsce uważnie świecąc po trawie i ziemi. Nie znalazłem
niczego.
Ponownie wszcząłem poszukiwania
po wschodzie słońca. Rezultat był identyczny – nic, nawet kawałków gałęzi,
które Nina przynosiła czasem z ogródka… - a jestem absolutnie pewien, że mi się
to nie przyśniło.
Dlaczego skojarzyło mi się to z pwdre ser? – zapytacie. Ano dlatego, że pwdre ser też po jakimś czasie paruje,
schnie, słowem znika. Tak samo jak te świecące „meteoryty”. Zagadka jak na
razie jest nierozwiązana.
I co najciekawsze – nasze psy
starają się unikać tych miejsc, jakby coś im tam zagrażało. Ale co???
Czy moi Czytelnicy spotkali się z takim zjawiskiem? Bardzo proszę o odzew.
Opinie z KKK
Wiesz, co mi
przyszło do głowy? To, że możemy mieć do czynienia z jakimiś przejawami
działania tzw. ciemnej materii. Mogłeś widzieć taki niewielki fragment ciemnego
świata, który na Twych oczach ulotnił się, a raczej wrócił do niewidzialności…
Coś takiego opisałem w jednym z moich opowiadań pt. „Świetlana”, które właśnie
publikujesz na blogu „Xsięgi niewydane”. Nie mam dowodów, ale coś takiego może
być możliwe… (Daniel Laskowski)