Powered By Blogger

czwartek, 11 kwietnia 2013

Rendez-vous z demonem ciemności (2)




Problem meteorytowego zagrożenia


Pozostaje główne pytanie: Czy astronomowie są w stanie dostatecznie dokładnie i na czas przewidzieć nasilenie zagrożenia meteorytowego? Elektronicznie modelowanie ruchu głów komet, pojawiających się z oddalonych regionów Układu Słonecznego wykazują, że ich trajektorie są dostatecznie chaotyczne. Najczęściej ich błądzenie pomiędzy gazowymi gigantami kończą się rozpadem pod wpływem sił grawitacji i kolizja z Jowiszem, dzięki czemu nazwanym „odkurzaczem Układu Słonecznego”. (Ostatni taki sznurowy impakt widzieliśmy w lipcu 1994 roku, kiedy to w atmosferę Jowisza uderzyło 21 odłamków komety Shoemaker-Levy 9 – D/1993 F2 w dniach 16-22.VII.1994 roku – przyp. tłum.)

Około 1.000.000 asteroidów Układu Słonecznego znajduje się w głównym Pasie Asteroid, który wygląda raczej jak torus rozciągający się na przestrzeni kilku jednostek astronomicznych pomiędzy orbitami Marsa a Jowisza. Większość z nich tam zgromadzonych, krąży po kolistych lub zbliżonych do kolistych orbitach wokółsłonecznych. Współczesna astronomia przypisuje Jowiszowi główną rolę w powstaniu Pasa Asteroidów, bowiem jego wpływ grawitacyjny nie pozwolił powstać jeszcze jednej planecie w czasie powstawania Układu Słonecznego. Przez długi czas obowiązywał inny punkt widzenia zakładający, że pomiędzy Jowiszem a Marsem istniała jeszcze jedna duża planeta, która z jakichś tam powodów rozpadła się.

Trzeba jeszcze dodać, że w nieprzeliczonym roju latających skał, krążącym na skraju Układu Słonecznego (jest to tzw. Pas Kuipera – przyp. tłum.) nie ma stabilności. Nawet przez miliard lat nie są one w stanie wytrzymać na swych orbitach, i dlatego bardzo trudno jest obliczać ich trajektorie. Tak czy owak, są one dla nas obiektami z wieloma niewiadomymi. Tak więc niebezpieczeństwo grożące nam z ich strony jest bardzo realne.


3 grosze od tłumacza


Jak bardzo realne jest to niebezpieczeństwo, przekonaliśmy się całkiem niedawno, kiedy nad rosyjskim Czelabińskiem eksplodował duży meteoroid, który spowodował rany i obrażenia ciała u ponad 1100 osób, i znaczne straty materialne. Znany ufolog dr Władimir Rubcow przeprowadził analizę tego wydarzenia i porównał je ze spadkiem słynnego Meteorytu Tunguskiego – czy jak kto woli – Tunguskiego Ciała Kosmicznego - TCK. A oto i wynik końcowy tego porównania:

Meteoryt Czelabińsk (MC): znaleziono niewielkie fragmenty, które zbadano. To był zwyczajny chondryt, tj. kamienny meteoryt o zawartości żelaza ok. 10%
TCK: nie znaleziono żadnych pierwiastków chemicznych typowych dla meteorytów, natomiast stwierdzono niezwyczajną koncentrację 12 innych pierwiastków chemicznych, których zawartość w próbkach była niezwykle wysoka, i tak: iterb (Yb), srebro (Ag), lantan (La), ołów (Pb), mangan (Mn), cynk (Zn), bar (Ba), tytan (Ti), miedź (Cu), tantal (Ta), rtęć (Hg) i złoto (Au). („The Tunguska Meteorite”, Springer 2012, s. 278, zob. także - http://www.springer.com/978-0-387-76573-0)
MC: lecąc pozostawiał za sobą długi ogon gęstego dymu, który pozostał na niebie przez około 3 godziny.
TCK: nie pozostawiał dymowego śladu w ogóle, chociaż wielu świadków widziało jakieś tęczowe smugi zaraz za lecącym obiektem. (Ibidem, s. 2 oraz http://tunguskamystery.info)
MC: ocena siły eksplozji – 300 kt (szacunki NASA)
TCK: ocena siły eksplozji – 50 Mt (zob. – http://amazon.to/caBpio)    
MC: nie stwierdzono żadnego znaczącego efektu działania na ziemskie pole magnetyczne – jak dotąd nie ma o tym żadnej informacji.
TCK: w kilka minut po eksplozji zaczęła sie burza magnetyczna bardzo podobna do magnetycznych zmian po eksplozjach nuklearnych w atmosferze. (Ibidem, s. 4)


Tyle podaje dr Rubcow. A zatem był to zwyczajny kamienny pocisk z nieba, a nie bomba czy statek kosmiczny z napędem nuklearnym. Na szczęście…

I jeszcze tak à propos wydarzeń z lipca 1994 roku, którym wszyscy kibicowaliśmy, to opis sznurowego impaktu w amerykańskiej Wikipedii wygląda następująco:

(…) Antycypacja wzrastała wraz ze zbliżaniem się daty kolizji i astronomowie skierowali swe teleskopy na Jowisza. Kilka obserwatoriów kosmicznych zrobiło to samo, w tym: Teleskop Kosmiczny Hubble’a, satelita do obserwacji promieniowania rentgenowskiego ROSAT i statek kosmiczny Galileo, który leciał na swe spotkanie z Jowiszem przewidywane na 1995 rok. Kiedy te impakty miały miejsce na półkuli Jowisza niewidocznej z Ziemi, Galileo znajdujący się w odległości 1,6 AU od tej planety mógł widzieć miejsca zderzeń, kiedy się one zdarzyły. Zaś szybki obrót Jowisza pokazał miejsca trafień w parę minut później, dzięki szybkiej rotacji tej planety wokół własnej osi.

Dwa inne satelity poczyniły obserwacje w czasie ostrzału Jowisza fragmentami komety: sonda Ulysses – początkowo przeznaczona do obserwacji Słońca, a później przekierowana ku Jowiszowi z odległości 2,6 AU i odległy już próbnik Voyager-2, oddalony o 44 AU od Jowisza na swej drodze ku peryferiom Układu Słonecznego i będącego po spotkaniu z Neptunem w 1989 roku, mający zadanie wychwycenia emisji radiowej na częstotliwości od 1 do 390 kHz.

Obrazy kuli ognistej pierwszego impaktu pokazały kamery HST, jak unosi się ona ponad powierzchnią planety.

Pierwszy impakt miał miejsce w dniu 16.VII.1994 roku, o godzinie 20:13 GMT (22:13 CEST), kiedy to fragment A głowy komety wtargnął w atmosferę Jowisza na jego południowej półkuli z prędkością 60 km/s. Przyrządy Galileo wykryły kulę ognistą, której temperatura osiągnęła wartość ~24.000 K, porównując ją do typowej temperatury górnej warstwy jowiszowych chmur wynoszącej 130 K, zanim rozproszyła się i gwałtownie ochłodziła do temperatury 1500 K w ciągu 40 sekund. Pozostałości po kuli ognia szybko osiągnęły wysokość ponad 3000 km. Po kilku minutach po wykryciu poimpaktowej kuli ognistej, Galileo zmierzył ponowne gorąco, które spowodowały wyrzucone materiały planetarne, spadające z powrotem na planetę. Ziemscy obserwatorzy zobaczyli narastającą kulę ognistą na tle tarczy planety, wkrótce po początkowym impakcie. […] Obserwatorzy później ujrzeli ogromną, ciemną plamę powstałą na miejscu pierwszego impaktu. Była ona widoczna nawet przez małe teleskopy i mierzyła ona ~6000 km (~1 promień Ziemi) średnicy. Ta i następne ciemne plamy, jak sądzono, były spowodowane przez odłamki powstałe w czasie impaktów i były one widocznie asymetryczne, tworząc rożkowate kształty na przedzie, w kierunku impaktu.

Przez następne 6 dni, zaobserwowano 26 dużych impaktów, z których największy zdarzył się w dniu 18.VII, o godz. 07:33 GMT (09:33 CEST), kiedy to fragment G uderzył w Jowisza. To uderzenie spowodowało powstanie gigantycznej plamy o średnicy 12.000 km, i jak obliczono, stanowiło to energetyczny ekwiwalent eksplozji o mocy 6 Tt TNT – czyli 600 razy większy od sumarycznej mocy całego ziemskiego arsenału jądrowego! (Dla porównania trzęsienia ziemi z 26.XII.2004 roku i 11.III.2011 roku miały moc w granicach 9,3 Tt – przyp. tłum.) Dwa następne uderzenia w ciągu 12 godzin w dniu 19.VII utworzyły plamy o podobnej wielkości jak fragment G, i bombardowanie ciągnęło się do 22.VII, kiedy ostatni fragment W uderzył w planetę.             

I jeszcze jedna wiadomość z 11.IX.2012 roku o kosmicznych zderzeniach:

Kometa uderzyła w Jowisza

W Jowisza wpadła ogromna kula ognia. Zjawisko to zaobserwował astronom amator, George Hall, z Teksasu.

Obiektem, który uderzył w atmosferę Jowisza była najprawdopodobniej kometa. Zjawisko miało miejsce 10 września 2012 roku w północnej części pasa równikowego planety. Wybuch, który towarzyszył zderzeniu miał około 160 km średnicy. George Hall – astronom amator – miał to szczęście, że udało mu się nagrać na kamerę flarę, która pokazała się na kilka sekund po kolizji.

Kadr z filmu nakręconego przez George'a Halla. Widoczny jest rozbłysk, który powstał w wyniku zderzenia komety z planetą

Astronomowie byli już świadkami podobnego kosmicznego zderzenia w czerwcu 1994 roku. Wtedy w Jowisza uderzyła kometa Shoemaker-Levy 9, która wcześniej rozleciała się na ponad 20 fragmentów. W wyniku takich kolizji w atmosferze planety pojawiają się ciemne plamy, które z czasem znikają. Kolejne kolizje z Jowiszem zaobserwowano dopiero w 2009 i 2010 roku.

W Jowisza komety i asteroidy uderzają jednak znacznie częściej niż raz na kilka lat. Jest to największa planeta Układu Słonecznego i posiada bardzo silne pole grawitacyjne, które przyciąga wiele kosmicznych skał.

Niektórzy naukowcy uważają, że Jowisz stanowi pewnego rodzaju tarczę obronną dla innych planet. Ściąga on na siebie większość asteroid i komet, przez co nie zagrażają one m.in. Ziemi. Istnieje jednak również przeciwstawna teoria, która mówi, że silne pole grawitacyjne tego gazowego olbrzyma, również zagina tor ruchu wielu kosmicznych skał wysyłając je w kierunku planet znajdujących się bliżej Słońca. Zwolennicy tej teorii twierdzą, że sumarycznie tyle samo komet i asteroid planeta przyciąga do siebie, co kieruje w stronę Ziemi. (AB, WP.pl)

Wydarzenia te śledził z napięciem cały cywilizowany świat, a Kosmos pokazał nam swoją niszczącą potęgę. Po raz pierwszy mieliśmy okazję zobaczyć potęgę sił Natury, które w ułamku sekundy są w stanie wymazać nas i naszą cywilizację z powierzchni Ziemi raz na zawsze. I dobrze, że tak się stało, bo do ludzkich mózgownic zaczęła wreszcie docierać świadomość tego zagrożenia, ale jak dotąd zarobił na tym tylko Hollywood, bo jak na razie nie mamy żadnego konkretnego sposobu, by stawić realny odpór atakowi z Kosmosu i wszystko pozostaje tylko na papierze…

Źródła:
1.      „Tajny XX wieka” nr 7/2013, ss.20-21
2.    Dr Władimir Rubcow – korespondencja prywatna
3.    Wikipedia
4.    Wirtualna Polska

Przekład z j. rosyjskiego i angielskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©