Powered By Blogger

poniedziałek, 18 lipca 2022

O tajemnicy Fortu 38 „Skała” (2)

 


Aneks. Wypisy

Praca rosyjskich szpiegów w Krakowie

         Pochodzące z Rosyjskiego Państwowego Archiwum Wojenno-Historycznego szpiegowskie zdjęcia Fortu nr 7 Bronowice, wewnętrznego rdzenia twierdzy Kraków. Zdjęcia są słabej jakości, pochodzą z mikrofilmów. Dokument z innej teczki 2003-001-1708 wyjaśnia pochodzenie zdjęć. Wykonał je austro-węgierski oficer rezerwy, Czech, Wiaczesław Dostal w 1910 roku. Zdjęcia pozyskano w Paryżu, gdzie Dostal był zaangażowany w organizację czeskich oddziałów ochotniczych mających walczyć przeciw państwom centralnym u boku Aliantów.

Фонд 2067 – Штаб главнокомандующего армиями Юго-Западного фронта
Опись 1 – Управление генерал-квартирмейстера
Дело – 525 – О крепостях

 

Lokalizacja dokumentów komórki wywiadu Kundschaftstelle (K-Stelle) przy komendzie Twierdzy Kraków

 

Archiwum Główne Akt Dawnych
ul. Długa 7
00-263 Warszawa
tel: (22) 831-54-91 do 93, 635-45-32
fax: 831-16-08
email:
sekretariat@agad.gov.pl
www.agad.archiwa.gov.pl

nr zespołu: 318 / 0 Karta: A

Nazwa główna:
C. k. Komenda Twierdzy Kraków

Inne nazwy zespołu/twórcy:
K. u. K. Festungskommando Krakau

daty: 1910-1917

1910 - 1917

Rozmiary: j.a. mb.
ogółem kat. A: 141 3
opracowanych: 141 3
bez ewidencji: 0 0
ogółem kat. B: 0 0


Dział:
wojsko i organizacje paramilitarne
kategoria:
sztaby, dowództwa terytorialne

Pomoce archiwalne:
inwentarz książkowy
Język: niem., pol., czes., wł., fr., ros.
Dostęp: tak

Dzieje twórcy: Kraków był twierdzą od połowy XIX w. W czasie pokoju komendant twierdzy podlegał dowództwu terytorialnemu, a w czasie wojny - dowódcy armii, na której terenie działania znajdowała się twierdza. Do obowiązków komendanta należało dowodzenie oddziałami stacjonującymi w twierdzy, nadzór nad placówkami służby zdrowia, zaopatrzeniem i zakwaterowaniem wojska oraz nad pracami fortyfikacyjnymi i budowlanymi. Załoga twierdzy liczyła 39 tys. osób, w tym około 650 oficerów. Przy Komendzie Twierdzy Kraków istniał Oddział Sztabu Generalnego (Generalstbsabteilung). Dzielił się on na dwie części: wojskową i wojskowo-administracyjną. Do sztabu wojskowego (militärischer Festungstab) należeli oficerowie Sztabu Generalnego, dyrektor artylerii twierdzy i jego adiutant, oficerowie dyrekcji inżynierii i Komendy Placu a także oficerowie ordynansowi. W skład sztabu wojskowo-administracyjnego (militär-administrativer Festungsstab) wchodzili: personel intendentury twierdzy, sądu garnizonowego, szef służby zdrowia twierdzy, komisarz cywilny i kapelani wojskowi. Komenda Twierdzy została zniesiona w 1917 r. a na jej miejsce powołano Komendę Miasta (Stadtkommando). Komendzie Twierdzy w Krakowie podporzdkowana była Komenda Placu (Platzkommando), organ pomocniczy i wykonawczy. Do jej zadań należało m. in. prowadzenie ewidencji oficerów przebywających w rejonie twierdzy, organizowanie porządku.
Zawartość: Zachowane akta to przede wszystkim dokumentacja wywiadu. Do głównych zadań Oddziału Sztabu Generalnego należała działalność wywiadowcza i kontrwywiadowcza, przede wszystkim w sprawach wojskowych i politycznych. Obszerną grupę akt stanowią materiały dotyczące organizacji wojsk rosyjskich i rosyjskiej straży granicznej, incydentów granicznych, osób podejrzanych o szpiegostwo na rzecz Rosji lub o propagandę rusofilską, listy gończe, wykazy aresztowanych.

Kolejna grup akt to opracowania wywiadu dotyczące organizacji politycznych i społecznych, głównie czeskich, w mniejszym stopniu również polskich i serbskich. 30 j. a. zawiera podania poddanych rosyjskich o zezwolenie na pobyt czasowy lub stały na obszarze twierdzy. Do podań tych często dołączone są opinie, tzw. "świadectwa moralności" i zaświadczenia o wcześniejszym pobycie w Krakowie.

 

Ślady dyskusji na forach internetowych o "Tajemnicy Skały"

https://forum.ioh.pl/viewtopic.php?p=158386?  

czy zwróciliście uwagę na wypowiedź " krakał " z forum http://austro-wegry.info/plink12428.htm - " Na zakończenie jeszcze - słyszałem informację , że stosunkowo niedawno ujawniono korespondencję generała prowincji (?) kamedułów obejmującej Galicję. Ponoć jest w niej napisane, że tych dezerterów z czasem "rozśrodkowano" po jednym - dwóch do różnych klasztorów na terenie całej monarchii - nie zostali na Srebrnej Górze"

ponadto osobiście uważam że jest to mało prawdopodobne że kilkanaście chłopa olało swojej rodziny , dzieci i żony i wstąpiło bez śladu , bez kontaktu do zakonu - bo jeśli by się kontaktowali z rodzinami to na bank namierzył by ich wywiad austrowęgierski.

dodatkowo istotną jest wypowiedź kolegi
"jerry" z tegoż samego forum

"FORT "SKAŁA" POSIADA ZRESZTĄ WIELE INNYCH TAJEMNIC. WSPOMNIAŁEM JUŻ O WYBIEGAJĄCYCH Z FORTU, NIEWIADOMEGO PRZEZNACZENIA KORYTARZACH. DO DZIŚ NIKOMU NIE UDAŁO SIĘ PRZEKONUJĄCO UZASADNIĆ SENSU ICH POWSTANIA. RÓWNIE CIEKAWA JEST HISTORIA ODNALEZIENIA NA TERENIE FORTU SZKATUŁKI Z ODZNAKAMI PUŁKOWYMI, ORAZ DOKUMENTAMI PROJEKTOWYMI KOLEI WARSZAWSKO - WIEDEŃSKIEJ. BYŁY ONE SYGNOWANE PRZEZ OBERSTA AMOSA VETSERA, RZEKOMO OJCA SŁYNNEJ MARII VETSERY - NIESZCZĘŚLIWEJ PARTNERKI ARCYKSIĘCIA RUDOLFA!"

aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa


właśnie teraz powoli sobie przypominam , z tych tysięcy stron co przeleciałem , była afera latarkowa, związana z obserwowaniem fortu prze wywiad rosyjski i nawet kogoś złapano. Forty Krakowa były obserwowane przez wywiad rosyjski - to fakt.

Nie wiem jak z wiarygodnością ale historia ciekawa i warta uwagi, szczególnie dla mieszkańców Krakowa i co najważniejsze pasuje do naszego forum a użytkownicy z Krakowa mogą się tam wybrać i popytać ile prawdy w opowieści.

 http://www.paranormalne.pl/topic/43781-zjawa-z-fortu-xiii/

Padael Napisano 09.07.2014 - 16:43

"Wypada dziś przypomnieć o mało znanej zagadce która do dziś nie została rozwikłana.
         W lecie 1910 roku około godziny 12 oficer Austriacki, Otto Muler stał na czele kompani która miała zluzować obsadę Fortu nr. 38 (część twierdzy Kraków) który pieszczotliwie nazywano "śmierdzącą skałą". Kiedy nikt z wewnątrz nie kwapił się aby otworzyć im bramę, jeden z żołnierzy wspiął się do otwartej okiennicy i wszedł do środka. Po kilku minutach otworzył bramę. Był jednak blady jak prześcieradło. W forcie nie było nikogo. Cała załoga zniknęła. Musiało się to stać bardzo krótko przed przybyciem kompanii gdyż na stole w kantynie stały jeszcze ciepłe posiłki. Niektóre pomieszczenia w forcie były zamknięte od... środka. Natychmiast powiadomiono o dezercji wywiad wojskowy. Ostatni zapis w księdze dyżurów pochodził z godziny 10.50. Nie było żadnych śladów walki czy uprowadzenia żołnierzy. Wywiad wojskowy zaczął natychmiast działać. Agenci obstawili domy rodzinne żołnierzy którzy zginęli. Było niemal pewne że któryś z nich skontaktuje się prędzej czy później ze swoją rodziną. Nic takiego się jednak nie stało. Jedyną osobą która feralnego dnia była widziana był żołnierz który poszedł po papierosy do sklepu w Kryspinowie. Śledztwo i obserwacja oraz poszukiwania zaginionych żołnierzy były prowadzone aż do wybuchu I wojny światowej. Nikt nigdy nie wpadł na żaden ślad zaginionych.
To nie koniec. Fort 38 Skała ma też swoje, nie do końca wyjaśnione tajemnice: stanowią je dwa betonowe korytarze (galerie, chodniki, tunele?) oraz długie obetonowane ciągi, nie będące korytarzami, gdyż ich przejście jest niemożliwe. Rozpoczynają się one w ścianach kopulasto sklepionej, okrągłej komory, znajdującej się w osi Fortu, na około 2 m przed kolejną okrągłą komorą (barbetą), leżącą u podstawy wieży pancernej. Wejście do nich prowadzi przez małe kwadratowe otwory w przyziemiu. Korytarze te, w przeciwieństwie do wychodzących z tej komory potern, prowadzących do kaponier barkowych, są bardzo wysokie; w miarę postępowania w głąb ich szerokość się zmniejsza (do ok. 50 cm i mniej), a są też częściowo zasypane gruzem ceglanym i betonowym oraz grubą warstwą pyłu; są też łukowato pozałamywane, a ich zróżnicowanie długości sięga kilkunastu metrów. Takie korytarze nie występują w żadnym innym forcie. W 1945 roku fort objęli Rosjanie. Kiedy tylko wojska radzieckie weszły do fortu natychmiast ogrodzono go szpalerem. W ciągu następnych dni, nocami wywożono coś z niego ciężarówkami. Wszystko to zdarzyło się naprawdę i mimo że sprawa jest bardzo ciekawa to została prawie całkowicie zapomniana a szkoda."

W czasie okupacji niemieckiej fort służył z początku jako punkt zaopatrzeniowy, a później urządzono w nim więzienie dla jeńców sowieckich. O surowości niemieckich komendantów wobec jeńców krążyły opowieści między okolicznymi mieszkańcami. Nawet w Forcie widniał kiedyś napis po niemiecku: "Kanibalizm będzie karany śmiercią".



Acta Brutusica

(Fragmenty artykułu w "Dzienniku Polskim")

Epistolografia abstrakcyjna

Redakcja 18 sierpnia 1999, 5:59

         Z natury swej dowcipni, a przy tym nie znoszący wszelkich konwenansów, redaktorem naczelnym pisma mianowali miejscowego kota. (Ostatecznie, czemuż kot nie mógłby być redaktorem?) Zresztą on sam nie protestował. Był wielki, kudłaty, czarny jak smoła. Wśród krakowskich astronomów cieszył się powszechnym i zasłużonym szacunkiem. Nosił starożytne, a przy tym jawnie aluzyjne imię Brutus, stąd też tytuł pisma: "Acta Brutusica". Nawiasem mówiąc, na przekór swemu groźnemu imieniu była to raczej kotka niż kocur, ale to już zupełnie inna historia.

         Kilka lat temu dwu młodych pracowników krakowskiego Obserwatorium Astronomicznego postanowiło założyć własne czasopismo literackie. Nie chodziło im jedynie o to, że tytuły "doktor redaktor" oraz "magister redaktor" brzmią znacznie lepiej niż zwykły "doktor" czy "magister". Po prostu: po całym dniu (a czasem i nocy) spędzonym na rachowaniu całek czy obserwowaniu nieba czuli w sobie niepokojącą pustkę oraz... nieprzeparte pragnienie pisania. Pisania inaczej niż wszyscy pozostali astronomowie: ciekawie, wesoło, po polsku i bez strasznych matematycznych wzorów. A także bez żadnego ograniczenia literackiej formy.
     Należy tu wspomnieć, że ciekawym zrządzeniem losu pojawiły się wtedy w Obserwatorium nowe zdobycze zachodniej techniki: dwa wspaniałe przyrządy znane jako komputer oraz kserograf. Dziś takie rzeczy na nikim nie robią już większego wrażenia, ale dziesięć i więcej lat temu były one nieliczne, a przy tym niechętnie widziane przez ówczesne, pozbawione poczucia humoru władze, jako że - podobno - można było przy ich pomocy podjąć nielegalną próbę obalenia jedynie słusznego ustroju państwowego. Teraz jednak samozwańczy redaktorzy nowego pisma mieli to wszystko do swej dyspozycji; reszta była już tylko kwestią natchnienia oraz niewyczerpanej fantazji. I tak powstał pierwszy numer pisma, odbity którejś ciemnej nocy, w oszołamiającym nakładzie pięćdziesięciu egzemplarzy. Na tytułowej winiecie napisano asekuracyjnie: "Aperiodyk poświęcony wszelkim dziedzinom nauki".
     Przez pięć kolejnych lat ukazało się trzynaście numerów "Acta Brutusica".

Katastrofa tunguska

         Według relacji świadków, do katastrofy doszło 30 czerwca 1908 roku albo w godzinach porannych, albo popołudniowych (świadkowie z różnych części Rosji nie byli zgodni co do dokładnego czasu). Błysk i chmurę jaka powstała w wyniku eksplozji widać było w promieniu 650 km, a huk słyszano w promieniu 1000 km.

Sejsmografy na całej Ziemi zanotowały eksplozję, która szacuje się, że mogła mieć  siłę 3-30 Mt, a fala uderzeniowa mogła wygenerować drgania o sile 5 w skali Richtera. Ilość pyłu jaki powstał w wyniku eksplozji była natomiast tak duża, że odbijające się od niego promienie słońca doprowadziły do powstania efektu „białej nocy” w znacznej części Europy.

*

Przez około 3 doby po uderzeniu, można było obserwować w wielu miejscach Europy tzw. białe noce, czyli jasne światło, które rozświetlało nocny mrok. Prawdopodobnie było to związane z pyłem wyrzuconym do atmosfery po eksplozji. Katastrofa została zarejestrowana przez naukowców na całym świecie, a niektóre urządzenia wskazywały nie obserwowane nigdy wcześniej pomiary.

Jedna udało się Kulikowi i jego zespołowi ustalić, że eksplozja tunguska odpowiadała za serię „białych nocy” występujących na przełomie czerwca i lipca 1908 r. w pasie od Zachodniej Syberii po Wielką Brytanię. Pani Tomilina z Kurska relacjonowała:

„po zapadnięciu zmierzchu zamiast się ściemniać, robiło się coraz jaśniej. Północno-zachodnia, a potem północna część horyzontu jaśniała jak przed wschodem słońca, a chwilę później wszystko było zalewane złotym światłem. Nawet najmniejsze rzeczy były w nim doskonale widoczne”.

Nie do końca wiadomo, co wywołało anomalne zorze, choć sugeruje się, że mógł odpowiadać za nie pył, który dostał się do górnych warstw atmosfery.

W latach 60. grupa uczonego Nikołaja Wasiliewa, po przeanalizowaniu 150 relacji o anomaliach atmosferycznych po wybuchu tunguskim ustaliła, że zaczęły się one trzy dni przed nim. Jak to możliwe, że następstwa wyprzedziły przyczynę? Jedna z hipotez sugerowała, że przed upadkiem na Syberię obiekt tymczasowo krążył wokół Ziemi jako „satelita”, uwalniając do atmosfery pył i gazy. Co ciekawe, świadkowie obserwujący ciało tunguskie w locie mówili, że ciągnął się za nim nie tylko ognisty warkocz, ale też dziwne „lśnienie” porównywane do „tęczy”.

 

Noce stały się jasne jak dni

Zniszczenia środowiska naturalnego były wręcz niewyobrażalne. W wyniku eksplozji powstała bowiem również fala termiczna. Na olbrzymim obszarze wybuchły pożary. Na powierzchni aż 2 000 km2 – lub też jak chcą źródła anglosaskie 830 mil2 drzewa zostały dosłownie powalone. Ich liczba szacowana jest na 60 milionów. Ogień szalał na okolicznych terenach jeszcze przez tygodnie.

Katastrofa tunguska stała się także źródłem zjawisk wybitnie niecodziennych. Jeżeli użylibyśmy magnetometru w okolicy miejsca katastrofy, wskazałby on drugi północny biegun magnetyczny. Nie koniec jednak na tym. Oto bowiem po eksplozji w Europie i w Azji noce były ekstremalnie wręcz jasne, porównywalne do białych nocy. Było to spowodowane tym, że wybuch uniósł aż do stratosfery gigantyczne ilości pyłu. Miliony jego ton rozeszły się na potężne odległości., odbijając światło słoneczne. W efekcie nawet w nocy możliwe było czytanie drobnego druku bez konieczności zapalania lampy.

 

*

 

Roxo- 13.04.2015 (10:28)

Red. Wanda Konarzewska z Telewizji Polskiej prowadziła program o katastrofie tunguskiej. Zwróciła się do telewidzów, by ci, którzy mają jakieś własne koncepcje na ten temat, skontaktowali się z redakcją. Do studia zaproszono autorów sześciu listów,. Wśród osób zaproszonych wówczas do Studia TV był naoczny świadek zdarzenia, pan Józef Z. ze Zduńskiej Woli. W chwili eksplozji miał 8 lat i mieszkał wraz z ojcem, zesłańcem politycznym, około 260 km od epicentrum wybuchu. Miałem więc możność zanotować jego relację, którą tu w skrócie podaję: "Tego dnia o godzinie siódmej rano wyszedłem do odległej o 3 km szkoły. Nagle (dokładnie o godzinie 7.27 - K.B.) zrobiło się niesamowicie cicho. Zamilkły ptaki, nie było słychać szumu gałęzi ani normalnych odgłosów tajgi. Jasny poranek przygasł i wszystko wokoło zżółkło, nawet moje ręce i ubranie. Przestraszyłem się bardzo i zawróciłem do domu. Kiedy szedłem, wszystko stawało się pomarańczowe, nawet liście na drzewach i trawa. Gdy byłem już w domu, ojciec kazał pozasłaniać okna, ale mimo to ta cisza trwała jeszcze osiem godzin, a barwa otoczenia zmieniała się poprzez czerwoną, ciemnobordową aż do czarnej. Gdy zrobiło się wokoło czarno, a była dopiero trzecia po południu, wyszliśmy przed dom zobaczyć, co się dzieje. Patrząc w kierunku północno-wschodnim (w stronę Podkamiennej Tunguskiej), widzieliśmy ścianę jakby lejącej się z góry aż po horyzont rtęci." Dane zebrane z wielu źródeł mówią o różnym czasie trwania zjawiska: od czterech minut lotu "rury", do dwóch godzin lotu nieznanego ciała niebieskiego, które rzekomo widziało przez teleskop dwóch astronomów z zachodniej Kanady. A tu masz! Naoczny świadek twierdzi, że trwało to osiem godzin. Kto ma rację? Być może wszyscy.



Czytaj więcej na
https://geekweek.interia.pl/historia/news-katastrofa-tunguska-tajemnica-odkrywana-od-100-lat,nId,1713707#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox 

 

Meteoryt tunguski - co o nim wiemy?

Czy mamy wreszcie wyjaśnienie, co było powodem największej udokumentowanej katastrofy w dziejach naszej planety? Dopiero po stu latach wydaje się, że jesteśmy nieco bliżej rozwiązania zagadki.

Aktualizacja: 13.08.2016 09:02 Publikacja: 13.08.2016 00:01

30 czerwca 1908 r. o 7:14 rano nad rzeką Podkamienna Tunguzka w środkowej Syberii doszło potężnej eksplozji. Wybuch powalił około 9 milionów drzew w promieniu 40 km. Widoczny był z odległości 650 km, a słyszany niemal dwukrotnie dalej. Wydarzenie to zarejestrowały sejsmografy na całej kuli ziemskiej. Jeszcze przez trzy dni na terenie Europy obserwowano tzw. białe noce. Zamiast zmierzchu pojawiało się złote światło. W Londynie w środku nocy można było czytać gazetę. Rosyjskie magnetometry zwariowały – pokazywały drugi biegun północny.

Dokładny czas eksplozji zarejestrowało obserwatorium meteorologiczne w Irkucku. Kierownik stacji Arkady Woznesieński został zasypany doniesieniami o „ognistej kuli", „świetlnym słupie", „spadającym słońcu", trzęsieniu ziemi tak silnym, że „gosposia popa spadła z ławki" (wg relacji agronoma ze wsi Niżne-Ilińskoje). Pisali do niego przyrodnicy z całej Syberii. Doniesienia były dość spójne: o ogromnej, świecącej kuli, która nadleciała z południa (według niektórych ze wschodu) i następującej po tym serii wybuchów. Na podstawie tych informacji Woznesieński wyliczył trajektorię lotu obiektu oraz miejsce eksplozji. Epicentrum znajdowało się na północ od Bajkału, 60 km od osady Wanawara. Na szczęście była to prawie bezludna okolica. Można było tam spotkać jedynie rzadko rozrzucone osady rdzennych mieszkańców Syberii – Ewenków.

Z katastrofy cudem ocalał tunguski szaman, Iwan Aksenow. Przebywał 20 km od epicentrum – w strefie największych zniszczeń. Opowiadał, że naokoło „nagle poczerwieniało", rozległ się huk i stracił przytomność: „Kiedy się ocknąłem, wszystko wokół waliło się i paliło. Spojrzałem w górę i zobaczyłem lecącego »czorta«. To coś miało podłużny kształt i dwa widoczne na przedzie punkty. Ciągnęło za sobą ogon z ognia".

Mimo ogromnej ilości zebranych danych, Woznesieński nie miał śmiałości złożyć przełożonym z Petersburga oficjalnego raportu ze swoich wyliczeń. Za to świadków było dostatek. Po latach Radziecka Akademia Nauk zgromadziła relacje ok. 920 osób.

Obiekt tunguski opisywano w przeróżny sposób, jako „kulę dwukrotnie większą od słońca z postrzępionym ogonem, z którego sypały się iskry". Porównywano go do „snopa", „miotły" czy „naboju". Mieszkaniec wsi Kondraszyno opisał go jako „samolot bez skrzydeł, czerwony jak pomidor". Niezależnie od barwności porównań oszacowano, że obiekty widziane przez świadków mogły mieć nawet 50 m średnicy.[1]

 

Moje 3 grosze

 

Nie wiedziałem niczego o tym wydarzeniu. I nadal nic bym nie wiedział, gdyby nie mgr inż. Stanisław Bednarz, który przekazał mi powyższy raport w tej sprawie.

Zrazu ucieszyłem się, boż wyglądało to mi na incydent z Trójkąta Bermudzkiego, czy kilku innych równie paskudnych miejsc na Ziemi. Przeczytawszy go do końca poczułem niejaki zawód, ale jak się okazuje – i w tej relacji mamy element prawdziwej tajemnicy. Tajemnicy Tunguskiego Ciała Kosmicznego i okoliczności jego upadku. Okazuje się bowiem, że spadek TCK poprzedziły dziwne fenomeny, które miały miejsce przed 30.VI.1908 roku, i godziną 07:17.11 KRAT czyli u nas 01:17.11 CEST albo 23:17.11 UTC jeszcze dnia poprzedniego. Zainteresowanych odsyłam do powołanych w przypisie źródeł. Obawiam się, że poza falą uderzeniową eksplozji miała miejsce jeszcze fala grawitacyjna (słaba bo słaba ale mierzalna) fala sejsmiczna i jakieś zawirowanie w Czasie, co spowodować mogło wyrzucenia produktów implozji (bo to była de facto implozja) w inny punkt naszej czasoprzestrzeni. Może to być różnica w czasie o 1 ns, ale te szczątki TCK są dla nas całkowicie (przynajmniej na razie) nieosiągalne. Tak czy inaczej, tajemnica jest nadal tajemnicą…

Niestety nie mam zaufania do Forum IOH, bowiem okupowane jest ono przez grupę oszołomiastych besserwisserów i nawiedzonych reformatorów historii, którzy nie dopuszczają do siebie żadnych idei albo hołdują „rewelacjom” made by IPN czy „uczelnie” ojca inkasenta. Po kilkuletniej szarpaninie z nimi opuściłem to towarzycho. A szkoda, bo wielu z nich ma zacięcie i mogłoby wiele wyjaśnić z prawdziwych tajemnic historii…        

 

Zdjęcia: Zwierzyniec - https://zwierzyniec.dworek.eu/fort-glowny-pancerny-38skala/



[1] Zainteresowanych Czytelników odsyłam do dwóch opracowań na temat katastrofy tunguskiej: Peter Krassa – „Największa zagadka stulecia” - https://hyboriana.blogspot.com/2013/03/najwieksza-zagadka-stulecia-0.html i dalsze oraz antologia „Bolid syberyjski” - https://hyboriana.blogspot.com/2012/01/bolid-sybreyjski-0.html i dalsze.