Powered By Blogger

niedziela, 27 listopada 2022

Trójkąt Wielkich Jezior (2)

 


Poniższy przypadek jest związany z olbrzymim monolitem kamiennym o wadze setek ton, który… zniknął bez śladu! Jest to jedna z ciekawszych historii dotyczących omawianego akwenu.

Cała historia rozpoczęła się wiosną 1804 roku. Statek Lady Murray żeglował przez jezioro Ontario w kierunku Presqu’ile Bay znajdującej się na północnej stronie jeziora. Podróż odbywała się bez zakłóceń, dopóki statek nie zawinął do zatoki. Wtedy to jeden z marynarzy zauważył na powierzchni wody coś niezwykłego w jednym niewielkim miejscu fale zachowywały się dziwnie w porównaniu do powierzchni wody znajdującej się dookoła. Kapitan Charles Sellec rozkazał zatrzymać statek i wysłać łódź, po czym z kilkoma marynarzami popłynęli, aby zbadać to z bliższej odległości. Odkryli oni, że w tym miejscu znajduje się „skała” o długości 13 m, która znajduje się pod powierzchnią wody na głębokości ok. 1 m. gdy zmierzono głębokość dookoła stwierdzono, że boki „skały” ciągną się w dół do głębokości 100 m. Zdziwiło ich to, bowiem dotychczas sądzono, że woda w tym miejscu jest stosunkowo płytka. Kapitan polecił wykonać ponowne pomiary, które potwierdziły poprzednie ustalenia. Odkrycie to było tak niezwykłe, że gdy rozeszła się o tym wiadomość, natychmiast zaczęli przybywać na łodziach okoliczni mieszkańcy, aby popatrzeć na głębię i zmierzyć ją własnoręcznie.

Odkrycie to miało miejsce mniej więcej w tym samym czasie, gdy Indianin nazwiskiem Ogenicut został oskarżony o zabicie białego człowieka w małym osiedlu znajdującym się na północ od jeziora. Został on wtrącony do więzienia i postawiony przed sądem. Jednakże morderstwo było popełnione w innym miejscu i prawo wymagało, aby tam również odbyła się rozprawa sądowa. Wybrano tedy nowopowstałe miasto Newcastle. W związku z tą decyzją wydano zarządzenie, aby rządowy szkuner Speedy przewiózł sędziego wraz z urzędnikami i grupą dostojników do tego miasta.

Dowódca szkunera kapitan Richardson miał dziwne przeczucia odnośnie tej podróży i próbował przekonać urzędników, aby ja odłożyli. Odrzucili jednak tą propozycję, a wobec nieustępliwości Richardsona powiedzieli mu aby zszedł ze statku i pozwolił dowodzić nim kapitanowi Paxtonowi, co też się stało. Również pasażerowie zignorowali ostrzeżenia Richardsona i tłumnie zapełnili statek, a jedynym, który nie chciał jechać był Ogenicut, ale on akurat nie miał wyboru.

W nocy miał miejsce sztorm, a naoczni świadkowie twierdzili, że szalał on z wściekłością nie widzianą uprzednio na tym jeziorze. Widzieli oni również statek, który jakby przyciągany przez ogromny magnes kierował się prosto do miejsca, gdzie znajdował się monolit. Wkrótce znikł z pola widzenia i… nie znaleziono go już nigdy. Na pokładzie znajdowali się dostojnicy, zrozumiałe więc jest to, że rozpoczęto zakrojone na szeroką skalę akcję poszukiwawczą. Przebadano akwen dookoła monolitu – poszukujących czekała jednak niespodzianka. Nie było ani monolitu, ani 100-metrowej głębi. Dno było płytkie i piaszczyste.

 


Podobnie jak w Trójkącie Bermudzkim tak i na tym akwenie tajemnicze zdarzenia dotykały nie tylko statki, ale również i samoloty.

W 1966 roku doświadczony pilot leciał lekkim samolotem dobrze znaną sobie trasą wzdłuż południowego brzegu jeziora Erie, gdy nagle napotkał mgłę, która spowiła jego samolot i przerwała wszelki kontakt wzrokowy z dziemią. Pilot krzyczał do mikrofonu, do zdumionych kontrolerów lotu w Cleveland Air Traffic Central Center (OH), że nie wie co się stało i że znajduje się w korkociągu spada gwałtownie w dół. Połączenie radiowe zostało nagle przerwane, a jednocześnie echo samolotu zniknęło z ekranów radarowych. Mimo natychmiastowych poszukiwań nie znaleziono niczego.

8.XI.1977 roku, Tom Walker, pilot o 9-letnim doświadczeniu wystartował z Toronto Island Airport do Queen Sound znajdującego się w odległości 130 km na północ od jeziora Ontario. Nigdy nie przybył do celu. W dwa dni później znaleziono go leżącego na głównej autostradzie w zamieszkałym obszarze na przedmieściach Toronto, skąd został wzięty do miejscowego szpitala. Po wyleczeniu złamanej kostki i wielu innych obrażeń powiedział, że ostatnią rzeczą jaką pamięta było to, że wleciał w chmurę lub mgłę. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje ani nie mógł powiedzieć co się działo z jego samolotem.

Jesienią 1960 roku, dwa samoloty odrzutowe typu CF 100 należące do Kanadyjskich Sił Powietrznych przecinały niebo z duża prędkością w pobliżu północnego brzegu jeziora Ontario. Samolot znajdujący się z tyłu miał widok na samolot prowadzący aż do czasu, gdy znalazły się one wśród drobnych chmur. Nagle lecący na przedzie samolot znikł z nieba. Zdumiony tym pilot drugiego samolotu szybko przebadał niebo dookoła zarówno w górze jak i na dole. Samolotu nigdzie nie było. Zameldował o tym do bazy, skąd otrzymał potwierdzenie, że na ich ekranach radiolokatorów jest tylko jedno echo. Będąc przekonany, że jego koledze przydarzyła się jakaś awaria, zaczął kołować w powietrzu poszukując unoszącego się spadochronu lub dymu na dole. Nie znalazł nic. Jedynym śladem świadczącym o tym, że samolot był uprzednio na niebie była smuga kondensacyjna  po zaginionym odrzutowcu. Urywała się ona nagle w miejscu, gdzie samolot znikł. Zgodnie z raportem sporządzonym przez Canadian Air Forces, zaginiony samolot nr 18469 nie został nigdy odnaleziony na dnie jeziora Ontario, ani też w żadnym innym miejscu.

 


Znikające statki i samoloty to nie wszystko…

W lutym 1913 roku, w zachodniej części jeziora Ontario miało miejsce dziwne zjawisko, które obserwowali liczni mieszkańcy Toronto. Opisywali je jako dziwną nocną procesję świateł przecinających niebo z NW na SE. Przelot ten trwał 5 minut, a jego świadkami byli dwaj astronomowie, z których jeden oświadczył, że było to podobne do pociągu ekspresowego oświetlonego nocą. Następnego dnia znów zaobserwowano podobne zjawisko. Tym razem obiekty były widziane na jasnym tle nieba i były one ciemne. Przelatywały w grupach po trzy i po siedem, a ich kurs prowadził z NE na SW.

Nad regionem Wielkich Jezior istnieje jeszcze coś bardziej zagadkowego niż kule świetlne (BOL) widziane na niebie. Są świadkowie, którzy twierdzą, że widzieli przepływające dawne statki, które już nie istniały w czasie, kiedy miały miejsce obserwacje (statki-widma). Najbardziej godnym uwagi statkiem-widmem, który miał miejsce na jeziorze Ontario jest ten, który zdarzył się w 1910 roku, w porcie Etobicoce, o godzinie 01:30 w nocy. Załoga jednego ze statków wycieczkowych została zbudzona wyciem syren oznaczającym nieszczęście. Cała załoga wyskoczyła na pokład i zobaczyła na jeziorze statek parowy, którego okna kabin były oświetlone lampkami olejowymi. Syreny tego statku wydały cztery długie gwizdy oznajmujące, że statek znajduje się w niebezpieczeństwie. Niektórzy z członków załogi wycieczkowca spuścili łódź i ruszyli w kierunku parowca z zamiarem udzielenia im pomocy. Cały czas wyjąca syrena ponaglała ich. Zanim jednak dopłynęli do nich, statek zniknął! Dookoła łodzi powstawały fale, jakie tworzą się po przejściu statku uderzające o łódź, ale statku nie było!

I ostatni przykład wskazujący iż być może za te zdarzenia – lub przynajmniej ich część – odpowiedzialni są Kosmici…

Pewnego popołudnia w lecie 1972 roku, pewien człowiek z Buffalo, pragnący zachować anonimowość, wybrał się na ryby. Wziął swoją łódź i popłynął w kierunku wschodniej części jeziora Erie. W tym dniu ryby jednak nie brały i jedyną rzeczą zakłócającą spokojną powierzchnię wody był plusk haczyka z przynętą. Wtem, nagle i niespodziewanie, z wody wyleciał srebrzysty obiekt w kształcie dysku i poszybował w górę nieba z taką siłą, że fale wody zalały prawie całą łódź wędkarza. Obiekt miał ok 10-11 m średnicy i wyprysnął z wody w odległości ok. 90 m od łodzi…  


 Źródło – „Sfinks” nr 7/1991, ss.16-17