W kilku moich
pracach opisałem pewien dziwny incydent, który miał miejsce na akwenie Zatoki
Pomorskiej w dniu 19.III.1986 roku. Pytanie bowiem brzmi: kto ostrzelał MF Wawel?
Ta zagadka jest jeszcze ciemniejsza, bowiem do dziś dnia nie wiadomo, co stało
się na wodach północnych sektorów Zatoki Pomorskiej tego wiosennego dnia. Kiedy
prom znajdował się na wysokości przylądka Rugii Nord Perd, o godzinie 16:30 CET
naraz po jego lewej burcie i przed dziobem wystrzeliły w niebo trzy bardzo
wysokie fontanny wody. Doświadczeni załoganci promu ocenili, że mogły to być
pociski artyleryjskie o kalibrze powyżej 220 mm, wystrzelone z brzegu NRD. Po
dobiciu promu do Przystani Promów Morskich w Świnoujściu przesłuchano świadków
w tym kapitana i dwóch oficerów, którzy widzieli ten incydent i nadano sprawie
bieg. Świadkowie byli przesłuchani przez oficerów wywiadu Marynarki Wojennej i
Służby Bezpieczeństwa. Do ostrzelania promu nie przyznał się nikt. Sprawa
pozostaje nierozwiązana do dnia dzisiejszego.
Zrazu – nie mając
innego wyjścia i z braku dodatkowych informacji – rzuciłem hipotezę, że doszło
tam do obserwacji upadku jakiegoś meteorytu. Pisałem tedy na łamach miesięcznika
Wojsk Ochrony Pogranicza „Granica” w 1988 roku[1]:
19.III.1986 roku,
Zatoka Pomorska, 25 mil od Świnoujścia, na wysokości Nord Perd (Rugia, Niemcy)
trzy tajemnicze „pociski” omal nie posłały na dno polski prom
pasażersko-samochodowy MF Wawel.
Kiedyś, jeszcze w latach 80. postawiłem hipotezę, że był to jakiś meteoryt, ale
mogła to być równie dobrze bojowa głowica Atlantydów. Jeżeli mam rację, to pod
54°33’ N - 014°30’ E, na głębokości około 30 metrów powinny znajdować się
szczątki meteorytu, bądź bojowej głowicy (głowic) atomowych czy innych
Atlantydów. Warto poszukać, bo byłby to dowód na prawdziwość hipotezy o
realności atomowych wojen bogów...
Upłynęło 38 lat. I
naraz w tygodniku „Przegląd” nr 23/2024 z dn. 3-9.VI.2024 r., na ss. 28-30
natrafiłem na niezmiernie ciekawy artykuł Grzegorza Sołtysiaka pt. „Zablokować
Szczecin”. Dotyczył on mało znanego polsko-wschodnioniemieckiego konfliktu
granicznego w Zatoce Pomorskiej, który miał miejsce w latach 1986-87. Chodziło
dokładnie o rozszerzenie niemieckich wód terytorialnych od 3 do 12 mn. Niemcom
z NRD chodziło o tory wodne do Lubeki i Gedser oraz tor wodny do zespołu portów
Szczecin – Świnoujście.
Oczywiście zrobiła
się z tego wielka chryja, którą utajniono jako że pomiędzy krajami RWPG nie
miało prawa być jakichkolwiek zatargów. W Polsce przebąkiwano o tym tu i
ówdzie. Nie wiem, czy RFE i VoA o tym mówiły – rzecz była tak utajniona!
A jednak doszło do
incydentów, bowiem 4.I.1987 roku o g. 05:00 CET do stojącego na kotwicowisku nr
3 polskiego statku PŻM MS Generał Ignacy Prądzyński podszedł
enerdowski patrolowiec z żądaniem natychmiastowego opuszczenia akwenu
kotwicowiska. Polski kapitan odmówił i po pewnym czasie, o g. 10:00 enerdowski
okręt powrócił do swego portu.
Następnym
incydentem z enerdowskim okrętem było ostrzeżenie polskiego statku MS Narwik,
który zakotwiczył na kotwicowisku przed wejściem do Świnoujścia przez
enerdowską kanonierkę, co miało miejsce w dniu 17.III.1988 roku, że statek
znajduje się na wodach NRD. Niemcy zdryfowali dopiero wtedy, gdy ze Świnoujścia
demonstracyjnie wyszły jednostki polskiej Marynarki Wojennej.
Te dwa incydenty
wskazują na to, że Niemcy nie zawahaliby się użyć dział baterii nabrzeżnej
przeciwko polskiemu cywilnemu statkowi. Jednakowoż – jak wynika z przedstawionej
mapki – Wawel znajdował się dość daleko od niemieckich brzegów i po
polskiej stronie granicy, więc strzelanie doń byłoby zwyczajnym aktem piractwa.
Ale Niemcy znani są z tego, że łamią umowy i traktaty międzynarodowe…
Reasumując uważam,
że sprawa została wyjaśniona. Nie było żadnego meteorytu, UFO czy USO – był za
to bezprecedensowy akt piractwa. Ktoś wydał rozkaz do otwarcia ognia do
polskiego promu, którego malunek i sylwetka wskazywały na jednostkę cywilną.
Obawiam się, że chodziło tu tylko i wyłącznie o zastraszenie Polaków i o nic
więcej.