Powered By Blogger

środa, 24 marca 2021

Tajemnice Antarktydy (2)

 


Starcie na Antarktydzie

 

Dr n. hist. Wasilij Micurow

 

Dnia 1.II.1947 roku, ekspedycja po0d kierownictwem kadm. Richarda Byrda wylądowała na Antarktydzie w rejonie Ziemi Królowej Maud i zabrała się za badanie terenów przylegających do oceanu. Badania te obliczono na 6-8 miesięcy. Ale już pod koniec lutego wszystkie prace zostały przerwane, a ekspedycja powróciła do USA.

 

Pomysł ekspedycji

 

Idea takiej naukowo-wojskowej ekspedycji narodziła się jesienią 1945 roku. Podwodniacy z załóg internowanych w Argentynie hitlerowskich U-bootów zeznali amerykańskim służbom z OSS (protoplasta CIA), że przed końcem II Wojny Światowej brali udział w budowie jakiejś tajnej nazistowskiej bazy na Antarktydzie.

Amerykanie potraktowali te rewelacje całkiem serio. Zdecydowali oni wysłać na poszukiwania tej bazy cała eskadrę dowodzoną przez najbardziej doświadczonego w tym czasie badacza polarnego – adm. Byrda.

Adm. Richard Byrd doskonale znał Antarktydę i Antarktykę. W 1929 roku, ekspedycja pod jego kierownictwem założyła w Zatoce Wielorybiej bazę-stację Little America. W 1929 roku on wraz ze swym partnerem dokonał przelotu ponad Biegunem Południowym. W latach 1939-1941 przedsięwziął on ekspedycję na zachód i południe Antarktydy: w rejon Bariery Rossa, Ziemi Mary Byrd, Ziemi Grahama i Półwyspu Edwarda VII. A kiedy rozpoczęła się II Wojna Światowa, Byrd dowodził tzw. Grenlandzkim Patrolem i walczył z nazistami w Arktyce.

 

Adm. Byrd znów na Antarktydzie

 

Pod koniec 1946 roku, admirała postawiono na czele nowej wojskowo-naukowej ekspedycji na Antarktydę. Amerykańska US Navy odetaszowała do niej znaczne siły: lotniskowiec, 13 krążowników i niszczycieli, lodołamacz, ponad 20 samolotów i śmigłowców oraz niemal 5000 ludzi do obsługi tychże.

W ciągu miesiąca uczestnikom ekspedycji udało się wykonać ok. 50.000 zdjęć, nanieść na mapę kilka dotąd nie znanych górskich plateau i zbudować nową stację polarną. Jeden z niszczycieli przeprowadził ćwiczebny atak torpedowy na nagromadzenia torosów lodowych. I naraz Amerykanów zaatakowano… przy pomocy aparatów przypominających latające talerze. Wtedy jeszcze nie istniał termin je opisujący…

Byrd jakoby zameldował przez radio, że po krótkiej walce nieznany przeciwnik wysłał parlamentarzystów. Było to dwóch młodych ludzi, wysokich, jasnoskórych i niebieskookich, ubranych w uniformy ze skóry i futra. Jeden z nich łamaną angielszczyzną zażądał od Amerykanów by ci wynieśli się stamtąd w ciągu kilku godzin.

 

Tragiczne starcie

 

Byrd odrzucił te żądania. Potem parlamentarzyści oddalili się w stronę śnieżnego grzbietu i jakby rozpuścili się w powietrzu. A po godzinie czy dwóch na krążowniki i niszczyciele zwaliła się nawała artyleryjskiego ognia. Po 15 minutach zaczął się atak z powietrza. Prędkość latających pojazdów przeciwnika była tak duża, że Amerykanie, którzy prowadzili ogień plot., udawało się tylko nie dopuszczanie ich w pobliże okrętów.

Uczestnik ekspedycji John Sunderson wiele lat później oświadczył:

- One wyskakiwały spod wody jak szalone z taką prędkością i latały pomiędzy topami masztów, że pęd zrywał anteny. Kilka Corsairów zdołało wystartować z USS Casablanca, ale po starciu z tymi dziwnymi aparatami latającymi one wyglądały na uszkodzone. Nie mrugnąłem nawet okiem, jak dwa Corsairy trafione jakimiś promieniami, wystrzelonymi z przednich części latających talerzy zaryły, się w wodę obok okrętów… Te obiekty nie wydawały ani jednego dźwięku, latały bezgłośnie pomiędzy okrętami jak jakieś szatańskie, granatowo-czarne jaskółki z krwawoczerwonymi dziobami i plujące śmiercionośnym ogniem.  Naraz USS Mardock, który znajdował się od nas w odległości 10 kabli (ok. 2 km) wybuchł jaskrawym płomieniem i zaczął tonąć. Z innych okrętów ruszyły łodzie ratunkowe. Kiedy wreszcie przyleciały nasze myśliwce, to niczego nie można było zrobić. Ten cały koszmar trwał 20 minut. Kiedy latające talerze znowu wpadły do wody, zaczęliśmy podliczać straty. Były straszne…

Do końca tego tragicznego dnia zginęło około 400 Amerykanów, zestrzelono nam 20 samolotów i śmigłowców, uszkodzono jeden krążownik i dwa niszczyciele. Straty byłyby jeszcze większe, ale nastąpiła noc. Adm. Byrd w tych warunkach przyjął jedyne możliwe rozwiązanie – przerwać operację i całą eskadrą wracać do domu.

Ufolodzy dzisiaj są przekonani, że w tym sektorze Antarktydy znajdują się bazy Przybyszów z Kosmosu. To mają być bazy tych, którzy kierowali latającymi spodkami. I Obcy tak właśnie zareagowali na przybycie nieproszonych gości. Jednocześnie takie same latające aparaty z taką właśnie groźną bronią mieli i Niemcy. Takich wojskowych po kapitulacji Niemiec w 1945 roku na Antarktydzie już nie było. Oni rozbiegli się po całym świecie, a najwięcej z nich było w Argentynie.

Kiedy amerykańska eskadra dobiła wreszcie do ojczystych brzegów, zameldowano o tym, co się działo na Antarktydzie, o losach ekspedycji, to wszystkich jej uczestników: oficerów i marynarzy odizolowano. Na wolności pozostał tylko adm. Byrd, ale i jemu zabroniono spotykać się z dziennikarzami, przeto zaczął pisać swe wspomnienia o tym okresie swego życia. Wydać się ich nie udało, jednak te memuary dostały się w „wysokie sfery”. Byrd został przeniesiony „pod kapelusz”, poza tym uznano go za psychicznie chorego. Swe ostatnie lata admirał spędził właściwie w areszcie domowym, z nikim się nie kontaktował, nawet ze swoimi podwładnymi. Zmarł on w 1957 roku. Tego znakomitego polarnika już nikt nie wspomniał…

 

Nowa ekspedycja

 

Należy dodać, że w 1947 roku, wyższe amerykańskie kierownictwo ustosunkowało się do referatu adm. Byrda z należytą uwagą, a potem w 1948 roku do tego regionu Antarktydy wysłano 39. Grupę Operacyjną US Navy. Była ona wyposażona w najnowocześniejszy sprzęty radiolokacyjny i wzmocniona przez jednostkę piechoty morskiej - USMC. Bez dwóch zdań, Amerykanie mieli zamiar wziąć odwet za porażkę adm. Byrda. Ale do spotkania z nim nie doszło, chociaż przeszukano helikopterami ogromny szmat terenu.

Nowej ekspedycji udało się zlokalizować i zbadać jedynie lodowe jaskinie na brzegu. Wyniki okazały się być skromnymi. Budowlane i mieszkalne śmieci, zniszczone falochrony, sprzęt do robót górniczych. Nosiły one oznaczenia „Wykonano w Niemczech”. Dziwnym było to, że nie znaleziono ani jednej łuski od naboju do niemieckiej broni z czasów II Wojny Światowej.

To, że Niemcy spędzili tu niejeden rok było poza jakąkolwiek wątpliwością. Ale kiedy oni zniknęli z Lodowego Kontynentu? Gdzie są mityczne podziemne fabryki produkujący cudowne bronie? Amerykanie natknęli się tylko na wpółrozwalone baraki. Admirał Gerald Catcham nie spotkał tam nikogo poza pingwinami i rozkazał wracać do domu…

Do dziś dnia o ekspedycji adm. Byrda z lat 1946-1947 niewiele wiadomo. Wszelkie dane o przebywaniu grupy wojskowych i naukowców na Ziemi Królowej Maud na początku 1947 roku są nadal utajnione. Najprędzej uczestnicy ekspedycji spotkali się tam z Obcymi, a wszystkie materiały związane z Nimi do dnia dzisiejszego są w USA pod gryfem tajności.

 

CDN.