Jean Sider
W kilku artykułach i książkach
wspomniałem o ciekawym CE3, które miało miejsce w czasie II Wojny Światowej, a
które było udziałem pewnego Francuza. Sam incydent miał miejsce w Polsce – w
okolicach Gdyni-Babie Doły zwanych wtedy Gotenhafen-Hexelgrund. Został on
opisany na łamach „Sfinksa” nr 7/1991, ss. 25-26. O tym CE3, a właściwie
CE-III-A, francuski autor pisze tak:
Nieczęsto zdarza się w
dzisiejszych czasach znaleźć się twarzą w twarz z ludźmi, którzy twierdzą, że
byli świadkami Bliskiego Spotkania Trzeciego Rodzaju – CE3. Jeszcze rzadziej
można uzyskać od nich konkretne fakty i rzeczowe opisy.
Wyjątkowym zbiegiem
okoliczności miałem szczęście spotkać osobę, która opowiedziała mi o wyjątkowym
zdarzeniu, którym teraz podzielę się z Czytelnikami.
Przypadek ten miał miejsce w
Gdyni (wtedy Gotenhafen) w dniu 18.VII.1943 roku. W mojej książce „Ultra Top
Secret” (Axis Mundi, Paryż, 1989) opowiedziałem szczegółowo tą niecodzienną
historię. Przedstawię tutaj obszerne streszczenie, które – mam nadzieję –
zadowoli nawet najbardziej wybrednych.
Podczas przeprowadzonego przez
„Lumières dans la nuit” (LDLN) sondażu dotyczącego możliwości sprzedaży mojej
książki, otrzymałem kartkę od abonenta, który twierdził, że jest ufologiem od…
1943 roku! Tknięty ciekawością myśląc, że mój korespondent się pomylił
skontaktowałem się z nim i następnego dnia odwiedziłem go wraz z przyjacielem.
Pan S. Theau (to pseudonim) urodził się w 1922 roku. W czasie hitlerowskiej
okupacji Francji mieszkał w małej wiosce w Sarthe, kilka kilometrów od Le Mans
(Kraj Loary, departament Sarthe). W 1943 roku władze zmobilizowały klasę 42 do
pracy przymusowej i STO (po polsku skrót STO fonetycznie odpowiada pseudonimowi
S. Theau – uwaga tłum.) znalazł się w obozie w Gdyni, zwanej wtedy Gotenhafen.
Został on przydzielony do
jednej z ekip zajmujących się budową schronów bojowych, co mu nie odpowiadało,
jako że był z zawodu rzeźnikiem. Dopisało mu szczęście – wkrótce dowiedział
się, że pewna rzeźniczka z Exelground – miasteczka położonego niedaleko Gdyni –
poszukuje pomocnika. Od komendanta obozu otrzymał pozwolenie na zmianę miejsca
pracy.
Spotkanie
STO mógł przypomnieć sobie
dokładną datę tego wydarzenia, bo pamiętał, że miało ono miejsce w pierwszą
niedzielę po 14.VII.1943 r., święcie obchodzonym przez Francuzów w obozie. Było
to więc w niedzielę, 18.VII.1943 roku . żeby dostać się do Exelgrund (a
właściwie Hexelgrund) nasz bohater szedł pieszo wzdłuż wybrzeża. Tego
słonecznego popołudnia wchodząc na wydmę zobaczył coś przedziwnego… Na dole
wydmy, wciśnięty między trzy pagórki znajdował się dziwny przedmiot, płaski,
soczewkowaty, koloru szarego matowego aluminium.
Świadek wydarzenia oglądając
przedmiot z góry wydmy nie mógł dokładnie dostrzec jego budowy. Jedna strona
dysku była zagłębiona w piasku i jakaś sylwetka ludzka , przykucnięta obok
niego usiłowała odkopać rękami piasek, który prawdopodobnie uniemożliwiał
jakikolwiek manewr dziwnego statku.
Załogantka
STO tkwił w bezruchu
przekonany, że widzi tajemniczy niemiecki samolot zmuszony do lądowania w
czasie lotu doświadczalnego. Nagle postać odwróciła się w stronę świadka, jakby
wyczuła jego obecność. Osobnik wyprostował się i STO ze zdumieniem stwierdził,
że jest to kobieta… Rzeczywiście miała ona szersze biodra, długie włosy i cały
kobiecy urok – także wyraźnie zarysowany biust.
Kobieta-pilot, wedle słów STO
– ubrana była w strój ściśle przylegający do ciała, nieznany ówczesnej modzie.
Po obejrzeniu filmów „komendanta” Jacquesa
Cousteau z wypraw podmorskich, ów strój załogantki STO porównał do
skafandrów nurków.
Załogantka była blondynką, jej
włosy swobodnie spadały na ramiona. Miała skośne oczy i bardzo jasną cerę.
Musiała mieć 175 cm wzrostu i przewyższała go prawie o głowę. Uczyniła ręką
znak, żeby podszedł bliżej, co też uczynił. Rzucającym się w oczy elementem
stroju był pasek z kwadratową klamrą koloru srebrnego, poza tym nie zauważył
nic szczególnego – żadnych ozdób, guzików, kieszeni, emblematów. Wydawało mu
się, że na nogach miała „kozaczki” do pół łydki. Zwrócił uwagę na dłonie –
długie palce o krótko przyciętych paznokciach. Kobieta odezwała się w nieznanym
mu języku, jednakże z jej gestykulacji wywnioskował, by pomógł jej odkopać
zasypaną część statku. Przyzwyczajony do wykonywania poleceń bez dyskusji – STO
wykonał tę pracę w kilka minut.
Statek
STO miał nieco czasu na
obejrzenie statku. Pojazd nie miał żadnych złącz, nitów, śrub, ani tablic
wskazujących na pochodzenie. Miał ok. 6 m średnicy i 2 m wysokości. Wyglądał,
jak dwa połączone ze sobą brzegami talerze. Część górna była wyposażona w 4 lub
6 okienek w kształcie kwadratów o zaokrąglonych brzegach. Część dolna stała
bezpośrednio na piasku, bez żadnych podpór. Dwa talerze były wyposażone w dwa
pierścienie oddzielone ciemną linią. Nie było żadnego otworu wejściowego, luku
czy trapu.
Odlot
Kiedy STO przestał odkopywać
piasek, kobieta usiłowała mu jeszcze coś przekazać. Wydawała się być
rozdrażniona i wykonywała dziwne gesty – zewnętrzną stroną prawej dłoni
dotknęła piersi świadka, a następnie swojej i wskazywała palcem na niebo.
Następnie dała mu znak, żeby
się cofnął. Znalazł się więc ponownie na szczycie wydmy. Dzięki temu mógł przez
okienko zobaczyć, co się działo wewnątrz statku. Kobieta położyła dłoń na
klamrze i wówczas w dolnej części statku zarysowała się płyta, która najpierw
się cofnęła a następnie przemieściła się w bok. Kobieta weszła do pojazdu
schylając się i płyta wróciła na swe miejsce. Na statku nie pozostał żaden ślad
po otworze.
Przez okienko STO widział, jak
kobieta weszła do środka na czworakach, przykucnęła pośrodku statku, w którego
wnętrzu nie widać było żadnej aparatury. Pojazd zaczął wibrować, a ciemna linia
pomiędzy pierścieniami zaczęła błyszczeć zaś pierścienie wirować w przeciwnych
kierunkach. Statek uniósł się powoli pionowo, następnie przemieścił się poziomo
na północ, przyspieszając tak szybko, że STO oszacował ją na wiele większą od
prędkości ówczesnych myśliwców.
Świadek
STO długo był przekonany, że
miał do czynienia z pilotką Luftwaffe – kpt. Hanną Reitsch – słynną pilotką doświadczalną hitlerowskiego
lotnictwa, której zdjęcia często znajdowały się na okładkach nazistowskich
czasopism. Dopiero pod koniec lat 50., zaczął się zastanawiać, czy nie był
przypadkiem świadkiem Bliskiego Spotkania z NOL-em i jego kobietą-pilotem. (W swej pracy pt.
„Inopłanetianie nad Rossijej” Sol
Szulman podaje interesujący dla nas fakt, a mianowicie że już w 1942 roku
niemiecki inżynier Zimmermann
skonstruował „latający dysk”. Dysk został
przetestowany – wznosił się pionowo i osiągał prędkość do 700 km/h, jednakże
był on niestabilny w locie. Istnieją dokumenty mówiące, że z początkiem 1943
roku, grupa niemieckich konstruktorów pracowała nad latającym aparatem w
kształcie dysku o średnicy 42 m. 17.V.1944 roku aparat wypróbowano i pokazał on
swe doskonałe parametry lotu, o czym doniesiono Hitlerowi. Jednakże sytuacja na
froncie była zbyt niekorzystna dla hitlerowskich Niemiec i w obawie przed
wrogiem zarówno aparat jak i jego plany zostały zniszczone. Sol Szulman
powołuje się na artykuł Charlesa Garrosa
zamieszczony w magazynie „l’Historie” nr 368/1977.)
Rozmawiałem z tym człowiekiem
ponad dwie godziny i w żadnym momencie nie wydał mi się on mitomanem. To
Francuz o bardzo przeciętnym poziomie intelektu, który pracował jako robotnik w
fabryce Renault w Le Mans – gdzie obecnie mieszka. Jego opowiadanie było proste
i bez jakichkolwiek upiększeń czy wychwalania się. Jego bojaźliwy i nieśmiały
charakter uniemożliwiał mu dodawanie sobie – dzięki tej przygodzie – znaczenia
wśród znajomych – wręcz przeciwnie – wolał zachować dyskrecję z obawy
ośmieszenia siebie i członków swej rodziny. Dzisiaj już posunięty w latach
powierzył mi swój sekret, obdarzając mnie swoją przyjaźnią i pozbywając się ciężaru,
jaki miał na swoim sercu. Sprawiał wrażenie człowieka uczciwego i nawet jeśli
odegrał przede mną komedię, to zmarnował karierę niezrównanego aktora…
Moje
3 grosze
Jedna uwaga, a mianowicie - warto wspomnieć,
że w Babich Dołach znajdował się hitlerowski Torpedo und Untersee Waffen
Versuchen Anstallt, w którym pracowało się nad torpedami i innymi broniami
podwodnymi. Do dziś dnia straszą tam ruiny tzw. torpedowni, w których
eksperymentowano nad tą bronią. STO idąc plażą musiał znaleźć się w okolicy
tegoż instytutu i poligonu morskiego. Jak wszystkie inne placówki tego rodzaju
musiał on być silnie strzeżony, więc jak to się stało, że STO znalazł się tam i
nikt go nie zatrzymał? Dziwne.
Poza tym STO mówił, że obiekt ten
odleciał na północ, i jeżeli tak, to musiał przelecieć nad Zatoką Pucką i Kosą
Helską. Ewentualnie NOL mógł polecieć w kierunku północno-zachodnim na poligon lotniczy
SS we Władysławowie (ówczesny Grossendorf), gdzie pracowano nad różnymi
pojazdami powietrznymi w rodzaju Haunebu czy V-7. Ale jak na razie nikt
nie potwierdził takiej obserwacji w tamtych rejonach.
Pozostała jeszcze jedna możliwość –
STO napotkał chrononautkę w pojeździe przemieszczającym się w Czasie. To też
jest równie możliwe, jak spotkanie z Kosmitką.
I jeszcze jedno - zauważmy pewien
drobiazg – porównajmy zachowanie się tej Obcej z zachowaniem seksualnej
partnerki Antonia Villas-Boas. Tak
samo dotknęła jego i swej piersi a następnie wskazała na niebo. Ciekawa zbieżność
zachowania obu kobiet mająca te same źródło – pochodzenie od jakiejś kosmicznej
rasy?
Dziwne to wszystko zważywszy na
późniejsze wydarzenia, które rozegrały się w Gdyni w styczniu czy lutym 1959
roku. W odległości ok. 6 km na południe znajduje się gdyński port, w którym
rozegrały się tajemnicze wydarzenia związane z domniemaną ufokatastrofą, pozostającą
nierozwiązaną zagadką do dziś dnia…
Źródło – „EUROUFON News”, nr
2/1991, Bruksela 1991, ss. 15-17
Przekład z francuskiego – ©Bernadetta
Pyśk