Wybuch Monte Nuovo na Campi di Flegrei. Czy obiekt wylatujący z krateru wulkanu jest... żywym krzemowcem...?
Walerij Kukarienko
Istnieje ruch mający na
celu wymazanie ludzkości z powierzchni Ziemi, którego stronnicy uważają, że
populacja naszego gatunku wyszła spod jakiejkolwiek kontroli i zagraża całemu
życiu na planecie.
Nie ucichają naukowe
spory na temat powstania i rozwoju życia na Ziemi. coraz częściej odzywają się
oświadczenia, że ludzie nie są rezultatem ewolucji naczelnych, ale produktem
działalności cywilizacji kosmicznych. Według najbardziej kontrowersyjnej
wersji, my jesteśmy już to Przybyszami z innego wymiaru świata równoległego,
już to hybrydową rasą złożoną dzięki inżynierii genetycznej z miejscowych
naczelnych i Obcych.
Zmienić metro
Jako argument naukowcy
przytaczają niezwykłych bogów i smutne świadectwa o fizjologicznych różnicach
pierwszych władców dawnych cywilizacji- półbogów. Wśród nich znajdują się
rogaci władcy Chin, dziwni faraonowie egipskiego Starego Państwa i
wężokształtni władcy państw Ameryki. Swoją oryginalna teorię przedstawiał w
1927 roku, członek-korespondent wielu zagranicznych akademii nauk z czasów
przedrewolucyjnych, prof. Michaił
Buranczuk. Swego czasu zaproponowano mu objęcie naukowego kierownictwa
budowy moskiewskiego metro, ale profesor uważał, ze ten ogromny projekt należy
zmienić.
- Głębiny Ziemi są pełne
zagadek i tajemnic i to takich zagadek i tajemnic, że lepiej byłoby dla
Ludzkości, gdyby pozostała ona w niewiedzy – pisał on.
Erupcja wulkanu Copahue, Chile, w 2012 roku
„Prawdziwi mieszkańcy Ziemi” -
- tak zatytułowano list
na 26 stronach maszynopisu, który prof. Buranczuk rozesłał do różnych
instytucji, do organów partyjnych, redakcji akademickich czasopism, centralnych
gazet i innych organizacji, a także do znanych osób ze świecznika: fizyków,
pisarzy, zoologów, wyższym oficerom milicji i azjatyckim pasterzom. W liście tym
przedstawił on szczególną teorię o powstaniu i rozwoju życia na Ziemi ogólnie i
powstania gatunku Homo sapiens sapiens
w szczególności:
- Życie powstało nie w
oceanach Ery Archaicznej, ale zrodziło je gorące wnętrze Ziemi. buszująca tam
energia rozwiązuje ręce Przyrodzie dla najbardziej niecodziennych
eksperymentów. Życie narodziło się w głębinach planety i w głębinach pozostaje…
W oceanach magmy przewyższających powierzchnią i objętością nasze oceany o
tysiące razy, a ilością energii – miliardy razy, na długo przed powstaniem
białkowych ameb, pojawiły się inne istoty żywe. Rolę węgla w strukturze molekuł
powstałych we wnętrzu Ziemi grają atomy krzemu (Si) i germanu (Ge).
Temperatury, przy których „władca Przyrody” by się natychmiast spopielił,
wyparował, są dla istot z magmatycznych oceanów optymalne i komfortowym
środowiskiem, a także są źródłem energii niezbędnym dla ich egzystencji…
Prof. Buranczuk uważał,
że istoty te czasami podnoszą się do powierzchni Ziemi i nawet latają w
powietrzu. Jest to związane z ich cyklem życiowym. I tak np. niektóre owady
przez całe swoje życie pełzają po ziemi, ale ich rytuał godowy odbywa się w
powietrzu. Według jego poglądów:
- Ślady tych stworzeń
powinny być doskonale widoczne na polach, usianych znakami, a także w innych
miejscach uprawiania ziemi. Dlatego też fakt odkrycia koncentrycznych kręgów
czy innych dziwnych figur na powierzchni gleby zrobionych z wygniecionych traw
czy w ogóle pozbawionych wegetacji, wykonanych w niekonwencjonalny sposób,
powinny być odnotowywane, fotografowane także z powietrza i przekazywane mnie
do dalszych analiz… I jeżeli ktoś widział sferoidalne obiekty latające, (my
nazywamy je UFO – przyp. red. „Tajny…”), a na polach kręgi wygniecionej
pszenicy (agroznaki, agrosymbole – przyp. tłum), to właśnie to stanowi
potwierdzenie słuszności mojej teorii.
Widowiskowa erupcja wulkanu Kelut w 2014 roku
Reakcja oponentów
Na początku profesorowi
dano odpór, wskazując na to, że brak jest śladów magmatycznego życia i
twierdząc, ze przy kolosalnych ciśnieniach, wysokich temperaturach i grubości
otaczającej jądro Ziemi materii nic nie może się tam zrodzić i przeżyć. Prof.
Buranczuk porównał osąd oponentów do nartników. One poruszając się na
powierzchni wody sądzą, że tylko ona nadaje się do życia i poprzestają na tej
wierze. Profesor radził oponentom otworzyć oczy i zdjąć blokady z rozumu.
Listy dotarły do
adresatów i los profesora został przypieczętowany. Kompetentne organy
zdecydowały, że profesor ześwirował w wyniku przepracowania. A „świrniętego”
profesora nikt już nie brał na serio. Został on odsunięty od wszelkich prac i
wyprawiono go na emeryturę. Być może nawet o to właśnie mu chodziło. W tych
czasach być uznanym za pomyleńca było bezpieczniej, niż za kogoś mądrego. Trwał
terror Czeki, trwał proces Prompartii, masowo denuncjowano i rozstrzeliwano
„szkodników”. A w czasie budowy metro miały miejsca zagadkowe awarie, tak że
wszystko tam szło bardzo ciężko i złożenie. Profesor uważał, że niewyjaśnione
katastrofy i bezprzyczynowe zapadanie się domów – to są przykłady aktywności
mieszkańców wnętrza Ziemi. Uchodząc spod „opieki” organów, prof. Buranczuk na
początek pojechał do miasta Liwny, a następnie do wsi Kostienki w Woroneżskiej
Guberni, gdzie spokojnie zajął się swoją pracą.
Jednomyśliciele
Tam on zaprzyjaźnił się
z Naffertem – nauczycielem,
myśliwym, wielkim miłośnikiem archeologii oraz znawcą mitów i legend.
Opowiedział on Buranczukowi o opowieściach Bażowa
i podziemnych mieszkańcach Uralu. Profesor zbierał swą kolekcję odłamków
skalnych o niecodziennych, dziwnych kształtach, w których być może były utajone
najprostsze „Istoty Magmatyczne”, jak je on nazywał. Prof. Buranczuk uważał, że
Ludzkość wyszła spod ziemi, a jej kolebką są jaskinie, z których większość jest
dla ludzi niedostępna. Życie w nich nie jest wcale takie prymitywne, i mówi o
tym ogromna większość naskalnych rysunków. Profesor sądził, że istnieją cudowne
podziemne miasta, a ich mieszkańcy władają sztuką przemieszczania się pod
ziemią. Nawet dzisiaj w Tybecie zamieszkują mnisi o wysokich stopniach
magicznych, którzy są w stanie przenikać przez ziemię. Podziemni ludzie udawali
się do jaskiń w celu zamieszkania w nich lub po prostu na pikniki.
Nowe listy profesor
napisał odręcznie i wysłał do kilku osób. W nich było stwierdzenie, że
znalezione w Kostienkach ślady ludzkiej działalności mają ponad 50.000 lat i
należałoby tam przeprowadzić poważne wykopaliska. Dla obserwacji pól w celu
znalezienia śladów Magmatycznych Istot, Buranczuk zbudował montgolfiera - balon na ogrzane powietrze – o oryginalnej
konstrukcji, który mógł długo utrzymywać się w powietrzu. W czasie próbnego lotu
profesor przez długi czas wisiał nad polami, zabrawszy ze sobą aparat
fotograficzny i megafon. Po wylądowaniu, miejscowe władze skonfiskowały mu
balon i przyrządy zapowiadając, że nie wolno latać chorym umysłowo bez
uzyskanego zezwolenia. Jednakże Buranczuk przewidział taką możliwość i wykonane
zdjęcia po prostu zrzucił wcześniej w odpornym kontenerze na spadochronie.
Potem odszukał je i pomogło mu to odnaleźć ślady pobytu i aktywności Istot
Magmatycznych.
Zniknięcie
Profesor często
pozostawał na noc w jaskiniach, gdzie spał owinięty w niedźwiedzią skórę
kupioną od Nafferta. W lecie często ich widywano razem. Pewnego razu profesor
wraz z nauczycielem opuścili się do jaskini Biełoje Sołnce w Diwnogoriu – i tam
zniknęli. Po dwóch dniach do ich poszukiwań włączył się oddział ratowników,
który przyjechał specjalnym pociągiem z Moskwy. Swoimi eksperymentami z balonem
profesor znów zwrócił na siebie uwagę kompetentnych organów (czytaj: KGB –
przyp. tłum.) i szukali go bardzo dokładnie.
Po kilkudniowych poszukiwaniach,
w raporcie ratowników napisano, że ludzie zniknęli bez śladu, „jakby zapadli
się pod ziemię”. Postanowiono zatem, że profesor i nauczyciel zabłądzili w
plątaninie wielu odnóg i korytarzy jaskini, gdzie zmarli z zimna i głodu. Ale
istnieje hipoteza, że prof. Buranczuk szukał i wreszcie znalazł wejście do
podziemnego świata. Ale ta historia ma swój ciąg dalszy do naszych czasów!
Niewiadome istoty
O UFO i agrosymbolach
napisano wiele. Pojawiły się relacje o niesamowitych, niewidzialnych istotach,
które pojawiają się na Ziemi i przenikają pomiędzy nas. Dziwne obiekty
latające, długie i cienkie o cylindrycznej albo cygarokształtnej formie, złapał
na taśmę video w 1994 roku Jose
Eskamilla – producent filmowy, kompozytor, dziennikarz i badacz zjawisk
anomalnych, który nazwał je pręcikami.
Zaczął on badać ten
fenomen w wielu krajach. Tajemnicze obiekty widział on wszędzie. I okazało się,
że mają one wiele różnych kształtów, a ich rozmiary wynoszą od kilkudziesięciu
centymetrów do setek metrów. Ich obecność odnotowano także w wodzie. Poruszając
się z kolosalnymi prędkościami, mogą one przenikać przez materialne obiekty, w
tym ciało człowieka, i błyskawicznie znikać. Stworzenia te zostały sfilmowane
przy okazji kręcenia filmu muzycznego robionego dla kanału Discovery. One jawnie okazują oznaki swego intelektu i nie boja się
obiektywów. Aby je badać, należy wykonać zdjęcia o bardzo małym czasie
naświetlania. W pełnych ciemnościach należy użyć kamer na podczerwień. I kto
wie, czy poza UFO nie mamy do czynienia właśnie z Magmatycznymi Istotami prof.
Buranczuka – z prawdziwymi mieszkańcami Ziemi?
Moje 3 grosze
No właśnie – czy to one właśnie, te istoty nie są prawdziwymi
mieszkańcami mitycznej Agharty? Czytając ten artykuł odniosłem wrażenie, że
jest w nim dla każdego coś miłego: dla badaczy UFO – UFO, dla badaczy
agroznaków – agroznaki, dla badaczy „rodsów” – „pręty”, itd. itp. Nawet
znalazło się coś dla mnie – zaginięcie bez śladu i wieści dwóch uczonych w
uralskiej jaskini – rzecz bliska memu sercu z Tatr, co nawet onegdaj opisałem w
moim „Projekcie Tatry” (Kraków 2002).
Czy istnieją Istoty Magmatyczne? Niewykluczone, wszak co my wiemy o wnętrzu
Ziemi? - tylko tyle, co mówią nam modele teoretyczne i sondowania, a te sięgają
zaledwie kilku kilometrów, bo na przeszkodzie stoją wysokie temperatury i
potworne ciśnienia. Nie jest wykluczone, że rzeczywiście wnętrze naszej planety
zamieszkują istoty, których białko nie zawiera węgla tylko krzem, a ich płynem
ustrojowym nie jest woda jak u nas, ale płynna siarka. To, że takowych nie znaleźliśmy
wcale nie dowodzi, że ich nie ma. Przecież w ogóle ich nie szukaliśmy! Ale takie
istoty raczej nie mogłyby być twórcami agrosymboli i nie przypominałyby „prętów”
czy innych „drutów”. No i nie sądzę, by były w stanie egzystować w naszym
diapazonie temperatur powierzchni Ziemi – od -89,2°C (Stacja Wostok,
Antarktyda) do +56,7°C (Death Valley, USA). Optymalne temperatury istnienia dla
silizoów/krzemowców wynosiłyby jakieś +400°C i wyżej. Idealna dla nich byłaby
Wenus z jej wysokimi temperaturami wynoszącymi +460°C i ciśnieniem na
powierzchni wynoszącym 9,32 MPa. Więc nie musimy się ich obawiać.
No, chyba że byliby w stanie zmieniać swoje środowisko, jak opisali to
Krzysztof Boruń i Andrzej Trepka w „Kosmicznych braciach”
– bo wtedy mielibyśmy z nimi prawdziwie kosmiczny problem… Na zakończenie, na rysunku z jednego z odrodzeniowych dzieł widzimy wybuch wulkanu Monte Nuovo na Polach Flegrejskich pod Neapolem. Rysunek, jak rysunek, ale najciekawszy jest obiekt, który wyleciał z jego krateru. Czy jest to kłąb płomienistych gazów i tefry czy może jest to silikoidalna istota, która wydostała się na powierzchnię Ziemi korzystając z erupcji...?
Tekst i ilustracje – „Tajny
XX wieka” nr 52/2013, ss. 22-23
Przekład z j.
rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©