Flaga SPECNAZ-u GRU
Iwan Barykin
W
1945 roku, radzieccy uczniowie podarowali amerykańskiemu ambasadorowi drewniane
panneau z wyobrażeniem herbu USA. Żaden z nich nie wiedział, że w nim
zamontowano urządzenie podsłuchowe, które pracowało aż do 1953 roku.
To
działo się w latach, kiedy wojskowego potencjału ZSRR obawiano się na całym
świecie. W Głównym Urzędzie Wywiadowczym Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR (GRU) w 1950 roku powołano do
życia Specjalną Grupę Dywersyjno-Rozpoznawczą – SPECNAZ (od słów: SPECjalnoje NAZnaczienie – specjalne
przeznaczenie – przyp. tłum.) Od pierwszego dnia był on utajniony bardziej, niż
prace nad bombami jądrowymi. I do dziś dnia jest to najbardziej tajna formacja
Armii Rosyjskiej. Zadania postawione przed SPECNAZEM GRU i OSNAZEM KGB (OSNAZ
pochodzi od słów: OSObiennoje NAZnaczienie co także oznacza specjalne
przeznaczenie – przyp. tłum.) nie polegają na sile jak w innych służbach
specjalnych, ale na przenikaniu i rozpoznawaniu w obozie potencjalnego
przeciwnika; likwidację środków napadu nuklearnego, prowadzenie operacji
specjalnych na tyłach wroga, poszukiwanie i likwidacja grup
dywersyjno-rozpoznawczych (GDR) nieprzyjaciela w powietrzu, na lądzie, wodzie i
pod wodą (a także w kosmosie – przyp. tłum.), sabotowanie pracy środków
łączności i źródeł energii, likwidacja baz wojskowych i węzłów komunikacyjnych.
Geografia działań SPECNAZU GRU – cały świat.
Jeżeli nie my, to kto?
W
latach 50. i 60., strefą naszych zainteresowań stały się: Afryka, Bliski
Wschód, Azja Południowo-Wschodnia, Europa no i oczywiście USA. Na początku lat
60. SPECNAZ GRU składał się z 10 kadrowych brygad, 5 samodzielnych batalionów i
12 kompanii. Oficerowie szkolili się w Akademii Wojskowej im. Frunzego i w
Wojskowym Instytucie Kijowskiego Uniwersytetu Państwowego, zaś pozostałych w
specjalnych obozach treningowych GRU.
Jak
opowiadał mi w czasie Dnia SPECNAZU GRU (obchodzonego 24 października) jego
weteran płk rez. GRU W. N. Krawczenko (nazwisko
zmienione na życzenie zainteresowanego), żołnierzy szkolono według całego,
pełnego programu. Od pierwszego dnia wbijano im w głowę główną zasadę: JESTEŚ
NAJLEPSZYM ZE WSZYSTKICH. JAK NIE MY, TO KTO?
-
Prawie przez całą dobę strzelasz, biegasz maraton, jak klacz wyścigowa, a w
koszarach poruszasz się jak na terytorium wroga, tak uczył nas dowódca –
opowiadał Wasilij Nikołajewicz. - Każdy kapral czy sierżant może zaminować ci
łóżko, zrobić kipisz, a jeszcze urządzić ci kocówę. To uczy nas myśleć,
słuchać, patrzeć i być cały czas na baczności. Uczą ciebie po snajpersku
strzelania ze wszystkiego co strzela; wirtuozersko prowadzić każdy typ pojazdu
z samolotem, czołgiem i kutrem włącznie. Zrzucają ciebie jak kociaka bez
spadochronu w morze, a ty powinieneś dopłynąć z bronią do brzegu i strzelać do
celów. Nauczą cię pływać pod wodą jak żaba, strzelać z broni specjalnej.
Powinieneś bezszelestnie pojawić się w bazie wojskowej, cicho sprzątnąć
wartowników, podłożyć gdzie nakazano ładunki wybuchowe i zniknąć w nocy. Przez
pół roku szkolenia, wyrastają ci oczy na tyle głowy, pojawia się węch jak u
psa-tropiciela. Śpisz tak czujnie, że budzi cie każdy odgłos. Bez żadnej broni
jesteś w stanie odeprzeć atak grupy nieprzyjaciół przy pomocy rąk, nóg i głowy,
i do tego wszelkie podręczne środki: kamienie, pałki, rozbitą butelkę, kawałek
szkła, gwóźdź, kartę płatniczą… Idziesz do roboty z gotową legendą, podszywasz
się pod rodzimego obywatela tego kraju, którego językiem doskonale władasz, tam
gdzie cie posyłają, a nawet jak złapią, to wytrzymasz każde przesłuchanie mając
na uwadze, że żywym z niego nie wyjdziesz.
Strefa działania – cały świat
Wasilij
Nikołajewicz opowiedział mi, dokąd posyłali SPECNAZ począwszy od lat 60.:
-
To oczywiście Kuba, Angola, Mozambik, Etiopia, Nikaragua, Wietnam,
Czechosłowacja, Afganistan, Czeczenia i jeszcze z dwadzieścia różnych krajów,
które znajdowały się w strefie naszych zainteresowań. Łatwiej jest wymienić
kraje, gdzie naszych nie było. A najbardziej znane operacje SPECNAZ-u? –
pułkownik zastanowił się na chwilę – to likwidacja w Portsmouth brytyjskiego
bojowego nurka Crabbe’a rozpoznającego
układ napędowy radzieckiego krążownika z N.
S. Chruszczowem na pokładzie; przejęcie członków KC KPCz na czele z Dubczekiem w Pradze w 1968 roku czy
zajęcie pałacu prezydenckiego Amina
w Kabulu. A do tego jeszcze rozgromienie tajnego amerykańskiego obozu
szkoleniowego dla dywersantów do Północnego Wietnamu, zaminowanie małymi minami
jądrowymi silosów rakiet balistycznych na północy USA (czyżby to
właśnie były owe UFO obserwowane nad polami startowymi ICBM, o których pisze
m.in. Robert Hastings?! – uwaga
tłum.), uratowanie głowy państwa w czasie puczu wojskowego na Seszelach,
przechwycenie rakietowego systemu plot. Stinger i najnowszych rakiet USA. I
na koniec operacja na pustyni Negev, gdzie znajduje się izraelskie centrum
badań jądrowych.
Izraelski ośrodek badań jądrowych w okolicach miasta Dimona na pustyni Negev
Tajemnica pustyni Negev
- A
może pan opowiedzieć dokładniej o tej ostatniej akcji? – poprosiłem rozmówcę.
Oczywiście
można, przecież upłynęło już 50 lat, zagraniczna prasa pisała o tym nie raz. A
wszystko zaczęło się na początku lat 60., kiedy nasz wywiad dowiedział się o
budowie reaktora jądrowego na Ha-Negew. Do głów ówczesnego izraelskiego
kierownictwa przyszła myśl o nagłej konieczności posiadania broni jądrowej jako
środka powstrzymywania krajów arabskich zamierzających zniszczyć państwo
Izrael. Budowa obiektów reaktora jądrowego i ośrodka atomowego była prowadzona
w całkowitej tajności, w najbardziej oddalonym i zapadłym kącie pustyni Negev.
Centrum to składało się z dziewięciu ośrodków, w tej liczbie podziemna fabryka
litu-6, deuteru, obróbki naturalnego uranu i przygotowaniu paliwa jądrowego. I
jeszcze tam znajdował się podziemny tunel, w którym produkowano pluton oraz
zakład wzbogacania uranu.
Początkowo
centrum było zamaskowane jako fabryka tekstyliów, a kiedy zdemaskowały go
amerykańskie samoloty zwiadowcze, Izraelczycy ogłosili, ze znajduje się tam
kompleks metalurgiczny. Kiedy stało się jasne, że z metalurgią te obiekty nie
mają niczego wspólnego, premierowi Ben
Gurionowi nie pozostało nic innego, jak przyznać, że prowadzone są tam
„zasadnicze badania naukowe nad pokojowym atomem”. Amerykańscy eksperci, którym
zezwolono w 1961 roku na obejrzenie obiektu, nie stwierdzili istnienia
podziemnych fabryk i wydali oświadczenie, że na pustyni Negev została zbudowana
pokojowa elektrownia jądrowa. Inne zdanie miała strona radziecka. Wtedy dla
ZSRR bezpieczeństwo Zjednoczonej Republiki Arabskiej – ZRA, dziś Egipt – nie
było obojętne – wtedy właśnie podpisaliśmy z Egiptem i Syrią traktat o
przyjaźni i współpracy.
Ale
w 1967 roku, kiedy w toku Wojny Sześciodniowej Izraelczycy rozgromili arabskie
wojska i okupowali Synaj oraz wzgórza Golan, w kierownictwie ZSRR powstała myśl
o wymazaniu żydowskiego reaktora jądrowego z powierzchni ziemi punktowym,
precyzyjnym nalotem bombowym. Powstało pytanie: jak naprowadzić samoloty na cel
i zniszczyć podziemne fabryki? Wyjście było tylko jedno: wybrać się na teren
jądrowego centrum i w rejonie reaktora ustawić radiolatarnie naprowadzające. Naprowadzane
przez nie samoloty uzbrojone w pociski rakietowe powietrze-ziemia, mogłyby
przeprowadzić atak przy pomocy skrzydlatych rakiet o dużej mocy rażenia.
Kilkadziesiąt takich rakiet przeniknęłoby pod ziemię na dużą głębokość i ich
głowice eksplodowałyby. Tym sposobem spowodowałyby one w tym miejscu bardzo
silne lokalne trzęsienie ziemi, które zniszczyłoby podziemne instalacje.
Jeden MiG
dla Goldy Meir
Wykonanie
tej operacji powierzono tajnej jednostce GRU w październiku 1973 roku, kiedy to
zaczęła się kolejna wojna Izraela z ZRA. Ale przeniknąć tam się nie udało.
Tylko 150 uczonych sprawdzonych i kontrolowanych przez MOSSAD miało prawo wejść
do podziemnych instalacji Dimony. Poza tym istniał tam także system
elektronicznej identyfikacji linii papilarnych i siatkówki oka. A na dodatek
trzeba było znać konfigurację podziemnych obiektów.
Póki
co, szukano możliwości przeniknięcia pod ziemię, a tymczasem radzieckie
samoloty wykorzystując rozpoczęte właśnie działania wojenne, zaczęły wykonywać
loty zwiadowcze nad centrum atomowym Dimona. Najnowsze MiG-25 latały na wysokościach
niedosiężnych dla OPLot. Izraelczyków. W Tel Awiwie łamano sobie głowy nad tym,
czyje to były samoloty – one były bez jakichkolwiek oznaczeń i nie odpowiadały
na zapytania. Jeden z tych MiG-ów przeleciał nad rezydencją premierki Izraela –
Goldy Meir. Minister obrony gen. Moshe (Mosze) Dajan zatelefonował do niej w
panice – co robić? Ale Golda Meir – którą nie bez powodu nazywano „żelazną damą”
– zadzwoniła do Waszyngtonu, do sekretarza stanu Henry’ego Kissingera lobbującemu interesy Izraela, z prośbą o
pomoc. Otrzymawszy odeń zapewnienie, Meir wydała rozkaz postawienia w stan
alarmu izraelskie siły jądrowe. Wkrótce stało się jasne, że nad Izraelem latają
radzieckie samoloty, startujące z egipskich lotnisk.
Wojna
atomowa wisiała na włosku. Prezydent Egiptu – Anwar Sadat zażądał od strony radzieckiej przeprowadzenia ataku na
reaktor. Ale zwyciężył rozsądek – radzieckie kierownictwo zrezygnowało z ataku
na izraelski reaktor zrozumiawszy, że to stałoby się pretekstem do nuklearnej wojny
światowej. Wszak tylko ostrzał obiektów zwykłymi rakietami mógłby doprowadzić
do wybuchu ładunków jądrowych, zaś radioaktywny fall-out zasypałby nie tylko terytorium Izraela ale także kraje
arabskie i południowe republiki ZSRR. Tak więc przyszło odwołać plany
bombardowania izraelskich instalacji nuklearnych, chociaż ze strony technicznej
ta operacja przebiegłaby z powodzeniem.
Czy Rosjanie zaminowali amerykańskie silosy ICBM?
Jądrowe fugasy pod Seattle
- A
co to za historia z minowaniem amerykańskich silosów ICBM? – zapytałem mojego
rozmówcę.
- Ta
operacja została przedsięwzięta w styczniu 1987 roku na północy USA. 9-osobowa
GDR SPECNAZ-u z jądrowymi fugasami (fugas to improwizowana mina lądowa zrobiona
z każdego dostępnego materiału wybuchowego i zapalnika, zakopana w ziemi i
odpalana ogniowo – za pomocą lontu lub elektrycznie albo na radiosygnał. Istnieją
fugasy chemiczne, wyrzucające przy wybuchu BŚT, fugasy zapalające – uwalniające
przy wybuchu BŚZ czy fugasy jądrowe, których chciano użyć do zaminowania
granicy RFN-NRD w latach Zimnej Wojny – przyp. tłum.) została zdesantowana z okrętu
podwodnego u wybrzeży USA w okolicach Seattle, WA. Legendując się jako
emigranci-uciekinierzy ze Wschodniej Europy, wynajęli oni mikrobus. Nie dojechawszy
do miejsca bazowania ICBM, wysiedli z busa i przesiedli się na kajaki pozorując
zwyczajnych turystów. Podkradłszy się do rakietowych silosów, dywersanci założyli
pierwszy ładunek. Po pewnym czasie zaminowali oni drugi i trzeci silos. Potem spokojnie
odjechali do amerykańsko-meksykańskiej granicy, przekroczyli ją i stamtąd na
wynajętym stateczku przybyli na Kubę. Amerykanie dowiedzieli się o radzieckich
fugasach dopiero po 6 latach w 1993 roku, na fali przyjaźni z ZSRR (wtedy już
Federacją Rosyjską – przyp. tłum.). Amerykańskie służby specjalne bez specjalnego
rozgłosu wydobyły z ziemi dwie „radzieckie niespodzianki”. Ale trzeciego fugasa
nie znaleźli. (!!!)
- A
co robił nasz SPECNAZ na Seszelach?
-
To było w 1983 roku, nasi chłopcy spłatali figla „dzikiej gęsi” (tak nazywa się
żargonowo wyszkolonych wojskowo najemników pracujących dla każdego, kto ich
opłaci – przyp. tłum.) – amerykańskiemu najemnikowi Mike’owi Hoare. On wraz z grupą 50 gardłorzezów spróbował dokonania
puczu wojskowego w celu zmiany na stanowisku prezydenta Seszeli – France-Alberta René’a. Dowiedział się o
tym nasz wywiad i choć Seszele nas nie interesowały, nasi zdecydowali się na
ukaranie Jankesów za ich pakowanie nosa w nieswoje sprawy. Przereklamowanej „gęsi”
przyszło się rejterować ze wstydem.
I już
na koniec płk Krawczenko powiedział:
-
Mówić o innych operacjach SPECNAZ-u, w których uczestniczyłem jeszcze nie mam
prawa. Tak samo jak nigdy i nigdzie nie wymienia się nazwisk SPECNAZ-owców. Ich
życie jest tajemnicą nawet dla ich najbliższych.
Tekst
i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 1-2/2014, ss. 4-5
Przekład
z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©