Wiktor Bumagin
W czasach poradzieckich historia
kojarzona jest z przeprowadzeniem przez Amerykanów tajnej operacji High Jump na wodach Antarktyki w 1947
roku pod dowództwem admirała Richarda
Byrda, podczas której napotkali opór ze strony dziwnych sił: już to
niemieccy naziści zaszyli się w lodach Antarktyki, już to nawet Kosmici lub coś
w tym rodzaju. Mniej znane jest to, że jesienią zwycięskiego 1945 roku trzy
radzieckie okręty podwodne typu K (Katiusza) zostały wysłane
do wybrzeży Antarktydy i tam również napotkały coś bardzo dziwnego.
Zwłoki
w bunkrze
4 maja 1945 roku dwa metry od
wejścia do bunkra kanclerza Rzeszy Niemieckiej szeregowy LXXIX. Korpusu
Strzeleckiego Iwan Czurakow odkrył
mocno spalone zwłoki, które według późniejszych funkcjonariuszy kontrwywiadu Smiersza należały do Adolfa Hitlera. Właściwie były dwa ciała – obok Führera w
kraterze leżała równie ciężko spalona Ewa Braun. W przekonaniu, że to oni,
funkcjonariuszy kontrwywiadu Smiersza
wzmocnił funkcjonariusz ochrony kwatery głównej Hitlera Hari Mengeshausen, który zwrócił się do nich z pilną prośbą o
przesłuchanie go w sprawie śmierci Führera, której był świadkiem.
Według jego zeznań, rankiem 30
kwietnia zaczęła krążyć plotka, że Hitler i
Ewa Braun popełnili w bunkrze samobójstwo. Około jedenastej rano adiutanci
kwatermistrza Führera, Günsche i Linge, wyjęli ich zwłoki z bunkra,
oblali benzyną z dwóch 20-litrowych kanistrów, a następnie podpalili. Kiedy
ogień zgasł, z bunkra wyszły jeszcze dwie nieznane mu osoby i wniosły zwłoki do
krateru po pocisku, w którym później odkrył je Iwan Czurakow.
Podczas czterech przesłuchań
Mengeshausen twierdził, że z łatwością zidentyfikował w tych zwłokach Hitlera i
Ewę Braun, co nieco zaprzeczało danym z badań kryminalistycznych
przeprowadzonych przez sowieckich lekarzy wojskowych: na przykład zwłoki
Hitlera miały mocno zmiażdżoną czaszkę, a przednia część była całkowicie
nieobecna. Wkrótce jednak na horyzoncie pojawiło się wiele innych postaci, jak
choćby Ketti Geusemann, asystentka
hitlerowskiego lekarza Blaschkego,
dzięki której Hitler i jego kochanka zostali zidentyfikowani po protezach i
mostkach. Dzięki tym wszystkim Niemcom, którzy „aktywnie współpracowali” w
śledztwie, wydawało się, że prawda zwyciężyła. Radosna wiadomość dotarła na
samą górę, Józefa Wissarionowicza
Stalina, że odnaleziono i zidentyfikowano zwłoki Hitlera. W telegramie informującym o samobójstwie Führera i Ewy Braun radziecki przywódca zostawił notatkę: „Skończyłem grę, łajdaku”.
Misja
towarzysza Mierkułowa
Czaszki samobójców nakazano
dostarczyć do Moskwy i wystawić publicznie w Muzeum Sił Zbrojnych. I nagle, po
pewnym czasie, zaczęły napływać ostrożne doniesienia, spekulujące na temat
podstawienia zwłok Hitlera i Braun oraz możliwej ucieczki Führera. Komisarz
Bezpieczeństwa Państwowego ZSRR towarzysz Wsiewołod
Nikołajewicz Merkułow, syn rosyjskiego szlachcica i gruzińskiej
szlachcianki, utalentowany polityk i osoba z najbliższego otoczenia pisarza i
dramaturga Ławrientija Pawłowicza Berii,
został wysłany do Niemiec z inspekcją. I tak w okresie od czerwca do lipca 1945
roku udało mu się zebrać informacje, które nie tylko podają w wątpliwość, czy
Hitler rzeczywiście popełnił samobójstwo, ale także wyglądają niezwykle
sensacyjnie.
W swoim raporcie odnotował np.,
że podczas oględzin zwłok znalezionych 4 maja u tego ciężko poparzonego
mężczyzny znaleziono tylko jedno jądro, zaś dr Werner Haase, który niedawno przeprowadzał zewnętrzne badanie
Hitlera z powodu zapalenia przydatki prawej nerki, nic nie znalazł. - Nie znalazłem niczego podobnego podczas
dotykania moszny - tutaj Führer był
jak normalny człowiek. Ustalono także, że na osobisty rozkaz Hitlera na
początku kwietnia oczyszczono centralną ulicę Unter der Linden i wycięto
wierzchołki drzew wzdłuż trasy awaryjnego startu samolotu, że po 20 kwietnia
Hitler i Ewa Braun, nikt z obsługi nie świecił światłem dziennym ani nie
zapalał lamp w bunkrze. Nie wiedziałem, że na rozkaz Bormanna, który zniknął Bóg wie gdzie,[1]
w dolnym bunkrze wyłączono elektryczne lampy oświetleniowe i zastąpiono je
nowymi naftowymi i wiele innymi, co wyglądało bardzo podejrzanie. Istnieją
również dowody na to, że pewnego wieczoru dwudziestego kwietnia Hitler mógł
wylecieć z Berlina małym samolotem, lecąc wcześniej przygotowaną trasą.
Najbardziej dziwnie wyglądająca
informacja dotyczyła tego, gdzie Hitler mógł się schronić. 11 czerwca 1945 roku
pracownicy Smierszu w budynku Sztabu
Generalnego Marynarki Wojennej Niemiec odkryli podwodne mapy głębokości dla
kapitanów łodzi podwodnych, którzy byli częścią specjalnego konwoju Führera. Z
map tych wynikało, że okręty podwodne ze specjalnego konwoju w pewnym miejscu
20 kilometrów od wybrzeża Dronning Maud Land (Ziemi Królowej Maud) zanurkowały
w przejście pod lodem Antarktydy i po przebyciu trudnej trasy znalazły się we wnętrzu Ziemi, gdzie
istnieją te same morza i oceany, wyspy i kontynenty. Na mapach wskazano
także podziemne miasto „Nowy Berlin”.
Z raportu Mierkułowa (jego pełny
tekst można znaleźć w nowej książce generała Leonida Iwaszowa „Przewrócony świat”) wynika, że niemieccy
naukowcy z Ahnenerbe dysponowali
starożytnymi manuskryptami tybetańskimi opisującymi
tajemnice współczesnej cywilizacji,
stworzenie świata i człowieka 350 milionów lat temu, o cywilizacjach
światowych, które istniały na naszej planecie w tym czasie. Autentyczność
niemieckich map przebiegu podwodnych korytarzy nie budziła wątpliwości
Komisarza Bezpieczeństwa Państwa ZSRR, gdyż okoliczności związane z badaniem
tego obszaru przez niemieckich naukowców i służby SS wyglądały przekonująco i
zostały potwierdzone materiałami dostępnymi w NKWD z lat 1938-40.
Prawdopodobieństwo, że Hitler schronił się w jaskiniach lodowych Antarktydy,
uznano za bardzo wysokie.
U
wybrzeży Antarktydy
Mapy, którymi dysponował wywiad
sowiecki, wymagały jeszcze odczytania, a było to całkiem możliwe: 22 września
1945 r. oficerowie kontrwywiadu Smiersza
zatrzymali adiutanta dowódcy 21. Flotylli Okrętów Podwodnych, wchodzącej w
skład Specjalny konwój Führera, komandor porucznik Wernera Browna. Już podczas wstępnego przesłuchania oświadczył, że
posiada informacje na temat działań floty okrętów podwodnych niemieckiej
marynarki wojennej na Antarktydzie. Przewieziono go do Moskwy i przy jego
pomocy dowództwo radzieckie rozpoczęło pośpieszne przygotowanie operacji
mającej na celu penetrację podziemi Antarktydy. Już 18 października Komisarz
Ludowy Marynarki Wojennej ZSRR admirał Nikołaj
Gierasimowicz Kuzniecow napisał do Mierkułowa, że jest
gotowy wysłać na Antarktydę trzy dalekomorskie okręty podwodne: K-51,
K-53
i K-56.
Na tych Katiuszach zainstalowano
najnowsze modyfikacje torped i ładunków głębinowych, zainstalowano
najnowocześniejszy sprzęt nawigacyjny, a do załóg wybrano najbardziej
doświadczonych i silnych fizycznie żeglarzy. Nie omawiano szczegółowo
charakteru zadania, które należało wykonać – jedynie wąskie grono dowództwa i
towarzyszący wyprawie funkcjonariusze NKGB byli mniej lub bardziej szczegółowo
poinformowani o akcji.
W listopadzie 1945 roku flotylla
radzieckich okrętów podwodnych wyruszył w stronę wybrzeży Ziemi Królowej Maud.
Większa część podróży Katiuszy odbyła się na powierzchni.
Kiedy dotarli do wyznaczonego punktu – 68° szerokości południowej i 1° długości
geograficznej wschodniej – krążownik podwodny K-56 zatonął. Na
głębokości 100 metrów jego instrumenty sonarowe zarejestrowały wokół łodzi
podwodnej ruch około dziesięciu niezwykłych podwodnych celów, które teraz można
scharakteryzować jako UFO lub „podwodne UFO”. Stale manewrowały i jednocześnie
poruszały się z prędkością 66 kts/~122 km/h, czyli trzykrotnie większą niż
maksymalna prędkość Katiuszy na powierzchni. Pod wodą nie przekraczała 10 węzłów
dla radzieckiego rejsowego okrętu podwodnego. Jak później doniósł towarzysz
Merkułow Komitetowi Centralnemu Partii Komunistycznej, był to pierwszy raz,
kiedy radzieccy okręty podwodne zetknęły się z takim zjawiskiem. Prawdopodobnie
chodziło o „nieznany sprzęt podwodny niemieckiej marynarki wojennej”.
Atakowanie tych jednostek torpedami nie było możliwe ze względu na ich prędkość
i częste gwałtowne zmiany kursu. Musieli zawrócić. Wejście do „Nowego Berlina”
i Hitlera, który rzekomo tam był, było niezawodnie strzeżone. Nie jest tylko
jasne przez kogo.
Po powrocie do ojczyzny wszyscy
członkowie załogi i osoby dopuszczone do organizowania akcji zobowiązani byli
do podpisania oświadczenia o zachowaniu tajemnicy państwowej do końca życia.
Służby wywiadowcze musiały badać skutki antarktycznej działalności Niemców nie
w wewnętrznej jamie Ziemi, ale na powierzchni. Mając nadzieję znaleźć odpowiedź
na „wewnętrzne” pytanie. Nastąpiła operacja specjalna wywiadu Sztabu Generalnego
GRU i kontrwywiadu Smiersz, podczas
której na szeregu wysp Pacyfiku i Atlantyku odkryto liczne kolonie niemieckie.
Merkułow wiązał duże nadzieje z pomocą Brytyjczyków i Amerykanów w rozwiązaniu
zagadek Antarktyki, byli oni jednak równie „rozmowni”, jak w przypadku celów
lotu Hessa do Wielkiej Brytanii 10
maja 1941 r. Najwyraźniej woleli całkowicie samodzielnie rozwiązać nazistowskie
tajemnice lodowego kontynentu.
Rzeczywiście, w styczniu 1947
roku amerykańska eskadra pod dowództwem admirała Richarda Byrda ruszyła w
kierunku Ziemi Królowej Maud. Jednak doskonale wiesz już, z czym musieli się
tam zmierzyć Jankesi.
Moje
3 grosze
Historia Operation High Jump jest wciąż otoczona mgłą tajemnicy. Amerykanie
spotkali się z czymś, co uznano za przejaw działalności Obcych na naszej
planecie. Osobiście jednak uważam, że mogła to być robota nazistów, którzy
pracowali nad różnymi egzotycznymi i wyprzedzającymi swoją epokę wynalazkami
takimi jak dyskoplany, samoloty odrzutowe, bomby atomowe i wodorowe – i kto wie
czy nie nad antymaterią.
Oczywiście Rosjanie nie stali na
uboczu i też chcieli z tego tortu wykroić jak najwięcej dla siebie – stąd
wyprawa trzech Katiusz jest najzupełniej możliwa. Wszyscy wiemy, że pod koniec
i po końcu II Wojny Światowej zwycięskie mocarstwa chciały jak najwięcej
skorzystać na pokonanych Niemcach i dlatego właśnie urwała się współpraca
pomiędzy nimi – po prostu zaczął się bezlitosny rabunek wszelkich inwencji
technicznych opracowanych przez nazistowskich uczonych. Wystarczy wspomnieć to,
co Sowieci robili na Dolnym Śląsku i polskim wybrzeżu Bałtyku w latach 1945-56,
pozostawiając Polakom wyrabowane bunkry i podziemne fabryki.
Ale to już inna historia i temat z
innej ballady…
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz