Pluton - do niedawna ostatnia granica Układu Słonecznego
Pojawiły się kolejne rewelacje
na temat Dziewiątej Planety naszego Układu Słonecznego. Po zdegradowaniu
Plutona do rzędu planet karłowatych, wciąż trwają poszukiwania dużej planety za
jego orbitą. Ten legendarny Transpluton miałby znajdować się w tak dużej
odległości od Słońca, że namierzenie go przy pomocy naszej aparatury sprawia
skrajne trudności i tylko obserwacje mniejszych ciał z peryferii Układu
Słonecznego są w stanie udowodnić jego obecność. Ostatnio pojawiły się kolejne
spekulacje na ten temat…
Odkryliśmy dziwną planetoidę, która wskazuje na istnienie
tajemniczej Planety X
Planetoida 2015 TG387 krąży
wokół Słońca po orbicie daleko za Plutonem. Astronomowie uważają ją za
przesłankę świadczącą o tym, że jesteśmy już blisko odkrycia Planety X.
Za odkryciem
stoją astronomowie z waszyngtońskiego Carnegie Institution for Science,
Uniwersytetu w Północnej Arizonie oraz Uniwersytetu Hawajskiego. 2015 TG387,
nazywana też Goblin, krąży
po orbicie w odległości 80 jednostek astronomicznych od Słońca (Pluton - 34
AU), co oznacza, że w tej chwili znajduje się aż 80 razy dalej od naszej
dziennej gwiazdy, niż Ziemia od Słońca.
Obserwacje
tej fascynującej kosmicznej skały pokazują, że ma ona średnicę ok. 300
kilometrów, więc można ją uznać za planetę karłowatą. Okrąża ona Słońce po
bardzo spłaszczonej orbicie. Zajmuje jej to ok. 40 tysięcy lat. Zbliża się ona
do Słońca na odległość ok. 65 AU.
Orbita Goblina w porównaniu z orbitami Sedny i obiektu 2012 VP113
Orbity najdalszych TNO wskazują na to, że w Obłoku Oorta znajduje się jakaś nieodkryta planeta...
To bardzo
ciekawa sytuacja, bo zarówno słynna Sedna, jak i 2012 VP113, nie
znajdują się tak blisko, bo jest to odpowiednio 76 AU i 80 AU. Co niezwykłe, w
najdalszym punkcie swojej orbity znajduje się ona aż 2300 jednostek
astronomicznych. Wówczas przemierza otchłań Wewnętrznego Obłoku Oorta, co
bardzo fascynuje astronomów..
Przestrzeń
jest ta dla nas jedną wielką zagadką. Wpływ Słońca na znajdujące się tam
obiekty jest niewielki, a mimo to poruszają się one. Naukowców ciekawi, co
determinuje ten fakt. Dlatego wciąż pojawia się hipoteza wpływu Planety X na
zjawiska zachodzące w Obłoku Oorta.
Astronomowie
po raz pierwszy dostrzegli 2015 TG387 w 2015
roku. Odkryli ją dzięki pracy 8-metrowego teleskopu Subaru na Hawajach.
Jednak wówczas mieli szczątkowe informacje na jej temat. Nowe badania,
prowadzone przez ostatnie lata z pomocą teleskopu Magellana, pozwoliły ustalić
dokładną orbitę planetoidy.
Planetoida
jest efektem ubocznym poszukiwań Planety X, ale jej orbita i innych obiektów
przez nas odkrytych, wskazują, że mogą być one kształtowane siłami
grawitacyjnymi jakiejś większej planety. Astronomowie uważają, że może być ona
kilka razy większa od Ziemi.[1]
Widzę to tak: mówimy o takich
odległościach, które światło przemierza już godzinami, więc dostrzeżenie z
Ziemi takiej planety – nawet jeżeli jest ona 10 razy większa od Ziemi – jest po
prostu bardzo, ale to bardzo trudne. Poza tym wcale nie jest powiedziane, że ta
planeta orbituje wokół Słońca, bo mogła to być jedna z dużych „planet
wędrownych”, które poruszają się w przestrzeni kosmicznej poza Układem i tylko
od czasu do czasu wchodzą w obszary Obłoku Oorta powodując zmianę orbit
znajdujących się tam obiektów. Planeta ta pojawiła się jakiś czas temu i teraz
już oddala się od Układu Słonecznego, zaś zakłócone przez nią grawitacyjnie
bryły materii krążą po nowych orbitach. Hipotezę tą przedstawił Daniel Laskowski w opowiadaniu pt. „Daeghtine”
prezentowanym w odcinkach na stronie https://daniel-laskowski.blogspot.com/2018/10/opowiadania-wakacyjne-203.html.
Zakłada on, że wszystkie lub niemal
wszystkie Wielkie Wymierania są efektem takich właśnie pasaży wędrownych planet
poprzez lub w bezpośrednim sąsiedztwie Układu Słonecznego.
Oczywiście może to być
Dziewiąta Planeta, ale gdyby była to planeta układowa, to dałoby się ją już
dawniej wypatrzyć czy złapać na klisze fotograficzne. Jej blask jest słaby dla
nieuzbrojonego oka, ale przecież fotografujemy niebo w wielu zakresach
promieniowania elektromagnetycznego, więc np. w podczerwieni planeta taka musiałaby
się ujawnić jako obiekt cieplejszy od otaczającej ją przestrzeni. Uważam więc,
że Planeta #9 – o ile w ogóle istnieje – na pewno została uchwycona na klisze i
kwestią jest tylko ich przejrzenie i zidentyfikowanie. Ogromna to praca, ale od
tego mamy przecież komputery.
Najnowszy medialny straszak - asteroid 2015 TB145 "latająca czacha"
A teraz coś z naszego pobliża.
Media straszą nas bliskimi przejściami czy wręcz kolizjami z asteroidami takimi
jak „latająca czacha” 2015 TB145, która
11.XI.2018 roku ma przelecieć blisko Ziemi. Straszono nas różnymi, że wspomnę
tylko ostatnie: 2012 TC4, 2017 SX17, BENNU, 2018 SP1 czy 1999 FN53 i poza
straszeniem naiwnych i podniesieniem oglądalności panikarskich stron w
Internecie nie było niczego. Nawet nie dało się zaobserwować tych obiektów z
powodu niewielkich rozmiarów i małego albedo. „Latająca czacha” już jest
postrzegana jako nasza Nemezis i różni wróżbici i jasnowidze zaczynają swój
koncert krakania „ach - co to będzie!”.
A co to ma wspólnego z Planetą
#9? O ile takowa istnieje i jej masa równa się 10 mas Ziemi, to musi mieć wpływ
na ciała Obłoku Oorta, a zatem musielibyśmy być pod ciągłym obstrzałem ciał z
tego obszaru. Musiałoby to być permanentne bombardowanie wnętrza Układu
Słonecznego. Tymczasem czegoś takiego nie obserwujemy – komety, asteroidy i
centaury od czasu do czasu pokazują się w okolicy naszej planety i to wszystko.
Wprawdzie od czasu do czasu któraś w nas trafi, ale nie zdarza się to zbyt
często… czyli albo Planeta nr 9 jest bardzo, bardzo odległa, albo wędrowna.
Jest jeszcze jeden aspekt tej
sprawy. Niewykluczone jest, że Dziewiąta Planeta porusza się na granicy Obłoku
Oorta należącego do Układu Słonecznego i analogicznego tworu należącego do
układu gwiezdnego słońc Tolimana (Alfy Centaura). Taka planeta poruszałaby się
po ósemkowej orbicie raz wokół Słońca, a raz wokół Tolimana A, B i C (Proximy).
Udowodnione jest, że epizody wymierań na Ziemi powtarzają się cyklicznie co 32-36
mln lat. Oznaczałoby to, że Planeta X przebywa odległość 2 x 4,37 lat
świetlnych właśnie w tym czasie! Oczywiście jest to zwariowana hipoteza, boż
nie ma żadnego dowodu (poza wymieraniami) na to, że tak właśnie jest. Będzie to
można rozstrzygnąć dopiero w czasie ustanowienia interstellarnej komunikacji z
okolicznymi układami planetarnymi – a do tego jest jeszcze daleko – całe lata
świetlne…
A zatem – to wszystko jest
dopiero przed nami!
[1]
Źródło: GeekWeek.pl/Carnegie Institution for Science / Fot. Roberto Molar
Candanosa/Scott Sheppard/Carnegie Institution for Science