Powered By Blogger

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Zagadka Slavkovskiego Szczytu


Widok na Slavkovsky Stit

Jedną z najciekawszych tatrzańskich zagadek wszechczasów jest wydarzenie, które rozegrało się w południe dnia 6.VIII.1662 roku w dzisiejszych słowackich Tatrach Wysokich. Jak pisze dr Jacek Kolbuszewski w swej książce:

Dzień 6 sierpnia 1662 roku na długo pozostał w pamięci mieszkańców północnej części Słowacji. Tego bowiem dnia ziemia nagle zadrżała – trzęsienie było tak silne, że nie tylko zarysowały się ściany domów w Lewoczy, Kieżmarku i Spiskiej Nowej Wsi, ale nawet zapadały się (zasobne w szlachetne trunki!) piwnice. Ci zaś, których oczy w momencie trzęsienia zwrócone były w stronę Tatr, mogli na własne oczy dostrzec, jak wali się w gruzy cały wierzchołek Sławkowskiego Szczytu, jak skalna lawina miażdży lasy, jak nad górami tworzy się wielka, czarna chmura. Obdarzeni zaś największą spostrzegawczością widzieli sprawcę całego incydentu – ogromnego smoka, lecącego wysoko nad Tatrami. Wydarzenie to upamiętnił Gaszpar Hain, kronikarz miasta Lewoczy, człowiek opanowany i rozsądny, imponujący dociekliwością umysłu. Oto bowiem ustalił on bezbłędnie, że smok wybrał sobie na leże tak zwany Hochwald czyli okolice dzisiejszej wsi Štrba. Tam jednakże – niestety – nie ma już żadnych po owym smoku śladów, chcąc się zatem dowiedzieć czegoś o jego wyglądzie, znowu zawierzyć musimy dawnym podaniom. (…)

Ale mimo istnienia tak skutecznych metod, pozwalających na zmniejszanie pogłowia smoków, jeszcze sto lat temu górale twierdzili, że „smok zawsze przynajmniej jeden w Tatrach być musi”![1]

Tyle prof. Kolbuszewski. W Wikipedii sprawę tajemnicy Sławkowskiego Szczytu ujęto tak:

W przeszłości Sławkowski Szczyt był uważany za najwyższy szczyt w Tatrach. Twierdzono też, że szczyt miał rozpaść się 6 (lub 9) sierpnia 1662 na skutek gigantycznego obrywu spowodowanego długotrwałymi opadami i być może lokalnym trzęsieniem ziemi, przez co wierzchołek straciłby ok. 300 m. Śladem obrywów skalnych miały być rumowiska na stokach góry. Hipoteza ta nie została jednak potwierdzona przez badania naukowe.

W kronikach już 1664 r. (25 lipca – taką datę przyjęto na znajdującej się na szczycie tablicy pamiątkowej 350-lecia zdobycia szczytu – lub 16 lipca) odnotowano pierwsze wejście na szczyt Georga Buchholtza z towarzyszami i przewodnikami, do których należeli Martinus Jani, Martinus Veisser i nieznany przewodnik. Kilku innych towarzyszy nie dotarło wówczas do szczytu. Było to pierwsze zdobycie tatrzańskiego wierzchołka, wymienione wraz z jego nazwą w pisanych źródłach. Opis znalazł się dopiero po 100 latach w tekście „Besteigung der Schlagendorfer Spitze” (1774). Drugie potwierdzone wejście należy do Stanisława Staszica (12 sierpnia 1805 r.). Zimą jako pierwszy na szczycie był Eduard Blásy z przewodnikiem J. Gellhofem 15 stycznia 1873 r.
Nazwa szczytu pochodzi od spiskiej wsi Wielki Sławków. Szlak turystyczny na szczyt wybudował w latach 1901–1908, w znacznej części własnym kosztem, Maximilian Weisz. Wykonana przy tej trasie platforma widokowa na krawędzi Sławkowskiego Grzebienia nazywana jest „Maksymilianką”. Panorama widokowa ze Sławkowskiego Szczytu jest bogata, szczególnie dobrze prezentuje się stąd Dolina Staroleśna i jej otoczenie, widoczne są stąd niemal wszystkie (liczne) Staroleśne Stawy. Bogata jest też flora w piętrze turniowym.[2]


Dla nas najważniejszy jest pierwszy akapit. Chodzi o to, że szczyt Sławkowskiego rozleciał się w skalne bałwany wskutek jakiegoś kataklizmu. Idąc tym śladem postawiłem hipotezę, że chodziło tutaj o jakieś zjawisko kosmiczne – spadek meteorytu lecącego mniej więcej z kierunku NE na SW. Rzeczony meteoroid trafił w szczyt Sławkoskiego Szczytu rujnując go i zmniejszając o jakieś 200-300 m do aktualnej wysokości 2452 m n.p.m. Gdyby nie ten tajemniczy wypadek – Sławkowski Szczyt wznosiłby się dzisiaj na jakieś 2700 m i byłby de facto najwyższym szczytem Tatr Wysokich, przypominam bowiem, że Gerlach mierzy jedynie 2655 m n.p.m.!

Czy mógł to być meteoroid? Mógł. Jak to wyglądało mogliśmy widzieć w dniu 15.II.2013 roku nad Czelabińskiem w Rosji. Energia jego wybuchu w atmosferze wynosiła 0,5 Mt TNT. Na szczęście eksplodował on na wysokości 29.700 m n.p.m., dzięki czemu miasto i jego mieszkańcy wyszli niemal bez szwanku, jeżeli nie liczyć rozbitych szyb i zranionych ich odłamkami ludzi… Meteoryt lecąc zostawił na niebie dwie smugi dymu, które wyglądały niezwykle spektakularnie.

Jeżeli idzie o Sławkowski Szczyt, to mogło być coś podobnego. Niestety, jego szczątków nie znaleziono, a przecież nie mogły ulec anihilacji. Nie znaleziono także śladów impaktu: kwarcu szokowego, śladów wysokiej temperatury na skałach, itd. itp. Nawet gdyby to był jakiś megakriometeoryt, to pozostawiłby ślady wtopionego w lód pyłu kosmicznego, a tych też nie znaleziono, ale czy ich szukano? Tego niestety nie wiem.

Niezwykle ciekawą hipotezę postawił polski fotografik Lesław Obłój na stronach swego bloga, który polecam. Stawia on tam hipotezę, że w dniu 6 lub 9 sierpnia 1662 roku na Spiszu doszło do potężnej powodzi opadowej. Wskutek ogromnego opadu deszczu doszło do osunięcia się szczytu Sławkoskiego Szczytu i w rezultacie doszło do wszystkich opisywanych przez kronikarzy zjawisk. Pisze on, że:

W opracowaniu Wiesława Siarzewskiego (naukowca z TPN - geomorfologa, taternika i speleologa) „Śmiertelny oddech smoka” Tatry 3/2005 pojawiają się rozbieżności co do daty i godziny trzęsienia ziemi. Różne są daty w zależności od cytowanego źródła. Trzęsienie ziemi miało by nastąpić o 11 wieczorem i to nie 6 sierpnia a 9 sierpnia. (Czy to tylko błąd piśmienniczy wynikający z symetrii 6 i 9, czy coś więcej ?) Autor podaje ją za „Historią szkoły Pijarów prowincji polskiej od roku 1642 do roku 1686”. Co ciekawe wspomniana „Historia szkoły Pijarów ...” potwierdza zawalenie się Sławkowskiego Szczytu w wyniku wspomnianego trzęsienia ziemi. Ponoć było na to świadectwo naocznych świadków. Nic mi o tych świadkach nie wiadomo. Ale kroniki klasztorne ze swej natury powinny być wiarygodnym źródłem informacji. Słynna Szkoła Pijarów mieściła się w Podolińcu, to w linii prostej nieco poniżej 30 km od Sławkowskiego Szczytu, ale w stosunku do wspomnianej góry kąt widzenia z Podolińca jest niekorzystny. A na pewno inny niż z Lewoczy. Więc jeśli rozpatrujemy to w kontekście zawalenia się wierzchołka góry raczej powinno chodzić o sam wierzchołek i to w ujęciu spektakularnym. Dlatego iż było by to obserwowane i z Lewoczy i z Podolińca. Nie jest jednak powiedziane iż obserwacji dokonywano z Podolińca, więc znów nie można z całą pewnością wywodzić stąd daleko idących wniosków. Wspomniana kronika sugeruje także możliwą inną przyczynę zawalenia się szczytu. Mianowicie powódź - katastrofę o niespotykanej skali. Wątek powodzi potwierdza także Kronika Miasta Lewoczy, a ściślej niemal współczesne wydanie, czy może raczej jej opracowanie dokonane przez Jeromosa Bala: J. Baremos, J. Forster, A. Kauffmann, „Löcsei krönikäja” (Kronika Miasta Lewoczy), Levoca 1910-1913. Pozwolę sobie przytoczyć tłumaczenie z powyższego oryginału dokonane przez Wiesława Siarzewskiego zamieszczone we wspomnianym powyżej artykule „Śmiertelny oddech smoka”:

„5 sierpnia pomiędzy godziną 12 a pierwszą w południe, przyszła gwałtowna burza w czasie której zwalił się aż do podstawy narożnik wieży kościelnej. [...] Później przyszedł deszcz ulewny i woda zalała wszystko, co nie wydarzyło się jeszcze za ludzkiej pamięci (6 sierpnia w nocy). W innych miejscowościach i w okolicy miasta znikły nie tylko ogrody z drzewami, folwarki i domki garbarskie, ale także ogrody warzywne i pola orne, tak że nie można było rozeznać, gdzie się przed powodzią znajdowały. Strat w okolicach miasta (nie mówiąc o Kiezmarku i innych miejscowościach), nie dałoby się wyrównać kwotą kilku tysięcy florenów. I co najważniejsze, że w Górach Śnieżnych [Wysokich Tatrach] było tak wielkie trzęsienie ziemi, że olbrzymia skała lub raczej góra stoczyła się i upadla, rozbijając się otworzyła nowe wielkie jezioro wypełnione wodą.

W powyższym opisie nie ma podanej ani daty ani godziny trzęsienia ziemi. Zastanawia tylko zbieżność godziny zawalenia się wieży kościelnej (w powyższym tekście) z godziną zawalenia się Sławkowskiego Szczytu u Jesenský’ego. Trudno określić czy jest to nieporozumienie czy przypadek, albo też dopowiedzenie wynikające z przeprowadzonego rozumowania, które wcale nie musi być poprawne i prowadzić do wniosków zgodnych z rzeczywistością. Może to sugerować też iż albo Jesenský (współautor „Tajemnicy Księżycowej Jaskini”) studiował inną kopię Kroniki Lewoczy albo w odmienny sposób przetłumaczył niemieckojęzyczny tekst Baremosa, Forstera, Kauffmanna. Nie znajduję tu również wzmianki o Sławkowskim Szczycie, co wyraźnie podkreślił Kolbuszewski („Skarby Króla Gregoriusa”) jak i wspomniana powyżej „Historia szkoły pijarów ...”. Nie wiem czy w tekście studiowanym przez W. Siarzewskiego brak takiej informacji w ogóle czy tylko brak jej w ustępie który został przytoczony (to z całą pewnością). Rozważając jednak praktycznie, cóż mogłaby Hajna obchodzić jakaś góra w Tatrach ledwo widoczna z Lewoczy skoro za oknem rozgrywał się kataklizm, naznaczony wieloma setkami ofiar w ludziach i tysiącami florenów w dobytku. Takie humanitarne podejście nie powinno dziwić. Bowiem i tak biorąc pod uwagę siłę kataklizmu i ogrom zniszczeń, zaś nade wszystko wielość dramatów ludzkich było co opisywać! Gdyby zamiast tego kronikarz rozpisywał się o dalekiej górze zamiast o swoich sąsiadach mógłby być posądzony o znieczulicę i małostkowość. Należy pamiętać także iż inny wtedy był stosunek ludzi do przyrody a gór w szczególności, a sam Hain raczej nie był szczególnym znawcą ani miłośnikiem Tatr. Podał więc chyba dodatkową sensacyjną informację podkreślającą siłę żywiołu, który miał moc zniszczyć nawet Góry Śnieżne. 



I dalej autor dochodzi do interesującego wniosku, iż:


Moim zdaniem z przytoczonych opisów można wyekstrahować następujące hipotetyczne przyczyny zawalenia się szczytu: osuwisko gruntu, trzęsienie ziemi, upadek, tudzież eksplozję jakiegoś obiektu kosmicznego – takiego jak np. nad Syberią znanego pod nazwą meteorytu Tunguskiego. Możliwa jest także kompilacja przyczyn. Na przyczynę kosmiczną górskiej katastrofy którą się tu zajmuję mógłby wskazywać wątek czarnej chmury i smoka. Z drugiej strony trzęsienie ziemi mogło by być spowodowane falą uderzeniową powstałą w wyniku wspomnianej eksplozji, czy także osunięcia się ziemi. Możliwe więc że opisywane wstrząsy były skutkiem zawalenia się góry nie zaś przyczyną. Upadkom meteorytów bardzo często towarzyszą spektakularne efekty wizualne – stąd nie dziwi wyobrażenie smoka, gdyby dodano ognistego smoka też by nie było powodów do zdziwienia. Cała literatura traktująca o tym zjawisku jest pełna tego typu opisów, np. w książce „Tajemnice kamieni z nieba” Marek Żbik podaje wiele obrazów katastrof kosmicznych rozgrywających się nad głowami ziemian, które można z powodzeniem wziąć za pojawienie się smoka. Południowe godziny zdarzenia mogą trochę komplikować sprawę. Bo w jasnym świetle dnia takiego ”smoka” za pewne trudniej dostrzec. Z drugiej strony mógł być pochmurny dzień albo impaktowi, czy wybuchowi towarzyszyły bardzo jasne efekty świetlne. Kolbuszewski pisze iż smoka mogli dostrzec obdarzeni największą spostrzegawczością to dobrze się wpisuje w cały kontekst i niejako uwiarygodnia całą sprawę. Jeśli jednak wszystko to działo się w ulewnym deszczu gdzie nie widać było raczej szczytu sprawa wydaje się mniej wiarygodna. Przy czym deszcz mógł ustać – wtedy widoczność mogła się poprawić. Jeśli zaś jak podaje „Historia szkoły pijarów ...” zawalenie nastąpiło w nocy wówczas smok – meteor mógł być widoczny w całej okazałości. Wariantów może być więcej, trzeba podkreślić iż opisy którymi dysponuję nie pozwalają na jednoznaczne określenie warunków obserwacji w chwili zdarzenia. Trzeba ponadto wiedzieć iż w XVII wieku nie zdawano sobie spawy z natury zjawiska jakim jest upadek meteorytu. Owszem obserwowano takie fenomeny ale interpretowano je jako zjawisko meteorologiczne, nie zaś kosmiczne. Ba cóż pisać o XVII wieku. Osobiście znam przekaz dotyczący upadku meteorytu z początku XX wieku, w jednej z podrzeszowskich wsi. Świadek który notabene pokazywał odkopany przez siebie ów meteoryt, nazywał go po prostu piorunem.[3]


Cóż, oczywiście jako że od opisywanego wydarzenia upłynęło już  357 lat, nie mamy szans na ustalenie jego przebiegu. Widzimy tylko efekty jego działania, na podstawie których możemy stawiać mniej czy bardziej udane teorie i hipotezy. W zasadzie zgadzam się z autorem, jednakowoż wysuwam pewne obiekcje, a mianowicie:

·        Trzęsienie ziemi – trudno przyjąć, że miałoby ono miejsce na tak ograniczonym obszarze Tatr Wysokich, że jego główna siła uderzyła tylko w Sławkowski Szczyt, a pozostałe były nietknięte. W przeszłości zdarzały się tutaj silne trzęsienia ziemi związane z Pienińskim Pasem Skałkowym, ale także i z epizodami tektonicznymi w Austrii, i innych krajach[4];
·        Osuwisko poopadowe – rzecz jest możliwa, ale musiałyby znaleźć się ślady wielkiej powodzi w tym rejonie Tatr. Niestety, zostały one zapewne zatarte przez czas i czynniki atmosferyczne. Jesteśmy w tym przypadku skazani na nieprecyzyjne opisy kronikarskie;
·        Superburza i związane z nią tornado plus uderzenia piorunów. Wedle opisów widziano nad Tatrami chmurę, która przesłaniała ich widok. Ale dlaczego uszkodzony został tylko Sławkowski Szczyt? Oto jest pytanie - chyba dlatego, że był najwyższym na tym terenie;
·        Hipoteza impaktowa – w zasadzie możliwa, bo wskazują na nią opisy tajemniczego smoka jakoby widzianego w czasie i po całym incydencie. Być może był to meteoryt lub kriometeoryt (meteoryt zbudowany z lodu) i …
·        …UFO-katastrofa. Podaję to tylko dla porządku, bo wykluczyć się tego na 100% nie da. Może nie było to UFO, jakie znamy, ale jakaś pozostałość z Atomowej Wojny Bogów-Astronautów rozegranej na Ziemi i w kosmosie kilkanaście tysięcy lat temu, o czym wspominają religie całego świata. Pisałem już o tym w jednym z apendyksów opracowania „Projekt Tatry”.[5]  


Tak czy inaczej, rozwiązania tej zagadki nie ma do dziś dnia i obawiam się, że póki nie wykona się dokładnych badań pod kątem potwierdzenia bądź zanegowania tychże hipotez, to nigdy nie dowiemy się prawdy…  

Zdjęcia - Wikipedia