Jelizawieta Nikitina
To było w 1971 roku, kiedy
skończyłam 18 lat. Pracowałam wtedy jako krawcowa. Nasza brygada składała się z
10 osób: starsza kobieta brygadzistka, 6 kobiet w sile wieku i z nas – trzech
dziewczyn.
Rytuał
zgodnie z zasadami
Przed świętem Chrztu Pańskiego,
brygadzistka umówiła się z nami na wróżby. Zdecydowałyśmy się spotkać całą
brygadą w nocy 18/19 stycznia. U jednej z dziewczyn rodzice wyjechali gdzieś na
urlop i poprosili o pilnowanie domu. I tam właśnie postanowiłyśmy powróżyć
sobie przy pomocy luster.
Objaśniono nam, że rytuał należy
przeprowadzić w całkowitym milczeniu. Nasza brygadzistka wzięła od swej
szwagierki srebrną obrączkę ślubną. My przygotowałyśmy cienki, bez rysunku,
naczynie z wodą, dwie świece i dwa lustra. Zebrałyśmy się o jedenastej
wieczorem. Ubrałyśmy się w białe nocne koszule, rozpuściłyśmy włosy i włożywszy
płaszcze poszłyśmy do studni po wodę, a potem zaczerpnęłyśmy wody (dla wróżby
można było to uczynić tylko raz). Nalałyśmy jej do naczynia postawiliśmy na
stole naprzeciwko siebie dwa duże zwierciadła. Zgasiłyśmy światło, zapaliłyśmy
świece ustawiając je tak, żeby ich blask odbijał się w zwierciadłach tworząc
świetlny korytarz. Włożyłyśmy obrączkę do naczynia z wodą i postawiliśmy je
pomiędzy świecami. Usiadłyśmy do luster po kolei – od najstarszej do
najmłodszej. Mnie jako najmłodszej przyszło wróżyć jako ostatniej.
Na
gładzi wody
Trzeba powiedzieć, że sytuacja z
lekka uciążliwa, jakaś nieziemska. A do tego w czyimś obcym, ciemnym domu było
nam jakoś strasznie. Ale jak już raz się na to zdecydowałyśmy, to nie wypadało
się cofać – kiedy znów zbierzemy się razem? Dogadałyśmy się, że będziemy
siedzieć przed zwierciadłami po 15-20 minut, skoncentrowane, starając się jak
najmniej mrugać, patrzeć potem niczego nie omawiając, przesiąść się na sofę
ustępując miejsca następnej.
Kiedy przyszła moja kolej, zaczęłam
ze zdenerwowaniem wpatrywać się w zwierciadło. Już nie odczuwałam strachu, ale
nocna pora, cisza i ciemność zrobiły swoje, zachciało mi się spać. I oto w
zwierciadle (a może we śnie) widzę taki obraz. Jestem na środku wielkiego
jeziora (takie jezioro znajduje się u nas za miastem) i stoję twardo na
gładkiej powierzchni wody i patrzę na przeciwległy brzeg. Dzień jest letni,
słoneczny. Na brzegu widzę chłopca, wysokiego wzrostu, jego oczy i twarz jest
tak blisko, jakby stał obok mnie. Wpatrywałam się uważnie w niego, a on we
mnie. Od tego spojrzenia nie sposób było się oderwać czy uciec. Chłopak miał
kędzierzawe włosy, miał na sobie cienki beżowy sweterek i ciemne spodnie z
cienkim, zielonym paskiem.
Nie
zwróciłam uwagi
Rankiem opowiedziałyśmy sobie,
kto co widział, pośmiałyśmy się i życie pobiegło dalej swoim torem, u każdej po
swojemu.
W następnym roku wyjechałam uczyć
się do drugiego miasta i te wróżby zostały całkiem zapomniane.
Minęły dwa lata. Powróciłam z
uczelni i znów pracowałam w zakładzie jako krajcza damskiej odzieży. Pewnego razu
koleżanka odeszła z pracy na czas jakiś i poprosiła mnie, bym przejęła jej
stanowisko pracy. Zgodziłam się. Do mnie podszedł chłopak lat 20-23 od którego
przyjęłam zamówienie na spodnie, ale nie zwróciłam nań uwagi.
Po pewnym czasie tenże chłopak przyszedł
do atelier wraz ze swym bratem. Oni zamówili zimowe palto u tej samej
krawcowej, którą ja kiedyś zastępowałam.
Pomógł
płaszcz z brakiem
Mogłabym wcześniej nie spotkać
tego chłopaka, gdyby nie to, że jego palto miało pewną niedoróbkę.
Chłopak i jego brat otrzymawszy
płaszcz zaczęli się żołądkować, a ja przyszłam na pomoc koleżance i przekonałam
ich, że tą wadę można usunąć. Naraz przyjrzałam się temu chłopakowi – i omal
nie udławiłam się swoimi słowami… miał na sobie beżowy sweter i ciemne spodnie
z zielonym paskiem. Włosy kędzierzawe. To był dokładnie ten sam chłopak, którego
widziałam w lustrze w czasie tego wróżenia!
Nie miałam pojęcia, jak
powiedzieć mu, że widziałam go w zwierciadle. Ale po kilku dniach on sam
przyszedł do mnie odprowadzić mnie z pracy. Tak zaczęła się nasza przyjaźń, a
po roku zdecydowaliśmy się pobrać – i jesteśmy razem już 40 lat.
Po tym dziewczyńskim wróżeniu
jestem przekonana, że zwierciadła są związane z innym światem.
Moje
3 grosze
To oczywiste, że tak właśnie jest! Od dawna
ludzie uważali lustra za okna do innych światów. Przypomnijmy eksperymenty dr. Johna Dee – Deviusa z tzw. glassami, w których widział on inne
istoty posługujące się językiem enocheńskim. Nie zapominajmy też o naszym
słynnym magu imć Janie Wawrzyńcu
Twardowskim, którego zwierciadło znajduje się ponćo w Węgrowie. Ale
czy naprawdę lustra zapewniają łączność z innymi światami?
Nie sądzę. Mamy tutaj do czynienia ze
zjawiskiem autohipnozy. Zauważmy – ciemność, nastrój pełen tajemniczości, blask
świec, jakieś narkotyki, czasami nagość… - to wszystko wpływa na psychikę
młodego człowieka, a jeżeli jeszcze ma on jakieś predyspozycje PSI, to efekt
murowany. Tak właśnie być mogło w przypadku autorki. I wbrew zdrowemu
rozsądkowi – rzecz jest całkowicie wytłumaczalna. Inna sprawa to te
predyspozycje do podwójnego widzenia. Są one bardzo rzadkie, ale istnieją
realnie. Jedną ze zbrodni chrześcijaństwa jest tępienie wszelkich „widzących”, „leczących”
i innych ludzi o nadzwyczajnych właściwościach, które to odziedziczyliśmy w
dalekiej przeszłości, a które znów należałoby rozwijać wbrew poglądom najrozmaitszych
ortodoksów, wsteczników i hamulców postępu.
Jednakże tutaj należy przestrzec ludzi
przed najrozmaitszymi oszustami i hochsztaplerami żerujących na ludzkim
strachu, niewiedzy i łatwowierności, którzy wzbogacają się ich kosztem. I tak
należałoby spojrzeć na ten problem.
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
39/2018, s. 24
Przekład z rosyjskiego i komentarz
- ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz