Anastazja Babanowskaja
W roku 2014, pracownikom z Aix-Marseille
University we Francji, udało się ożywić znalezione w syberyjskiej tundrze
wirusy ospy, które miały ponad 30.000 lat. Na szczęście ten patogen poraża
tylko ameby. Ale sam fakt tego, że mikroorganizmy chorobotwórcze mogą tak długo
zachować zdolność do życia powoduje, że uczeni biją na alarm: niekontrolowane
istnienie wirusów i bakterii niebezpiecznych infekcji jest realne. A to
oznacza, że choroby, z którymi Ludzkość już się uporała, mogą przyjść do nas
znowu.
Niebezpieczne
zabawki
Bakterie pojawiły się ponad 3,5
mld lat temu, są to jednokomórkowe organizmy, które rozmnażają się przez
podział. Prędkość takiego procesu jest wprost niewiarygodna: w sprzyjających
warunkach potomstwo jednej pałeczki Escherichia
coli za dobę mogłoby stanowić piramidę o podstawie 2 km² i o wysokości 1
km!
Bakterie mogą być szkodliwe –
chorobotwórcze, neutralne i pożyteczne (tworzące florę bakteryjną jelit). Ich
komórki mają grube ścianki i posiadają właściwości ochronne.
Prace przeprowadzone na Buffalo
State University, (Buffalo, NY) wykazały, że wiele gatunków bakterii
chorobotwórczych zachowuje zdolność do życia przez długi czas, niż to się
sądziło wcześniej. W szczególności uważano, że przetrwalniki pneumokoków
(wywołują zakażenie dróg oddechowych) i streptokoków (wywołują infekcje jamy
ustnej i przełyku) początkowo giną wewnątrz organizmu. Ale na zabawkach z
przedszkoli zostały znalezione chorobotwórcze szkodliwe mikroby, których wiek wynosił
kilka miesięcy (badania przeprowadzono po letnich wakacjach, ludzie długo nie
kontaktowali się z zabawkami).
Uczeni doszli do wniosku, że te
bakterie ewoluowały i zaczęły wytwarzać ochronne ścianki komórkowe, dzięki
którym mogą przez długi czas przebywać w niesprzyjającym środowisku. Dostawszy
się do żywego organizmu (w celach doświadczalnych posłużono się laboratoryjnymi
myszami) one aktywnie się rozmnażają i wywołują infekcje.
Jeszcze większe niebezpieczeństwo
przedstawiają sobą patogeny takich strasznych chorób jak dżuma i cholera. Te
bakterie wytwarzają tzw. spory, kiedy komórka wskutek niesprzyjających warunków
traci wodę, zmniejsza swą objętość i wytwarza grubą ściankę komórki. Spory
bakterii są w stanie wytrzymać ogromne skoki temperatury (nawet trzygodzinne
gotowanie w wodzie) i mogą czekać na swój czas przez tysiąclecia – żeby potem
przeniknąć do organizmu człowieka czy zwierzęcia i doprowadzić do choroby.
Jedyna skuteczna metoda walki z nimi to promieniowanie UVC[1],
które zabija właściwie wszystkie chorobotwórcze patogeny.[2]
W odróżnieniu od bakterii –
wirusy nie maja budowy komórkowej – i na odwrót, są one wewnątrzkomórkowymi
pasożytami. Wcześniej panował pogląd, że w organizmie mogą one istnieć jedynie
przez krótki okres czasu. Ale współczesne badania wykazały, że niektóre wirusy
też są w stanie tworzyć zewnętrzną otoczkę i podobnie jak bakterie „zapadać w
sen” na długi okres czasu.
Medalion
z pałeczkami gruźlicy
W praktyce lekarskiej znane jest
wiele wydarzeń, kiedy przyczyną zachorowań ludzi są bakterie i wirusy, które
czekały na to bardzo długo.
Amerykanka Alice King zamieszkała w mieście Ripley (ME, USA) dostała w spadku
po babci kolekcję wachlarzy i kapeluszy. Z jednym z nich pojawiła się ona na
balu dobroczynnym. Następnego dnia kobieta zachorowała i lekarze postawili
diagnozę – cholera. Wachlarz ze strusich piór kiedyś tam był przywieziony z
Egiptu i patogeny tej choroby ukrywały się w jego piórach przez 76 lat!
Mieszkaniec miasta Ilo (Peru) Ramon Sanchez na swej posesji znalazł
dawną mogiłę Inków. W kamiennym sarkofagu znajdowała się mumia ze złotym
medalionem na szyi. Sanchez oczyścił znalezisko i zaczął go nosić. Po pewnym
czasie u mężczyzny stwierdzono gruźlicę. Ramonowi przyszło opowiedzieć o swym
odkryciu i grób zbadali uczeni. W skórze
i wnętrznościach mumii znajdowały się prątki Kocha, a właściwie ich
przetrwalniki, które „ożyły” po upływie tysięcy lat.
W Los Angeles (CA, USA) pewien
miłośnik antyków, którego nazwiska nie podano ze względu na tajemnicę lekarską,
nabył stare łóżko z czasów Ludwika XIII
i zachorował na nieznaną współczesnej medycynie formę grypy. Okazało się, że w
meblu zachowały się wirusy z XVII wieku!
Udało
się zapobiec epidemii
Dzięki dokumentom, które zostały
dopuszczone do powszechnej wiadomości stało się wiadomym, że w 2001 roku
półtoramilionowe miasto Nowosybirsk cudem uniknął epidemii wąglika. Dzięki
anomalnie wysokim temperaturom w tundrze roztajała wielka warstwa wiecznej
marzłoci, a razem z tym „ożyły” bakterie, które od dawien dawna dostały się do
gleby wraz z fekaliami zarażonych nimi zwierząt. Patogeny przeniknęły do
organizmów reniferów, a od zwierząt zarażali się ludzie. Zginęło około 2000
reniferów, 93 osoby hospitalizowano ale 2 zmarły.
Kierujący Laboratorium
Wirusologii, Państwowego Uniwersytetu Nowosybirskiego, członek-korespondent RAN Siergiej Nietiesow później skomentował
to zdarzenie w prasie.
On powiedział, że pałeczki
syberyjskiego wąglika w czasie wielu lat zachowują zdolność do życia w
sprzyjających warunkach. Najważniejsze, to nie kontaktować się z chorymi
zwierzętami, a jeżeli do tego już doszło, to należy przejść cały kurs leczenia.
Do większości diagnostycznych zdarzeń zakażenia wąglikiem doszło w wyniku
dzielenia tuszy zwierzęcia, a 99% zakażeń wyleczono poprzez użycie antybiotyków.
W Nowosybirsku i całym obwodzie
skontrolowano rynki, gdzie ujawniono mięso z zakażonych reniferów i
odseparowano ludzi, którzy mogli się z nimi kontaktować.
Epidemii udało się zapobiec.
Dwiema ofiarami został 12-letni chłopiec i jego babcia, oboje byli członkami
jednego z narodów Północy, które zgodnie z ich obyczajami jedli pieczeń na
surowo i pili krew zarażonego renifera. Pozostali pacjenci ze skórną odmianą
wąglika przeszli kurs leczenia z wynikiem pozytywnym.
Bakterie wąglika syberyjskiego
mogą przeżyć nie tylko w glebie, po której kiedyś tam chodziły zakażone
zwierzęta. W tym samym 2001 roku, pewien mieszkaniec Szkocji kolekcjonujący
bębny, przywiózł z Afryki kilkanaście egzemplarzy do swych zbiorów. W grubo
obrobionej skórze instrumentów znajdowały się bakterie syberyjskiego wąglika (w
Afryce ta choroba też się trafia), a później trafiły do płuc kolekcjonera.
Szkota wyleczyli, ale ten przypadek wywołał popłoch na całym świecie.
Aktualnie każdy, kto pracuje w
rosyjskiej tundrze, powinien raz na dwa lata przejść szczepienie przeciwko
syberyjskiemu wąglikowi. Szczepienie chroni przed ryzykiem złapania bakterii od
dużych zwierząt. Niestety, przedstawiciele rdzennej ludności Syberii usiłują
uniknąć szczepień i zakażają w ten sposób swoje renifery.[3]
„Pomoc”
wojsk ONZ
Jaskrawym przykładem „ożywienia”
bakterii są lokalne pojawy cholery. Zaczyna się od tego, że dawne cmentarze, na
których chowano ofiary chorób były rozmywane przez podziemne wody. Patogeny
potem przedostają się do podziemnych cieków, skąd piją wodę ludzie i zwierzęta.
Cholera - to niebezpieczna dla
ludzi infekcja systemu jelitowego. Do początku XIX wieku ona istniała tylko w
Indiach i na południu Azji i uznawano ją za lokalną chorobę. Ale potem
brytyjscy kolonizatorzy rozwlekli ją na cały świat. Aktualnie choroba ta nie ma
szerokiego zasięgu występowania i istnieje w postaci niewielkich ognisk
chorobowych w kilku regionach planety.
W 2010 roku, epidemia cholery
nieoczekiwanie wybuchła na Haiti. Przed tym nieszczęściem na tej wyspie miało
miejsce silne trzęsienie ziemi.[4]
Na pomoc poszkodowanym Haitańczykom wysłano kontyngent wojsk ONZ, w skład
którego wchodzili także przedstawiciele Nepalu. I to właśnie oni zawlekli na
Haiti cholerę.
Rok wcześniej, w Nepalu miał
miejsce pojaw tej choroby, która odebrała życie 200 osobom (zachorowało tam
ponad 22.000 ludzi). Przyczyną masowych zachorowań stało się „ożywienie”
bakterii i przedostanie się ich do wodociągów.
Epidemiolodzy WHO ustalili, że
pojawienie się Vibrio cholerae na
Haiti zbiegło się w nepalskim pojawem tej choroby. Przez trzęsienie ziemi a
potem uderzenie huraganu Thomas wielu mieszkańców
wyspiarskiego państewka musiało mieszkać bez dostępu do kanalizacji i czystej
wody pitnej. W rezultacie w 2012 roku na cholerę zapadło ponad 600.000 ludzi, z
czego 7000 zmarło.
Choroby nie dało się zwyciężyć
całkowicie – i jej pojawienia się wciąż mają miejsce w naszych czasach.
Całkowita liczba ofiar na Haiti wynosi już ponad 10.000 ludzi.
W kwietniu 2015 roku potężne
trzęsienie ziemi wydarzyło się w samym Nepalu. Krajowi zagrażała nowa epidemia
cholery – ale na szczęście dzięki międzynarodowej pomocy udało się jej uniknąć.
W wielu zakątkach kuli ziemskiej
„śpiące” bakterie, w śród których mogą znajdować się patogeny nieznanych a niebezpiecznych
chorób, czekają na swój czas. I trzeba być gotowym na danie im odporu.
Źródło: „Siekrietnyje archiwy” nr
6/2018, ss. 34-35
[1]
Promieniowanie nadfioletowe w zakresie 250-280 nm.
[2] Nie
tylko bakterie i wirusy, ale spory i zarodniki grzybów.
[3]
Na terenie ZSRR po zakończeniu wojny rozwijana była broń biologiczna, także
zawierająca jako ładunek laseczki wąglika. Prace badawczo-produkcyjne w
wojskowej fabryce broni B, działającej w programie „Biopreparat” w Swierdłowsku
spowodowały w 1979 roku zakażenie ludności cywilnej (Katastrofa w Swierdłowsku;
według nieoficjalnych danych zachorowało 79 osób, z czego zmarło 68). U 77
chorych wystąpiła płucna postać tej choroby (u 66 nastąpiło zejście
śmiertelne). Innym ośrodkiem produkcji broni biologicznej z wykorzystaniem
laseczek wąglika był Stiepnogorsk w Kazachstanie. Sama produkcja jest trudna,
wymaga dużej wiedzy i przede wszystkim odpowiedniego sprzętu. Ośrodek badań nad
bronią B i tajny poligon znajdował się także na wyspie Wozrożdienia jeziora
Aralskiego – na N 45°9’1” – E 059°18’59” – został on porzucony po
rozpadzie ZSRR i obecnie jest tam tylko miasto-widmo. Badano tam m.in. także
wąglika… (Wikipedia)
[4]
Trzęsienie ziemi na Haiti (2010) – trzęsienie ziemi o M7.0, którego epicentrum
znajdowało się w odległości ok. 25 km od Port-au-Prince na Haiti. Główny
wstrząs nastąpił 12 stycznia 2010 o godz. 16.53 EDT. (Wikipedia)