W swoim artykule Jan Stradowski podaje, że odtajniono
dane o niezwykłym zdarzeniu. W 2014 r. w atmosferze Ziemi spłonął obiekt spoza
Układu Słonecznego! Dowództwo Kosmiczne Stanów Zjednoczonych przyznało, że w
2014 r. na niebie nad Papuą-Nową Gwineą pojawił się obiekt pozaukładowy. To
meteoryt półmetrowej średnicy, który pochodził spoza Układu Słonecznego.
Jak dotąd jednym z dwóch znanych
obiektów 1I/‘Oumuamua, który pojawił się niedawno, sławę zawdzięcza dwóm
cechom. Pierwszą jest jej ogromna prędkość, większa niż wynikałaby z działania
sił grawitacyjnych. Obserwacje wykazały, że obiekt ten porusza się z szybkością
93 tys. km/h (~25,83 km/s) i cały czas przyspiesza. Przyspieszanie uważa się za
skutek stałego wyrzucania z niej gazu i pyłu.
Drugą dziwną cechą, jaką ma ten
obiekt spoza Układu Słonecznego, jest jego nietypowy kształt. Przypomina
wydłużone i spłaszczone cygaro. Czy to przypadek? Prof. Abraham Loeb, astrofizyk z Harvardu, spekulował publicznie, że
‘Oumuamua może być wrakiem statku kosmicznego zbudowanego przez pozaziemskie
cywilizacje. Kometą zainteresował się nawet instytut SETI. Jednak obserwacje
nie wykazały niczego, co sugerowałoby, że mogłaby być tworem sztucznym.
W rekordach CNEOS, które
przejrzał Amir Siraj był tam zapis o
meteorycie, który 8 stycznia 2014 r. został zaobserwowany nad wyspą Manus, S
02°04’ – E 146°54’. Siraj spostrzegł, że miał on nadzwyczaj dużą prędkość.
Oszacowano ją na ok. 209 tys. km/h (~58,06 km/s). Oczywiście dane te były
utajnione z wiadomych względów.
Rozpoczęła się kilkuletnia walka
biurokratyczna o odtajnienie danych. Ostatecznie jednak USSC oficjalnie
przyznało, że w 2014 r. nad Ziemią spłonął półmetrowy meteoryt pozaukładowego
pochodzenia. Prof. Loeb planuje wyprawę w celu znalezienia tego meteorytu lub
jego szczątków.
Moje
3 grosze
Byłoby cudownie dopaść wreszcie jakiś
okruch materii spoza Układu Słonecznego. Artykuł ten jest z 2022 roku. Jak
dotąd wyprawy nie zorganizowano i meteorytu nie odnaleziono. Trudno się dziwić,
nie zapominajmy, że chodzi o ogromny obszar Pacyfiku o głębokości 1000 - 2000 m
i więcej. Technicznie rzecz nie jest łatwa – przypominam jak trudne były
poszukiwania malajskiego Boeinga-777 zaginionego w 2014 roku…
Poza tym kwestia rozmiarów.
Inkryminowany obiekt 1I/‘Oumuamua ma jakieś 400 m długości, zaś Meteoryt
Papua-Nowa Gwinea tylko 0,5 m średnicy.
Kolejna kwestia – jego prędkość
wtargnięcia w atmosferę naszej planety. Wynosiła ona 58 km/s z ułamkiem.
Rzeczywiście, dość wysoka zważywszy fakt, że średnia prędkość skał z nieba
wynosi około 30-40 km/s. Ale prędkość ta wcale nie jest najwyższa, bo jeszcze szybszymi
są:
v θ-Centaurydy
(60 km/s),
v η-Akwarydy (66
km/s),
v τ-Cetydy (66
km/s),
v τ-Akwarydy (63
km/s),
v Lipcowe
Pegazydy (70 km/s),
v Perseidy (59
km/s),
v π-Erydanidy (59
km/s),
v Aurygidy (66
km/s),
v Wrześniowe
Perseidy (64 km/s),
v δ-Aurygidy (64
km/s),
v ε-Geminidy (71
km/s),
v Orionidy (66
km/s),
v Leo Minorydy
(62 km/s),
v Leonidy (71
km/s),
v α-Monocerydy
(60 km/s),
v σ-Hydrydy (58
km/s),
v Coma
Berenicydy (60 km/s).
Jak widać, jest tego trochę. A do tego
można by doliczyć meteoryty z roju Antyhelion, których średnia prędkość wynosi
wprawdzie 30 km/s, ale mogą się trafić jakieś szybsze bryły… Tak czy owak, przy
takiej prędkości meteor mógłby się rozlecieć już w górnych warstwach atmosfery
i rozproszyć na dużej powierzchni Ziemi. No chyba że…
Chyba że jest to jakiś fragment tzw.
ciemnej materii, która wcale nie musi być tą hipotetyczną, mityczną ciemną
materią, ale zwyczajną – tyle że zbudowaną z superciężkich pierwiastków z tzw.
Drugiej i Trzeciej Wyspy Stabilności – o Z > 110, tzn. mających powyżej 110
protonów w jądrze i więcej. Teoretycznie takie pierwiastki są możliwe, aliści
nikt ich jeszcze nie widział, ale z kolei badanie gęstości niektórych asteroid
– np. (33) Polihymnia wskazuje na to, że znajdują się tam pierwiastki o
gęstości większej niż gęstość osmu, a zatem być może będące z Wysp Stabilności.
Takie pierwiastki mogą powstać w czasie kolizji gwiazd neutronowych albo na
samym początku istnienia Wszechświata, bądź innych wszechświatów, który
przybyły do naszego. Tego nie możemy wykluczyć.
I jeszcze jeden przypadek, który
należałoby dodać do sprawy istnienia na Ziemi obiektów pozaukładowych. Jest to
sprawa tzw. Meteorytu Grenlandzkiego.
Pisałem o nim tak:
Inną,
niemniej frapującą ciekawostką był Meteoryt
Grenlandzki, który spadł na Ziemię w dniu 7 lub 9 grudnia 1997 roku na
Grenlandię. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że energia tego
impaktu wyniosła około 20-25 kt TNT - czyli więcej, niż energia wybuchu bomby
atomowej Little Boy, która zamieniła w perzynę Hiroszimę. Najciekawszym
jest jednak to, że informacje tą zdjęto ze światowego serwisu informacyjnego
PAP w ciągu 2 godzin! - tak, że podał ją jedynie nasz „Super Express” piórem
red. Ewy Jabłońskiej. Potem w jednym
z pism ukazał się artykuł na temat poszukiwań tego właśnie meteorytu na
Grenlandii, ale którego - ponoć - nie znaleziono. To dziwne, ale powinien
pozostać jakiś ślad impaktu na lodowym pancerzu Grenlandii - jednak go nie
było, ergo albo meteoryt eksplodował w powietrzu, jak Tunguski Meteoryt, albo
nie był to żaden meteoryt, albo był to jakiś satelita wojskowy Rosjan,
Amerykanów czy Chińczyków, a może nawet Atlantydów?... na razie to sprawa z
„Archiwum X” i nie widać rozwiązania.
Pan Roman Rzepka jest zdania, że 9 grudnia
1997 roku na Grenlandię w okolicy miejscowości Nuuk (d. Godthåb), na N 64°20’ –
W 054°30’, spadł meteoryt, który poruszał się z niezwykłą prędkością w
atmosferze Ziemi - aż 56 km/s (znów!!!). Wychodzi więc na to, że meteoryt ten pochodził
z głębin Galaktyki! Szczątków meteorytu nie znaleziono – podobno… i to właśnie
było argumentem „pro” dla ortodoksyjnych uczonych twierdzących, że takich meteorytów po prostu
nie ma… - bo nie mają one prawa przedostać się w głąb Układu Słonecznego.
Uczonego, który pracował w renomowanym Instytucie im. Nielsa Bohra w Kopenhadze
– dr. Larsa Lindberga Christiansena
za wygłoszenie poglądu o tym, że to był meteoryt pozaukładowy, po prostu
zwolniono z pracy w trybie natychmiastowym…
Jak
dotąd, to sprawa Meteorytu
Grenlandzkiego jest otwarta. Podejrzewam, że został on jednak znaleziony i
podzielił los wszystkich niewygodnych ortodoksyjnej nauce artefaktów w rodzaju
„sześcianu Gurtla” czy „kuli z Żabna” - został zniszczony lub kiśnie gdzieś na
dnie piwnicy Instytutu Nielsa Bohra albo jakiejś amerykańskiej bazy lotniczej…
Na
szczęście są jeszcze prawdziwi uczeni, którzy może je znajdą?
No właśnie. A ja chciałbym jeszcze
powrócić do mojego pomysłu, który ukazał się parę lat temu na łamach „Meteorytu”.
Chodziło mi o to, że niejeden meteoryt mógłby być znaleziony… na hałdach
pokopalnianych n a Śląsku czy Lubelszczyźnie, słowem tam, gdzie coś się
wydobywa spod ziemi. przecież wiek Ziemi wynosi te 4,5 mld lat, zaś wiek
pokładów węgla sięga Karbonu, a zatem przez ten czas mogło zlecieć z nieba
nawet kilka tysięcy meteorytów. Wystarczy po prostu przeszukać odrzuty z urobku
i znalazłoby się niejedno… Kto wie, czy nie znalazłyby się meteoryty z
superciężkich pierwiastków? Myślę, że warto byłoby poszukać.
Na podstawie: Vice.com, Science Alert, arxiv.org.