František Kovár
A oto ciąg dalszy dziwnych i
tajemniczych wydarzeń na Trybeczu, o których traktuje książka moich przyjaciół
na ten właśnie temat. Przypadki zamieszczam jedynie w hasłowej formie, bo cały
przypadek „Zagadkowy Trybecz”, będzie upubliczniony wkrótce w innej formie.
Historia
21.
- Byłem na Vrchhorze, podobno tam „wodzi” (łatwo się tam zgubić i mieć problemy
z orientacją). Coś podobnego przydarzyło mi się. Kiedy opowiedziałem to kilku
znajomym, dowiedziałem się, że niektórzy z nich mieli podobne doświadczenia.
Historia
22.
- Byłem w Tribeczu kilka razy, z czego około 4-5 razy miałem nieprzyjemne
doświadczenia. Doświadczyłem miejsca, w którym panował rodzaj zniekształconego
krajobrazu. Do tego poczucie, że powinienem iść prosto, ale tak, jakbym chodził
po okręgu, z tym, że niektóre miejsca się powtarzały.
Historia
23. -
Moi rodzice wracali z wycieczki, widzieli już wyjście z lasu, kiedy moją mamę
ogarnął taki niepokój, że nie mogła zrobić kroku dalej i powiedziała ojcu, żeby
nie szedł tą drogą. W końcu obeszli całą okolicę i wyszli z lasu w innym
miejscu.
Historia
24.
- A teraz coś ekstra. Rosyjscy agenci. Ta historia jest ciekawa, bo mówi się,
że znajdują się tam też jakieś obiekty stanowiące tajemnicę państwową
(prawdopodobnie pod ziemią). Nie wiem, co to znaczyło, to było ponad 10 lat
temu. Poszedłem do jednego miejsca na grzyby. Zauważyłem zaparkowany w gęstych
krzakach samochód Łada Niva, tablica rejestracyjna była w alfabecie
(prawdopodobnie rosyjskim), stała tam prawie 3 tygodnie. Potem widziałem go
zaparkowanego kilkadziesiąt metrów dalej w innym miejscu, też tam stał jakieś
2-3 tygodnie.
[Kto wie, czy nie byli to jacyś
„turyści” z GRU czy innej służby Federacji Rosyjskiej, którzy być może
dowiedziawszy się o dziwnych wydarzeniach na Tribeczu mieli za zadanie je
zbadać? Wcale a wcale by mnie to nie zdziwiło…]
Historia
25.
- Pewnego razu we wsi Lovce zaginął mały 5-letni chłopiec. Poszedł z mamą do
lasu, gdzie zniknął. Znaleźli go po około dwóch dniach po stronie pasma
górskiego Topolčia. To dość duża odległość dla osoby dorosłej, a co dopiero dla
5-latka. Znaleźli go kalekiego i upadłego w jakimś dole. Tajemnicze zniknięcie
chłopca pozostaje tajemnicą.
Historia
26.
- Poszedłem ze wsi Kovarce nas Veľký Tribeč. Przez całą wędrówkę nie spotkałem
nikogo. Przez całą podróż czułem się trochę nieswojo, wszędzie panowała cisza.
Gdy wszedłem na górę, ponury nastrój ustał, na szczycie było też kilku
turystów. W drodze powrotnej znów jakieś dziwne uczucia i kompletna cisza.
Idąc, nagle usłyszałem głośny huk, jakby ktoś mocno uderzał drewnem o pień
drzewa, było niedaleko ode mnie, ale nikogo ani niczego nie widziałem. Chwilę
później to samo z drugiej strony, znowu nic nie widziałem. Zastanawiałem się
też, czy z drzewa nie spadła gałąź, ale nie było po tym śladu. Nie było też
wiatru.
Historia
27.
- Zabrałem siostrę na wycieczkę, plan był taki, aby opuścić nową wieś Klatov i
udać się zobaczyć tzw. Tribečské plesa. Chcieliśmy przejechać przez Zadný
Brloh, Predny Brloh i zgodnie z mapą znaleźć drogę powrotną do drogi asfaltowej
(przewidziałem żółtą trasę do Javoraka). Poniżej Zadný Brloh zauważyliśmy
zakręt, gdzie na środku drogi unosiła się dziwna mgła. Przeszły nas dreszcze,
więc szybko ruszyliśmy pod górę na sam szczyt. Dotarliśmy do Prednego Brloha,
gdzie straciliśmy sygnał GPS. Widziałem drogę na mapie offline, ale w rzeczywistości jej tam nie było. Robiło się już
ciemno, więc zeszliśmy ze wzgórza do miejsca, które na mapie wskazywało jako
drogę. Szliśmy dalej w lewo, myśląc, że musimy na to natrafić, jednak po 10
minutach, gdy siostra była już zdenerwowana, musiałem przyznać, że pozycja na
mapie w ogóle się nie poruszała. Kiedy dotarliśmy do skrzyżowania, skręciliśmy
za nim w prawo. Przeszli przez powalony płot i nagle obok nas pojawiła się
asfaltowa droga. Według ostatniego zdjęcia, które zrobiłem, zejście na dół
trwało 10 minut, czuliśmy się, jakbyśmy wędrowali po stoku co najmniej pół
godziny. Siostra nie była zachwycona takim przeżyciem. Zarówno sygnał, jak i
GPS włączyły się, gdy staliśmy na asfalcie. Wróciłem rok później, wysłałem jej
zdjęcie zakrętów z mgłą i nie pasowało do zdjęcia, które wtedy zrobiła.
I
z ostatniej chwili:
Historia
28.
- Policja prosi o pomoc w poszukiwaniu 59-letniego Jaroslava Buránskiego ze wsi
Žirany w powiecie nitrzańskim.
Wyjechał na grzyby 25 czerwca i
od tego czasu nie miał o nim żadnej wiadomości. Poszukuje go kilkudziesięciu
policjantów i treserów psów, do poszukiwań włączyli się także mieszkańcy wsi.
Przeszukali kilka budynków i lasów, ale jak dotąd bez powodzenia. Zaginiony
grzybiarz ma 170–180 cm wzrostu, jest szczupły, ma krótkie siwe włosy i nosi
wąsy.
Ostatnio widziano go w
kamuflażowych spodniach dresowych, szarej bluzie z kapturem, szarej koszuli z
krótkim rękawem i czarnych butach z białymi paskami.
Wszelkie informacje, które
mogłyby pomóc policji w poszukiwaniach, można zgłaszać dowolnemu wydziałowi
policji lub na nr 158.
*
Takie opowieści mnie nie dziwią,
boż znam je także z naszych beskidzkich lasów. I w tych przypadkach także mamy
do czynienia z dezorientacją, przemieszczaniem się w Czasie oraz tzw.
„wodzeniem”. I tak:
Relacja
1.
Lata 60-te, grudzień. Mój ojciec udał się do lasu po choinkę na południowy stok
góry Kamionki (562 m n.p.m.) w masywie Przykca (741). Kiedy znalazł się w lesie
w pewnym momencie ze zdumieniem stwierdził, że „las wygląda inaczej”, a on sam
nie wie, gdzie jest. Zamiast smukłych świerków rosły w nim potężne dęby, sosny
i buki. Poczuł, że robi mu się słabo – usiadł na pieńku i odczekał parę minut.
Po ich upływie wszystko wróciło do normy,. A ojciec mógł wrócić do domu.
Relacja
2.
Październik 1973 roku, okolice wsi Połomia na Górnym Śląsku. Wraz z kolegami
odbywałem praktyki jesienne w nadleśnictwie Tworóg-Brynek w lasach wsi Połomia,
gdzie pracowaliśmy na tamecznym zrębie. W czasie przerwy wraz z jednym kolegą
poszliśmy na grzyby. Dzień był pochmurny i mżysty. Poszukując darów lasu
odbiliśmy się od grupy i… stwierdziliśmy, że nie potrafimy określić miejsca, w
którym jesteśmy. Zaczęliśmy się błąkać i dopiero po kilku godzinach doszliśmy
do drogi, którą wróciliśmy do Brynku.
Obaj byliśmy harcerzami i obaj
mieliśmy pojęcie o terenoznawstwie, a jednak w tym lesie zgubiliśmy się
doszczętnie. Nieopodal oddziału, na którym był zrąb pracowała potężna czeska Dutra, której odgłos pracy silnika
słychać było na kilka kilometrów. Staraliśmy się iść na ów odgłos, ale właśnie
wtedy nas „wodziło”. Dźwięk odbijał się od ścian lasu i mylił nas totalnie…
Relacja
3.
Czerwiec 1975 r., las pomiędzy wsią Podwilk, Zubrzyca Górna a Sidzina, w
masywie Madejowej (808). W ten słoneczny dzień udałem się do jednego z
oddziałów Lasów Niepaństwowych do odbijania drewna. Wszedłem w Podwilku na
ścieżkę prowadzącą do niebieskiego szlaku turystycznego wiodącego od Przełęczy
Spytkowickiej do Zubrzycy Górnej via
szczyty Beskidów (800) i Wolnika (793). Mniej więcej po 40 minutach ze
zdumieniem stwierdziłem, że las wokół mnie wygląda „dziwnie” – znikły szare
świerki i jodły. Wokół mnie pojawiła się mgła, przez którą ledwie co przebijało
się czerwcowe słońce. Zrobiło się wyraźnie chłodniej i dziwnie cicho. Wokół
mnie rosły jakieś chore buki i wierzby, a grunt nieprzyjemnie mlaskał pod
stopami. I znów, trwało to kilka minut i po ich upływie wszystko wróciło do
normy. Czyżbym wpadł w jakąś dziurę w Czasie? Nie mówiłem o tym nikomu, a
szkoda – może ktoś by coś wiedział na temat dziwnego zjawiska na południowym
stoku Madejowej? Wytłumaczyłem to sobie tak, że wszedłem na teren Rezerwatu
Bembeńskiego i Lasu Gajka, który to teren jest podmokły i nieco bagnisty. OK.,
ale jak to się stało, że naraz pojawiły się i znikły te „dudławe” wierzby i
krzywe buki? Tego już nie potrafiłem wytłumaczyć…
Relacja
4.
W lipcowy dzień parę lat temu poszedłem na grzyby do masywów leśnych
porastających pomiędzy północnym stokiem góry Ciosek (505) a Amfiteatrem
położonymi na zachód od Jordanowa. Właśnie wyszedłem na szerokie siodło, kiedy
spojrzałem ku południowi. Znajdowały się tam wysokie sosny i właśnie te sosny
mnie zainteresowały. Ich gałęzie gięły się i szarpały, jakby pod uderzeniem
potężnego wiatru. Był ciepły dzień, powietrze stało nieruchome, i naraz doszło
do mnie, że wokół panuje przerażająca cisza. Wtem usłyszałem dobiegający do
mnie od tych sosen gwizd.
Stary przesąd mówi, że nie wolno
gwizdać w lesie, bo to przyciąga nieszczęście. Dlatego właśnie zdumiało mnie
to, kto gwiżdże w lesie – no chyba, że jakiś miastowy ceper.
Tymczasem gwizdy zaczęły mnie
okrążać z prawej strony i wreszcie znalazły się poza mną. Całość trwała może
minutę. Nie wyobrażam sobie, by ktoś obszedł mnie lasem w ciągu minuty. Po
powrocie do domu moja siostra orzekła krótko: - To dziwożony albo wiły.
Relacja
5.
W maju 1996 roku wybrałem się z żoną i jej siostrzenicą na wycieczkę na szczyt
Przykca. Poszliśmy utartym szlakiem przez przysiółek Mąkacz na szczyt Kamionki,
a potem do przysiółka Przykice, skąd skierowaliśmy się na szczyt Przykca.
Wszystko było fajnie do czasu, kiedy postanowiliśmy wrócić do Jordanowa po direttisimie – najkrótszej i
najprostszej drodze. I tu zaczęły się problemy, bo… zgubiliśmy drogę! Chmury
zakryły słońce a my nie mieliśmy kompasu. Zamiast więc iść ścieżkami leśnymi
wprost na południe, skręciliśmy na wschód i poszliśmy w kierunku Łysej Góry
(643). Skończyło się na tym, że wreszcie wyszliśmy z tej plątaniny ścieżek na
niebieski szlak turystyczny z Jordanowa do Kalwarii Zebrzydowskiej via Koskowa Góra, którym wróciliśmy do
domu.
Relacja
6.
Ten niecodzienny incydent miał miejsce w sobotę, dn. 13.X.2018 roku w
miejscowości Toporzysko. Opisałem go w Internecie na stronie https://wszechocean.blogspot.com/2018/11/ce0-o-zmierzchu.html, więc tylko go przypomnę. Gromada
dzieci bawiła się na pd. stoku góry Grań (561), kiedy w pewnym momencie, kiedy
już się ściemniało, zauważyły one dziwną „postać” zmierzającą w ich kierunku.
Jedno z dzieci zrobiło zdjęcie swym telefonem – w błysku flesza ukazała się
dziwna sylwetka jakby człowieka w kapturze na głowie. Przerażone dzieci
rozbiegły się do domów.
Miejscowa miejska legenda mówi
bowiem, że w tym miejscu kilka lat temu pewien młodzieniec popełnił tam
samobójstwo, tak więc sądziły one, że zamanifestowała się jego dusza błąkająca
się wieczorami po okolicznych polach. W poniedziałek dzieci opowiedziały o
wszystkim w szkole swoim nauczycielom, stąd wieść o tym wydarzeniu doszła także
do mnie.
*
Z takimi właśnie przypadkami miałem do
czynienia w moim życiu. Jestem zdania, że każdy człowiek miał podobne
doświadczenia, tylko że po prostu zagoniony i poddany ciśnieniu życia, nie
dostrzega tego, a jeżeli nawet, to nie zastanawia się nad tym, co mu się
przydarzyło. Dlatego mam nadzieję, że będzie dalsza część opowieści o dziwnych
wydarzeniach na Trybeczu i innych górach.
Komentarz
autora
Podobne historie jak w Trybeczu. W
pełni zgadzam się z tym ostatnim akapitem. Pewnie wiele osób ma jakieś
doświadczenia, ale z jakiegoś powodu albo tego nie dostrzegają, nie wierzą w
coś takiego, tłumaczą to na swój sposób (przeważnie jednak oszukują siebie) i
tym podobne.
CDN.