Ogromną tajemnicą jest to, co Niemcy
znaleźli na Ślęży i w Górach Sowich (np. w Walimiu). Prawdopodobnie ogromne
korytarze, części miast podziemnych, które zaadoptowali i rozbudowali dla
swoich celów. Co jeszcze znaleźli we wnętrzu Góry Ślęży? Jakie tajemnice kryje
ta góra? Naukowcy hitlerowscy znali prawdę. Być może tam znaleźli coś, co
mogłoby poszerzyć wiedzę techniczną i wygrać wojnę. Musiała to być naprawdę wielka tajemnica skoro 4 tys.
hitlerowskich nadzorców, oraz 12 tys. więźniów pracujących pod ziemią -
zamordowanych tuż przed zakończeniem wojny- prowadziło prace jeszcze kilka dni
po jej zakończeniu, do 6 maja 1945 roku. Z tego też powodu „Twierdza
Breslau” wiązała ogromne siły Armii Czerwonej w celu odwrócenia uwagi wroga od
prac prowadzonych na Ślęży i na Dolnym Śląsku. Czy twórcą podziemnego miasta na
Dolnym Śląsku był któryś z ludów hetyckich czy też protohetyckich a może
perskich?, a może starszych o dziesiątki i
więcej tysięcy lat.
Zresztą nasuwa się pytanie ile śladów kultur i cywilizacji zostało
zniszczonych i startych na proch przez lodowiec na ziemiach polskich.
Gdy
patrzymy na Masyw Ślęży tj. Ślęża, Wieżyca i Gozdnica, z lotu ptaka to
przypomina on układ w gwiazdozbiorze Oriona lub też układ piramid w Gizie w
Egipcie. Jednocześnie układ ten jest identyczny do tego, jaki można było
zaobserwować na Ziemi w 10450 p.n.e. i wcześniej. Czy przypadkiem piramidy nie
wskazują, że należy poszukać masywu górskiego podobnego do nich, aby poznać
tajemnicę przechowywanego tam archiwum i tajemnic ludzkości?
Wnioski wysuwane przez niektórych naukowców, że rzeźby w okolicach Ślęży
znaleziono, przemieszczono i np. porzucono jak to piszą niektórzy autorzy prac
naukowych są nieadekwatne, zbyt uproszczone i niewiarygodne. Rzeźby i ciosy
kamienne niejednokrotnie posiadają takie obrażenia, że nie można przyjąć, aby
dokonała tego ręka ludzka, ale właśnie świadczą o tym, że dokonały tego żywioły
przyrody takie jak lodowiec, woda i wiatr.
Moim
zdaniem to właśnie lodowiec zniszczył jakąś prastarą kulturę na Ślęży i jej
okolicach, niszcząc i następnie przesuwając się i topniejąc przetransportował
poszczególnie elementy. Fragmenty rzeźb jak i rzeźby zostały następnie użyte
wtórnie jako materiał budowlany przez inne kultury. Bo tak naprawdę komu by się
chciało transportować na kilku lub kilkunastokilometrową odległość np.
wielosetkilogramową rzeźbę, po to tylko, aby wmurować go w ścianę kościoła czy
też budynku. Przecież po całej okolicy było pełno głazów narzutowych. Wiele
obrobionych przed tysiącami lat bloków granitowych spotkał ten sam los, gdyż
były łatwo zauważalne wśród zwykłego rumowiska i powodowały zaoszczędzenie
czasu na obróbkę.
Przedstawiłem tutaj różne moje
koncepcje i teorie, jeżeli je można tak nazwać, dotyczące zachowanych zabytków
na Ślęży, resztę pozostawiam do przemyślenia drogim czytelnikom.
Myślę, że badaniami nad
tajemnicami Ślęży należy zająć się konkretnie, może tam a są ku temu poszlaki,
znajdziemy wiele odpowiedzi na wiele pytań, ale należy na wszystko spojrzeć z innej
strony.*
Moje 3 grosze
Ze
Ślężą poznałem się bliżej jesienią 1976 roku, kiedy to wraz z kolegami z
wrocławskiego Zmechu pracowaliśmy w czynie społecznym przy wyrównywaniu stoku
narciarskiego w okolicach Sobótki, a właściwie gdzieś w masywie Raduni – dziś
już nie pomnę dokładnie – gdzie. W każdym razie podziwialiśmy ten niezwykły
masyw górski, który wynurzał się naraz i niespodziewanie z Doliny Odry i który
od razu wydał mi się jakiś taki… niezwykły? Magiczny? Zaczarowany? Później
jeżdżąc do i przez Wrocław zawsze podziwiałem z pociągu górę, która zamykała mi
południowy horyzont i przyciągała magnetycznie wzrok. Tak więc nie dziwiłem się
temu, że nazwano ją śląskim Olimpem, i że ciągnęli tam ludzie od niepamiętnych
czasów.
Autor
wspomniał tutaj o odkrytych złożach żelazianu tytanu czyli ilmenitu. Otóż
machając łopatą na stoku zwróciłem uwagę na dziwne kamienie, których pełno było
dookoła. Miały niebieskawo-popielatą barwę i miały biało-zielone włókniste żyłki
jakiegoś minerału. Początkowo sądziłem, że jest to jakiś kamień półszlachetny w
rodzaju malachitu, ale potem zreflektowałem się, że przecież kamienie
półszlachetne nie mogłyby leżeć całymi hałdami nie zwracając niczyjej uwagi… A
potem dowiedziałem się, że było to zwykłe gabro z wtrąceniami skaleni. No a
teraz okazało się, że jest tam także tytan i być może inne pierwiastki – w tym
także niektóre promieniotwórcze.
Przypominam
szerokiej publiczności, że tytan to bardzo ważny metal używany w konstrukcjach
morskich, lotniczych i kosmicznych ze względu na dużą odporność na czynniki
chemiczne i mechaniczne. Buduje się z nich kadłuby okrętów podwodnych,
samolotów i statków oraz stacji kosmicznych. Tytan i inne metale był wydobywany
przed tysiącleciami przez cywilizacje Atlantydy i wcześniejszej od niej
Atlantyki. A po co? – na to pytanie odpowiedź znajduje się w „Bhagavad Gita”,
„Mahabharata”, „Ramajana” i innych świętych księgach Wschodu, legendach i
podaniach Zachodu, obu Ameryk i Oceanii. Zainteresowanych odsyłam do prac poświęconych
Atlantydzie oraz kosmicznym wojnom bogów-astronautów – zob. Al. Mora –
„Atomowe wojny bogów”, M. Jesensky – „Bogowie atomowych wojen” – http://hyboriana.blogspot.com/2012/07/bogowie-atomowych-wojen-1.html. I oczywiscie Ludwik Zajdler -
„Atlantyda”!
Ale
to nie wszystko. Jak dowodzą tego badania wyżej wspomnianego prof. dr. hab. Benona
Zbigniewa Szałka ze Szczecina, dawno temu – jakieś 20.000 lat p.n.e., na
Ziemi posługiwano się jednym językiem i jednym pismem! Prof. Szałek przedstawia
na to twarde i mocne dowody w swych pracach, które – jak każda outsiderska
praca – zostały zignorowane przez „oficjalną” naukę. Badając języki starożytne
i nowożytne wykrył on cały szereg podobieństw, które nie mogą być dziełem
przypadku. Podobnie rzecz ma się z pismem. A wszystko to dowodzi, że dawno temu
istniała jedna, światowa cywilizacja-matka, która łączyła ludzi poprzez środki
masowego przekazu: język i pismo – podobnie jak to ma miejsce dzisiaj.
Przypomina to dość dokładnie świat z Ery Hyboryjskiej z opowiadań Roberta E.
Howarda i jego naśladowców oraz kontynuatorów, tyle że istniał on naprawdę.
Kolejna
rzecz ciekawa – Autor wspomina tutaj słynny system Der Riese w Górach Sowich. Pisze, że Niemcy rozbudowywali jedynie
JUŻ ISTNIEJĄCY system korytarzy, komór i szybów wykopanych o wiele wcześniej. I
to jest prawda. Pisząc wraz z dr. Milošem Jesenským książkę „Wunderland
– pozaziemskie technologie III Rzeszy” natrafiliśmy na żywego świadka –
robotnika przymusowego z Dolnego Śląska, który pracował w Osówce i Soboniu –
znajdujących się w okolicy Głuszycy Górnej (d. Oberwüstegiersdorf) gdzie
znajdowała się jedna z filii KL Groß-Rosen. Świadek ów twierdził, że pracowano
tam nad poszerzaniem już istniejących korytarzy, sztolni i komór, które – jak
objaśniali niemieccy inżynierowie – zostały wykute przez walońskich
poszukiwaczy skarbów z XV-XVI wieku. Ale były one najprawdopodobniej jeszcze
starsze. A tak nawiasem, to przecież tyle mówi się o podziemnych tunelach:
system podziemnych tuneli Moricza, tunele pod Europą i Uralem, Tunel w Babiej
Górze czy Księżycowy Szyb, który także wydaje się być fragmentem większej całości…
Poza
tym świadek był pewien, że Niemcy zamierzali produkować tam pociski rakietowe
A-4/V-2 lub głowice do nich, bowiem widział je załadowane na lory kolejowe na
bocznicy na stacji kolejowej w Głuszycy Górnej. Rakiety były przykryte
plandekami, ale ich charakterystyczne kształty były dobrze widoczne.
Trzecia istotna sprawa to dbałość niemieckich inżynierów o źródła wody. Każde z nich zostało pieczołowicie zabezpieczone, bowiem – jak mówili Niemcy – miała ona posłużyć do rafinacji rudy czegoś metodą flotacji, a jak wiadomo jest to proces pochłaniający wielkie ilości wody. Czy chodziło o rudy uranowe? Być może, bo potem mogłyby one pójść do dalszego wzbogacania do wirówek we Wrocławiu – na pl. Strzegomskim i ul. Ołbińskiej – zob. B. Wołoszański - https://www.focus.pl/artykul/slady-hitlerowskiego-programu-atomowego-w-polsce. To nie były reaktory czy cyklotrony, to były baterie wirówek separujące wybuchowe izotopy 233U*, 235U* od niewybuchowego 238U* zawartych w mieszaninie izotopów uranu w sześciofluorku uranu - UF6.
Może
kogoś dziwi, że Niemcy tak chlapali jęzorami? Nie ma w tym nic dziwnego – byli
pewni, że kogo nie zabije praca czy pała nadzorcy, ten zostanie zlikwidowany
przez strażników z SS po ukończeniu prac budowlanych i wykończeniowych. Rosjanie
uratowali życie wielu jeńcom: Rosjanom, Francuzom, Włochom (od marsz. Badoglio),
robotnikom przymusowym i więźniom KL: Ślązakom, Polakom i innym. Ale teraz o
tym mówić niepolitycznie… - obrzydliwość! Poza tym Niemcy, a właściwie SS
usiłowali znaleźć i wykorzystać pozostałości po dawnych cywilizacjach,
artefakty które mogłyby dać im ultymatywną broń masowego rażenia. Na szczęście
im się to nie udało, bo za bardzo nie wiedzieli czego mają szukać i kogo o co
pytać – a okultystyczne brednie zawiodły ich na manowce.
I
wreszcie kolejna zagadka ze Starożytności: przyjrzyj się Czytelniku wizerunkom
mezopotamskich bogów – co jest w nich dziwnego? Są skrzydlaci, co oznacza, że
mają zdolność latania. To akurat mają wszyscy bogowie, których Ludzkość
wymyśliła na przestrzeni milleniów i to nikogo nie dziwi. Dziwi nas to, co
trzymają oni w lewej ręce. I to wszyscy: Marduk, Nisroh i Oannes. To coś
wygląda jak koszyk czy torebka. Znany polski pisarz Marek Boszko-Rudnicki
ze Szczecina założył, że było to coś w rodzaju urządzenia obronnego, które
dezorientowało wrogów pozwalając bogom na odlot czy odejście. Opisał to w swej
książce pt. „Remedium 111”, którą polecam. Osobiście uważam, że jest to jakaś
aparatura osobista podtrzymująca życie Obcych bogów-astronautów, albo Ziemian z
nieskażonych po Wielkiej Wojnie Bogów-Astronautów obszarów… Tak czy inaczej,
jest to jakieś urządzenie techniczne niezbędne Gościom spoza naszego świata do
życia i działania na naszej planecie czy w skażonych enklawach.
Co
z tego wszystkiego wynika? Otwiera się całe pole domysłów na temat naszej
historii i historii naszej planety. Jedno jest pewne: NIE JESTEŚMY TUTAJ
PIERWSI! Na każdym kroku widzimy artefakty wcześniejszych cywilizacji nie
rozumiejąc ich – np. piramidy czy budowle megalityczne. Jestem przekonany, że
największe odkrycia są jeszcze przed nami…
--------------------------
* - Andrzej Kotowiecki - "Ślęża – Śląski Olimp czy też Polska Atlantyda" - trzy części...... jest to skrót mojej książki z 2002 roku - Ślęża - polska Antlantyda / (C)Andrzej Kotowiecki.
ISBN : 8391222020
OCLC : (OCoLC)838607333
--------------------------
* - Andrzej Kotowiecki - "Ślęża – Śląski Olimp czy też Polska Atlantyda" - trzy części...... jest to skrót mojej książki z 2002 roku - Ślęża - polska Antlantyda / (C)Andrzej Kotowiecki.
ISBN : 8391222020
OCLC : (OCoLC)838607333