Karolina Majchrzak
Sensacja
na dnie oceanu. To mogą być szczątki statku obcych
Słynący z dużej otwartości na
kwestie obcych cywilizacji harwardzki profesor Avi Loeb ujawnił, że jego zespół znalazł na dnie Oceanu Spokojnego
nieznane obiekty, które mogą być dowodem na istnienie zaawansowanej obcej
cywilizacji.
Avi
Loeb ogłasza: To może być dowód na istnienie UFO
Avi Loeb to bez wątpienia jeden z
bardziej rozpoznawalnych profesorów Uniwersytetu Harvarda, który ma na koncie
kilka odważnych teorii na temat obcych cywilizacji - wystarczy tylko wspomnieć,
że jego zdaniem słynny obiekt 1I/ʻOumuamua
to statek zwiadowczy cywilizacji pozaziemskiej, która odpowiada zresztą za stworzenie
wszechświata, jak przekonywał innym razem.
Teraz w rozmowie z Fox News
Digital informuje, że jego zespół znalazł na dnie Oceanu Spokojnego maleńkie
fragmenty nieznanego materiału, które - jak ma nadzieję - są dowodem na
istnienie zaawansowanej obcej cywilizacji, bo mogą pochodzić ze statku
kosmicznego, który rozbił się tu 10 lat temu.
Jak wyjaśnia Avi Loeb, podczas
tej "historycznej" ekspedycji u wybrzeży Papui-Nowej Gwinei udało im
się zebrać 50 mikroskopijnych metalowych kuleczek (niektóre fragmenty mają też
inny kształt), które wyglądają jak drobiny pyłu i ważą łącznie 35 miligramów.
Jego zdaniem to pozostałości po "uciekającej kuli ognia" nazwanej IM1[1],
którą zauważył w 2014 roku na krótko przed tym, jak wpadła do wody.
Obiekt IM1 ma być twardszy i mieć
wyższą wytrzymałość materiałową niż wszystkie skały kosmiczne, które zostały
przecięte przez NASA, co zdaniem profesora czyni go niezwykłym i wskazuje, że
"jego źródłem musiało być naturalne środowisko inne niż Układ Słoneczny
lub pozaziemska cywilizacja technologiczna". To może być pierwszy raz,
kiedy ludzie położyli ręce na materii międzygwiezdnej. Nigdy wcześniej tego nie
zrobiono. Nigdy nie otrzymaliśmy paczki na wyciągnięcie ręki od kosmicznego
sąsiada - dodaje Loeb.
Czy
IM1 ma pozaziemskie pochodzenie?
Profesor tłumaczy, że zebrane
materiały są tak małe, że można je zobaczyć tylko przez mikroskop i to właśnie
w ten sposób dowiedział się, że są kuliste, "idealnie okrągłe" i
przypominają "stopione krople deszczu".
Jak w takim razie udało się je
zlokalizować i odzyskać? Zostały zebrane z dna oceanu za pomocą gigantycznego
magnesu, który zespół Loeba wykorzystał wzdłuż trajektorii lotu wspomnianej
"kuli ognia" i jak przekonuje, tylko tam się znajdowały.
Ekspedycja zakończy się w ciągu
dni, a po analizie zebranych materiałów mamy spodziewać się publikacji naukowej
w jednym z branżowych magazynów, która ujawnić ma m.in. skład pierwiastkowy i
izotopowy IM1.
I choć prof. Avi Loeb ma
świadomość, że wiele osób wątpi w jego teorie i jest przekonana, że nigdy nie
odniesie sukcesu, to jest gotowy zaryzykować, bo odpowiedź na pytanie, czy
jesteśmy sami we wszechświecie, jest tego warta. To wszystko było bardzo
ekscytujące. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Ale z dna oceanu dowiadujemy
się, co dotarło do naszych drzwi z kosmosu, spoza Układu Słonecznego, patrząc
przez mikroskop zamiast teleskopu. Myślę, że to zupełnie nowe okno na
wszechświat - podsumowuje.
Moje
3 grosze
Sensacje prof. Loeba brzmią
niesamowicie i fantastycznie, ale czy są one prawdziwe? Nie to, żebym w nie
wątpił, ale przecież żelazne kuleczki znajdowano także w miejscach impaktów
meteorytów żelazno-niklowych oraz – co ciekawe – w miejscu eksplozji
Tunguskiego Ciała Kosmicznego. Wydaje mi się jednak, że TCK był niczym innym,
jak kawałem kosmicznego lodu odłamanym np. od komety Halley’a, która prawie
wtedy przelatywała w pobliżu Ziemi. Ów kosmiczny lód złożony z zamarzniętych
gazów takich jak: metan – CH4, cyjanowodór – HCN, amoniak – NH3
i lekkich węglowodorów wpadł w ziemską atmosferę, rozpadł się na małe fragmenty
i zapalił się tworząc naturalną bombę termobaryczną – albo paliwowo-powietrzną
jak kto woli. Jej eksplozja wytwarza przede wszystkim promieniowanie termiczne
i falę uderzeniową, która jest głównym czynnikiem rażącym. Ot i cała tajemnica
TCK.
Tajemnica IM1 tkwi w tym, że jeżeli
był to statek kosmiczny, to uległ on katastrofie po tym, jak rozgrzany do
2000°C wpadł do wody i tam uległ uszkodzeniu. Te kulki mogą pochodzić z warstwy
ablacyjnej jego pancerza. W takim przypadku jest szansa, że coś znajdziemy na
dnie. Jednak osobiście wątpię, czy znajdziemy jego wrak na dnie Pacyfiku.
Raczej będzie to pole szczątków, a nie pozostałość po sztucznej konstrukcji.
Będą to metaliczne kulki i nic ponadto… NB, coś takiego opisał Stanisław Lem z opowiadaniu pt. „Szczur
w labiryncie” już w 1957 r.
A zatem nie sądzę, by był to jakiś
wrak statku kosmicznego Obcych – nie ma się co czarować. Odległości
międzygwiezdne w naszej szerokości galaktycznej są ogromne i oczywiście ktoś
mógłby tu przylecieć czy wysłać sondę, ale prawdopodobieństwo takiego zdarzenia
jest bardzo małe. Chyba że… - chyba że był to statek kosmiczny wysłany przez
mieszkańców którejś z planet okrążających czerwone karły klasy widmowej M,
których życie liczy się w dziesiątkach miliardów lat. A takich gwiazd mamy
wokół siebie jak mieczy pod Grunwaldem – dostatek! Wystarczy spojrzeć na
diagram. Nie uwzględniono na nim gwiazd klasy brązowych karłów, których
temperatura jest zbyt niska, by utrzymać przyzwoitą temperaturę na swoich
planetach (o ile takowe mają) i nie są w stanie podtrzymać na nich życie z
białka węglowego. Chyba że jest na nich jak na Enceladusie, gdzie życie może
istnieć w oceanie pod grubą warstwą lodu…
A przecież jeżeli był to obiekt
pozaukładowy czy może nawet pozagalaktyczny (a czemużby nie?) to uważam, że
jest on tak ciekawy, że warto go poszukać! Byle nie przy pomocy takiego dziadowskiego
chłamu jak nieszczęsny DSV Titan, który rozleciał się na drugim
kilometrze… Na taki cel wyłożyłbym każde pieniądze.
[1]
Meteoryt IM1, wykryty przez czujniki Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych
dzięki światłu, które emitował, gdy spalał się w ziemskiej atmosferze u
wybrzeży Papui Nowej Gwinei w 2014 roku, został uznany za obiekt międzygwiezdny
w 2019 roku, a wniosek ten został potwierdzony przez niezależną analizę
przeprowadzoną przez Departament Obrony w 2022 roku. Drugi tego typu obiekt,
IM2, znany również jako CNEOS 2017-03-09, został zidentyfikowany w danych z
katalogu CNEOS. Został on wykryty 9 marca 2017 roku na wysokości 23 kilometrów
nad Oceanem Atlantyckim w pobliżu Portugalii. Miał około metra średnicy i był
10-krotnie masywniejszy od IM1. Poruszał się przy tym z prędkością 40 km/s.