Powered By Blogger

piątek, 27 października 2023

CE3 z pociągiem w Indianie

 


Kelly  E. Gauthier

 

Data: 3.X.1958 r.

Czas: 03:20 EDT

Miejsce: Monon, IN

Opis incydentu:

Załoga pociągu w Monon zgłosiła, że widziała UFO w północno-środkowej Indianie. Było około 03.20 w nocy, w piątek 3 października 1958 roku, pociąg towarowy nr. 91 jechał na południe z Monon do Indianapolis.

W kabinie lokomotywy spalinowej znajdowało się trzech mężczyzn – inżynier Harry Eckman, strażak Cecil Bridge i główny hamulcowy Morris Ott. W wagonie hamulcowym siedzieli Ed Robinson, kierownik i Paul Sosbey, sygnalizator. Cecil Bridge, strażak, były żołnierz USAF z 450 godzinami nalotu ciężkiego bombowca, rozpoczyna tę historię w następujący sposób:

… właśnie minęliśmy małą miejscowość zwaną Owasco. Nie ma tam żadnego miasta – jest to jedynie swego rodzaju skrzyżowanie szlaków kolejowych. To tam po raz pierwszy zauważyliśmy cztery światła na niebie przed nami. Były to ruchome światła. Mniej więcej w tym czasie światła skierowały się na zachód. Przeleciały przez tory przed pociągiem – oszacowaliśmy, że około pół mili przed nami. Poruszały się też dość powoli, z prędkością nie większą niż około 50 mph (80 km/h), obiekt z czterema dużymi, białymi, łagodnymi światłami.

W tej chwili tylko nasza trójka w lokomotywie widziała światła. Ciągnęliśmy 56 wagonów – to trochę ponad pół mili wozów – a ze względu na kąt, pod jakim te obiekty się zbliżały, a także dlatego, że były wtedy tak nisko, chłopcy w wagonie hamulcowym prawdopodobnie ich nie widzieli.

Rozmawiałem z Robinsonem (kierownikiem pociągu) i opowiedziałem mu, co widzieliśmy. Kiedy oglądaliśmy te rzeczy od Ewasco do Kirklina, dużo rozmawialiśmy w tym przez radio. Dyspozytor z Lafayette oczywiście nas słyszał, ale nigdy się nie wtrącił.

Kierownik Robinson kontynuuje historię:

Siedziałem w kopule i obserwowałem pociąg, kiedy Bridge zawołał do mnie przez radio. Zauważyłem już cztery plamy światła, ale nie mogłem zrozumieć, co to było. Były pół mili przed wagonem hamulcowym – na całej długości pociągu. Chwilę po tym, jak do mnie zadzwonił, wszystko zniknęło i nie widzieliśmy ich przez kilka minut… a potem nagle wróciły.

Powiedziałbym, że gdy zbliżały się do wagonu hamulcowego, znajdowały się zaledwie kilkaset stóp nad pociągiem. I nie poruszały się zbyt szybko – może 30 lub 40 mph (48-64 km/h). Trudno powiedzieć – człowiek po prostu nie zauważa takich szczegółów w takich okolicznościach. Oczywiście w pociągu towarowym jest dość głośno, ale nie słyszałem żadnego innego hałasu, takiego jak np. ryk samolotu. Myślę, że były ciche albo przynajmniej prawie ciche.

Przelatywały nad nami jedna po drugiej – duże, okrągłe, białe obiekty, które wyglądały mniej więcej w kolorze świateł fluorescencyjnych, z pewnymi rozmytymi krawędziami. Nie oślepiały i nie oświetlały obiektów, gdy przechodziły. Po prostu wróciły w naszą stronę, ponad dachami wagonów, jeden po drugim. Potem poleciały torami może jeszcze pół mili i zdawało mi się, że się zatrzymały.

Sosbey i ja wyszliśmy na tylną platformę, skąd mogliśmy ich lepiej widzieć, ale były dość daleko za nami. Widzieliśmy ich światła, ale nie pamiętam, czy były skupione, czy nie. Po prostu tam były, wiemy to. Widzieliśmy ich za nami, tuż nad torami.

Cecil Bridge, obserwując te same obiekty z lokomotywy, opisuje to, co widział on, inżynier i główny hamulcowy.

Kiedy te rzeczy wystrzeliły z powrotem na wschód od nas, zaświeciły znacznie jaśniej niż wcześniej. Skręcały w linii, kierując się na północ lub północny wschód i zauważyliśmy, że zapalały się po kolei – najpierw przednia, potem numer dwa, trzy i cztery. Zmieniły kurs i wróciły obok pociągu. Kiedy przechodziły, to leciały w przeciwnym kierunku niż my. Myślę, że kiedy to zrobiły, były co najmniej milę lub dwie na wschód od nas.

Kierownik pociągu Ed Robinson zgodził się z tym opisem. On dodał:

Nie widzieliśmy ich z tyłu pociągu przez kilka minut, kiedy odeszły na wschód i skręciły. Ale chłopcy w lokomotywie nadal ich widzieli. Wróciłem do radia z Bridgem. Właśnie wtedy je obserwował. Musiały okrążyć pociąg i polecieć na północ od nas, naprawdę nisko, bo gdy następnym razem je zobaczyliśmy, leciały wzdłuż torów tuż za nami. Tym razem leciały dużo szybciej – o wiele szybciej, niż wróciły za pociągiem za pierwszym razem.

Były tuż nad wierzchołkami drzew po prawej stronie torów i zmieniły sposób lotu – swoją formację. Tym razem leciały na krawędzi. Dwa z nich były na krawędzi – dwa w środku. Obydwa na zewnątrz były pochylone pod kątem w tym samym kierunku. Cała czwórka poleciała w ten sposób nad torami za pociągiem – jeden przechylony na wschód, dwa prosto w górę i w dół, potem ten na zachodzie przechylił się tak samo jak ten na wschodzie.

Kiedy po raz pierwszy zawróciły nad pociągiem, widzieliśmy, że były to okrągłe przedmioty – o okrągłym kształcie na spodzie. Potem, kiedy przeleciały nad torami za nami, mogliśmy zobaczyć – Sosbey i ja – że miały one około 40 stóp (~12 m) średnicy i może 3 stopy (~1 m) grubości. Obydwa lecące prosto w górę i w dół znajdowały się mniej więcej nad krawędzią pierwszeństwa przejazdu i około 200 jardów za wagonem hamulcowym. Gdyby leciały płasko w dół, a nie na boki. Prawie dotykały krawędzi, więc musiały widzieć na głębokość około 40 stóp.

Strażak Cecil Bridge opowiada:

Mieliśmy latarki w lokomotywie i w wagonie hamulcowym. W przedniej części pociągu – w lokomotywie, w której się znajdowałem – mrugaliśmy latarkami w stronę UFO i migaliśmy światłami. Pomyśleliśmy, że uda nam się ich namówić, żeby podeszli bliżej. Rzeczywiście lecieli za pociągiem kilka minut później, jak relacjonował Robinson, ale oczywiście nie mogę powiedzieć, że to zrobili, ponieważ zapaliliśmy im światła. W każdym razie nie błysnęli w naszą stronę żadnymi światłami.

W wagonie hamulcowym mieliśmy pięcioogniwową latarkę z mocną wiązką, która rzuca całkiem niezłą wiązkę światła na duże odległości. Kiedy te światła opadły i poleciały prosto na tory za kambuzem, chwyciłem latarkę i oświetliłem je. Gdy tylko uderzyło w nich światło, odskoczyły w bok od szyn. Kiedy wróciły na tory, zrobiłem to jeszcze raz i rozproszyły się. Zachowywały się, jakby w ogóle nie obchodziło ich to światło.

Od chwili, gdy Bridge po raz pierwszy zawołał do nas przez radio, aż do ostatniego razu, gdy widzieliśmy ich w pobliżu Kirklin (58 mil/93 km na północny zachód od Indianapolis), minęło w sumie około godziny i 10 minut. Światła wisiały w tylnej części pociągu, ale kiedy oświetliliśmy je światłem, już się nie zbliżały. Kiedy zmienialiśmy się we Frankfurcie, oni trzymali się z daleka od torów i po prostu tam krążyli, dopóki nie ruszyliśmy dalej. Potem znowu za nami poleciały. Kiedy w końcu dojechalismy do Kirklin, po prostu skierowały się na północny wschód i poleciały dalej, a my już ich nie widzieliśmy – opowiedział kierownik pociągu.

Uwaga: Ten obrazek jest wizją artysty

Źródło: http://worldufophotosandnews.org/?p=29521

 



Moje 3 grosze

 

Ten incydent wpisuje się w interakcję UFO z ziemskimi pojazdami szynowymi, o których pisałem wraz z Stanisławem Bednarzem i dr. Milošem Jesenským w książce pt. „Pociągi – widma i widma w pociągach”, która ukaże się w USA w najbliższym czasie. Tak na marginesie, to bardzo chciałbym wiedzieć, co było w tym pociągu, skoro zainteresowali się nim Ufiaści? Może był to zwykły ładunek a może coś ekstratajnego – np. paliwo nuklearne do bomb A? przypominam, że to były późne lata 50-te, Zimna Wojna już się rozkręciła i coś takiego było bardzo możliwe… A – jak dowodzą tego relacje Roberta Duvalla i Roberta Hastingsa – Ufiaści bardzo interesowali się (i nadal się interesują) ziemskimi technologiami i instalacjami nuklearnymi. Cywilnymi i wojskowymi.

Tak czy inaczej – mają nas na oku…  

 

Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz