Powered By Blogger

środa, 21 czerwca 2017

UFO: przystanek w Belgii



W. Gołowjaszkin


…OSTATNIA WERSJA: psychoza zbiorowa. Obiektów, o których mówią naoczni świadkowie, nie zarejestrowały jednoznacznie radary centrów kontroli resortu obrony państwa. Samoloty F-16 spenetrowały wskazane przez świadków rejony i nie wykryły żadnych oznak występowania NOL. Specjaliści skłaniają się ku wariantowi, iż zarejestrowane przez radary sygnały, być może były spowodowane meteorologiczną inwersją słoneczną.
Jest to fragment informacji opublikowanej przez Ministerstwo Obrony Belgii. I swego rodzaju wynik badań podjętych na żądanie deputowanych tamtejszego parlamentu.


Historia zaczęła się 29 listopada (1989 roku), Patrycja Barbier – mieszkanka niedużej osady w pobliżu Liége spożywała z dwójką dzieci kolację w kuchni. Nagle podwórze rozświetliło się z góry, jakby spadały na nie żółte i czerwone promienie. Gdy kobieta podbiegła do okna zobaczyła, że nad domem płynie duży obiekt. Początkowo poruszał się powoli, potem szybko nabrał prędkości i wysokości. I znikł.


Tego samego wieczoru podobne zjawisko widziały trzy kobiety w mieście Obel.

Są i poważniejsze dow0dy. Tegoż wieczoru, 29 listopada patrol policyjny (żandarmerii), składający się z dwóch osób, odbywał codzienny obchód po mieście Eupen, w pobliżu granicy z Niemcami. Nieoczekiwanie, na szarzejącym niebie mężczyźni zauważyli duży, okrągły przedmiot, który poruszał się zygzakami „szybciej niż balon, ale wolniej niż samolot”. Wydobywały się z niego trzy promienie, mocno oświetlające ziemię. Jednym słowem, ni mniej ni więcej tylko „latający talerz”.  Po pewnym czasie „talerz” zawisł nad zaporą na rzece Wedr na wysokości około 200 m i pozostawał nieruchomy przez okres mniej więcej 45 minut. Policjanci poinformowali o tym swych przełożonych i kontynuowali obserwację. Wkrótce do obiektu zbliżył się drugi obiekt. Ten miał kształt dysku. Nad dyskiem miał jakby kopułę. W kopule były trzy iluminatory. Na dużej wysokości oba „talerze” połączyły się i oddaliły w kierunku południowym.

Po upływie kilku dni grupa młodych ludzi znów zaobserwowała pojawieniem się na wieczornym niebie „czterech czy pięciu źródeł światła” poruszających się w kierunku granicy holenderskiej.

Zaledwie w ciągu niespełna miesiąca do Belgijskiego Towarzystwa Badań Zjawisk Kosmicznych (SOBEPS)[1], wpłynęło około 150 doniesień naocznych świadków, wiele z nich się pokrywało. Przyniesiono liczne zdjęcia obiektów. Władze lokalne bardzo poważnie potraktowały te informacje. I tak 5 grudnia wyleciały dwa samoloty F-16 Belgijskich Sił Lotniczych. Spenetrowały dany rejon. Ale… niczego nie wykryły. Nie przyniosły efektów i poszukiwania przy pomocy samolotów dalekiego zasięgu i zwiadowczych.

Pierwsze informacje o Niezidentyfikowanych Obiektach Latających, jakie trafiły do druku, oczywiście wprawiły mieszkańców w zaniepokojenie. Wielu godzinami wystawało na dachach swoich domów w nadziei ujrzenia tego tajemniczego zjawiska, o czym można by opowiadać nawet wnukom.

Sytuacja zaogniła się jeszcze bardziej po tym, jak stało się wiadome, że operatorzy radarów w rejonie Liége (Glons) i Gandawy (Semmerzake) w ostatnim czasie zaobserwowali na ekranach niejasne sygnały[2], których nie potrafili zidentyfikować. Przedstawiciel MON Belgii potwierdził te informacje, jednakże podkreślił, że pojawienie się zagadkowych sygnałów może być związane z procesami atmosferycznymi nad terytorium kraju.


Lakoniczny ton takiej informacji nikogo – ma się rozumieć – nie uspokoił. – To nie jest wyjaśnienie – powiadali ludzie i domagali się bardziej szczegółowej wypowiedzi. Bowiem nie brakowało rozmaitych hipotez. W prasie pojawiły się nawet informacje, że nocami nad Belgią latają wcale nie NOL-e, a nowe tajne samoloty amerykańskie, pokryte specjalną warstwą, dzięki której nie są one widoczne na ekranach radarowych.

Wiele osób uważało tą wersję za najbardziej absurdalną. Kategorycznie odrzuciła ją Ambasada Stanów Zjednoczonych Ameryki w Belgii.

Najwięcej uwagi naocznym świadkom tych zjawisk poświęciło Towarzystwo Ufologiczne od 20 lat działające pod kierownictwem prof. Michela Bougara. Najnowsze badania Towarzystwa pozwoliły ustalić, co następuje:

·        Wszystkie obiekty miały trójkątną platformę podobną do kopuły, na której niektórzy widzieli iluminatory.
·        Z reguły na obiektach znajdowały się trzy „reflektory” w tylnej części i dwa w przedniej. Włączały się one na przemian.
·        Centrum obiektu świeciło zazwyczaj światłem jasnopomarańczowym.
·        Obiekty przemieszczały się w zasadzie nie wydając żadnego dźwięku, ale niekiedy słychać było słabe brzęczenie, przypominające hałas silnika elektrycznego.
·        Prędkość była niewielka, od 60 do 90 km/h.
·        Obiekty mogą zawisać nieruchomo.
·        „Talerze” nie dokonują gwałtownych przemieszczeń.
·        Intensywność światła „lamp” zależy od prędkości pojazdu, co pozwala wnioskować o identyczności źródła energii tak dla lotu, jak dla oświetlenia.   

Zatem… cóż za zjawisko obserwowali mieszkańcy Belgii? Niezidentyfikowane Obiekty Latające, samoloty amerykańskie, nieznane jeszcze procesy atmosferyczne? Uzasadnionej odpowiedzi dać nie można. Ostatnia wersja fizyka, profesora Uniwersytetu Belgijskiego dr Augusta Massena  brzmi:

…chodzi tu o tak zwaną reakcję psychopatologiczną, która przejawia się w formie histerii, majaczenia paranoicznego i psychozy grupowej.

Być może, ale … oto obrazek. Chłodny wieczór 20 grudnia. Około setki ciekawskich zebrało się na Zaporze Michel w pobliżu Liége na wezwanie Towarzystwa Ufologicznego w celu grupowej obserwacji „latających talerzy”. Zimny deszcz i wiatr, ludzie cierpliwie czekają. Psychoza grupowa jest – „latających talerzy” nie ma. Tym razem nie przyleciały, za to pojawiały się w dużej liczbie w kilka dni później. Może histeria tu niepotrzebna. Pobudzają do rozważań fotografie i zapisy wideo. Technikę o majaczenie raczej trudno posądzić…

Przekład – J.B.
„Sfinks” nr 2(7)/1990, s. 9   


Moje 3 grosze


Czytam te rewelacje wciąż na nowo i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że rozwiązanie tej zagadki wcale nie kryje się w Kosmosie, ale na Ziemi i że te pojazdy nie są pojazdami Kosmitów, ale jak najbardziej ziemskimi konstrukcjami. Szczególnie ciekawym jest stanowisko Ambasady USA, która szybciutko zaprzeczyła jakoby nad Belgią latały jakiekolwiek amerykańskie samoloty wojskowe, a tym bardziej doświadczalne.

Także kuriozalnym jest oświadczenie prof. Massena o „masowych reakcjach psychopatologicznych”.  Tak czy inaczej, ta sprawa zalatuje mi znów jakimiś skunk works i black projects z udziałem USAF…

Nie od rzeczy należałoby tu przypomnieć, że w sierpniu 1990 roku zaczęła się Wojna w Zatoce Perskiej i przygotowania do niej mogły mieć miejsce – i miały – nad Belgią i innymi krajami NATO. To właśnie w tej wojnie wykorzystano masowo „niewidzialne” samoloty stealth F-117 Nighthawk i bombowce B-2 które siały potem spustoszenie na irackich pustyniach…


Tak więc testowano te samoloty w dzień i w nocy, a potem po prostu analizowano zapisy ze stacji radiolokacyjnych i… relacji naocznych świadków. Mogło tak być? Mogło i zapewne było. Można powiedzieć, że Wojna w Zatoce rozpoczęła się w Belgii, w 1989 roku.

Oczywiście jest to przypuszczenie, ale dość dobrze umocowane w faktach.
Istnieje jeszcze jedna możliwość, a mianowicie taka, że testowano w Europie jakiś nowy typ pojazdu powietrznego poruszającego się na zasadzie antygrawitacji lub zredukowanej grawitacji. To już jest czysta fantastyka, ale czy nie zaczynano wielu rzeczy od czystej sci-fi?   




[1] Aktualnie COBEPS - Comité Belge pour l’Étude des Phénomènes Spatiaux – Belgijski Komitet Badań Zjawisk Kosmicznych.
[2] Odbicia albo echa radarowe.