Lotniskowiec Graf Zeppelin na wodzie
Kriegsmarine nie
widziała specjalnego powodu, dla którego miałaby mieć w swym składzie
lotniskowce. Owszem – superpancerniki w rodzaju Bismarcka czy Tirpitza,
pancerniki kieszonkowe w rodzaju Admiral Graf von Spee, Lützow,
Gneisenau
czy Scharnhorst
i inne ciężkie okręty – tak, okręty podwodne szczególnie typu XXI – jak
najbardziej, ale lotniskowce? Jakoś nie bardzo. Niemieccy sztabowcy nie
widzieli dla nich zastosowania. Wielkie to i kosztowne w budowie i
eksploatacji… Jeden z czterech lotniskowców, które miały powstać w ramach
programu rozbudowy floty nawodnej, bardziej znanej jako plan „Z”. Z tej czwórki
Graf
Zeppelin był jedynym, który był bliski ukończenia i wcielenia do
służby. I dalej portal „Wraki Bałtyku” podaje tak:
Zamówienie
na lotniskowiec „A”, przyszły Graf Zeppelin, zostało złożone w
listopadzie 1935 roku w stoczni Deutsche Werke w Kilonii, jako drugi z
planowanej serii, jednak jako jedyny prawie ukończony. Jednostka Graf
Zeppelin projektowano z pokładem lotniczym ciągnący się przez całą
długość kadłuba i wyspową nadbudówka na prawej burcie na której umieszczony
został także komin. Sam kadłub był podzielony na 21 przedziałów wodoszczelnych
mieścił wewnątrz dwa hangary umieszczone jeden nad drugim, każdy o szerokości
16 metrów. Komunikację między nimi a pokładem startowym zapewniały trzy windy
lotnicze. Starty samolotów miały odbywać się poprzez katapulty, miejsce dla
dwóch przewidziano w dziobowej części pokładu lotniczego. Do napędzania okrętu
miało posłużyć 16 wysokociśnieniowych kotłów zgrupowanych po cztery w czterech
kotłowniach. Każda z kotłowni przekazywała parę do jednego z czterech zespołów
turbin, które z kolei napędzały okręt poprzez cztery śruby napędowe. Ogólna moc
maszyn, 200.000 KM, miała pozwolić rozpędzić lotniskowiec do prędkości 35
węzłów. Lotniskowce tego typu miały zostać także częściowo opancerzone. Burty
miał chronić pancerz o grubości 100 mm , osłaniał on maszynownie i magazyny z
amunicją. Kadłub pod hangarami był chroniony przez 50 mm stali, dodatkowo
pokład lotniczy został obłożony 30 mm pancerza. Całość zapewniało osłonę przed
odłamkami i bombami lotniczymi. Ukończony w ponad 90 % lotniskowiec Graf
Zeppelin został przeznaczony do budowy zapory portowej i odholowany do
Szczecina. Tam została zdemontowana z niego większa część maszyn i uzbrojenia.
Miejsce zatopienia Grafa Zeppelina
Dnia
24.IV.1945 lekko uszkodzony przez artylerię polową okręt został zdobyty w przez
wojska radzieckie, które następnie odholowały go do Świnoujścia. W 1947 roku
postanowiono odesłać go do Leningradu z zamiarem wykorzystania do celów
badawczych. Graf Zeppelin zatonął 17.VIII.1947 podczas holu na Morzu
Bałtyckim. Jego wrak spoczywa w miejscu określonym współrzędnymi: N 55° 31'
03" – E 018° 17' 09", -87 m n.p.m.[1]
Wikipedia podaje
następujące informacje:
Prace projektowe nad niemieckimi
lotniskowcami rozpoczęto na wiosnę 1934 roku. Podjęto decyzję o budowie dwóch
jednostek Flugzeugträger A (Graf Zeppelin) i Flugzeugträger B (Peter
Strasser – ku czci twórcy niemieckiego lotnictwa morskiego) o
wyporności 23.430 ton. Prace nad okrętem trwały od 28 grudnia 1936. 8 grudnia
1938 w Kilonii w obecności Adolfa
Hitlera i Hermanna Göringa
dokonano wodowania pierwszego lotniskowca, któremu nadano imię na cześć
konstruktora lotniczego Ferdinanda von
Zeppelina. Prace nad obiema jednostkami trwały do wiosny 1940. Mimo
znacznego zaawansowania w budowie zostały one jednak nagle przerwane na rozkaz
Adolfa Hitlera. Prace pozwolono wznowić dopiero w 1941, ale tylko w odniesieniu
do zwodowanego trzy lata wcześniej Grafa Zeppelina. W tym czasie kadłub
okrętu był przeholowywany najpierw do Gotenhafen (okupacyjna nazwa Gdyni), a
później z powrotem w Kilonii. W 1943 w związku z pogarszająca się sytuacją na
froncie wschodnim i brakami w dostawie materiałów budowę po raz kolejny
wstrzymano. Ukończony w ponad 90% lotniskowiec Graf Zeppelin został
przeznaczony do budowy zapory portowej i odholowany do Szczecina. Tam została
zdemontowana z niego większa część maszyn i uzbrojenia.
Graf Zeppelin pod obstrzałem
24 kwietnia 1945 lekko uszkodzony
przez artylerię polową okręt został przejęty w przez wojska radzieckie, które
następnie odholowały go do Świnoujścia. W 1947 postanowiono odesłać go do
Leningradu z zamiarem wykorzystania do celów badawczych. Graf Zeppelin zatonął 17
sierpnia 1947 podczas holu na Morzu Bałtyckim prawdopodobnie jako okręt-cel w
wyniku przeprowadzania na nim testów wytrzymałości na trafienia. Niewykluczone
jest jednak, że został zatopiony przez marynarkę radziecką pod naciskiem armii
sojuszniczych, które nie chciały dopuścić do tego, aby ZSRR miał w swoim
posiadaniu lotniskowiec.
12 lipca 2006 kadłub lotniskowca
odnalazła zajmująca się poszukiwaniem i wydobyciem ropy naftowej firma
Petrobaltic w wodach Bałtyku 55 km na północ od Władysławowa na głębokości 87
m. Wykorzystywany przez nią statek badawczy RV St. Barbara zaopatrzony w
specjalistyczny sprzęt do sondowań podwodnych namierzył i zarejestrował wrak,
jako pierwszy. 26 lipca 2006 okręt hydrograficzny ORP Arctowski przeprowadził
podwodne badania zatopionej jednostki. 27 lipca 2006 polska Marynarka Wojenna
oficjalnie potwierdziła, że zatopiony wrak to Graf Zeppelin.
(Wikipedia)
Na temat jego
zatopienia pisze Mieczysław Fedorowicz:
Zdobyta flota niemiecka została
podzielona pomiędzy światowe mocarstwa przez trójstronną
anglo-amerykańsko-radziecką komisję morską. Graf Zeppelin został zakwalifikowany
do kategorii „C” i przyznany Związkowi Radzieckiemu. Jednostki podległe tej
kategorii musiały zostać wcześniej czy później zatopione lub złomowane.
Okręt planowano pierwotnie
wykorzystać jako stanowisko prób. Jednakże ta propozycja wysunięta przez
admirała Kuzniecowa, została
odrzucona. Rząd postanowił zgodnie z zaleceniami komisji trójstronnej zatopić
okręt. Decyzją nr 601-209ss z 19 marca 1947 r. postanowiono zniszczyć wszystkie
zdobyczne jednostki należące do kategorii „C”. Fakt ten dowództwo WMF[2] postanowiło wykorzystać do przeprowadzenia testów nad żywotnością okrętów.
Przygotowaniem likwidacji okrętów
kategorii „C” zajęła się specjalna komisja pod dowództwem wiceadmirała J.F. Ralla, powołana 17 maja 1947 r.
Planowano przeprowadzenie doświadczeń nad skutkami wybuchów bomb lotniczych,
pocisków artyleryjskich, min oraz torped w dwóch układach.
Pierwszy układ przewidywał eksplozję
umieszczonych na pokładzie ładunków, drugi zakładał symulowane ataki z wody i
powietrza. Podniesieniem okrętu zajął się 77 Oddział ASS KBF (Awaryjno-Spasatielnaja
Służba Krasnoznamiennogo Baltijskogo Flota).
Już 17 sierpnia 1945 r. zostały
przeprowadzone oględziny wraku.
Sygnalizowano 36 przebić w burtach od
pocisków i odłamków o wymiarach 1,5 x 1 metr. Maszyny napędowe, kotły,
generatory były wysadzone. W rejonie maszynowni stwierdzono zniszczone eksplozją
grodzie wodoszczelne. W podwodnej części kadłuba wykryto otwór o wymiarach 0,8
x 0,3 m oraz szczelinie o długości 0,3 m. Windy lotnicze wysadzone, a pokład
lotniczy podziurawiony od pocisków lub odłamków.(…)[3]
A zatem się zgadza –
okręt został rozmyślnie zatopiony przez Rosjan, którzy zrobili z niego
okręt-cel. Cel ćwiczenia był oczywisty – opracować metodę jak najbardziej
skutecznej walki z lotniskowcami Amerykanów i Brytyjczyków na potrzeby
przyszłych działań wojennych… Jak widać z jego wraka, twierdzą specjaliści - Graf
Zeppelin zatonął po zdetonowaniu mu na pokładzie kilku
2000-kilogramowych bomb lotniczych i dodatkowym bombardowaniu przez bombowce
horyzontalne i nurkujące. Nazistowski lotniskowiec poszedł na dno po zdetonowaniu
tony materiałów wybuchowych na pokładzie startowym i 5-6 trafieniach bomb na 90 zrzuconych.[4]
Opowiastki o
naciskach Amerykanów i Brytyjczyków wkładam pomiędzy bajki, bo Stalin by je po prostu zignorował.
Mając 11 mln żołnierzy w Europie mógł sobie na to pozwolić, a poza tym
wiedział, że Truman nie miał już
żadnej bomby atomowej do dyspozycji, by wywrzeć nań jakikolwiek nacisk… Poza
tym potrzebna mu była wiedza na temat niemieckich technologii oraz sposobów
walki z lotniskowcami, których Czerwona Flota nie miała, bowiem nie walczyła z
nimi w czasie działań wojennych na morzu.
I wszystko byłoby w
porządku, gdyby nie pewien list od świadka obserwacji i CE2 z UFO, które miało
miejsce w 1947 roku w Świnoujściu, a którzy otrzymali autorzy książki „NLO
prosit posadki”(Profizdat, Moskwa 1991) A.S.
Kuzowkin i N.N. Niezapomniaszczyj,
a który brzmiał tak:
Pozdrawiam Was Fiodorze Fiodorowiczu!
- zadał mi Pan 11
pytań, na które odpowiadam jak umiem najlepiej i po kolei. Te latające talerze
widziało wielu ludzi. To było na wiosnę, w 1947 roku – kiedy dokładnie, tego
nie pomnę. To było w Niemczech – w Swinemünde (dziś Świnoujście) nad brzegiem
Morza Bałtyckiego – w odległości 400-500 m od niego. Około godziny 10 czy
11-tej przed południem, była wtedy ładna i ciepła pogoda, nawet trawa się nie
kołysała – był absolutny sztil.
Latało tam wiele
talerzy, pośrodku formacji znajdował się większy obiekt – przypominał on oponę
od GAZ-a 51. Obiekty wznosiły się
pionowo, potem kładły lot do poziomego i powoli odlatywały. Były one jasne jak
duraluminium. Na większych kładł się tęczowy blask. Większe trzymały się na
wysokości 150-200 m, zaś mniejsze opuszczały się ku ziemi. Niektóre z nich
znajdowały się w odległości dwóch metrów ode mnie! Chciałem złapać jeden z
nich, ale nie dogoniłem go. Dwa talerze obleciały dookoła stanowiska
artyleryjskie, natomiast większe wisiały nieruchomo w powietrzu i kołysały się
na boki. Potem małe talerze podleciały do większych i wszystkie razem powoli
się oddaliły. Próbowałem doń sięgnąć bagnetem, ale mi się nie udało…
Sądzę, że będzie lepiej
skontaktować się Panu z ówczesnym dowódcą 612. daplot – mjr. Bielajewem. Mówił on wtedy, że to
Amerykanie fotografowali nasze działa i okręty w północnej strefie OWR[5] . Inni znowu
mówili, że na lotniskowcu Graf Zeppelin
doszło do eksplozji jakiegoś urządzenia – utajnionego rzecz jasna – choć
jak wszyscy wiedzieli – został on zatopiony w morzu. Kolor obiektu był podobny do pokrętła odbiornika radiowego
„Meridian” , z punktami na obwodzie talerza. Talerze te leciały z morza na
południe. W tym czasie coś się stało z naszą SON.[6]
Kiedy było już po
wszystkim, zaczęto zbierać od nas oświadczenia i kazano podpisać zobowiązanie o
zachowaniu wszystkiego w absolutnej tajemnicy. Potem przeniesiono mnie do Pilau[7] i
nikomu o niczym nie mówiłem.
Niestety, autorzy
nie podali nazwiska czy adresu nadawcy, a imię i patronimik Fiodor Fiodorowicz
niczego nie mówi…
Pytanie zatem brzmi:
czy Graf
Zeppelin będąc w radzieckich rękach w okresie od 24.IV.1945 do
17.VIII.1947 roku był przebadany przez ich uczonych i konstruktorów? To
oczywiste. Przez dwa lata z ogonkiem można go było obejrzeć dokładnie i zrobić
wszystkie badania, a potem idąc zgodnie z naciskami Aliantów Zachodnich po
prostu zatopić w czasie przeholowywania go do Leningradu jako okręt-cel dla
bombowców i/albo rakietowych pocisków przeciwokrętowych stanowiących ulepszoną
wersję latających bomb V-1 i pocisków balistycznych V-2.
Wywalenie trzydziestometrowej dziury w pokładzie mogła dokonać eksplozja tony
trotylu w głowicy takiego pocisku. Czyżby więc lotniskowiec był pierwszą ofiarą
broni nowej generacji – broni rakietowej? To właśnie jest jedna z tajemnic Grafa
Zeppelina, ale nie ostatnia.
Obserwacja UFO nad
Świnoujściem musiała mieć miejsce już po zatopieniu Grafa Zeppelina, a zatem
po 17 sierpnia 1947 roku. Czym były zaobserwowane latające spodki możemy się
tylko domyślać. Oczywiście mogły to być pojazdy Vril czy Haunebu z ośrodków
badawczych w Peenemünde i/albo umieszczone na pokładzie niedoszłego
lotniskowca. Tak czy inaczej, list ten i zawarte w nim informacje stanowią
zagadkę nie rozwiązaną do dziś dnia.
Trzecia zagadka
wiąże się nie tyle z Grafem Zeppelinem ile z obiektem
naziemnym. Chodzi konkretnie o magazyny Luftmuny
w miejscowości Mosty, w Zachodniopomorskiem. Luftmuna, to określenie magazynów amunicji dla Luftwaffe. Do tej
pory historykom nie udało się wyjaśnić tej zagadki II wojny światowej. Na
Zalewie Szczecińskim alianckie samoloty zatopiły statek MS Artushof, którego ładunek
budzi zdziwienie: w ładowniach było m.in. 38 słupów grafitowo-węglowych oraz
pół tony grafitu prasowanego w rolkach. Czy mógł to być materiał dla reaktora
atomowego? Czy statek miał je wyładować w niewielkiej przystani w pobliżu
tajnego ośrodka Luftmuna w
miejscowości Speck (dzisiaj Mosty)? Na jego terenie jest okrągły basen o głębokości
7 metrów, łudząco podobny do basenu w Haigerloch, gdzie wojska amerykańskie
odkryły niemiecki reaktor nuklearny.[8]
Reaktor ten był
bardzo prymitywny, ale działał i to było najważniejsze. Niemcy mogli uzyskać w
nim uran-235 do bomb atomowych, które zdetonowano w kilku miejscach Rzeszy: w
Jonastal, w Ohrdruf, na Rugii oraz w okolicach Homla, w ZSRR.[9] Nie były to jakieś cuda –
ich moc wynosiła mniej niż 10 kt TNT.
Jak twierdzi Bogusław Wołoszański, Niemcy
odczytywali przy pomocy prymitywnego lampowego komputera Schwetfisch zaszyfrowane depesze radzieckiej agentury uplasowanej w
amerykańskim Project Manhattan. W
depeszach tych znajdowały się konkretne dane umożliwiające budowę reaktora
jądrowego i bomby A… No i oczywiście im się to udało – pierwszą bombę A
zdetonowano w okolicach Homla na Białorusi, jesienią 1943 roku w ramach Projektu Lokki.[10]
Na ten temat pisał Iwan Barykin w swym cyklu wywiadów z SS-Obersturmbannführerem Walterem Schulke na łamach „Tajny XX
wieka”, a przekłady tych materiałów zamieściłem na stronach: http://wszechocean.blogspot.com/2014/03/hiperboloida-ss-gruppenfuhrera-kammlera.html; http://wszechocean.blogspot.com/2013/03/kod-antarktydy.html; http://wszechocean.blogspot.com/2013/03/kod-antarktydy.html; https://wszechocean.blogspot.com/2014/02/bronie-odwetowe-v-w-rosji.html a w szczególności - http://wszechocean.blogspot.com/2015/02/superbomba-dla-fuhrera.html.
W swych relacjach
Schulke opowiada o eksperymencie z bombą o potwornej sile rażenia, który został
przeprowadzony w okolicach Peenemünde. A zatem ten adres by się zgadzał.
Wprawdzie Schulke mówił tam o Rugii, ale czy tak było na pewno, za to nie
ręczę. Być może doszło do nieporozumienia, bowiem nazwy Rugia - po niemiecku
Rügen i Rudden są do siebie fonetycznie podobne…
I znowu: czy te
wszystkie wydarzenia mają ze sobą jakiś związek?
Przede wszystkim
Bogusław Wołoszański może się mylić – MS Artushof wiózł ładunek grafitu nie
do, ale z Luftmuny. Niemcy nie
budowali reaktora jądrowego, tylko zwijali interes – nie chcieli, by reaktor
wpadł w ręce Rosjan nacierających ze wschodu i południa. Najprawdopodobniej chcieli
go przenieść gdzieś w bezpieczniejsze miejsce. Pomorze Zachodnie wyzwalała 3.
Armia Uderzeniowa, działająca na kierunku Goleniów, Wolin, Kołobrzeg i Białogard
oraz 6., 61. i 47. Armia idące na Szczecin. Przeciwko sobie miały wojska Grupy
Armii „Wisła”. W lutym i marcu 1945 roku 1 Front Białoruski rozwijał swoje
powodzenie w płn.-zach. części Pomorza, osiągając 6.III.1945 roku Kamień
Pomorski, a następnego dnia wybrzeże Bałtyku w rejonie Dziwnówka i Pobierowa
oraz Zalew Szczeciński w rejonie Stepnicy. W tym samym dniu zdobyto także
Goleniów. Pozostałe armie frontu tj. 47. i 61. Armia, powoli wypierały wojska
niemieckie w kierunku Dąbia i Gryfina, napotykając na silny opór i liczne
kontrataki. 1 Armia Wojska Polskiego po likwidacji zgrupowania świdwińskiego,
głównymi siłami podeszła pod Kołobrzeg, a część sił wydzieliła do likwidacji
zgrupowania niemieckiego pod Trzebiatowem. Na zachodzie Pomorza, utrzymywał się
silny przyczółek niemiecki w rejonie Dąbia i płn. części Gryfina. 14 marca
wojska 1 FB rozpoczęły natarcie mające na celu likwidację tego przyczółka. 19
marca udało się rozerwać przyczółek na dwie części (Dąbie i Gryfino). Po
nieudanym kontrataku niemieckim, rozpoczął się odwrót z przyczółka i do 20
marca został on zlikwidowany. Pozostające na lewym brzegu Odry, na wyspie Wolin
i wyspie Uznam wojska niemieckie nie były naciskane przez Armię Czerwoną, aż do
rozpoczęcia operacji berlińskiej w dniu 20 kwietnia.[11]
No i to właśnie
poprzez wyspy – korzystając z zaangażowania wojsk radzieckich na innych
kierunkach - ewakuowano niemiecki stos atomowy i najprawdopodobniej obsługujący
go personel. To właśnie dlatego radzieckie okręty podwodne tropiły i topiły
statki z uciekającymi Niemcami, czego ofiarą stały się m.in. MS Wilhelm
Gustloff, MS Goya i MS General von Steuben… Chodziło
o to, by uniemożliwić Niemcom wykorzystanie najnowocześniejszych technologii
przeciwko nadchodzącym wojskom radzieckim i polskim. To właśnie dlatego wraki
te były intensywnie penetrowane przez radzieckich nurków – poszukiwano przewożonych
przez te statki artefaktów i dokumentacji technicznej.
Graf Zeppelin na dnie Bałtyku - sonogramy wykonane z okrętów Marynarki Wojennej
Z lotniskowcem było
nieco inaczej. Został on zatopiony rozmyślnie po zdemontowaniu z niego
wszystkiego, co się tylko dało i było nowatorskie – i mogło się przydać w toku
działań III Wojny Światowej. Była to pusta skorupa, którą wreszcie posłano na
dno Bałtyku, po uprzednim przetrenowaniu na niej bombardowań z powietrza i być może
ostrzału pociskami typu V-1. Rosjanie przechwycili ogółem
22.000 jednostek tej broni, więc materiału do badań mieli skolko ugodno.
To, o czym było
powyżej to tylko moja hipoteza, która nasunęła mi się po programie Bogusława
Wołoszańskiego na temat Luftmuny i
możliwej produkcji ładunków uranowych czy plutonowych do nazistowskich bomb A,
z których jedna była zdetonowana całkiem niedaleko – na wyspie Rugii czy Rudden…
[2]
Radziecka Flota Wojenna.
[3]
„Graf Zeppelin” – historia niemieckiego lotniskowca - https://tu.swinoujscie.pl/2017/12/graf-zepplin-historia-lotniskowca/
[4] Film
dokumentalny „Wyprawa na dno – II Wojna Światowa”, National Geographic Channel.
[5]
Garnizonu. Całe wydarzenie miało miejsce na terenie Fortu Zachodniego, gdzie
znajdowały się stanowiska artylerii plot.
[6] Stacja
namiarów artyleryjskich.
[7] Dzisiaj
Bałtijsk.
[8] Bogusław
Wołoszański – „Zagadka Luftmuny”, w „Sensacje XX wieku”.
[9] R.
Leśniakiewicz - https://wszechocean.blogspot.com/2017/08/hitlerowskie-poligony-broni-a.html
.
[10] Ibidem.
[11] Wikipedia.