Powered By Blogger

piątek, 2 listopada 2018

Gdzie się plącze 9-ta Planeta?




Wiktor Miednikow


W kwietniu ubiegłego roku (2017) pracownicy NASA oznajmili o tym, że na księżycu Saturna – Enceladusie – mogą być warunki do powstania życia. Na taki wniosek pozwoliły dane uzyskane przez kosmiczną sondę Cassini.

Do niedawna, w Układzie Słonecznym znajdowało się dziewięć planet. Ale w 2006 roku Międzynarodowa Unia Astronomiczna postanowiła wyrzucić z tego towarzystwa Plutona, przesuwając go do kategorii planet karłowatych. I naraz okazało się, że dziewiąta „pełnoprawna” planeta jednak istnieje. No tylko jej jeszcze nikt nigdy nie widział i nieznane jest jej położenie w przestrzeni kosmicznej.


Tłuścioszka


Na początku 2016 roku, cały świat obiegła sensacyjna nowina: astronomowie Michael Brown i Konstantin Batygin (emigrant z Rosji) z Cal-Tech potwierdzili hipotezę o istnieniu na peryferiach Układu Słonecznego dziewiątej planety. Dokonali oni tego przy pomocy komputerowego modelowania przy badaniu małych ciał niebieskich w Pasie Kuipera – ogromnego obszaru przestrzeni kosmicznej poza orbitą asteroidy nr 134340 Pluton. Uczeni zwrócili uwagę na zbieżne anomalie ruchu niektórych asteroidów w najbardziej oddalonych od Słońca sektorach Pasa Kuipera. Ustalili oni, że orbity 6 z nich (całkowicie różnych) przebiegają blisko jednego i tego samego obszaru przestrzeni kosmicznej. Jest to sytuacja zbieżna z tym, jakbyście obserwowali cyferblat sześciu zegarów, które idą z różną prędkością i w pewnym momencie pokazują ten sam czas. Prawdopodobieństwo zajścia takiego wydarzenia ma się tak jak 1 do 100. Swoje spostrzeżenia opublikowali oni na łamach czasopisma „Astronomical Journal” wydawanego przez Cal-Tech. Oni twierdzili, że niezwykłe orbity 13 obiektów transneptunowych – TNO stanowi dowód wprost na istnienie masywnej oddalonej Dziewiątej Planety. Według ich obliczeń, planeta ta – nazwana przez nich Fatty (dosł.: Tłuścioszka) byłaby dziewiątą planetą, gazowym olbrzymem. Byłaby ona jak raz dziewięciokrotnie bardziej masywna od Ziemi. Tłuścioszka byłaby ulokowana niewiarygodnie daleko od Słońca, w Obłoku Oorta (hipotetycznym pasie asteroidów i komet wokół Układu Słonecznego). Od naszej gwiazdy dziennej dzieli ją dystans 90 mld km[1] i jak na razie nie może do niej dolecieć żaden współczesny aparat kosmiczny.[2]

Spójrzcie sami: amerykańska sonda międzyplanetarna New Horizons doleciała do Plutona w czasie 9 lat (!!!) po odpaleniu jej z Ziemi! Żeby dolecieć do Dziewiątej Planety ona potrzebowałaby 54 lat i to w najlepszym przypadku. Problem polega na tym, że Tłuścioszka porusza się po bardzo wyciągniętej eliptycznej orbicie. Dokładny czas jej pełnego obiegu wokół Słońca póki co jest nieznany. Wedle prowizorycznych obliczeń Browna i Batygina rok na Dziewiątej Planecie może wynosić 10 do 20 tys. ziemskich lat. Jeżeli tak jest w rzeczywistości, to w tym punkcie orbity, w którym aktualnie znajduje się Tłuścioszka, ostatni raz była ona, kiedy po Ziemi chadzały mamuty, a ludzka populacja w najlepszym razie liczyła 5 mln osobników. Praktycznie rzecz biorąc to cała historia Ziemi – od pojawienia się rolnictwa do wykorzystania telefonii komórkowej – to wszystko stanowiło zaledwie jeden rok dla Dziewiątej Planety. Pory roku odmierzane na niej są całymi wiekami. W czasie „zimy” czyli w aphelium, sondzie New Horizonts potrzebne byłoby aż 350 lat, by tam dolecieć. Jednakże czy to 54 czy 350, to nie ma znaczenia – stacji kosmicznej nie wystarczyłoby do tego paliwa…

Odkrycie Tłuścioszki od dawna dojrzewało. Wszak wedle wszelkich parametrów Układ Słoneczny powinien mieć 5 gazowych planet olbrzymich – wraz z Jowisze, Saturnem, Uranem, Neptunem. No a le dlaczego ona znajduje się w tak wielkiej odległości od Słońca i innych planet? Istnieje hipoteza, że winę za to ponosi Jowisz. W czasach „pierwszej młodości” Układu Słonecznego ten dominator mógł złapać Tłuścioszkę swymi siłami grawitacji i wyrzucić poza Układ. I oto dlatego znajduje się ona na o wiele większym dystansie niż pozostałe planety.

Wedle innej hipotezy, młode Słońce jakimś sposobem przechwyciło Tłuścioszkę z układu planetarnego innej gwiazdy. Całkiem możliwe, że była ona „międzygwiezdną podróżniczką” – tzw. wędrowną planetą, która wpadła w pole grawitacyjne naszego słoneczka i już w nim została.

By oddać sprawiedliwość należy dodać, że Dziewiąta Planeta została odkryta dopiero na papierze i w teleskopie jej jeszcze nikt nie widział. Może da się to objaśnić tym, że aktualnie znajduje się ona w aphelium. Brown i Batygin wierzą w to, że Tłuścioszka zostanie odkryta w ciągu kilku następnych lat. Do poszukiwań planety zarezerwowali sobie czas p[racy japońskiego teleskopu Subaru na Hawajach.

Istnieje prawdopodobieństwo tego, że Dziewiąta Planeta została uchwycona na zdjęciach z niektórych teleskopów i jej zdjęcia leżą w archiwach, ale ze względu na swe słabą światłosiłę i powolne przemieszczanie się na tle nieba nie zwróciła czyjejś uwagi. W lutym 2017 roku, NASA rozpoczęła Project Backyard Worlds: Planet 9, którego uczestnikom polecono szukać poruszające się obiekty na zdjęciach wykonanych przez teleskop WISE w latach 2010-2011. Wśród nich może być właśnie Tłuścioszka.


Gloria


Jest równie prawdopodobne, że Dziewiąta Planeta znajduje się o wiele bliżej nas, niż to zakładamy. W latach 90. XX wieku, prof. Kiriłł Pawłowicz Butusow – wybitny astrofizyk, autor mnóstwa fundamentalnych prac i odkryć w dziedzinie radioastronomii, astrofizyki i fizyki teoretycznej, wstrząsnął światkiem naukowym swoją hipotezą o istnieniu Glorii – planety bliźniaczej Ziemi.
- Na orbicie ziemskiej, wprost za Słońcem znajduje się punkt libracyjny – mówi profesor – i jest to jedyne miejsce, w którym może znajdować się Gloria. Porusza się ona z taką prędkością, że z Ziemi jest zawsze niewidoczna, bo ukryta za Słońcem nie można jej także ujrzeć z Księżyca. Aby ją zobaczyć, należy odlecieć 15 razy dalej.[3]


Tak, istotnie, Słońce zakrywa sobą kolisty obszar po swej przeciwnej stronie o średnicy wynoszącej 600 średnic Ziemi[4], czyli jest gdzie się skrywać tajemniczej planecie. Ale istnieje możliwość, że Glorię widzieli niektórzy astronomowi w Przeszłości. Np. w XVII wieku, dyrektor Obserwatorium Paryskiego – Giovanni Cassini zaobserwował w pobliżu Wenus nieznane ciało niebieskie. Doszedł on do wniosku, że odkrył satelitę tej planety. Cassini zaczął regularne obserwacje tego fragmentu Kosmosu, ale tego satelity Wenus więcej nie zobaczył i dlatego stwierdził, że była to jakaś pomyłka.[5] Jednakże w 1740 roku, w tym miejscu zagadkowy obiekt zauważył matematyk i astronom James Short, a po upływie kolejnych 20 lat – niemiecki fizyk Johann Tobias Mayer. A potem to tajemnicze ciało niebieskie przepadło raz na zawsze i nigdy się już nie pojawiło w oczach obserwatorów. Jest więc możliwe, że astronomowie widzieli właśnie Glorię, która wskutek osobliwej trajektorii swego ruchu była dostępna obserwatorom z Ziemi tylko w bardzo ograniczonym „okienku” czasowym. Uczeni dawno już zauważyli niejakie odchyłki w ruchu Wenus po jej orbicie. Wbrew obliczeniom, ona a to wyprzedza swój „grafik”, a to opóźnia się. Kiedy Wenus zaczyna się śpieszyć na swojej orbicie, Mars zaczyna zostawać w tyle – i na odwrót.

Takie zakłócenia ruchu dwóch planet można w pełni wyjaśnić obecnością na ziemskiej orbicie jeszcze jedno ciała niebieskiego – Glorii. Uczony jest przekonany, że sobowtór Ziemi skrywa przed nami Słońce.

Jeszcze jeden argument za istnieniem Glorii można znaleźć w systemie satelitów Saturna, który stanowi poglądowy model Układu Słonecznego. W tym systemie każdy duży sputnik Saturna można odnieść do jednej planety naszego układu. W tym systemie istnieją dwa księżyce Saturna Janus i Epimeteusz, które znajdują się praktycznie na jednej orbicie. Można je w pełni uznać za analogię do Ziemi i Glorii. Na ziemskiej orbicie, za Słońcem, znajduje się tzw. punkt libracyjny, czyli miejsce w przestrzeni, w układzie dwóch ciał powiązanych grawitacją, w którym trzecie ciało może pozostawać w spoczynku względem ciał układu. Punkt libracyjny - L nazywany jest także punktem Lagrange’a od nazwiska jego odkrywcy. Jest jedyne miejsce, gdzie może znajdować się Gloria. O ile porusza się ona z taką prędkością, jak Ziemia, to praktycznie zawsze pozostaje schowana za Słońcem.[6]

Jak może wyglądać Gloria? Niektórzy uczeni sądzą, że planeta ta składa się z pyłu i asteroidów złapanych w grawitacyjną pułapkę punktu L. tak więc powinna ona mieć małą gęstość i być całkowicie niejednorodną tak pod względem gęstości jak i składu. Poza tym mogą w niej być dziury jak w krążku sera szwajcarskiego. Jest całkiem możliwe, że na Glorii jest o wiele cieplej niż na Ziemi. Atmosfera albo nie istnieje, albo jest rzadka. Wody – wedle uczonych – na Glorii także nie ma, a co za tym idzie, nie ma życia. Inni znów twierdzą, że minimalna ilość wody tam się znajduje, a w takim przypadku są tam możliwe prymitywne formy życia: jednokomórkowce, gąbki i pleśnie. Natomiast jeśli wody jest dostatecznie dużo, to możliwy jest rozwój roślin.

Radykalnie myślący przedstawiciele nauki przekonują o tym, że Gloria jest bardzo podobna do naszej Ziemi i jest zamieszkała przez istoty rozumne, które wyprzedzają Ziemian w swym rozwoju i kontrolują naszą planetę.[7]

Glorian interesuje nasza kultura i obyczaje, a na nasze testy nuklearne Oni reagują bardzo szybko. To właśnie z Glorii przylatują do nas UFO, które widziano praktycznie we wszystkich rejonach wybuchów jądrowych na naszej planecie. Ich szczególne zainteresowanie przyciągnęły katastrofy elektrowni jądrowych w Czarnobylu i Daiichi-Fukushimie. Z czym jest ono związane? Rzecz w tym, że położenie w punktach libracyjnych jest niestałe. Wybuchy jądrowe są w stanie „wybić” Ziemię z punktu L i skierować ją w stronę Glorii. To może doprowadzić do czołowego zderzenia obu planet, albo w przejściu w niebezpiecznej odległości od nich. W tym ostatnim przypadku skutki tego zdarzenia będą rzeczywiście fatalne i gigantyczne fale grawitacyjnego tsunami spustoszą obie planety. I to właśnie dlatego Glorianie obserwują i regulują wszystkie procesy mające miejsce na Ziemi. No do bezpośredniego kontaktu z naszą prymitywną, z ich punktu widzenia, cywilizacją wcale Im się nie śpieszy i nie pozwolą wtykać naszego nosa w swoje sprawy.


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 34/2018, ss. 4-5
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz             


[1] Czyli ok. 3d07h52m biegu światła!
[2] To znaczy może ale dopiero po upływie około jakichś 50-60 a może nawet 100 lat.
[3] Czyli na odległość ok. 5.766.000 km od Ziemi. Gdyby taka planeta istniała, to byłaby ona doskonale widoczna z Marsa i sfotografowana przez ziemskie łaziki i orbitery badawcze tej planety. Tymczasem tajemniczej Glorii nie zauważono…
[4] Czyli 7.645.200 km.
[5] Zob. M. Gersztein - „Neith – satelitka Wenus” - https://wszechocean.blogspot.com/2016/10/neith-satelitka-wenus.html
[6] Gdyby to była prawda, to Glorię czy jak kto woli Antyziemię czy Przeciwziemię by już dawno odkryto.
[7] Przypominam Czytelnikom brytyjski film sci-fi pt. „Po drugiej stronie Sońca” (1969) reż. R. Parrish, w którym ukazano właśnie taką możliwość.