Powered By Blogger

wtorek, 6 listopada 2018

Straszaki XXI wieku




Dina Kuncewa


W 2008 roku w Tokio zostało znalezionych ponad 2000 zmarłych, którzy po śmierci pozostali w swoich mieszkaniach na kilka miesięcy (!!!) – nikt ich nie odwiedzał i nawet rodziny nie wiedziały o ich śmierci!

Niedawno na portalach społecznościowych pojawiła się informacja, która mówiła o tym, że w Rosji do skrzynek pocztowych wrzucane są pakiety z wycinkami z Koranu i ze środkami trującymi. Pokazano nawet zdjęcia takich zatrutych pakietów… Ciekawe, ile jeszcze takich straszaków pałęta się po Internecie?


Strzeżcie się terroru i AIDS!


I tak pod koniec września w Sieci pojawiły się paniczne wieści o tym, że w całej Rosji przygotowane są akty terroru i będą one miały miejsce w hipermarketach i kompleksach rozrywkowych, i dlatego należy wstrzymać się przed wizytami tamże. Przy czym autorzy tych postów odwoływali się do dobrze poinformowanych źródeł w FSB.

Zupełnie niedawno społeczeństwo zostało wstrząśnięte wiadomością o tym, że jacyś nieznani ludzie rozdają dzieciom szkolnym gumy do żucia naszpikowane narkotykami. W jednych przypadkach z heroiną, w innych – amfetamina. Podobno jak dziecko spróbował takiej gumy, natychmiast wpadało w nałóg i na następną działkę potrzebowało już 500 rubli, co doprowadzało do okradania swych kolegów.

Informacja wzburzyła społeczeństwo, ale naprawdę to ani jeden epizod, o których doniesiono, się nie zdarzył.

Najstarszym z takich fejkowych straszaków liczy sobie już 10 lat. Mówi ono o tym, że pewni źli ludzie pozostawiają na siedzeniach w kinach i w metro strzykawki z krwią skażoną wirusem HIV, a obok notki: ZOSTAŁEŚ ZAINFEKOWANY PRZEZ AIDS. Nieświadomi niczego ludzie dostają zastrzyki a wraz z nimi śmiertelną infekcję… Warianty: igiełki wystają z poręczy schodów ruchomych i paneli bankomatów… I znów jak poprzednio – ani jedna z tych wiadomości nie znalazła swego potwierdzenia. (U nas też w latach 90-tych XX wieku krążyły takie pogłoski o chorych na AIDS, którzy zarażali ludzi skażoną krwią – uwaga tłum.)


Śledzą was agenci specjalni


Jeszcze jeden, już całkiem współczesny internetowy straszak opowiada o organizacji nazwanej SCP Foundation – Szczególne Warunki Zawartości – która jakoby powstała w 2007 roku. SCP Foundation to witryna poświęcona twórczemu pisaniu o działalności tytułowej Fundacji, fikcyjnej organizacji odpowiedzialnej za zabezpieczanie istot, miejsc i obiektów paranormalnych oraz za zatajanie istnienia anomalii. Z perspektywy jej uniwersum Fundacja SCP to tajemna organizacja, której rządy światowe powierzyły zadanie zabezpieczania i badania istot, miejsc oraz obiektów anomalnych, które łamią zasady prawa naturalnego. (Obiekty te nazywa się także „SCP”, jako że do każdego można się odnieść poprzez jego identyfikator numeryczny). Niektóre z takich obiektów, jeśli pozostawione zostaną samym sobie, mogą zagrażać samej ludzkości bądź jej pojęciu tego, co jest normalne.

Istnienie obiektów SCP jest utajnione przez Fundację SCP celem zapobiegania wybuchowi masowej paniki i umożliwiania cywilizacji ludzkiej normalnego funkcjonowania. Po odkryciu obiektu SCP Fundacja rozdysponowuje agentów, którzy albo pozyskują obiekt i przetransportowują go do jednej z placówek organizacji, albo zabezpieczają go na miejscu, jeśli jego przeniesienie jest niemożliwe. Po zabezpieczeniu obiektu naukowcy Fundacji SCP poddają go badaniom. Więźniowie, których pozyskuje Fundacja (nazywani klasą D) są wykorzystywani do wchodzenia w interakcje z obiektami SCP, gdyż te mogą stwarzać zagrożenie, a klasa D traktowana jest jako zbywalna siła robocza.

Fundacja SCP prowadzi dokumentację specjalnych czynności zabezpieczających dla wszystkich obiektów, które przechowuje. Dokumenty te opisują same obiekty oraz instrukcje zapewniające bezpieczeństwo ich przechowywania. W roku 2015 Fundacja SCP opisuje już ponad dwa tysiące przechowywanych obiektów; nowe procedury są wdrażane praktycznie bez przerwy.

Niektórzy użytkownicy Sieci ponoć otrzymują emaile zawierające linki na stronę o nagłówku „Normalne porno dla normalnych ludzi”. Z kolei strona zawiera linki do plików video o dziwnej zawartości. I tak na jednym z filmików mężczyzna, kobieta i pies znajdują się w kuchni, kobieta smaruje kromkę chleba masłem orzechowym, którą z kolei mężczyzna skarmia psa… Na drugim w kadrze pojawia się gruby klaun, który pod koniec filmiku zaczyna chlipać i zdzierać z siebie odzież a także rozsmarowywać na twarzy szminkę… Na trzecim beznogiemu człowiekowi każą tańczyć breakdance, a kiedy prosi, by mógł odpocząć, jakiś mężczyzna drze się na niego zza kadru. Wreszcie obraz zanika a zza kadru słychać jakieś krzyki…

I jeszcze jeden filmik: beznogi mężczyzna w masce Goblina, który chodzi na rękach wokół leżącej na materacu kobiety. Drzwi do pokoju są otwarte i widać jak przez korytarz biegnie do nich jakieś zwierzę… Najstraszniejsze wideo pokazuje związaną, jasnowłosą kobietę z kneblem w ustach, którą zabija szympans. Pod koniec filmu on spożywa jej ciało…

W rzeczywistości strona z takimi linkami nie istnieje, chociaż zwyczajnych stron porno w Sieci jest do licha i trochę…


Prawdziwe strachy


A oto historie, które nie są fejkami. W każdym przypadku, źródła informacji twierdzą, że mają one potwierdzenie swej autentyczności.

W lutym 1948 roku, statki kursujące u brzegów Indonezji przyjęły wezwanie o pomoc od holenderskiego masowca SS Ourang Medan. Jakiś mężczyzna posługując się łamaną angielszczyzną krzyczał, że cała załoga statku leży martwa… Dalej leciało już alfabetem Morse’a, czego nie mogli odcyfrować i wreszcie zdanie: „ja umieram!”


Wszedłszy na pokład Ourang Medan członkowie ekipy ratowniczej zobaczyli, że wszyscy załoganci oraz pies są faktycznie martwi. Leżeli oni gdzie dosięgła ich śmierć, z szeroko otwartymi oczami, rozwiedzionymi rękami i grymasem przerażenia zastygłym na twarzach. Na zwłokach nie znaleziono żadnych śladów przemocy. Wkrótce potem, jak ratownicy opuścili statek, on nieoczekiwanie eksplodował i zatonął, i tym sposobem tajemnica śmierci marynarzy nigdy nie została wyjaśniona.

Mówi się, że wszyscy posiadacze numeru telefonicznego 0888-888-888 źle kończyli. Początkowo numer ten był zarejestrowany w 2000 roku przez pewnego bułgarskiego operatora sieci telefonii GSM (kierunkowy +359). Pierwszy właściciel fatalnego numeru zmarł na raka, a dwóch następnych zginęło gwałtowną śmiercią od broni palnej. W związku z tym, kompania ta zablokowała przeklęty numer w 2007 roku na czas nieokreślony…

Fatalne też okazały się wypadki w pewnej szkole Riverwood w Sydney, Australia. Dzieci powróciwszy z wakacji znalazły w szkolnym budynku 1,5-litrową puszkę. W jej środku znajdowała się krew. Testy DNA pokazały, że jest to ludzka krew i należała do mężczyzny. Ale w bazie danych nie było kogoś o takiej charakterystyce. Jakby nie liczyć 1,5 litra to 1/3 całkowitej ilości krwi w organizmie. Być może człowiek, który tyle jej stracił - zginął? Tak czy owak, tego właśnie nie udało się ustalić…


Śmierci, których nikt nie zauważył


Ostatnimi czasy, w Japonii szeroko rozpowszechniło się zjawisko zwane tam kodokushi, co w wolnym przekładzie oznacza „samotna śmierć”.


Tak po prawdzie, to słowem kodokushi nazywane są sylwetki ciał umarłych ludzi, powstające na podłoży pod wpływem płynów ustrojowych wyciekających z ciała. Zazwyczaj powstają one tam, gdzie ludzi dosięgła śmierć.

Polega ten fenomen na tym, że ludzie zazwyczaj umierają w domu i nikt tego nie dostrzega. I tak w prefekturze Saitama została znaleziona umarła trzyosobowa rodzina. O jej śmierci stało się wiadome tylko dlatego, że otwarto mieszkanie z powodu nieopłacenia za gaz i elektryczność…

W Sapporo policja znalazła w jednym z mieszkań dwie 40-letnie siostry-bliźniaczki, które zamarzły na śmierć – w ich domu było wyłączone ogrzewanie…

I to wcale nie są miejskie legendy. W japońskim społeczeństwie rośnie socjalna izolacja. Wielu ludzi nie podtrzymuje związków z rodzinami, przyjaciółmi i sąsiadami i w rezultacie umierają oni w całkowitej samotności, nikomu niepotrzebni.

W większości kodokushi są młodymi nieżonatymi mężczyznami. Oni kontaktują się jedynie z kolegami z pracy, a kiedy przestają pracować, to znajdują się w izolacji. Podobnie jest z kobietami i mężczyznami, którzy pracują dorywczo albo na kontraktach. Często oni w czasie swego życia nie zakładają rodzin i nikt się nimi nie interesuje.

I na koniec do kategorii kodokushi nierzadko zaliczają się staruszkowie. We współczesnej Japonii pod jednym dachem rzadko mieszkają dwa czy trzy pokolenia. Starsi ludzie nierzadko żyją w samotności, w oddali od dzieci i wnuków – i kiedy oni umierają, rodzina nierzadko dowiaduje się o tym na końcu, jako ostatnia. A niektórzy nie mają nawet bliskich rówieśników…

Tutaj mowa jest już nie o folklorach miejskich czy internetowych, ale o całkowicie realnym problemie społecznym. Na szczęście w Rosji naród jest bardziej zżyty ze sobą, i mamy nadzieję, że pojawienie się zjawiska kodokushi póki co nam nie grozi…


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 34/2018, ss. 12-13
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz