Anatolij
Sliesariew (Czelabińsk)
W
sierpniu 1992 roku, my – czelabińscy rurociągowcy-turyści – zdecydowali się na
zorganizowanie zawodów sportowych – turiadę
i wspiąć się na szczyt góry Biełucha, N 49°48’25” – E 086°35’22”, której
wysokość wynosi 4509 m n.p.m.
Promienie światła ze
szczelin
Bazowy
obóz został postawiony na brzegu rzeki Katuń. A ja ze swym partnerem od liny Miszą Zajdelem zdecydowaliśmy się wspiąć do „Lodowego
Balkonu” i tamże zanocować. „Balkon” znajdował się na skale, na wysokości 4000
m n.p.m. Znajduje się tam około 10 miejsc pod namiot. Ale na „Balkonie” za
bardzo wiało, więc zdecydowaliśmy się wspiąć jeszcze wyżej, aby przenocować na
lodowcu.
Rozbiliśmy
namiot – jak się potem okazało – na potężnym kęsie lodu pomiędzy szczelinami.
Położyliśmy się spać, boż trzeba nam było wstać o czwartej rano. Przez cała noc
pod nami trzeszczał lód, lodowiec się przesuwał. Było ciemno. I naraz
zauważyłem, że jakieś błyski światła oświetlają namiot. A zaraz potem słyszałem
trzask sunącego lodowca.
Obudziłem
Miszę i opowiedziałem mu o swoich obserwacjach. Ale on bardzo się zmęczył i
poradził mnie też trochę pospać. To była kwestia jego wieku: był 15 lat starszy
ode mnie. Wyszedłem z namiotu i się rozejrzałem. Nad głową miałem rozgwieżdżone
niebo. Panowała niezwykła cisza.
Zauważyłem,
że na lodowcu z „rozrzuconych” szczelin błyskawicznie wyskakują błyski światła
i w kształcie bardzo cienkiego promienia ulatują gdzieś w gwiaździste niebo. I
ta cisza!
Podobne do lasera
Długość
błysków była znacznie krótsza od burzowej błyskawicy i nie taka silna. Zjawisko
to bardzo mnie zainteresowało. Jaki tam sen! Z czekanem w ręku podczołgałem się
do skraju lodowego pęknięcia. Wbiłem czekan i położyłem się tak, by widzieć dno
szczeliny i gwiaździste niebo. Zacząłem czekać na błysk.
Po
jakichś 30-40 minutach na dnie szczeliny coś błysnęło. Błękitny promień światła
podobny do lasera, bardzo cienki i bezdźwięczny wystrzelił w niebo. Miejsce, z
którego on wychodził znajdowało się na dnie lodowej szczeliny. Drugi koniec
promienia znajdował się w gwiezdnym niebie. Jego grubość wynosiła jakieś 2 cm i
znajdował się ode mnie w odległości około 7 m.
Następnego
dnia wspięliśmy się na Biełuchę i już późnym wieczorem w bazowym obozie
rozpytaliśmy innych uczestników turiady
o nocnych błyskach światła na lodowcu. Okazało się, że nikt nic nie widział!
Sprites albo zarnice
W
naszej grupie znalazła się młoda dziewczyna psychotronik, która była
sensytywna, która wyjaśniała mnie i mojemu partnerowi mechanizm tego zjawiska.
Ponoć nasza Ziemia ma dodatkowy biegun, który znajduje się w Andach.
Odpowiadający jemu drugi biegun znajduje się w Ałtaju, biegun ten – w
przeciwieństwie do tego andyjskiego przyjmującego kosmiczną energie – wysyła ją
w Kosmos.
W
2017 roku w TV na naszym kanale został pokazany wątek mówiący o tzw. sprites jak nazwali to Amerykanie. Bardzo
krótkie błyski sprites powstają na
Ziemi i lecą na duże wysokości – 40-80 km n.p.m. Amerykańscy specjaliści
sfotografowali taki rozbłysk, który był bardzo podobny do tego, co widziałem na
lodowcu góry Biełucha. U nas, w Rosji sprites
nazywa się zarnicami.
Źródło:
„Niewydumannyje istorii” nr 40/2019, s. 16
Przekład
z rosyjskiego - ©R.K.F.
Leśniakiewicz