Wiktor Bumagin
Wydawałoby się, że wędrowców
w Czasie można spotkać jedynie na stronach powieści SF. A właśnie, że nie:
jeden taki przybysz z Przyszłości stał się więźniem naszych czasów i żył w
ubiegłym wieku w naszym kraju. Nazywał się Jewgienij
Josifowicz Gajduczok (lub Hajduczek –
uwaga tłum.). Za jego przyczyną, znany badacz Wadim Czornobrow (przewodniczący Grupy Badawczej Kosmopoisk) i dziennikarka Jekatierina Gołowina przeprowadzili w
jego sprawie dziennikarskie śledztwo.
Fatalna przygoda
Jewgienij Iosifowicz
pochodził z XXII wieku. Będąc jeszcze bardzo młodym dzieckiem, postanowił
ukraść wehikuł czasu i zabrać go na przejażdżkę do egzotycznej starożytności.
Zabierając do kompanii dziewczynę, dla której pięknych oczu to wszystko się w
zasadzie zaczęło, pędził przez światy i stulecia. Ale nie odleciał daleko. W
latach trzydziestych XX wieku doszło do wypadku kradzionego pojazdu. Zdumieni i
przerażeni młodzi ludzie szybko zorientowali się, że uszkodzona maszyna będzie
w stanie unieść tylko jednego z nich i nie wiadomo, czy starczy jej energii,
aby dostać się do XXII wieku. Nie mieli wielkiego wyboru, dlatego dwunastoletni
chłopiec wepchnął ryczącą dziewczynkę do przedziału i każąc jej wrócić z
pomocą, wysłał ją w Przyszłość. Przynajmniej w razie kolejnego wypadku byłaby
znacznie bliżej swojego stulecia i dalej od barbarzyńskich epok, takich jak
nasza.
Nie czekał na pomoc. Wkrótce
młody wędrowiec został adoptowany przez życzliwych ludzi, a chłopiec zaczął
opanowywać nowe życie - którego, jak sam powiedział, początkowo po prostu go nienawidził.
Dopiero gdy po raz pierwszy w życiu jechał na rowerze, zdał sobie sprawę, że i
to może mieć swoje małe radości...
W wieku 15 lat Jewgienij
wstąpił do biblioteki w Leningradzkim Domu Książki i pracował jako sprzedawca
na wydziale literatury nauk ścisłych i technologii. Jednak pomimo tak
specyficznej specjalizacji znał Borysa
Oleinika, Jurija Lebiedinskiego,
Borysa Korniejewa, Olesę, Bułhakowa, Bernesa, Szulżenkę i
dobrze znał Marszaka. I pewnego dnia
- co za ironia losu! – rozmawiał z autorem „Wehikułu czasu”, legendarnym H.G. Wellsem.
Prognosta
Być może ci humanitarni
znajomi wpłynęli na jego przyszły los - Jewgienij wstąpił na wydział reżyserii
szkoły teatralnej. Skąd kilka lat później trafił prosto na Syberię: doskonale
pamiętał, kim był Stalin ze swoich
szkolnych zajęć z historii, ale nie nauczył się jeszcze trzymać gęby na kłódkę.
Cela obozowa była wypełniona po brzegi „politycznymi”; główny kontyngent
składał się z niepiśmiennych mężczyzn i wkrótce mądry facet znalazł drogę do
zbawienia. Co wieczór strażnik przynosił do celi stertę wycinków gazet – na
bibułki. I każdego wieczoru mieszkańcy obozu cierpliwie czekali, aż uczeń ułoży
pełnoprawne fragmenty tej mozaiki i rozpocznie „informację polityczną”. Po
kilku miesiącach był już dobrze zorientowany w „temacie dnia” i palił jak
lokomotywa razem ze wszystkimi.
Znajomość historii Jewgienia
dobrze mu służyła - pamiętając prawdziwe cele Stalina i Hitlera, z łatwością potrafił czytać „między wierszami”. Pomogły
także umiejętności artysty - w przeciwieństwie do palenia, każdy w jego
stuleciu potrafił chociaż trochę rysować. Już wkrótce Gajduczok stał na czele
redakcji obozowej i zaczął wydawać hasła, plakaty i gazety ścienne o spójnej
ideologicznie treści. Ogólnie rzecz biorąc, dwa lata później reputacja tego,
kto zdał sobie sprawę, ujrzał światło i odkupił się przez pracę, dotarła do
właściwych ludzi, a na wpół wykształcony student został zwolniony.
Wolność okazała się jednak
względna – rozpoczęła się wojna zimowa z Finlandią, a były więzień został
powołany do wojska. Służbę rozpoczął w Baku, w batalionie obsługi lotniczej.
Wszyscy obawiali się wówczas, że Wielka Brytania zacznie bombardować kaukaskie
pola naftowe, ale Gajduczok, pamiętając z historii sojuszu brytyjskiego,
przekonywał, że „Churchill nie odważyłby się, a Stalin na to nie pozwolił” i
zapewnił odpowiednią ideologiczne podstawę tej sprawy. Znajomość „momentu
współczesnego” pomogła przetrwać pamiętną niedzielę 1941 r. Rankiem 22 czerwca,
kiedy cały korpus oficerski był jeszcze w szoku, sierżant Gajduczok wygłaszał
już dla żołnierzy wykład na temat „niemieckiego bestialskiego faszyzmu”. Został
więc instruktorem politycznym. Nawiasem mówiąc, miał opinię doskonałego
analityka - szkolny kurs historii nadal pomagał. „Obliczanie” dalszych posunięć
walczących stron stało się jego podpisem.
Po wojnie podróżnik w czasie
osiadł w jednym z regionalnych ośrodków na grzbiecie Miedwiedickim, na granicy
obwodów Saratowa i Wołgogradu. Tam był dyrektorem Domu Kultury, stworzył i
kierował muzeum historii lokalnej, którego unikalną kolekcję zwiedzano nawet z
zagranicy. Co ciekawe, w latach 70. i 80. XX w. w jednej z sal muzeum wisiała
długa „taśma czasu” – wielometrowy zwój papieru przedstawiający najważniejsze
wydarzenia z historii świata od epoki kamienia do… XXI wieku włącznie.
Jewgienij Iosifowicz zmarł w 1991 roku w wieku 76 lat, dwa wieki przed swoimi
narodzinami.
Istnieją dowody
Naturalnym pytaniem, które
pojawia się u każdego czytelnika, jest kwestia dowodów. Nie mogą one jednak
znaleźć się w tej historii, być może także dlatego, że osoba znajdująca się w
Przeszłości nie ma prawa w jakikolwiek sposób wpływać na bieg historii,
niezależnie od tego, jak zła by ona nie była. Dlatego Gajduczok nie przedstawił
ani telefonu holograficznego, ani fotonowej maszynki do mielenia mięsa jako
dowodu swojego egzotycznego pochodzenia. Nie ujawnił też szczegółów
technicznych urządzenia, na którym doszedł do naszego wieku – „wszystko ma swój
czas!” A jednak niektóre szczegóły, które wyszły na jaw w rozmowach z jego
bliskimi i znajomymi, a także informacje otrzymane nie tak dawno temu wskazują,
że cała ta historia mogła mieć miejsce.
Kilka lat po śmierci Gajduczka
odnaleziono jednego z jego kolegów, który pamiętał kilka epizodów, w których
ich instruktor polityczny zachowywał się jak naturalny jasnowidz. Na przykład
na kilka dni przed wybuchem wojny powiedział swoim przyjaciołom, którzy
przygotowywali się do wyjazdu, że „w niedzielę nie będą mieli na to czasu”. A
kilka dni później, gdy jeden z nich, uważając go za wróżbitę, dosłownie
zadręczał Gajduczka pytaniami o datę zwycięstwa, podał także tę cenną datę. Po
czym natychmiast stracił reputację proroka - wszyscy byli zbyt pewni naszego
błyskawicznego zwycięstwa. Kolega żołnierz również potwierdził fenomenalne
zdolności analityczne swojego instruktora politycznego.
Podobną „przenikliwość”
Gajduczok wykazywał się w swoich czasach, „przepowiadając” prezydenturę Jelcyna, upadek ZSRR, konflikt
ormiańsko-azerbejdżański, Gruzję, Czeczenię i Jugosławię. Było to w czasach,
gdy wszyscy w słowie „pieriestrojka” nadawali jedynie znaczenie
naprawczo-budowlane. Jednak w te dziwne proroctwa również nie wierzono.
Córka Jewgienija Josifowicza
pokazała Jekaterinie Gołowinie jedno z dzieł ojca - około 20 plakatów
wykonanych w stylu „Okna wzrostu”, czyli rysunku z poezją. Zebrał je w jeden
album i zatytułował go bardzo wymownie: „Nasze miasto w XXI wieku”.
Najciekawsze jest to, że niektóre z jego ilustrowanych przepowiedni już powoli
zaczynają się spełniać. Córka Gajduczka pamiętała także dziwne bajki, które
opowiadał jej ojciec w dzieciństwie. Fabuła tych opowieści przyniosłaby sławę
każdemu pisarzowi science-fiction.
Jednym z bajecznych wspomnień z tamtych czasów jest krasnolud ubrany w skafander
kosmiczny. O jakich skafandrach kosmicznych można było mówić pod koniec lat
czterdziestych, na podstawie praktyki, tak naprawdę nie wiadomo.
Według serdecznych przyjaciół
Gajduczka czasami „łapał” i wdawał się w opowieści o tym, jak Ziemia wygląda z
kosmosu, jak zmienia się percepcja astronauty podczas poruszania się po
bezmiarze Wszechświata, jak Kosmici dostosowują się do naszych warunków i wiele
więcej. „Marzyciel” – powiedzieli niektórzy. „Przerażające” – mówili inni. „No
cóż, odmówiłem!” - jeszcze inni podziwiali. Ale może po prostu sobie
przypomniał?
W swoich rozmowach Jewgienij
Josifowicz wspomniał także, dlaczego po wojnie osiedlił się w tym mieście na
grzbiecie Miedwiedickim. Według niego to ciche, słabo zaludnione miasteczko do
XXII wieku zamieni się w największą metropolię-port kosmiczny skupiającą się na
podróżach w Czasie. Według niego to właśnie w tym mieście powstanie nowy
Petersburg: stary w Przyszłości znajdzie się pod wodą i zostanie pospiesznie
ewakuowany w te stepowe rejony.
Wreszcie tajemnicze pochodzenie
Jewgienija Josifowicza Gajduczki potwierdziła jasnowidzka Tatiana Wiktorowna Carewa. Ze zdjęcia zauważyła, że miał zupełnie
inną strukturę energetyczną niż współcześni
ludzie. Powiedziała
Jekaterinie Gołowinie: „Wniknął w wiele… Coś związanego
z Czasem… Z
energiami Czasu”.
Moje 3 grosze
Podróże w Czasie są
możliwe, na razie na papierze, ale w Przyszłości zapewne zostanie wymyślona
odpowiednia technologia. Ale nie o tym chciałem powiedzieć. Chciałbym w
kontekście materiału Wiktora Bumagina
przypomnieć inny artykuł A. Piestowa
na temat podróży w Czasie, a dotyczący tajemnicy szpiega Pokrowskiego, który
opublikowałem na łamach „Nieznanego Świata” i moim blogu na stronie: https://wszechocean.blogspot.com/search?q=tajemnica+pokrowskiego, w dniu 10.VII.2016 roku.
O co chodzi? Chodzi o
to, że w 1946 r. NKWD ujęło osobnika, który posiadał przy sobie zafoliowaną
legitymację o treści: «Strefy ścisłej
odpowiedzialności dowództwa NATO. Murmańsk. Norweska Strefa Okupacyjna. Dowód
tożsamości. POKROWSKIJ (imię i patronimik). Data urodzenia – 1 marca 1972 roku.
Miejsce urodzenia – Marmansk, Rosja. Wydano dnia takiego-to-a-takiego 2008
roku, przez komendanturę miasta Murmańska. Ważne do dnia takiego-to-a-takiego
2009 roku...» i z kolorowym zdjęciem.
Ciekawe, nieprawdaż?
W takim kontekście
wydaje się oczywistym, że Rosjanie nie chcieli takiego rozwoju sytuacji
politycznej w Federacji Rosyjskiej i wywołali wojenną awanturę na Ukrainie, a
następnie z całym NATO… Jak na razie trwa krwawa łaźnia na Ukrainie i wojna
hybrydowa przeciwko Polsce i krajom bałtyckim. Putin przestraszył się na serio
i pragnie zmienić rzeczywistość wracając do status quo ante 1914 a.D. I chyba o
to właśnie mu chodzi, gdyż w przeciwnym
wypadku grozi mu proces à la Norymberga i podział matuszki-Rossiji na
szereg mniejszych państw. A tego polityczne jastrzębie na Kremlu sobie
bynajmniej nie życzą, bo Rosja przestanie być supermocarstwem atomowym i
przestanie zagrażać Europie i światu…
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F.
Sas - Leśniakiewicz