Powered By Blogger

czwartek, 4 lipca 2024

Przybysz z innego Czasu

 


Wiktor Bumagin

 

Wydawałoby się, że wędrowców w Czasie można spotkać jedynie na stronach powieści SF. A właśnie, że nie: jeden taki przybysz z Przyszłości stał się więźniem naszych czasów i żył w ubiegłym wieku w naszym kraju. Nazywał się Jewgienij Josifowicz Gajduczok (lub Hajduczek – uwaga tłum.). Za jego przyczyną, znany badacz Wadim Czornobrow (przewodniczący Grupy Badawczej Kosmopoisk) i dziennikarka Jekatierina Gołowina przeprowadzili w jego sprawie dziennikarskie śledztwo. 

 

Fatalna przygoda

 

Jewgienij Iosifowicz pochodził z XXII wieku. Będąc jeszcze bardzo młodym dzieckiem, postanowił ukraść wehikuł czasu i zabrać go na przejażdżkę do egzotycznej starożytności. Zabierając do kompanii dziewczynę, dla której pięknych oczu to wszystko się w zasadzie zaczęło, pędził przez światy i stulecia. Ale nie odleciał daleko. W latach trzydziestych XX wieku doszło do wypadku kradzionego pojazdu. Zdumieni i przerażeni młodzi ludzie szybko zorientowali się, że uszkodzona maszyna będzie w stanie unieść tylko jednego z nich i nie wiadomo, czy starczy jej energii, aby dostać się do XXII wieku. Nie mieli wielkiego wyboru, dlatego dwunastoletni chłopiec wepchnął ryczącą dziewczynkę do przedziału i każąc jej wrócić z pomocą, wysłał ją w Przyszłość. Przynajmniej w razie kolejnego wypadku byłaby znacznie bliżej swojego stulecia i dalej od barbarzyńskich epok, takich jak nasza.

Nie czekał na pomoc. Wkrótce młody wędrowiec został adoptowany przez życzliwych ludzi, a chłopiec zaczął opanowywać nowe życie - którego, jak sam powiedział, początkowo po prostu go nienawidził. Dopiero gdy po raz pierwszy w życiu jechał na rowerze, zdał sobie sprawę, że i to może mieć swoje małe radości...

W wieku 15 lat Jewgienij wstąpił do biblioteki w Leningradzkim Domu Książki i pracował jako sprzedawca na wydziale literatury nauk ścisłych i technologii. Jednak pomimo tak specyficznej specjalizacji znał Borysa Oleinika, Jurija Lebiedinskiego, Borysa Korniejewa, Olesę, Bułhakowa, Bernesa, Szulżenkę i dobrze znał Marszaka. I pewnego dnia - co za ironia losu! – rozmawiał z autorem „Wehikułu czasu”, legendarnym H.G. Wellsem.


Prognosta


Być może ci humanitarni znajomi wpłynęli na jego przyszły los - Jewgienij wstąpił na wydział reżyserii szkoły teatralnej. Skąd kilka lat później trafił prosto na Syberię: doskonale pamiętał, kim był Stalin ze swoich szkolnych zajęć z historii, ale nie nauczył się jeszcze trzymać gęby na kłódkę. Cela obozowa była wypełniona po brzegi „politycznymi”; główny kontyngent składał się z niepiśmiennych mężczyzn i wkrótce mądry facet znalazł drogę do zbawienia. Co wieczór strażnik przynosił do celi stertę wycinków gazet – na bibułki. I każdego wieczoru mieszkańcy obozu cierpliwie czekali, aż uczeń ułoży pełnoprawne fragmenty tej mozaiki i rozpocznie „informację polityczną”. Po kilku miesiącach był już dobrze zorientowany w „temacie dnia” i palił jak lokomotywa razem ze wszystkimi.

Znajomość historii Jewgienia dobrze mu służyła - pamiętając prawdziwe cele Stalina i Hitlera, z łatwością potrafił czytać „między wierszami”. Pomogły także umiejętności artysty - w przeciwieństwie do palenia, każdy w jego stuleciu potrafił chociaż trochę rysować. Już wkrótce Gajduczok stał na czele redakcji obozowej i zaczął wydawać hasła, plakaty i gazety ścienne o spójnej ideologicznie treści. Ogólnie rzecz biorąc, dwa lata później reputacja tego, kto zdał sobie sprawę, ujrzał światło i odkupił się przez pracę, dotarła do właściwych ludzi, a na wpół wykształcony student został zwolniony.

Wolność okazała się jednak względna – rozpoczęła się wojna zimowa z Finlandią, a były więzień został powołany do wojska. Służbę rozpoczął w Baku, w batalionie obsługi lotniczej. Wszyscy obawiali się wówczas, że Wielka Brytania zacznie bombardować kaukaskie pola naftowe, ale Gajduczok, pamiętając z historii sojuszu brytyjskiego, przekonywał, że „Churchill nie odważyłby się, a Stalin na to nie pozwolił” i zapewnił odpowiednią ideologiczne podstawę tej sprawy. Znajomość „momentu współczesnego” pomogła przetrwać pamiętną niedzielę 1941 r. Rankiem 22 czerwca, kiedy cały korpus oficerski był jeszcze w szoku, sierżant Gajduczok wygłaszał już dla żołnierzy wykład na temat „niemieckiego bestialskiego faszyzmu”. Został więc instruktorem politycznym. Nawiasem mówiąc, miał opinię doskonałego analityka - szkolny kurs historii nadal pomagał. „Obliczanie” dalszych posunięć walczących stron stało się jego podpisem.

Po wojnie podróżnik w czasie osiadł w jednym z regionalnych ośrodków na grzbiecie Miedwiedickim, na granicy obwodów Saratowa i Wołgogradu. Tam był dyrektorem Domu Kultury, stworzył i kierował muzeum historii lokalnej, którego unikalną kolekcję zwiedzano nawet z zagranicy. Co ciekawe, w latach 70. i 80. XX w. w jednej z sal muzeum wisiała długa „taśma czasu” – wielometrowy zwój papieru przedstawiający najważniejsze wydarzenia z historii świata od epoki kamienia do… XXI wieku włącznie. Jewgienij Iosifowicz zmarł w 1991 roku w wieku 76 lat, dwa wieki przed swoimi narodzinami.

 

Istnieją dowody

 

Naturalnym pytaniem, które pojawia się u każdego czytelnika, jest kwestia dowodów. Nie mogą one jednak znaleźć się w tej historii, być może także dlatego, że osoba znajdująca się w Przeszłości nie ma prawa w jakikolwiek sposób wpływać na bieg historii, niezależnie od tego, jak zła by ona nie była. Dlatego Gajduczok nie przedstawił ani telefonu holograficznego, ani fotonowej maszynki do mielenia mięsa jako dowodu swojego egzotycznego pochodzenia. Nie ujawnił też szczegółów technicznych urządzenia, na którym doszedł do naszego wieku – „wszystko ma swój czas!” A jednak niektóre szczegóły, które wyszły na jaw w rozmowach z jego bliskimi i znajomymi, a także informacje otrzymane nie tak dawno temu wskazują, że cała ta historia mogła mieć miejsce.

Kilka lat po śmierci Gajduczka odnaleziono jednego z jego kolegów, który pamiętał kilka epizodów, w których ich instruktor polityczny zachowywał się jak naturalny jasnowidz. Na przykład na kilka dni przed wybuchem wojny powiedział swoim przyjaciołom, którzy przygotowywali się do wyjazdu, że „w niedzielę nie będą mieli na to czasu”. A kilka dni później, gdy jeden z nich, uważając go za wróżbitę, dosłownie zadręczał Gajduczka pytaniami o datę zwycięstwa, podał także tę cenną datę. Po czym natychmiast stracił reputację proroka - wszyscy byli zbyt pewni naszego błyskawicznego zwycięstwa. Kolega żołnierz również potwierdził fenomenalne zdolności analityczne swojego instruktora politycznego.

Podobną „przenikliwość” Gajduczok wykazywał się w swoich czasach, „przepowiadając” prezydenturę Jelcyna, upadek ZSRR, konflikt ormiańsko-azerbejdżański, Gruzję, Czeczenię i Jugosławię. Było to w czasach, gdy wszyscy w słowie „pieriestrojka” nadawali jedynie znaczenie naprawczo-budowlane. Jednak w te dziwne proroctwa również nie wierzono.

Córka Jewgienija Josifowicza pokazała Jekaterinie Gołowinie jedno z dzieł ojca - około 20 plakatów wykonanych w stylu „Okna wzrostu”, czyli rysunku z poezją. Zebrał je w jeden album i zatytułował go bardzo wymownie: „Nasze miasto w XXI wieku”. Najciekawsze jest to, że niektóre z jego ilustrowanych przepowiedni już powoli zaczynają się spełniać. Córka Gajduczka pamiętała także dziwne bajki, które opowiadał jej ojciec w dzieciństwie. Fabuła tych opowieści przyniosłaby sławę każdemu pisarzowi science-fiction. Jednym z bajecznych wspomnień z tamtych czasów jest krasnolud ubrany w skafander kosmiczny. O jakich skafandrach kosmicznych można było mówić pod koniec lat czterdziestych, na podstawie praktyki, tak naprawdę nie wiadomo.

Według serdecznych przyjaciół Gajduczka czasami „łapał” i wdawał się w opowieści o tym, jak Ziemia wygląda z kosmosu, jak zmienia się percepcja astronauty podczas poruszania się po bezmiarze Wszechświata, jak Kosmici dostosowują się do naszych warunków i wiele więcej. „Marzyciel” – powiedzieli niektórzy. „Przerażające” – mówili inni. „No cóż, odmówiłem!” - jeszcze inni podziwiali. Ale może po prostu sobie przypomniał?

W swoich rozmowach Jewgienij Josifowicz wspomniał także, dlaczego po wojnie osiedlił się w tym mieście na grzbiecie Miedwiedickim. Według niego to ciche, słabo zaludnione miasteczko do XXII wieku zamieni się w największą metropolię-port kosmiczny skupiającą się na podróżach w Czasie. Według niego to właśnie w tym mieście powstanie nowy Petersburg: stary w Przyszłości znajdzie się pod wodą i zostanie pospiesznie ewakuowany w te stepowe rejony.

Wreszcie tajemnicze pochodzenie Jewgienija Josifowicza Gajduczki potwierdziła jasnowidzka Tatiana Wiktorowna Carewa. Ze zdjęcia zauważyła, że ​​miał zupełnie inną strukturę energetyczną niż współcześni ludzie. Powiedziała Jekaterinie Gołowinie: Wniknął w wiele Coś związanego z Czasem Z energiami Czasu.

 

Moje 3 grosze 


Podróże w Czasie są możliwe, na razie na papierze, ale w Przyszłości zapewne zostanie wymyślona odpowiednia technologia. Ale nie o tym chciałem powiedzieć. Chciałbym w kontekście materiału Wiktora Bumagina przypomnieć inny artykuł A. Piestowa na temat podróży w Czasie, a dotyczący tajemnicy szpiega Pokrowskiego, który opublikowałem na łamach „Nieznanego Świata” i moim blogu na stronie: https://wszechocean.blogspot.com/search?q=tajemnica+pokrowskiego, w dniu 10.VII.2016 roku.

O co chodzi? Chodzi o to, że w 1946 r. NKWD ujęło osobnika, który posiadał przy sobie zafoliowaną legitymację o treści: «Strefy ścisłej odpowiedzialności dowództwa NATO. Murmańsk. Norweska Strefa Okupacyjna. Dowód tożsamości. POKROWSKIJ (imię i patronimik). Data urodzenia – 1 marca 1972 roku. Miejsce urodzenia – Marmansk, Rosja. Wydano dnia takiego-to-a-takiego 2008 roku, przez komendanturę miasta Murmańska. Ważne do dnia takiego-to-a-takiego 2009 roku...» i z kolorowym zdjęciem. Ciekawe, nieprawdaż?

W takim kontekście wydaje się oczywistym, że Rosjanie nie chcieli takiego rozwoju sytuacji politycznej w Federacji Rosyjskiej i wywołali wojenną awanturę na Ukrainie, a następnie z całym NATO… Jak na razie trwa krwawa łaźnia na Ukrainie i wojna hybrydowa przeciwko Polsce i krajom bałtyckim. Putin przestraszył się na serio i pragnie zmienić rzeczywistość wracając do status quo ante 1914 a.D. I chyba o to właśnie mu chodzi, gdyż w przeciwnym  wypadku grozi mu proces à la Norymberga i podział matuszki-Rossiji na szereg mniejszych państw. A tego polityczne jastrzębie na Kremlu sobie bynajmniej nie życzą, bo Rosja przestanie być supermocarstwem atomowym i przestanie zagrażać Europie i światu…  

 

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz