Powered By Blogger

sobota, 27 grudnia 2025

CE0X w Kolorado

 


Albert Rosales

 

Lokalizacja: Kolorado, dokładna lokalizacja nie została podana.

Data: luty 1982

Godzina: wieczór

Opis incydentu:

Strażnik leśny o imieniu Rick, stacjonujący w bardzo odległym i odludnym rejonie w górach Kolorado, zgłosił, że odebrał radiowy komunikat o zauważeniu migających świateł wzdłuż mało uczęszczanej drogi w górach i że może to być duża ciężarówka, która wpadła w poślizg na śniegu. Ponieważ nie otrzymał żadnego komunikatu radiowego od kierowcy ciężarówki, Rick obawiał się najgorszego. W lutowych temperaturach poniżej zera kierowca ciężarówki, nieprzytomny, osunął się w kabinie i wkrótce zamarzł na śmierć.

Rick pojechał skuterem śnieżnym w miejsce, gdzie poprzedniej nocy helikopter zauważył coś, co wyglądało na migające światła. Trzy dni przed rzekomym wypadkiem ciężarówki padał obfity śnieg. Podróż była niebezpieczna dla doświadczonych kierowców. Rick spędził ponad godzinę, przemierzając teren, z którego helikopter zgłosił coś, co mogło być światłami ciężarówki. Nie było żadnych śladów, żadnych oznak, że jakiś pojazd mógł zjechać z prymitywnej wiejskiej drogi i znaleźć się gdzieś w dużej zaspie. Rick przekazał przez radio negatywne wyniki poszukiwań i zasugerował, że jeśli ciężarówka utknęła w tym rejonie, to w jakiś sposób udało jej się rozwiązać problem.

Wracał na swój posterunek, odludną chatę, którą utrzymywał z innym strażnikiem, gdy zobaczył dziwne ślady stóp prowadzące na fragment lasu. Wyglądały na ślady kogoś idącego boso. Obok śladu znajdował się niewielki, niemal spiczasty, odcisk buta. Zaskoczony tymi śladami, Rick zsiadł ze skutera śnieżnego i ruszył w kierunku kępy drzew, do której prowadziły dziwne ślady. Miał właśnie wkroczyć w gęsto zalesiony teren, gdy wyszedł z niego niewielki mężczyzna z uniesioną dłonią w uniwersalnym geście pokoju. Rick ze zdumieniem ujrzał istotę o wzroście około półtora metra, z bardzo dużą głową, ogromnymi oczami i pustą, pozbawioną wyrazu twarzą. Zdumiał się również, widząc, że w temperaturach poniżej zera ten drobny mężczyzna miał na sobie jedynie obcisły, zielonkawy kombinezon.

Jeśli Rick obawiał się o wygodę tego drobnego mężczyzny, to był kompletnie zaskoczony, gdy z lasu wyłoniła się blondynka o olśniewających niebieskich oczach, ubrana jedynie w cienką, prześwitującą suknię. Lekki materiał jej ubrania zdawał się wirować wokół niej, jakby tworzył własne pole energetyczne. Rick nie mógł się powstrzymać od podążania wzrokiem za całą linią ciała tej uroczej damy aż do stóp. Bez widocznego dyskomfortu stała boso w śniegu. Rick kazał im wsiąść na jego skuter śnieżny, zanim zamarzną na śmierć. Rickowi przeszło wtedy przez myśl, że natknął się na parę dziwaków z jakiegoś objazdowego wesołego miasteczka. Może przeoczył unieruchomioną ciężarówkę. Być może wóz karnawałowy zsunął się w głęboki śnieg, a dziwny, bulwiastogłowy krasnolud i ta piękna tancerka wędrowali oszołomieni po śniegu.

Kiedy przygotowywał skuter śnieżny do podróży do domku, przerwał mu dziwny, trzaskający dźwięk, niemal jak elektryczność statyczna. Kiedy spojrzał w stronę dziwnego duetu, pozostała tam tylko kobieta. Mały mężczyzna zdawał się zniknąć. Kiedy zapytał kobietę, co stało się z jej towarzyszem, uśmiechnęła się tylko. Rick chciał wyruszyć na poszukiwania krasnoludzkiego mężczyzny, ale przekonujące oczy tajemniczej kobiety zdawały się poruszać w jego głowie. Nie mógł myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, by bezpiecznie dowieźć ją do domku i z nieprofesjonalną nonszalancją wobec bezpieczeństwa drugiej osoby, wskazał kobiecie, żeby wsiadła na jego skuter śnieżny. Razem odjechali w noc, która szybko robiła się coraz zimniejsza. Kiedy Rick dotarł do domku, okazało się, że jego partnerka wciąż jest na zleceniu. Zrobił kobiecie kawę. Powoli popijała kawę, patrząc na jej zawartość, jakby nigdy wcześniej jej nie widziała. Rick przyłapał ją na włożeniu palca do filiżanki, żeby sprawdzić napar, jakby mogła w jakiś sposób podnieść płyn opuszkami palców i wypić go w ten sposób.

W tym samym czasie Rick zaczął się zastanawiać, co stało się z jego partnerem. Obok kubka z kawą przyjaciela znalazł nabazgraną notatkę, że jego partner wrócił. Zastał Ricka pogrążonego w głębokim śnie, dotknął jego czoła, poczuł, że musi mieć gorączkę i postanowił pozwolić mu spać. Rick był na innym zleceniu, a data go zaskoczyła, bo minęły już dwa dni. Rick zaczął się naprawdę wstydzić swojego czynu. Wykorzystał zagubioną i niemal bezbronną kobietę, a spał przez dwa dni. Wróciło mu wspomnienie, całe doświadczenie wydawało się coraz bardziej dziwaczne z każdym kolejnym wspomnieniem. Przede wszystkim zaczął sobie wyraźnie uświadamiać, że wcale nie wykorzystał zagubionej kobiety. Co więcej, była bezpośrednia i bardzo stanowcza w tym, czego od niego chciała. Ciężarówki nigdy nie odnaleziono, podobnie jak, ku jego wielkiej uldze, zamarzniętych ciał kobiety i małego mężczyzny.

Rick prawie zapomniał o tym incydencie. Potem, jakieś osiemnaście miesięcy później, zmywał naczynia w swojej chacie w jasne wiosenne popołudnie i przypadkiem spojrzał w górę. Ku swojemu zdumieniu zobaczył kobietę stojącą obok dużej sosny rosnącej przed jego chatą. Uśmiechała się i była ubrana w tę samą zwiewną, prześwitującą suknię. W ramionach trzymała małe, złocistowłose dziecko. Rick pamięta, że ​​wskazała na niego, potem na dziecko, a potem na swój brzuch. Uśmiechnęła się do niego ponownie i wróciła do lasu. Rick powiedział, że przez kilka minut nie mógł się ruszyć, ale kiedy w końcu się udało, wybiegł za drzwi i próbował znaleźć tajemniczą kobietę. Nie mógł znaleźć po niej śladu, ale było dla niego jasne, że mówiła mu, że jest ojcem dziecka, które nosiła w ramionach. To była kobieta, która wydawała się odporna na zimno, potrafiła chodzić boso po śniegu w temperaturach poniżej zera i najwyraźniej mogła przychodzić i odchodzić, kiedy chciała – czy to z innego świata, czy z innego wymiaru, Rick nie twierdzi, że wie. Wciąż niepokoi go przekonanie, że spłodził dziecko kosmity.

Za każdym razem, gdy patrzy w nocne niebo, Rick mówi, że zastanawia się, czy jego dziecko żyje na jakimś innym świecie. A może dorasta w jakiejś obcej bazie, by pewnego dnia powrócić i odzyskać swoje ziemskie dziedzictwo.

Dodatek HC nr 1097

Źródło: Brad Steiger - „Porywacze z UFO”

Typ: E

Komentarze:

Kevin Wood: Zmroziło mnie od samego czytania.

Bryan White: Czyta się bardziej jak spotkanie z Królową Wróżek niż z kosmitą. Wszystkie te historie są takie tajemnicze! Sprawiają wrażenie, jakby miały nieograniczoną głębię!

Mój koment: Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, to opowieść Ricka nie jest wcale odosobnionym przypadkiem. Jest ich wiele i przypominają doświadczenia Antonia Villas-Boas i Eugene’a Browna. Takie przypadki doskonale wpisują się w schemat odnowy Ludzkości nakreślony przeze mnie w III tomie cyklu „UFO i …” pt. „UFO i Czas”.

Poza tym ciekawy jest fakt, że te Istoty chodziły boso po śniegu. W chrześcijańskiej ikonografii bose stopy są symbolem niewinności, ale także Najwyższego Wtajemniczenia. Czyżbyśmy mieli do czynienia z Istotami kojarzonymi z bogami z panteonu bóstw wszystkich cywilizacji Ziemi?

Opracował - ©R.K.Fr. Sas - Leśniakiewicz