Albert Rosales
Lokalizacja:
Kolorado, dokładna lokalizacja nie została podana.
Data: luty
1982
Godzina: wieczór
Opis
incydentu:
Strażnik leśny o imieniu Rick, stacjonujący w bardzo odległym i
odludnym rejonie w górach Kolorado, zgłosił, że odebrał radiowy komunikat o
zauważeniu migających świateł wzdłuż mało uczęszczanej drogi w górach i że może
to być duża ciężarówka, która wpadła w poślizg na śniegu. Ponieważ nie otrzymał
żadnego komunikatu radiowego od kierowcy ciężarówki, Rick obawiał się
najgorszego. W lutowych temperaturach poniżej zera kierowca ciężarówki,
nieprzytomny, osunął się w kabinie i wkrótce zamarzł na śmierć.
Rick pojechał skuterem śnieżnym w
miejsce, gdzie poprzedniej nocy helikopter zauważył coś, co wyglądało na
migające światła. Trzy dni przed rzekomym wypadkiem ciężarówki padał obfity
śnieg. Podróż była niebezpieczna dla doświadczonych kierowców. Rick spędził
ponad godzinę, przemierzając teren, z którego helikopter zgłosił coś, co mogło
być światłami ciężarówki. Nie było żadnych śladów, żadnych oznak, że jakiś
pojazd mógł zjechać z prymitywnej wiejskiej drogi i znaleźć się gdzieś w dużej
zaspie. Rick przekazał przez radio negatywne wyniki poszukiwań i zasugerował,
że jeśli ciężarówka utknęła w tym rejonie, to w jakiś sposób udało jej się
rozwiązać problem.
Wracał na swój posterunek,
odludną chatę, którą utrzymywał z innym strażnikiem, gdy zobaczył dziwne ślady
stóp prowadzące na fragment lasu. Wyglądały na ślady kogoś idącego boso. Obok
śladu znajdował się niewielki, niemal spiczasty, odcisk buta. Zaskoczony tymi śladami,
Rick zsiadł ze skutera śnieżnego i ruszył w kierunku kępy drzew, do której
prowadziły dziwne ślady. Miał właśnie wkroczyć w gęsto zalesiony teren, gdy
wyszedł z niego niewielki mężczyzna z uniesioną dłonią w uniwersalnym geście
pokoju. Rick ze zdumieniem ujrzał istotę o wzroście około półtora metra, z
bardzo dużą głową, ogromnymi oczami i pustą, pozbawioną wyrazu twarzą. Zdumiał
się również, widząc, że w temperaturach poniżej zera ten drobny mężczyzna miał
na sobie jedynie obcisły, zielonkawy kombinezon.
Jeśli Rick obawiał się o wygodę
tego drobnego mężczyzny, to był kompletnie zaskoczony, gdy z lasu wyłoniła się
blondynka o olśniewających niebieskich oczach, ubrana jedynie w cienką,
prześwitującą suknię. Lekki materiał jej ubrania zdawał się wirować wokół niej,
jakby tworzył własne pole energetyczne. Rick nie mógł się powstrzymać od
podążania wzrokiem za całą linią ciała tej uroczej damy aż do stóp. Bez
widocznego dyskomfortu stała boso w śniegu. Rick kazał im wsiąść na jego skuter
śnieżny, zanim zamarzną na śmierć. Rickowi przeszło wtedy przez myśl, że
natknął się na parę dziwaków z jakiegoś objazdowego wesołego miasteczka. Może
przeoczył unieruchomioną ciężarówkę. Być może wóz karnawałowy zsunął się w głęboki
śnieg, a dziwny, bulwiastogłowy krasnolud i ta piękna tancerka wędrowali
oszołomieni po śniegu.
Kiedy przygotowywał skuter
śnieżny do podróży do domku, przerwał mu dziwny, trzaskający dźwięk, niemal jak
elektryczność statyczna. Kiedy spojrzał w stronę dziwnego duetu, pozostała tam
tylko kobieta. Mały mężczyzna zdawał się zniknąć. Kiedy zapytał kobietę, co
stało się z jej towarzyszem, uśmiechnęła się tylko. Rick chciał wyruszyć na
poszukiwania krasnoludzkiego mężczyzny, ale przekonujące oczy tajemniczej
kobiety zdawały się poruszać w jego głowie. Nie mógł myśleć o niczym innym, jak
tylko o tym, by bezpiecznie dowieźć ją do domku i z nieprofesjonalną
nonszalancją wobec bezpieczeństwa drugiej osoby, wskazał kobiecie, żeby wsiadła
na jego skuter śnieżny. Razem odjechali w noc, która szybko robiła się coraz
zimniejsza. Kiedy Rick dotarł do domku, okazało się, że jego partnerka wciąż
jest na zleceniu. Zrobił kobiecie kawę. Powoli popijała kawę, patrząc na jej
zawartość, jakby nigdy wcześniej jej nie widziała. Rick przyłapał ją na
włożeniu palca do filiżanki, żeby sprawdzić napar, jakby mogła w jakiś sposób
podnieść płyn opuszkami palców i wypić go w ten sposób.
W tym samym czasie Rick zaczął
się zastanawiać, co stało się z jego partnerem. Obok kubka z kawą przyjaciela
znalazł nabazgraną notatkę, że jego partner wrócił. Zastał Ricka pogrążonego w
głębokim śnie, dotknął jego czoła, poczuł, że musi mieć gorączkę i postanowił
pozwolić mu spać. Rick był na innym zleceniu, a data go zaskoczyła, bo minęły
już dwa dni. Rick zaczął się naprawdę wstydzić swojego czynu. Wykorzystał
zagubioną i niemal bezbronną kobietę, a spał przez dwa dni. Wróciło mu
wspomnienie, całe doświadczenie wydawało się coraz bardziej dziwaczne z każdym
kolejnym wspomnieniem. Przede wszystkim zaczął sobie wyraźnie uświadamiać, że
wcale nie wykorzystał zagubionej kobiety. Co więcej, była bezpośrednia i bardzo
stanowcza w tym, czego od niego chciała. Ciężarówki nigdy nie odnaleziono,
podobnie jak, ku jego wielkiej uldze, zamarzniętych ciał kobiety i małego
mężczyzny.
Rick prawie zapomniał o tym
incydencie. Potem, jakieś osiemnaście miesięcy później, zmywał naczynia w
swojej chacie w jasne wiosenne popołudnie i przypadkiem spojrzał w górę. Ku
swojemu zdumieniu zobaczył kobietę stojącą obok dużej sosny rosnącej przed jego
chatą. Uśmiechała się i była ubrana w tę samą zwiewną, prześwitującą suknię. W
ramionach trzymała małe, złocistowłose dziecko. Rick pamięta, że wskazała na niego, potem na dziecko, a potem na swój brzuch. Uśmiechnęła się do niego ponownie i wróciła
do lasu. Rick powiedział, że przez kilka minut nie mógł się ruszyć, ale kiedy w
końcu się udało, wybiegł za drzwi i próbował znaleźć tajemniczą kobietę. Nie
mógł znaleźć po niej śladu, ale było dla niego jasne, że mówiła mu, że jest
ojcem dziecka, które nosiła w ramionach. To była kobieta, która wydawała się
odporna na zimno, potrafiła chodzić boso po śniegu w temperaturach poniżej zera
i najwyraźniej mogła przychodzić i odchodzić, kiedy chciała – czy to z innego
świata, czy z innego wymiaru, Rick nie twierdzi, że wie. Wciąż niepokoi go
przekonanie, że spłodził dziecko kosmity.
Za każdym razem, gdy patrzy w
nocne niebo, Rick mówi, że zastanawia się, czy jego dziecko żyje na jakimś
innym świecie. A może dorasta w jakiejś obcej bazie, by pewnego dnia powrócić i
odzyskać swoje ziemskie dziedzictwo.
Dodatek HC nr
1097
Źródło: Brad Steiger - „Porywacze z UFO”
Typ: E
Komentarze:
Kevin
Wood: Zmroziło mnie od samego czytania.
Bryan
White: Czyta się bardziej jak spotkanie z Królową Wróżek niż z kosmitą.
Wszystkie te historie są takie tajemnicze! Sprawiają wrażenie, jakby miały
nieograniczoną głębię!
Mój
koment: Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, to opowieść Ricka nie
jest wcale odosobnionym przypadkiem. Jest ich wiele i przypominają doświadczenia
Antonia Villas-Boas i Eugene’a Browna. Takie przypadki
doskonale wpisują się w schemat odnowy Ludzkości nakreślony przeze mnie w III
tomie cyklu „UFO i …” pt. „UFO i Czas”.
Poza tym ciekawy jest fakt, że te
Istoty chodziły boso po śniegu. W chrześcijańskiej ikonografii bose stopy są
symbolem niewinności, ale także Najwyższego Wtajemniczenia. Czyżbyśmy mieli do
czynienia z Istotami kojarzonymi z bogami z panteonu bóstw wszystkich
cywilizacji Ziemi?
Opracował - ©R.K.Fr.
Sas - Leśniakiewicz

