Stanisław Bednarz
Wulkan Montagne Pelée na
Martynice jest czołowym zabójcą, ten typ erupcji został nazwany paleańskim…
Dziś to drzemiący wulkan, położony w północnej części wyspy. Wznosi się na
wysokość 1397 m n.p.m. Kluczowy wybuch miał miejsce 8 maja 1902 roku.
Pierwszymi oznakami były
fumarole, zaobserwowane na szczycie wulkanu już w 1889 roku. W styczniu 1902
roku rolnicy wyczuli zapach siarkowodoru. W rejonie wulkanu znaleziono wówczas
również wiele martwych sztuk bydła i ptaków.
23.IV.1902 roku wulkan wyrzucił z
siebie pierwsze strumienie lawy, a 26 kwietnia na Saint-Pierre spadł deszcz
popiołu. Po tym wydarzeniu 27 kwietnia zorganizowano małą ekspedycję na szczyt
wulkanu. Jej uczestnicy zaobserwowali, że drugorzędny krater o szerokości 180
metrów, wypełniony był wrzącą wodą.
2 maja o godzinie 11:30 doszło do
kolejnej erupcji. Nad stożkiem wulkanu wytworzyła się duża czarna chmura
popiołu, a na prawie całą północną część wyspy spadł deszcz drobnego pumeksu.
Na zboczach góry pomarły pasące się tam zwierzęta. Nieustające opady popiołu
wkrótce zerwały linię telegraficzną. W fabryce cukru położonej 3,2 km na północny zachód od
Saint-Pierre, zauważono tysiące mrówek i stonóg, które wyszły z ziemi. W tym
samym czasie na ulicach Saint-Pierre pojawiły się setki jadowitych
grzechotników z endemicznego gatunku Bothrops lanceolatus. Od ukąszeń tych
uciekających z wulkanu węży zmarło około 50 ludzi i 200 zwierząt domowych.
Dwa dni później, w poniedziałek 5
maja, na szczycie Montagne Pelée obsunęła się krawędź Étang Sec. Jezioro
kraterowe rozlało się po zboczach góry. Powstała w ten sposób lawina błotna, od
której silnie wezbrała rzeka Rivière Blanche. Położona u jej ujścia fabryka
cukru została pogrzebana pod sześciometrową warstwą błota. Życie straciło przy
tym do 150 osób.
W nocy z 6 na 7 maja mieszkańcy
okolic góry dostrzegli wyładowania atmosferyczne w chmurze wulkanicznej.
Rankiem 8 maja o 7:52 wulkanem
wstrząsnęły trzy silne wybuchy, które słyszane były nawet z odległości 600 km.
Pękła południowo-zachodnia ściana góry i zeszła stamtąd lawina piroklastyczna.
Jednocześnie nad szczytem wulkanu wytworzyła się chmura pliniańska, która
przesłoniła niebo w promieniu 80 km. Chmura lawiny piroklastycznej, osiągnęła
prędkość ok. 670 km/h, zeszła w kierunku Saint-Pierre, docierając do zabudowań
w ciągu niecałej minuty. Miasto zostało całkowicie zniszczone, gorący podmuch
wywołał liczne pożary i eksplozje w gorzelniach i magazynach rumu.
Kiedy lawina dotarła do morza,
jego wody zagotowały się. W porcie wybuchły beczki rumu, przygotowane do
eksportu do Europy. Większość statków zatonęła albo spłonęła. Tylko dwóm statkom
udało się oddalić na czas od wybrzeży. Niemal wszyscy mieszkańcy Saint-Pierre
około 30 tysięcy zmarli w ciągu kilku sekund. Wielu z nich
zmarło w kościołach, w których odbywały się nabożeństwa Wniebowstąpienia. Wielu
ugotowało się w zatoce.
Wybuch spustoszył 58 km². Miasto
płonęło jeszcze kilka dni, aż do samych fundamentów. Na lądzie tylko trzech
mieszkańców Saint-Pierre przeżyło wybuch wulkanu. Młody szewc Léon Compère-Léandre przebywał w czasie nadejścia podmuchu
piroklastycznego ciężko ranny zdołał uciec do wyżej położonej miejscowości
Havivra. Da Ifrile, młoda
dziewczyna, była właśnie w drodze do katedry, kiedy matka kazała jej kupić
kilka rzeczy w cukierni… Kiedy wewnątrz krateru ujrzała wrzącą magmę, uciekła
na wybrzeże, wsiadła na łódź swojego brata i zdołała schronić się w grocie.
Przed utratą przytomności zapamiętała jeszcze gwałtowne wezbranie wody. Później
francuski parowiec Suchet delegowany na
wyspę dla oceny zniszczeń uratował ją dryfującą w łodzi.
Marynarz Louis-Auguste Cyparis odsiadywał karę w więzieniu za awantury. Jego
podziemna cela miała grube, kamienne ściany i mały, okratowany otwór nad
drzwiami zamiast okna. Cyparis doznał ciężkich oparzeń, kiedy chmura
piroklastyczna dosięgnęła więzienia, zdołał jednak przeżyć… Cyparis został
ułaskawiony przez gubernatora, a po powrocie do zdrowia jeździł z cyrkiem P.T. Barnuma po całych USA, pokazując
blizny po oparzeniach i opowiadając swoją historię.
Tuż u wybrzeży miasta jeszcze
dziś na głębokości 60 m spoczywa wrak pasażersko-towarowego parowca Roraima
kanadyjskiej linii do Québecu…
Ze stojących 8 maja w porcie
Saint-Pierre statków ocalał jedynie parowiec Roddam. W czerwcu 1902
roku geolog Antoine Lacroix pojechał
na Martynikę i opisał zjawisko gorących chmur wulkanicznych i nazwał je nuées ardente zaklasyfikował wybuch jako
erupcję peleańską.
Do początku czerwca z kopuły
wyrosła potężna kolumna lawy gęstej andezytowej (mówiono o niej l’aiguille - iglica), otrzymała
zwyczajową nazwę Wieża Pelée. Osiągnęła wysokość do 211 metrów, mierzyła u
podstawy 160 metrów średnicy i urosła o 15 metrów w ciągu kilku dni. Według
wyliczeń, osiągnąwszy największe rozmiary, dorównała objętością Piramidzie
Cheopsa. Między 6 czerwca a 10 sierpnia stopniowo się kruszyła, wywołując
strumień piroklastyczny 9 lipca. Kiedy odłamał się od niej duży kawałek 10
sierpnia, powstał strumień większy niż poprzednie i zepchnął w dół wschodnią
część zbocza. W efekcie zniszczone zostały miejscowości Morne-Rouge, gdzie
około 800 osób straciło życie. W marcu 1903 roku kolumna lawy rozpadła się
zupełnie. Kolejną fazę aktywności wulkanu zarejestrowano w latach 1929–1932. Od
tamtej pory wulkan się nie przebudził.
Moje 3 grosze
Przebudził się za to
wulkan Mt. Soúfriere Hills na nieodległej wyspie Montserrat, który zalał lawą i
zasypał tefrą południową połowę tej wyspy. Obie wyspy dzieli odległość tylko
265 km i ich wulkany czerpią magmę ze wspólnego źródła. Ale ad rem.
Do materiału Pana
Bednarza dorzuciłbym jeszcze słowo o osobliwości tego wulkanu – ognistej
chmurze i iglicy Mt. Pelée. Tak pisze o niej słynny belgijski wulkanolog Haroun Tazieff w swej książce „Kratery
w płomieniach”:
Z
katastrofy w St. Pierre i jej osobliwego przebiegu należało wyciągnąć
konsekwencje naukowe. […] …słynny francuski geolog Lacroix, który spędził na
wyspie długie miesiące, studiując nieznaną dotąd współczesnemu człowiekowi
postać wulkanicznego wybuchu zasługującemu na nazwę ognistej chmury. […]
28
lat później nowe, znacznie mniej groźne przebudzenie tegoż wulkanu dało okazję
dało okazję wielkiemu wulkanologowi Perretowi do sprecyzowania i ugruntowania
wiedzy o erupcji noszącej nazwy „Typu Pelée”, i odznaczającej się występowaniem
charakterystycznej ognistej chmury. Jest to w istocie lawina rozpylonej siłą
wybuchu lawy, której każda najmniejsza jak i największa cząsteczka jest
otoczona rodzajem powłoki gazu o bardzo wysokiej temperaturze. Można by się
wyrazić, że jest to zawiesina rozżarzonej lawy w płonących gazach. Ta izolująca
od siebie poszczególne stałe składniki lawiny eliminuje wszelkie tarcie i
nadaje jej niezwykłą ruchliwość.
Należy
uznać za wielce prawdopodobne, że ognista chmura, ten poziomy wytrysk lawy i gazu spowodowany jest nagłym wzrostem
temperatury kwaśnej i lepkiej mało ruchliwej magmy słabo nasyconej gazami. […]
Czyli było dokładnie jak
w Pompejach w pamiętnym 79 roku. Tam też na ludzi zwaliła się chmura gorących
gazów i pyłu, który pozbawił życia mieszkańców Herkulaneum, Pompejów i Stabiae
dusząc, paląc i przysypując ich wielometrową warstwą lapilli i materiałów
piroklastycznych. A teraz o iglicy Haroun Tazieff pisze tak:
Ale
zdarza się coś jeszcze bardziej niezwykłego. Przez szczelinę rozwartą w
sklepieniu kopuły zaczyna wznosić się ku górze monolitowa iglica. Wierzchołek
jej nieustannie kruszy się i osypuje palącymi lawinami po zboczach wulkanu,
mimo to iglica wznosi się coraz wyżej. Po katastrofie z 1902 roku iglica ta
rosnąca 10 do 12 m dziennie, osiąga wysokość ponad 300 m. Tworząca ją lepka i
gęsta lawa pokrywała się stopniowo twardą skorupą, ale wewnątrz rosnącej iglicy
pozostawała przez dłuższy czas w półpłynnym stanie. Kiedy gazy z krateru
przestały ulatniać się ku górze, wnętrze potężnej iglicy wystygło, klawa
zaczęła kruszyć się i pękać. Odpadające bloki skalne staczały się w dół ,
wierzchołek iglicy postrzępił się i powoli cały monolit zaczął się rozszczepiać
i rozpadać. A po upływie kilku miesięcy z dumnej iglicy, fantastycznej katedry,
pozostał jedynie bezładny stos kamieni.