Oleg Pokrowskij
Tragedia radzieckiego okrętu podwodnego SSB K-129 w 1968 roku
pozostawiła otwartym dwa zasadnicze pytania: co spowodowało jej zatonięcie i
jakie tajemnice poznali Amerykanie, kiedy podnieśli jej szczątki?
W swój ostatni rejs okręt podwodny K-129 typu Golf
II, z numerem taktycznym 573 wyszedł z bazy na Kamczatce w dniu
24.II.1968 roku, mając na pokładzie trzy balistyczne rakiety SLBM R-13 z
głowicami jądrowymi, które można było odpalać spod wody oraz dwie torpedy z
głowicami jądrowymi – wszystko o dużej mocy rażenia. Głębokość operacyjna
okrętu wynosiła 300 m a długość przebywania pod wodą – 70 dób.
Koreańskie manewry
Rejs ten nie był zaplanowany. Już trzeci rok trwała wojna w
Wietnamie, ale tak czy owak do Kamczatki było daleko. Ale całkiem blisko,
północnokoreańscy pogranicznicy zatrzymali na swych wodach terytorialnych
amerykański okręt zwiadowczy USS Pueblo. Jeden z Jankesów zginął, a
wzięta do niewoli załoga została zatrzymana. Biały Dom wysłał na wody Zatoki Wschodniokoreańskiej
dwie grupy uderzeniowe lotniskowców. Moskwa w celu ochrony swego sojusznika
wysłała tam eskadrę okrętów nawodnych na czele z krążownikiem rakietowym Wariag
i wyprowadziła w morze 27 okrętów podwodnych.
Samoloty amerykańskie zaczęły latać nad naszymi okrętami tak nisko,
że niemal zawadzały o topy masztów. W powietrze wystartowały nosiciele pocisków
rakietowych powietrze-woda samoloty Tu-16
wyczyniające jeszcze bardziej ryzykowne piruety. Jankesi zdecydowali się na
powrót do swych baz w Japonii. Ale naprężone stosunki pozostały do końca roku,
póki nie zwolniono załogi Pueblo. Rejs K-129 powinien być jednym
z epizodów tej wojny nerwów.
W czasie rejsu okręt podwodny powinien realizować seanse łączności
czy wysyłać kontrolne sygnały po dojściu do kolejnego punku swej drogi. 8 marca
takich sygnałów nie było, o czym zameldowano dowództwu. Jak się potem
wyjaśniło, K-129 zatonął w północnej części Pacyfiku, w odległości 750 mn
od wyspy Oahu (Hawaje) w punkcie o współrzędnych N 40° - W 179°, na głębokości
5600 m. Znalazło tam swą mogiłę 98 marynarzy.
Okazuje się, że zamiast K-129 miał płynąć inny okręt,
którego po prostu nie przygotowano do rejsu. Miesiąc wcześniej wrócił on z
oceanicznego patrolu i część załogi zdążyła pojechać na urlop na Wielką Ziemię.[1]
Załogę uzupełniono kim się tylko dało i
nawet w dzień katastrofy w sztabie Floty Pacyfiku nie było kompletnej listy
załogi. (!!!)
„Uznano za zmarłych”
Zorganizowane przez Flotę Pacyfiku poszukiwania nie różniły się
niczym systematycznością i uporem. Metodycznie przeszukiwano dno na dużych
głębinach i w oddaleniu od swych baz było całkiem trudne. Rodzinom załóg
rozesłano zawiadomienia o śmierci, gdzie w rubryce „Przyczyna śmierci” wpisano
„Uznano za zmarłych”.
Główna i oficjalna wersja głosiła, że okręt zatonął w czasie
ładowania baterii akumulatorów, kiedy to z powodu niesprawności zaworu nieoczekiwania
zanurzył się na niebezpieczną głębokość. Druga wersja – eksplozja wodoru przy
ładowaniu akumulatorów z powodu niesprawności wentylacji.
Ale najbardziej przekonująca i politycznie niebezpieczna wersja
wiązała się z tym, że K-129 zatonął wskutek kolizji z
okrętem podwodnym USS Swordfish. Rzecz w tym, że w trzy
albo cztery dni po zaginięciu radzieckiego okrętu, amerykański okręt przybył do
bazy w japońskim porcie Yokosuka z widocznymi wgnieceniami w kiosku. W ciągu
jednej nocy zrobiono kosmetyczny remont, po którym Amerykanie odpłynęli w
nieznanym kierunku.
Oczywiście kolizja nie była umyślna. Żaden dowódca okrętu
podwodnego nie poszedłby na uderzenie taranem, a to ze względu na to, że jest
to samobójczy manewr. Poza tym Swordfish śledził K-129
pod wodą i poruszał się za nim w minimalnej odległości.
Przy minimalnej odległości wykrycie go było niemożliwe. Ale taka
taktyka miała także swą drugą stronę. Ostre przyhamowanie ruchu K-129
czy ostry zwrot mogły doprowadzić do kolizji. I najprawdopodobniej to właśnie
się stało. Durnie – jak to się mówi – mają fart. Winny katastrofy wykręcił się
lekkimi uszkodzeniami, a nasz okręt podwodny stał się ofiarą bezrozumnej
amerykańskiej buńczuczności.
Pośrednim, ale mocnym dowodem na prawdziwość tej hipotezy jest to,
że Amerykanie, sądząc po ostatnich wydarzeniach znali położenie zatopionego K-129
z dokładnością do 3 mil. Oni powoływali się na dane uzyskane od systemu
głębinowego śledzenia okrętów podwodnych SOSUS, który jakoby w dniu 8 marca
zarejestrował eksplozję w północnej części Oceanu Spokojnego. System ten składa
się z umieszczonych na dnie Atlantyku i Pacyfiku sonarów biernych, które
powinny wychwytywać pojawienie się okrętów podwodnych już w odległości 100
mn/185 km. Jednakowoż reklamowane możliwości SOSUS nie odpowiadały
rzeczywistości i mogły one wykrywać obiekty podwodne na dystansie 60 mn czyli
111 km, zaś najbliższy sonar znajdował się w odległości 200 mil od miejsca
katastrofy.
Operacja „Azorian”
Odczekawszy aż zakończą się radzieckie poszukiwania, Amerykanie
zdecydowali się podnieść K-129. Interesował ich sam okręt,
ale i dokumenty szyfrowe, których otrzymanie gwarantowało im odczytywanie
zalegających w ich archiwach przechwycone wcześniej meldunki i inne dokumenty.
A jakby się udało, to jeszcze przejąć aktualną tajną korespondencję.
Na rozpracowanie przez CIA operacji „Azorian” przeznaczono zawrotną
sumę 350 mln US$, przy czym część środków dał Howard Hughes – miliarder, potentat lotniczy i producent filmowy.
Na początek Amerykanie wzięli statek RV Glomar Challenger od
firmy zajmującej się poszukiwaniem ropy i gazu na szelfach kontynentalnych.
Trudno zrozumieć, czy kompania Glomar przekazała ten statek w ciemno, czy też
wiedziała o jego przeznaczeniu i współpracowała z CIA? Zadanie polegało na tym,
żeby radziecki wywiad przyzwyczaił się do amerykańskich statków znajdujących
się w rejonie katastrofy.
Pod koniec 1973 roku, w sukurs Glomar Challengerowi przybył statek
przystosowany do robót podwodnych na dużych głębokościach MV Glomar
Explorer. Wywiad Floty Pacyfiku tą roszadę zaobserwował i prawidłowo
ocenił. Także pewną rolę odegrał ciekawy fakt – otóż do drzwi radzieckiej
ambasady w Waszyngtonie przymocowano następującą notatkę:
W najbliższym czasie służby
specjalne USA przedsięwezmą działania skrytego podniesienia radzieckiego OP,
który zatonął w Pacyfiku. Życzliwy.
Natychmiast zawiadomiono o tym dowódcę Floty Pacyfiku adm.
Siergieja Gorszkowa.
Do obserwacji Amerykanów wysłano okręt zwiadowczy Peleng.
Jankesi sprawiali wrażenie, że ich to nie obchodzi i spokojnie
prowadzili poszukiwania ropy. Na Boże Narodzenie, Amerykanie odpłynęli do
Honolulu na Hawajach. Tymczasem Peleng przez czas jakiś patrolował w pobliżu
Hawajów. Ale nie poszukiwał miejsca katastrofy, bowiem podnieść K-129
samemu było niemożliwym.
W dniu 12.VIII.1974 roku, Amerykanie podnieśli zatopiony okręt
podwodny. Wprawdzie kiedy K-129 został złapany przez ogromne
kleszcze, jego kadłub złamał się z powodu szczelin w konstrukcji i na dno
spadła z powrotem większa część wraku.
Niestety – dokumenty i maszyny szyfrowe znajdowały się w dziobowych
przedziałach okrętu, tak że Amerykanom udało się wypełnić zadanie. Z
podniesionych przedziałów wynieśli oni 70 ciał członków załogi.
Amerykanom nie udało się ukryć faktu podniesienia wraka K-129.
Radzieckie MSZ wyraził protest, na co Amerykanie odpowiedzieli, że nikt ich nie
powiadomił o katastrofie. MSZ zmienił taktykę i oświadczył, że został naruszony
spokój masowej mogiły. W odpowiedzi Amerykanie pokazali ceremonię pochowania sześciu
załogantów z honorami wojskowymi.
Nie było już czego ukrywać.
Gdzie są szyfry?
Pytanie na ten temat, czy udało się CIA dostać radzieckie szyfry
pozostaje otwartym. Radziecki kontrwywiad przepytał inżyniera odpowiedzialnego
za budowę K-129 w Dalniezawodie, który solennie zapewnił, że na prośbę
dowódcy okrętu podwodnego kmdr. Władimira
Kobzaria przeniósł szyfrówkę z dziobu na rufę okrętu. Przy rozmieszczeniu
szyfrówki na dziobie rosłemu komandorowi było tam bardzo ciasno w małym
pomieszczeniu dziobowym. Jednakże nie można odrzucić możliwości, że ta wersja
była opracowana tylko dla uspokojenia przełożonych…
Moje 3 grosze
Tragedia K-129 budzi wciąż emocje i
kontrowersje. I wciąż nie ma odpowiedzi na wiele pytań związanych z jego
ostatnim rejsem. Nie wiadomo np. kim byli marynarze dokooptowani do załogi
okrętu i jaką rolę pełnili w tym rejsie. Amerykanie stwierdzili wprost, że III
Wojna Światowa miała się rozpocząć 8 marca 1968 roku wystrzeleniem SLBM z
głowicą o mocy 1-10 Mt na Oahu i bazę morską w Pearl Harbor. Idealny casus belli. Ale ile w tym prawdy? – tego nie wiem. Wydaje
mi się, że to kolejna powieść z gatunku political
fiction.
Nie odpowiedziano na zasadnicze pytanie, które brzmi: co
wydarzyło się na pokładzie K-129 w czasie poprzedzającym
katastrofę? Niestety, umarli milczą i tego się nigdy nie dowiemy…
Źródło – „Tajny SSSR” nr 3/2018, s. 19
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz