Powered By Blogger

piątek, 13 czerwca 2014

FAKTY I MITY O GLOBALNYM OCIEPLENIU


Marcin Szerenos


Hipotez na temat globalnego ocieplenia przybywa. Mnożą się teorie, jak grzyby po deszczu. Ale które są prawdziwe? Możemy poczuć się zdezorientowani czytając najróżniejsze artykułu w prasie i Internecie na ten temat. Na niektórych portalach przeczytamy, że globalne ocieplenie to szwindel politycznych terrorystów, ponieważ „zasięg lodowca Antarktyki pobił rekord” i czeka nas raczej ochłodzenie klimatu. Należy odróżnić zmiany lodu lądowego i morskiego, ten drugi zwykle ma niewielką grubość i faktycznie potrafi rozrastać się.

Jednak problem, jaki mamy z tym zjawiskiem, leży zupełnie gdzieś indziej. Niektórym politykom i naukowcom chodzi o wykorzystanie tego faktu do opodatkowania świata tym razem od emisji CO2. Instynktownie czujemy, że cała sprawa ma drugie dno, którym są pieniądze i chciwość zamożnych obywateli tego świata. Natomiast w Wikipedii, oskarżanej nieraz o szerzenie nieprawdy, możemy przeczytać, że nowa epoka lodowcowa faktycznie już się rozpoczęła. Mimo że wciąż obserwujemy kurczenie się lodowców na półkuli północnej.

Według klimatologa Macieja Sadowskiego polityka Unii Europejskiej polegająca na stawianiu nierealnych celów redukcji emisji w oderwaniu od głównych emitentów (USA, Chiny) w skali globalnej jest skazana na porażkę i należy ją zastąpić skoordynowanymi inwestycjami w technologie efektywne energetycznie. Jestem podobnego zdania.
Tymczasem całe zjawisko możemy wytłumaczyć bardzo prosto, procesami geofizycznymi. Ta możliwość jest zgodna z nową teorią powstania zlodowaceń, która pozwoliła amerykańskim fizykom po raz pierwszy wyjaśnić, udowodnioną paleontologicznie, cykliczność występowania epok lodowcowych. Obserwowana przez nas ekspansja mas lodowych, obejmując swym zasięgiem obszary w promieniu tysiąca kilometrów, to konsekwencje… ciśnienia.



Dokładniej to zjawisko opisał w jednym ze swoich esejów Hoimar von Ditfurth („Dziedzictwo człowieka z Neandertalu. Między nauką a wiarą”):
„O wiele większe ryzyko w porównaniu z możliwością zderzenia kosmicznego stanowią, wedle przeprowadzonych w ostatnich latach badań, procesy geofizyczne. Na podstawie tych badań nie można wykluczyć tego, że ludzkość czeka nowy potop – wielka fala o wysokości od trzydziestu do pięćdziesięciu metrów, ogarniająca swym zasięgiem całą Ziemię. Skutkiem tego „potopu” byłoby zniszczenie dużej części życia ziemskiego oraz nadejście nowej epoki lodowcowej. (…) W związku z tym należy oczekiwać, że antarktyczny pancerz lodowy, o grubości trzech do czterech tysięcy metrów, zacznie topnieć pod wpływem ciśnienia własnej masy, co może nastąpić w nie tak odległym czasie. W ciągu kilku zaledwie lat nastąpiłaby ze wszystkich stron ekspansja mas lodowych, obejmując swym zasięgiem obszary w promieniu tysiąca kilometrów na północ, co wywołałoby powstanie owej gigantycznej fali. Tak znaczne powiększenie się antarktycznej czapy lodowej pociągnęłoby za sobą dalsze fatalne skutki: tzw. „Albedo” Ziemi – mianowicie uległaby zwiększeniu ta część promieniowania słonecznego, którą powierzchnia Ziemi niepotrzebnie wysyła z powrotem w przestrzeń kosmiczną, powodując oziębienie klimatu w skali globalnej, co prowadziłoby do nadejścia nowej epoki lodowcowej. Dopiero po upływie tysięcy lat, wskutek ponownego ocieplenia nastąpiłoby cofnięcie się lodowców, zmniejszenie czapy lodowej w wyniku częściowego jej wyparowania oraz ustanie napływu nowych mas lodowych z okolic bieguna południowego. Uwolnione w procesie parowania masy wody utworzyłyby nowy antarktyczny pancerz lodowy, który po upływie dziesięciu do dwudziestu tysięcy lat osiągnąłby swoją „masę krytyczną”, powodując powtórzenie się opisanej historii od początku”.

Co najśmieszniejsze, naukowiec napisał te słowa prawie półwieku temu, bo w 1967 roku. W Polsce jego zbiór esejów pod wspólnym tytułem ukazała się w 1995 r. (Wyd. „Parnas”). Już wtedy ostrzegając cały świat przed skutkami zmian klimatu. Dokładnie opisał cały proces, wydarzenia, które mają nastąpić po sobie. Obecnie obserwujemy „ekspansje mas lodowych” oraz cofanie się lodowców. Czoło największego lodowca alpejskiego, Grossem Aletsch, wycofało się w tym czasie o ok. 3,4 km.

Cytowany przeze mnie autor za życia był profesorem psychiatrii i neurologii na Uniwersytecie w Heidelbergu. Od roku 1969 pracował jako niezależny publicysta naukowy. Wydawał periodyk naukowy „Apollo". Dużą popularność zdobył dzięki programom popularnonaukowym w telewizji: „Eksperymenty z życiem", „My i Kosmos". Profesor był członkiem niemieckiego PEN-Clubu i laureatem licznych nagród krajowych i zagranicznych. W 1980 r. UNESCO przyznało mu nagrodę im. Kalingi za działalność publicystyczną.



Poza tym, jeżeli wierzyć naukowcom, którzy sporządzili na początku tego stulecia Raport Scientific Ice Expeditions, przeciętna grubość lodu zmalała aż o 40% w porównaniu z dekadami poprzednimi. I dalej nieubłaganie kurczy się. Tak więc powyższa teoria brzmi całkiem rozsądnie.

Niektórzy naukowcy uważają, że stopnienie spoczywających na dnie oceanicznym lodowców Antarktydy Zachodniej i Antarktydy Wschodniej podniosłoby poziom oceanów odpowiednio o 5 i 15–20 metrów. Lądolód Antarktydy ma istotny wpływ na światowy poziom mórz. Z dłuższych serii czasowych można wywnioskować znaczące trendy i co gorsze, szybkość utraty lodu wzrasta w tempie 26 miliardów ton rocznie.

Czy globalne ocieplenie to oszustwo? Podobno jego wynikiem jest właśnie wzrost antarktycznego lodu morskiego. O czym przekują nas w swoim artykule Marcin Popkiewicz i Aleksandra Kardaś, przy konsultacji merytorycznej prof. Szymona P. Malinowskiego. „Ilość antarktycznego lodu morskiego lekko wzrosła, co jest związane z ocieplaniem się Oceanu Południowego, skutkującym przyspieszonym topnieniem lodowców szelfowych, prowadzącym do zwiększenia się ilości łatwo zamarzającej słodkiej wody, w wodach wokół Antarktydy”.

Zmiana objętości lodu, doświadczenie i pokaz:
„Prawdą jest, że stopienie lodu pływającego nie zmieni poziomu wody. Gdyby największe lądolody: Antarktydy i Grenlandii były unoszącymi się swobodnie w wodzie wielkimi górami lodowymi, ich stopienie nie spowodowałoby wzrostu poziomu morza. Jednak spoczywają one na lądzie, przez co pochodząca z ich topnienia woda trafi do oceanów, zwiększając objętość tych ostatnich”. (Cyt. za Nauka o klimacie.)

W wywiadzie dla „The Guardian” podobne stanowisko zajął pionier ekologii James Lovelock, brytyjski przyrodnik, futurysta, wynalazca, obrońca środowiska. W Polsce ukazała się jego książka pt. „Gaja: nowe spojrzenie na życie na Ziemi”. Naukowiec często nazywany jest prorokiem, ponieważ już w latach 60. XX wieku, głosił naftowemu koncernowi problemy w nadchodzącym stuleciu, gdy ten zwróciły się do niego o radę. W swojej najnowszej książce „Zemsta Gai” były wykładowca Harvarda i Yale przepowiada, że w 2020 r. ekstremalne zjawiska klimatyczne staną się normą i dojdzie do zniszczenia planety. W 2040 większość terytorium Europy będzie przypominać Saharę, a część Londynu znajdzie się pod wodą. Twierdzi, że wszystkie nasze działania nie zmienią sytuacji, ponieważ „globalne ocieplenie osiągnęło punkt kulminacyjny i katastrofa jest nieunikniona”.

„Jest już po prostu za późno – mówi naukowiec. – Może gdybyśmy tak postępowali od roku 1967, to by pomogło. Ale teraz już nie wystarczy czasu”. Dalej rozprawia się z działaniami ekologicznymi, takimi jak ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, sadzenie drzew, recykling, etyczna konsumpcja, zielona energia, nazywając je wszystkie niepotrzebną stratą czasu. Mimo rosnącego w nas oburzenia, co do poglądów naukowca, przedstawia on twarde dowody. Zaznacza, że ogromne tereny znajdą się pod wodą, gdy inne staną się zbyt gorące do zamieszkania, co doprowadzi do masowych migracji, głodu i epidemii. Staną przed nami poważne problemy, którym nie sprostamy, kryzysy, jak chociażby ten związany z pozyskiwaniem żywności. Spodziewa się, że do roku 2100 „około 80 procent” ludności świata zniknie z powierzchni Ziemi.

Globalne ocieplenie, czy globalne ochłodzenie, jak chcą niektórzy, to dla mnie wobec powyższych przykładów, wybór pomiędzy przejechaniem przez pociąg, a rzuceniem się pod koła tira.

Nie chcę wymieniać nazwisk, oskarżać poszczególne osoby o naukową ignorancję, czy grę pod publiczkę, lecz na podstawie badań nie można wykluczyć tego, że ludzkość w przyszłości czeka nowy potop i epoka lodowcowa. Tego faktu nie zmienią nawet polityczne ambicje niektórych ludzi. Nauka i tym razem jest bezwzględna.

Poniższa ilustracja przedstawia symulację komputerową – co by się stało już dziś z Londynem, gdyby nie sprytny system zabezpieczeń przed wodą:




Warszawa, 22 maja 2014 r.


Źródła:
1. Hoimar von Ditfurth „Dziedzictwo człowieka z Neandertalu”. Wyd. Parnas, 1995 r. Strona 20-21.

2. Strona internetowa – „Nauka o klimacie” (www.naukioklimacie.pl).
Dane o Antarktydzie pochodzą z tekstu: „Mit: Na Antarktydzie przybywa lodu” Marcina Popkiewicza i Aleksandry Kardaśi, opracowanego na podstawie: Skeptical Science i Nature Geoscience. Konsultacja merytoryczna: prof. Szymon P. Malinowski.

3. Wikipedia.

Zdjęcie Antarktyki: