Ogniska pożarów w Australii
To, co dzieje się w Australii nie
ma swego odpowiednika w żadnym kraju i w żadnym czasie. Niemal cały kontynent
pokrywają pożary buszu i lasów. Zginęło już kilkanaście osób i pół miliarda
dzikich zwierząt. Ogniowy cyklon generuje tysiące ton sadzy i gazów
spalinowych. Smuga dymu sięga do Nowej Zelandii, zaś sadze i inne produkty
spalania drewna pokrywa nowozelandzkie lodowce.
Tragedia ta zaczęła się jeszcze w
grudniu 2019 roku, kiedy to uaktywnił się na Oceanie Indyjskim tzw. efekt IOD –
Indian Ocean Dipole. Jest to indyjski
odpowiednik pacyficznego El Niño.
Wiejące wiatry pasatowe przedmuchują masy wygrzanej słońcem wody oceanicznej ze
wschodu na zachód, wskutek czego na wschodzie ma miejsce zjawisku upwellingu – napływu na powierzchnię
zimnej, bogatej w sole mineralne i związki chemiczne stanowiące pokarm dla dołu
piramidy troficznej wody głębinowej. Powstaje więc oceaniczne pastwisko dla
wszystkich mieszkańców wód…
Mapka deficytu opadów w Australii - im silniejszy kolor, tym większa susza...
Dla klimatu jest to poważna
zmiana – gorące wody podgrzewają powietrze, które z kolei grzeje kontynent
afrykański. Z drugiej strony ochładza Indochiny i Archipelag Sundajski, gdzie
pojawiły się opady i powodzie… prawdopodobnym efektem są potężne spadki
temperatur w północnych Indiach, gdzie parę osób zamarzło na śmierć na ulicach
New Delhi. Z kolei Australię nawiedziły straszliwe upały i temperatury dzienne
sięgnęły tam +40°C i więcej. I to stało się przyczyną wyschnięcia wegetacji i potężnych
burz ogniowych, które nawiedziły ten kontynent.
- To wszystko jest przedsmakiem tego, co nas
czeka –
twierdzi Piotr Listkiewicz, który
mieszka w Nowej Południowej Walii, powołując się na materiał prasowy.
Mapa rozkładu temperatur na świecie - najwyższe były właśnie w Australii. Ukazany jest także spływ zimnego powietrza z Himalajów na północne Indie...
Z kolei Daniel Laskowski zauważa, że jest to skutek lekceważenia
problematyki efektu globalnego ocieplenia (EGO), którego ponoć nie ma, bo tak
twierdzi lobby paliwowe i wydobywcze.
- W końcu to oni są zainteresowani tym, by prawda o EGO nie
przedostawała się do szerszej publiczności – pisze on.
– Każde
działania na rzecz energii odnawialnych spotykają się z kontrakcją z ich
strony.
No cóż, sami sobie to piekło
zafundowaliśmy, więc nie mamy co narzekać. Ten megapożar odbije się na klimacie
całej planety:
Wysokie
temperatury, jakie wyzwoliły pożary szalejące na południe od Sydney,
przyczyniły się do powstania obszarów, gdzie panuje swoisty mikroklimat
charakteryzujący się burzami bez opadów i ogniowymi tornadami - ostrzega straż
pożarna Nowej Południowej Walii.
"Sucha burza z piorunami, jaka przechodzi przez obszar na
styku regionów Currowan i Nowra na południe od Sydney, stwarza swoiste warunki
pogodowe, które stanowią ogromne zagrożenie" - zaznaczyła w komunikacie
wydanym w sobotę ochotnicza straż pożarna dla obszarów wiejskich Nowej
Południowej Walii. Nad wschodnią Australią unoszą się obecnie chmury typu
Flammagenitus – powstałe w wyniku silnego ogrzania wilgotnego powietrza przez
spalanie przy powierzchni ziemi, wyglądem najczęściej przypominające chmury
powstałe w sposób naturalny np. w wyniku wybuchu wulkanu.
Do uformowania się chmury Flammagenitus konieczne jest, by
powietrze zostało ogrzane do takiego stopnia, że tworzy silny prąd konwekcyjny
wynoszący wilgoć i cząsteczki pyłu powyżej poziomu kondensacji. W wyższych partiach
atmosfery dochodzi przy tym do gwałtownego schłodzenia cząsteczek powietrza, a
na styku gorących i zlodowaciałych warstw dochodzi do gwałtownych wyładowań.
Konsekwencje tego rodzaju burz są trudne do przewidzenia w
warunkach trwających od tygodni pożarów - podkreślają eksperci z
Australijskiego Biura Meteorologicznego
–
podaje portal Onet.pl.
Fluktuacje stężenia czadu (CO) w atmosferze Australii powstałego wskutek pożarów obszarów leśnych i buszu
Tymczasem tak pisze strażak z
krwi i kości, ex-szef Obrony Cywilnej Kraju, generał-brygadier PSP Wiesław B. Leśniakiewicz:
Moja wiedza co do aktualnie sytuacja pożarowej w
Australii, jest szczątkowa bowiem opiera się jedynie na doniesieniach
medialnych. Nie analizuję jej systemowo,
jednak to jeden z największych pożarów
jakie miały miejsce w ostatnich latach na naszej planecie , zresztą kolejny .
Obserwując zdjęcia satelitarne to widać kilkanaście ognisk pożarów - no tak,
ładne ognisko o powierzchni kilkudziesięciu lub kilkuset ha. Pożar sam się
nakręca mówiąc obrazowo, tu już nie jest potrzebny podpalacz, to efekt burz
ogniowych, które powstają w wyniku
tworzonych chmur produktów spalania. Tam w takich warunkach mogą
występują typowe wyładowania atmosferyczne, tworząc kolejne ogniska pożaru.
Burze ogniowe - to zjawiska związane z rozwojem
pożarów, są trudne do opanowania, pożar
w takich warunkach rozprzestrzenia się w sposób nazwijmy to chaotyczny, z
ogromną prędkością do kilkunastu a nawet kilkudziesięciu km/h w różnych
kierunkach. Oczywiście jest to wynik wysokich temperatur jaka występuję w
czasie spalania roślinności z olejkami eterycznymi, poszycia gleby krzewów,
całego drzewostanu dochodzących do 1000°C
nawet i więcej, w takich warunkach wywiązuje się wiatr i powstają
zawirowania powietrza, tworząc kolumny konwekcyjne w kształcie wirów,
przenosząc rozżarzone niedopalone fragmenty roślinności, krzewów gałęzi itp. na
znaczne odległości..
Oczywiści na
teki stan rzeczy ma wpływ rodzaj roślinności i drzewostanu obszarów dotkniętych
żywiołem. Widać na zdjęciach satelitarnych jak uno si się dym produktów
spalania na Australią. Tam jest moim zdaniem sytuacja dramatyczna.
Jak to gasić - siły natury zgaszą tylko siły natury. Strażacy mogą
jedynie minimalizować lub próbować ograniczać jego rozprzestrzenianie, do tego
potrzebna jest woda i tylko woda, wspomagana środkami zwilżającymi ( zmniejszają
napięcie powierzchniowe wody), rozwój pożaru można ograniczać tworząc wycinki drzew i przekopując
ziemie w moim odczuciu nie do
zrealizowania w warunkach Australii , ale nie tylko tam. Do tego działań potrzeba znaczących zasobów sprzętowa i
osobowych a prace prowadzi się w znacznym oddaleniu od frontu pożaru -
oczywiście jeśli ten front jest ustalony a to jest bardzo trudne do określenia
w burzach ogniowych.
Sprzęt latając śmigłowce z podwieszonymi zbiornikami
typu bambi, za pomocą których zrzuca
się wodę na front pożaru metoda skuteczna ale
muszą być zapewnione źródło wody do napełnienia zbiorników
podwieszanych, najlepiej otwarty akwen w
pobliży pożaru by móc przyziemiając nabierać wodę do zbiornika to najszybszy
czas jego napełnienia. Można również zalewać zbiorniki wodą pompując ja pompami
ale to wymaga znacznego czasu, Tego typu zbiorniki nabierają od 0.5 tony do 1,5
t wody .
Na całym świecie wykorzystuje się setki samolotów gaśniczych
różnego rodzaju. np. kanadyjskie Canadair CL-215 i CL-415,
CL-215
określany jest jako latająca amfibia, ponieważ może lądować zarówno na lądzie
jak i na wodzie. Jego załogę stanowią 2 osoby. Rozpiętość skrzydeł samolotu
wynosi 28,6 m, a maksymalna masa startowa może dojść do 17.100 kg w przypadku
operowania z wody, lub 19.730 kg w przypadku startu z lądu. Samolot może zabrać
około 5346 litrów wody, albo 5444 kg chemikaliów. Średnio samoloty tego typu są
w stanie pozostać w powietrzu około 3 do 4 godzin, wykonując w tym czasie od
20-40 zrzutów wody bez potrzeby lądowania – wodę pobierają z jezior, w trakcie
pół-lądowania. Dzięki swoim możliwością samoloty gaśnicze są bardzo przydatne
przy gaszeniu dużych pożarów, ale również przy gaszeniu nawet niewielkich
pożarów, ale w trudno dostępnych miejscach. Wodą ich użycia jest dostępność
akwenów na, których mogąc wodując napełniać zbiorniki. Miałem okazje kilka razy
obserwować je w prawdziwych gaszeniu pożarów we Francji, na Sardynii,
Chorwacji. Mają dużą skuteczność. W takich przypadkach pożarów z jakimi mama do
czynienia w Australii cały wysiłek
strażaków i dowodzących akcjami
musi skupiać się no pomocy w
ewakuacji z obszarów zagrożonych mieszkańców i
chronić osiedla mieszkaniowe prze
żywiołem ognia. z reguły pojedyncze oddalone domostwa są nie do obrony - chyba
że Gubernatora 😀.
Wracając do sił natury, w mojej opinii to tylko opady deszczu mogą skutecznie ugasić
te pożary. Owszem miejscami zapewne uda się ugasić lokalne źródła ognia, jednak
patrząc na skalę zjawiska to ugaszenie wszystkich tych źródeł jest bardzo
ograniczone siłami człowieka, a nawet niemożliwe.
Letnią porą płonęły obszary Syberii większość z nich
nie była gaszona, pożarem objęty był teren powierzchniowo zbliżony do Belgii
- Większość pożarów nie jest gaszona -
informuje TV Dożd. - Zgodnie z
rozporządzeniem ministerstwa przyrody z 2015 roku regionalne władze mogą nie
gasić pożarów, jeśli nie stanowią zagrożenia dla terenów zamieszkanych,
obiektów gospodarczych i jeśli przewidywane wydatki związane z gaszeniem pożaru
przewyższają wartość prognozowanych szkód.
Stan nadzwyczajny
wprowadzono w obwodzie irkuckim, Kraju Krasnojarskim, Buriacji i Jakucji. Na
lokalnych portalach pojawiła się petycja w sprawie wprowadzenia stanu
nadzwyczajnego na terenie całej Syberii. Podpisało ją do tej pory ponad pół
miliona ludzi.
Pożary lasów w okolicach Sydney
Pożary lasów w Victorii
Tak pisze gen. Leśniakiewicz,
człowiek, który na pożarnictwie zjadł zęby. Tymczasem z Australii napłynęła
relacja od Piotra Listkiewicza, który pisze tak:
Jak zwykle media
przesadzają, ale jest groźnie. Jednakże tylko dla tych, którym się ubzdurało
mieszkać w lesie. Jak to wygląda po pożarze możesz sobie zobaczyć na moim
kanale YT pt. Czarna sobota. Pożary w Australii zawsze były, są i zawsze będą.
Tylko, że przedtem paliły się tereny bezludne, a teraz wszędzie tam mieszkają
ludzie. Martwi ilość podpaleń rosnących z roku na rok. Pełno jest różnych
wariatów, ex-strażaków, piro-maniaków, ale są również i dzieci. Jeden z tych
pożarów koło Sydney wzniecił 9-letni szczeniak podpalając w pięciu miejscach.
Ten wielki pożar
w NSW ma się chęć połączyć z pożarem w Viktorii. To są obszary większe od
Polski. Problem polega na tym, że lasy w Australii są niesamowicie łatwopalne.
Eukaliptusy, które stanowią gros drzewostanu, palą się jak zapałki i korony
zapalają się jedna od drugiej, bo liście są jak polane benzyną.
Drugim problemem
są silne wiatry, które sprzyjają przenoszeniu się pożaru. Wichury wzmocnione
temperaturą, która topi aluminium i jego stopy. Topi też elektronikę w
samochodach nie pozwalając na ucieczkę. W czasie Czarnej soboty w Victorii,
gdzie nb. o mało nie padliśmy ofiarą pożaru, samochody, którymi uciekały całe
rodziny stawały właśnie z powodu stopionej elektroniki. Samochód stanął w samym
środku żywiołu, a elektroniczne zamykanie drzwi nie pozwalało wysiąść i ludzie
się upiekli żywcem w samochodach.
Wiatry dochodzą
miejscami do 200 km/h w porywach. Przenoszą one całe wielkie płonące gałęzie na
wielkie dystanse, które najłatwiej ugasić, gdy spadną na podwórko lub na dach.
Jeśli się tego nie zrobi, ogień zatrzymuje się w rynnach i przedostaje się do
drewnianej konstrukcji domu. Należy prewencyjnie zatkać odpływ z rynny i
napełnić rynny wodą. A więc rodzina, która nie dała się ewakuować, stoi z
wężami ogrodowymi. Jednakże ciśnienie wody spada, bo wszyscy to robią,
natomiast jeśli ktoś ma swoje ujęcie, tank lub basen, woda jest zabierana na
użytek straży pożarnych.
Na ogół pożar
buszu jest bardzo szybki. Pali się głównie poszycie, gdzie jak zwykle panuje
bałagan. Jeśli nie ma zbyt dużego wiatru pożar idzie dołem oszczędzając korony.
W ten sposób busz się oczyszcza, zapobiegając przy okazji pożarowi w następnym
roku.
Co się tyczy
ekologii, to pożary w Australii i gdzie indziej wyrzucają do atmosfery miliony
ton pierwiastków powodujących efekt cieplarniany. Cały światowy przemysł nie
wyrzuca tyle. Ale o tym się nie mówi, bo być może pokrzyżowałoby się komuś
plany. Łatwo jest bowiem krzyczeć w parlamencie, ale faktem jest, że palą się
obszary zielone, które "zjadają" australijski dwutlenek węgla, dając
w zamian tlen. I tak samo jest na wszystkich kontynentach.
Pożarnicy od
dawna apelują, żeby nie słuchać "zielonych", tylko wejść do parków
narodowych w celu pozyskania poszycia. To prawda, że las wtedy będzie wyglądał
"łyso", ale nie będzie tak łatwopalny. No ale tzw. "czynniki"
nie reagują na taką argumentację, żeby potem załamywać ręce i patrzeć jak się
pali.
Dymy pożarów australijskich lasów nad Nową Zelandią
Chmura dymu na niebie w Sydney
Ogniste tornado
I tak to właśnie wygląda. A do
czego zmierzam? Australijskie megapożary powstały z winy człowieka i czynników
atmosferycznych. Zaniedbanie ochrony ppoż. z jednej strony i wyjątkowo
niesprzyjające warunki pogodowe (przede wszystkim wściekłe długotrwałe upały
dochodzące do +50°C) z drugiej. Na to wszystko nakłada się deficyt wody
gaśniczej, której ogromne ilości są po prostu marnowane, co powoduje, że
sytuacja wymknęła się spod kontroli i ziemia wygląda tak, jak w materiale
Piotra Listkiewicza – zob. https://www.youtube.com/watch?v=gs1WEKyi_MY&t=24s, a także
https://www.youtube.com/watch?v=nBqS-OHBhPE oraz https://www.youtube.com/watch?v=s3n1sSzBCB8 i inn.
CDN.