Powered By Blogger

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Australia w ogniu (1)


Ogniska pożarów w Australii

To, co dzieje się w Australii nie ma swego odpowiednika w żadnym kraju i w żadnym czasie. Niemal cały kontynent pokrywają pożary buszu i lasów. Zginęło już kilkanaście osób i pół miliarda dzikich zwierząt. Ogniowy cyklon generuje tysiące ton sadzy i gazów spalinowych. Smuga dymu sięga do Nowej Zelandii, zaś sadze i inne produkty spalania drewna pokrywa nowozelandzkie lodowce.

Tragedia ta zaczęła się jeszcze w grudniu 2019 roku, kiedy to uaktywnił się na Oceanie Indyjskim tzw. efekt IOD – Indian Ocean Dipole. Jest to indyjski odpowiednik pacyficznego El Niño. Wiejące wiatry pasatowe przedmuchują masy wygrzanej słońcem wody oceanicznej ze wschodu na zachód, wskutek czego na wschodzie ma miejsce zjawisku upwellingu – napływu na powierzchnię zimnej, bogatej w sole mineralne i związki chemiczne stanowiące pokarm dla dołu piramidy troficznej wody głębinowej. Powstaje więc oceaniczne pastwisko dla wszystkich mieszkańców wód…

Mapka deficytu opadów w Australii - im silniejszy kolor, tym większa susza...

Dla klimatu jest to poważna zmiana – gorące wody podgrzewają powietrze, które z kolei grzeje kontynent afrykański. Z drugiej strony ochładza Indochiny i Archipelag Sundajski, gdzie pojawiły się opady i powodzie… prawdopodobnym efektem są potężne spadki temperatur w północnych Indiach, gdzie parę osób zamarzło na śmierć na ulicach New Delhi. Z kolei Australię nawiedziły straszliwe upały i temperatury dzienne sięgnęły tam +40°C i więcej. I to stało się przyczyną wyschnięcia wegetacji i potężnych burz ogniowych, które nawiedziły ten kontynent.
- To wszystko jest przedsmakiem tego, co nas czeka – twierdzi Piotr Listkiewicz, który mieszka w Nowej Południowej Walii, powołując się na materiał prasowy.  

Mapa rozkładu temperatur na świecie - najwyższe były właśnie w Australii. Ukazany jest także spływ zimnego powietrza z Himalajów na północne Indie...

Z kolei Daniel Laskowski zauważa, że jest to skutek lekceważenia problematyki efektu globalnego ocieplenia (EGO), którego ponoć nie ma, bo tak twierdzi lobby paliwowe i wydobywcze.
- W końcu to oni są zainteresowani tym, by prawda o EGO nie przedostawała się do szerszej publiczności – pisze on. – Każde działania na rzecz energii odnawialnych spotykają się z kontrakcją z ich strony.  

No cóż, sami sobie to piekło zafundowaliśmy, więc nie mamy co narzekać. Ten megapożar odbije się na klimacie całej planety:

 Wysokie temperatury, jakie wyzwoliły pożary szalejące na południe od Sydney, przyczyniły się do powstania obszarów, gdzie panuje swoisty mikroklimat charakteryzujący się burzami bez opadów i ogniowymi tornadami - ostrzega straż pożarna Nowej Południowej Walii.

"Sucha burza z piorunami, jaka przechodzi przez obszar na styku regionów Currowan i Nowra na południe od Sydney, stwarza swoiste warunki pogodowe, które stanowią ogromne zagrożenie" - zaznaczyła w komunikacie wydanym w sobotę ochotnicza straż pożarna dla obszarów wiejskich Nowej Południowej Walii. Nad wschodnią Australią unoszą się obecnie chmury typu Flammagenitus – powstałe w wyniku silnego ogrzania wilgotnego powietrza przez spalanie przy powierzchni ziemi, wyglądem najczęściej przypominające chmury powstałe w sposób naturalny np. w wyniku wybuchu wulkanu.

Do uformowania się chmury Flammagenitus konieczne jest, by powietrze zostało ogrzane do takiego stopnia, że tworzy silny prąd konwekcyjny wynoszący wilgoć i cząsteczki pyłu powyżej poziomu kondensacji. W wyższych partiach atmosfery dochodzi przy tym do gwałtownego schłodzenia cząsteczek powietrza, a na styku gorących i zlodowaciałych warstw dochodzi do gwałtownych wyładowań.

Konsekwencje tego rodzaju burz są trudne do przewidzenia w warunkach trwających od tygodni pożarów - podkreślają eksperci z Australijskiego Biura Meteorologicznego – podaje portal Onet.pl.

Fluktuacje stężenia czadu (CO) w atmosferze Australii powstałego wskutek pożarów obszarów leśnych i buszu

Tymczasem tak pisze strażak z krwi i kości, ex-szef Obrony Cywilnej Kraju, generał-brygadier PSP Wiesław B. Leśniakiewicz:

Moja wiedza co do aktualnie sytuacja pożarowej w Australii, jest szczątkowa bowiem opiera się jedynie na doniesieniach medialnych. Nie analizuję jej  systemowo, jednak to  jeden z największych pożarów jakie miały miejsce w ostatnich latach na naszej planecie , zresztą kolejny . Obserwując zdjęcia satelitarne to widać kilkanaście ognisk pożarów - no tak, ładne ognisko o powierzchni kilkudziesięciu lub kilkuset ha. Pożar sam się nakręca mówiąc obrazowo, tu już nie jest potrzebny podpalacz, to efekt burz ogniowych, które powstają w wyniku  tworzonych chmur produktów spalania. Tam w takich warunkach mogą występują typowe wyładowania atmosferyczne, tworząc kolejne ogniska pożaru.

Burze ogniowe - to zjawiska związane z rozwojem pożarów,  są trudne do opanowania, pożar w takich warunkach rozprzestrzenia się w sposób nazwijmy to chaotyczny, z ogromną prędkością do kilkunastu a nawet kilkudziesięciu km/h w różnych kierunkach. Oczywiście jest to wynik wysokich temperatur jaka występuję w czasie spalania roślinności z olejkami eterycznymi, poszycia gleby krzewów, całego drzewostanu dochodzących do 1000°C  nawet i więcej, w takich warunkach wywiązuje się wiatr i powstają zawirowania powietrza, tworząc kolumny konwekcyjne w kształcie wirów, przenosząc rozżarzone niedopalone fragmenty roślinności, krzewów gałęzi itp. na znaczne odległości..

Oczywiści  na teki stan rzeczy ma wpływ rodzaj roślinności i drzewostanu obszarów dotkniętych żywiołem. Widać na zdjęciach satelitarnych jak uno si się dym produktów spalania na Australią. Tam jest moim zdaniem sytuacja dramatyczna.

Jak to gasić - siły natury  zgaszą tylko siły natury. Strażacy mogą jedynie minimalizować lub próbować ograniczać jego rozprzestrzenianie, do tego potrzebna jest woda i tylko woda, wspomagana środkami zwilżającymi ( zmniejszają napięcie powierzchniowe wody), rozwój pożaru można ograniczać  tworząc wycinki drzew i przekopując ziemie  w moim odczuciu nie do zrealizowania w warunkach Australii , ale nie tylko tam. Do tego działań  potrzeba znaczących zasobów sprzętowa i osobowych a prace prowadzi się w znacznym oddaleniu od frontu pożaru - oczywiście jeśli ten front jest ustalony a to jest bardzo trudne do określenia w burzach  ogniowych.

Sprzęt latając śmigłowce z podwieszonymi zbiornikami typu bambi, za pomocą których zrzuca się wodę na front pożaru metoda skuteczna ale  muszą być zapewnione źródło wody do napełnienia zbiorników podwieszanych, najlepiej otwarty akwen  w pobliży pożaru by móc przyziemiając nabierać wodę do zbiornika to najszybszy czas jego napełnienia. Można również zalewać zbiorniki wodą pompując ja pompami ale to wymaga znacznego czasu, Tego typu zbiorniki nabierają od 0.5 tony do 1,5 t wody .

Na całym świecie wykorzystuje się setki samolotów gaśniczych różnego rodzaju. np. kanadyjskie Canadair CL-215 i CL-415, CL-215 określany jest jako latająca amfibia, ponieważ może lądować zarówno na lądzie jak i na wodzie. Jego załogę stanowią 2 osoby. Rozpiętość skrzydeł samolotu wynosi 28,6 m, a maksymalna masa startowa może dojść do 17.100 kg w przypadku operowania z wody, lub 19.730 kg w przypadku startu z lądu. Samolot może zabrać około 5346 litrów wody, albo 5444 kg chemikaliów. Średnio samoloty tego typu są w stanie pozostać w powietrzu około 3 do 4 godzin, wykonując w tym czasie od 20-40 zrzutów wody bez potrzeby lądowania – wodę pobierają z jezior, w trakcie pół-lądowania. Dzięki swoim możliwością samoloty gaśnicze są bardzo przydatne przy gaszeniu dużych pożarów, ale również przy gaszeniu nawet niewielkich pożarów, ale w trudno dostępnych miejscach. Wodą ich użycia jest dostępność akwenów na, których mogąc wodując napełniać zbiorniki. Miałem okazje kilka razy obserwować je w prawdziwych gaszeniu pożarów we Francji, na Sardynii, Chorwacji. Mają dużą skuteczność. W takich przypadkach pożarów z jakimi mama do czynienia w Australii  cały wysiłek strażaków i dowodzących akcjami  musi  skupiać się no pomocy w ewakuacji z obszarów zagrożonych mieszkańców i  chronić osiedla mieszkaniowe  prze żywiołem ognia. z reguły pojedyncze oddalone domostwa są nie do obrony - chyba że Gubernatora  😀.

Wracając do sił natury, w mojej opinii to tylko opady deszczu mogą skutecznie ugasić te pożary. Owszem miejscami zapewne uda się ugasić lokalne źródła ognia, jednak patrząc na skalę zjawiska to ugaszenie wszystkich tych źródeł jest bardzo ograniczone siłami człowieka, a nawet niemożliwe.

Letnią porą płonęły obszary Syberii większość z nich nie była gaszona, pożarem objęty był teren powierzchniowo zbliżony do Belgii
 - Większość pożarów nie jest gaszona - informuje TV Dożd. - Zgodnie z rozporządzeniem ministerstwa przyrody z 2015 roku regionalne władze mogą nie gasić pożarów, jeśli nie stanowią zagrożenia dla terenów zamieszkanych, obiektów gospodarczych i jeśli przewidywane wydatki związane z gaszeniem pożaru przewyższają wartość prognozowanych szkód.
Stan nadzwyczajny wprowadzono w obwodzie irkuckim, Kraju Krasnojarskim, Buriacji i Jakucji. Na lokalnych portalach pojawiła się petycja w sprawie wprowadzenia stanu nadzwyczajnego na terenie całej Syberii. Podpisało ją do tej pory ponad pół miliona ludzi.

 Pożary lasów w okolicach Sydney
Pożary lasów w Victorii

Tak pisze gen. Leśniakiewicz, człowiek, który na pożarnictwie zjadł zęby. Tymczasem z Australii napłynęła relacja od Piotra Listkiewicza, który pisze tak:

Jak zwykle media przesadzają, ale jest groźnie. Jednakże tylko dla tych, którym się ubzdurało mieszkać w lesie. Jak to wygląda po pożarze możesz sobie zobaczyć na moim kanale YT pt. Czarna sobota. Pożary w Australii zawsze były, są i zawsze będą. Tylko, że przedtem paliły się tereny bezludne, a teraz wszędzie tam mieszkają ludzie. Martwi ilość podpaleń rosnących z roku na rok. Pełno jest różnych wariatów, ex-strażaków, piro-maniaków, ale są również i dzieci. Jeden z tych pożarów koło Sydney wzniecił 9-letni szczeniak podpalając w pięciu miejscach.

Ten wielki pożar w NSW ma się chęć połączyć z pożarem w Viktorii. To są obszary większe od Polski. Problem polega na tym, że lasy w Australii są niesamowicie łatwopalne. Eukaliptusy, które stanowią gros drzewostanu, palą się jak zapałki i korony zapalają się jedna od drugiej, bo liście są jak polane benzyną.
Drugim problemem są silne wiatry, które sprzyjają przenoszeniu się pożaru. Wichury wzmocnione temperaturą, która topi aluminium i jego stopy. Topi też elektronikę w samochodach nie pozwalając na ucieczkę. W czasie Czarnej soboty w Victorii, gdzie nb. o mało nie padliśmy ofiarą pożaru, samochody, którymi uciekały całe rodziny stawały właśnie z powodu stopionej elektroniki. Samochód stanął w samym środku żywiołu, a elektroniczne zamykanie drzwi nie pozwalało wysiąść i ludzie się upiekli żywcem w samochodach.

Wiatry dochodzą miejscami do 200 km/h w porywach. Przenoszą one całe wielkie płonące gałęzie na wielkie dystanse, które najłatwiej ugasić, gdy spadną na podwórko lub na dach. Jeśli się tego nie zrobi, ogień zatrzymuje się w rynnach i przedostaje się do drewnianej konstrukcji domu. Należy prewencyjnie zatkać odpływ z rynny i napełnić rynny wodą. A więc rodzina, która nie dała się ewakuować, stoi z wężami ogrodowymi. Jednakże ciśnienie wody spada, bo wszyscy to robią, natomiast jeśli ktoś ma swoje ujęcie, tank lub basen, woda jest zabierana na użytek straży pożarnych.

Na ogół pożar buszu jest bardzo szybki. Pali się głównie poszycie, gdzie jak zwykle panuje bałagan. Jeśli nie ma zbyt dużego wiatru pożar idzie dołem oszczędzając korony. W ten sposób busz się oczyszcza, zapobiegając przy okazji pożarowi w następnym roku. 

Co się tyczy ekologii, to pożary w Australii i gdzie indziej wyrzucają do atmosfery miliony ton pierwiastków powodujących efekt cieplarniany. Cały światowy przemysł nie wyrzuca tyle. Ale o tym się nie mówi, bo być może pokrzyżowałoby się komuś plany. Łatwo jest bowiem krzyczeć w parlamencie, ale faktem jest, że palą się obszary zielone, które "zjadają" australijski dwutlenek węgla, dając w zamian tlen. I tak samo jest na wszystkich kontynentach.

Pożarnicy od dawna apelują, żeby nie słuchać "zielonych", tylko wejść do parków narodowych w celu pozyskania poszycia. To prawda, że las wtedy będzie wyglądał "łyso", ale nie będzie tak łatwopalny. No ale tzw. "czynniki" nie reagują na taką argumentację, żeby potem załamywać ręce i patrzeć jak się pali.

 Dymy pożarów australijskich lasów nad Nową Zelandią



 Chmura dymu na niebie w Sydney

 Ogniste tornado
Płonące lasy i już spalone powierzchnie leśne z wysokości orbity

I tak to właśnie wygląda. A do czego zmierzam? Australijskie megapożary powstały z winy człowieka i czynników atmosferycznych. Zaniedbanie ochrony ppoż. z jednej strony i wyjątkowo niesprzyjające warunki pogodowe (przede wszystkim wściekłe długotrwałe upały dochodzące do +50°C) z drugiej. Na to wszystko nakłada się deficyt wody gaśniczej, której ogromne ilości są po prostu marnowane, co powoduje, że sytuacja wymknęła się spod kontroli i ziemia wygląda tak, jak w materiale Piotra Listkiewicza – zob. https://www.youtube.com/watch?v=gs1WEKyi_MY&t=24s, a także https://www.youtube.com/watch?v=nBqS-OHBhPE oraz https://www.youtube.com/watch?v=s3n1sSzBCB8 i inn.


CDN.