Australię pokrył pył
po eksplozji nuklearnej na Marion Island.
W 1979 roku, satelita
zwiadowczy zaobserwował dziwny, podwójny błysk pomiędzy RPA a Antarktydą. To
była wskazówka, bo tego typu błyski są jedną z oznak wybuchu atomowego.
Prawie 39 lat później
ukazały się nowe dowody na poparcie tego przypuszczenia. Amerykański satelita
zwiadowczy Vela zauważył błysk w okolicy wyspy Marion albo Wyspy Księcia
Edwarda, we wrześniu 1979 roku. Eksplozja ta została potwierdzona przez
podwodny system nasłuchowy SOSUS. Cokolwiek by to było, stało się przedmiotem
najzacieklejszej debaty od tego czasu.
Co to było?
Eksplodujący meteor? Przecież nikt nie przeprowadził tam testu nuklearnego… W
tym czasie pojawiło się całe mnóstwo spekulacji, ze to Izrael zdetonował swoją
głowicę nuklearną wyprodukowaną w trakcie tajnego projektu atomowego. Nie było
jednak żadnych dowodów na poparcie tej tezy.
Ale ostatnie studium
opublikowane w czasopiśmie „Science & Global Safety” autorstwa Christophera Wrighta z Australijskiej
Akademii Ministerstwa Obrony – ADFA i byłego pracownika naukowego szwedzkiego
Instytutu Badań nad Obronnością – FOI[1] - Larsa-Erik De Geera znów dolał oliwy do ognia tej debaty.
Tarczyce zwierząt
wypasanych koncentrują radioaktywny izotop jodu-131 – 131I, który
został znaleziony w fall-oucie[2]
po nuklearnych testach, a więc próbki tego izotopu były regularnie zbierane po
testach na całym świecie.
Publikacja mówi o
odtajnieniu wyników badań owiec w Australii Zachodniej i Południowej wkrótce po
tym wydarzeniu. Wyniki wykazały wyraźny wzrost charakterystycznych cech
jodu-131 u zwierząt poddanych ubojowi.
Analizy warunków
pogodowych ukazały, że radioaktywny opad w Australii spadł wraz z deszczem,
który spadł w cztery dni po zaobserwowanym błysku na Oceanie Indyjskim. Prądy
powietrzne Południowego Prądu Strumieniowego nad Oceanem Indyjskim dostarczają
powiązania pomiędzy Australią a daleką, małą wyspą. Badacze twierdzą, że ta
obecność radionuklidu 131I po kilku dniach od zaobserwowaniu błysku
i odnotowaniu odgłosu eksplozji w okolicach Marion Island dowodzi, że była to
próba jądrowa.
- Analizatorzy poprzednio dowodzili, że właśnie te optyczne i
hydroakustyczne sygnały są kluczowymi wskaźnikami nuklearnego testu, podczas
gdy wykrycie jodu-131 także zapewnia solidny dowód rozszczepienia jądra
atomowego – piszą oni.
W „Bulletin of Atomic
Scientists” Leonard Weiss pisze w
ostatnim artykule:
- Studium to
wyraźnie i jednoznacznie wskazuje na to, że wydarzenie to było nielegalnym
testem nuklearnym, wspierające wcześniejsze analizy, które doprowadziły do
wniosku, że to Izrael dokonał tej próby jądrowej naruszając amerykańskie prawo
oraz Traktat o Ograniczeniu Prób Jądrowych.
Prezydent USA Jimmy Carter został poinformowany
natychmiastowo o wykryciu wybuchu nuklearnego.
- Grupa naukowców
starannie wybranych przez Biały Dom i Cartera opublikowała raport w 1980 r.,
który nie wykluczała testu, ale możliwość, że była to próba testowa, była
bardziej prawdopodobna - pisze Weiss. - Wniosek ten jest teraz wyśmiewany przez prawie wszystkich
niezależnych obserwatorów, którzy studiowali i relacjonowali ten temat.
- W 1979 roku żadne
z dużych państw Klubu Atomowego nie przeprowadziło żadnego testu. A Pakistan,
Indie i RPA były wciąż daleko od rozwinięcia tych technologii, tak więc pozostał
tylko Izrael – twierdzi Weiss.
- Izrael jest
jedynym krajem, który miał możliwości techniczne i polityczną motywację do
rozwijania takich technologii, tajny test, który – zgodnie z niektórymi
źródłami – był ostatnim zauważonym przez tego satelitę Vela z powodu nagłej
zmiany w pokrywie chmur – pisze on.
Moje 3 grosze
Zob. także:
Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz