Powered By Blogger

piątek, 3 kwietnia 2020

Zagadkowy kataklizm z 536 roku




Rok 536 był najtragiczniejszy w historii ludzkości. „Tajemnicza chmura zabiła miliony ludzi”

Zagadkowe zjawisko wystąpiło w 536 roku. Kronikarze wspominają o tajemniczej chmurze, która niczym mgła przysłoniła Słońce, przynosząc śnieg i mróz w samym środku lata, i powodując śmierć milionów ludzi. Jak wytłumaczyć ten fenomen?

Najnowsze odkrycie naukowców na pierwszy rzut oka przypomina scenariusz horroru rodem z Hollywood. Jednak to zdarzyło się w rzeczywistości i aż po dziś dzień pozostaje zagadką. Mowa o tajemniczym zjawisku, które miało miejsce w latach 535-537.

Historycy sądzą, że to, co wówczas się zdarzyło, mogło zapoczątkować tzw. wieki ciemne, czyli czasy upadku kultury, powstawania barbarzyńskich królestw i ekspansję Arabów. Źródeł pisanych było wówczas znacznie mniej niż w poprzednich latach, a te które się pojawiły, opisywały jeżący włosy na głowie kataklizm.

W tym czasie niebo od Europy przez Azję Mniejszą aż po Chiny przysłoniła tajemnicza chmura, która przez 18 miesięcy zmieniała dzień w noc. Jan z Efezu, jeden z ważniejszych historyków i filozofów tego okresu pisał:
Słońce dawało ciemne światło, tak jak Księżyc, przez cały rok. Przypominało to Słońce podczas zaćmienia, jego promienie nie były tak jasne, jak zazwyczaj.

Inni, jak na przykład bizantyński historyk Jan Lydos, pisali o całkowicie zniszczonych przez tajemniczą mgłę plonach, co miało doprowadzić w Europie do ogromnych problemów:
Słońce pociemniało, gdyż powietrze było ciężkie od wilgoci. Plony zostały zniszczone w tym trudnym czasie.


Zmarły miliony ludzi


W wielu krajach o ciepłym lecie można było zapomnieć. Było tak zimno, że prószył śnieg. W Chinach wyjątkowo wczesne śnieżyce i chłody spowodowały zniszczenie większości upraw na polach. Rolnicy nie byli w stanie wytworzyć chleba. Nastała klęska głodu, która trwała przynajmniej kilka lat.
Niektóre źródła podają, że na brak plonów i w związku z tym żywności, skarżono się nawet do 539 roku. Ludzie umierali na masową skalę, nie tylko w Chinach, ale też w południowej Azji i niemal całej Europie, a zwłaszcza w jej północnej części.

W tym czasie naszą planetę zamieszkiwało około 300 milionów ludzi, czyli niecałe 8 razy więcej niż mieszka dzisiaj w Polsce. Klęska głodu sprawiła, że wymarło aż 80 procent ludności Chin i 30 procent populacji Starego Kontynentu. To miliony ludzkich istnień.
Najgorzej sytuacja wyglądała w Skandynawii, gdzie na terenie dzisiejszej Szwecji opuszczono w tym czasie około 75 procent wiosek, a na południu Norwegii odnotowano wzrost liczby pochówków o 90-95 procent.


Rozwiązanie zagadki


Po raz pierwszy opisano ten fenomen w latach 80. ubiegłego wieku. Wówczas amerykańscy naukowcy wysnuli podejrzenie, że przyczyną tego kataklizmu mogła być erupcja, i to nie jednego, lecz wielu wulkanów, jednocześnie lub jeden po drugim.

Nie wiadomo jednak było, których. Według jednych badaczy odpowiedzialny był wulkan Tavurvur w dzisiejszej Papui-Nowej Gwinei, a według innych, że słynny wulkan Krakatau na Indonezji, ten sam, który ponownie wybuchł z olbrzymią siłą w 1881 roku.

Dowody na potwierdzenie zapisów historycznych udało się znaleźć w słojach sosen, dębów i wyczyńców w Europie i Ameryce Północnej, a także w Mongolii i na Syberii. Dostrzeżono różnice pomiędzy konkretnymi regionami, w niektórych największy kryzys zaczął się kilka lat wcześniej niż w innych, lecz ogólnie można mówić o 10-letniej anomalii klimatycznej.








Klimat na niemal całej planecie ochłodził się z powodu ograniczonego docierania do powierzchni ziemi promieni słonecznych. To zjawisko mogły spowodować gwałtowne, masowe erupcje wulkaniczne. Jako, że epicentrum zaciemnienia wskazywano Skandynawię, to prawdopodobnie w tym regionie wybuchł pierwszy wulkan.

Dowód znaleźć można w skandynawskich kronikach, które wspominają o Fimbulvinter, czyli trzyletniej, strasznej zimie, która według mitologii nordyckiej miała poprzedzać zniszczenie świata, czyli Ragnarök. Źródłem tzw. zimy wulkanicznej miała być erupcja wulkaniczna na Islandii.

Nowe światło na ten kataklizm rzuciły badania paleoklimatologa Dallasa Abbotta z Uniwersytetu Columbia i Johna Barrona z Amerykańskiej Służby Geologicznej (USGS). Przebadali oni rdzenie lodowe na Grenlandii i dowiedli, że źródłem zjawiska z 536 roku była erupcja podmorskich wulkanów z okolic równikowych.

Okazuje się, że w rdzeniach lodowych doszukali się skamielin mikroorganizmów, które zwykle zamieszkują ciepłe wody oceaniczne ze strefy międzyzwrotnikowej. Skąd wzięły się one na dalekiej północy? Zostały wyrzucone w powietrze podczas erupcji i wraz z popiołem wulkanicznym obiegły Ziemię, z czasem opadając m.in. na Grenlandię.


Odrzucone teorie


Istnieje też możliwość, że mikroorganizmy trafiły do Arktyki również z powodu uderzenia w okolice równika planetoidy. Jednak wówczas w rdzeniach lodowych i osadach pojawiłyby się ślady pyłu kosmicznego. Jedna jego nie znaleziono, co zmniejsza prawdopodobieństwo tej drugiej teorii.

Z tego samego powodu odrzuca się też teorię o bliskim przelocie komety, która miałaby pozostawić pył, który zaćmił wyższe warstwy troposfery, a nawet dolną stratosferę na długie lata. Ostateczna odpowiedź na pytanie, co wówczas się zdarzyło, nadal pozostaje bez odpowiedzi.

Naukowcy okrzyknęli 536 rok najtragiczniejszym w historii ludzkości. Jego pokłosie najprawdopodobniej trwało stulecie zanim cywilizacja ponownie stanęła na równe nogi. Ślady ołowiu w alpejskich lodowcach, datowane na 640 rok, wskazują, że zaczęła się wówczas nowa epoka, którą zapoczątkowało wybijanie pierwszych srebrnych monet. Nawet taki kataklizm nie był w stanie całkowicie unicestwić człowieka.


Moje 3 grosze


 Istnieje jeszcze jedna możliwość – obłok ciemnej materii, który znalazł się pomiędzy Słońcem a Ziemią, a który absorbując światło Słońca doprowadził do wychłodzenia Ziemi.

Jest to pomysł rodem z powieści „The Black Cloud” Freda Hoyle’a, ale nie tak fantastyczny, jakby się to wydawało. Problem polega tylko na tym, że nie można by go było zlokalizować w Układzie Słonecznym, no chyba że był to jakiś gęsty obłok międzygwiezdnej materii, który leciał po hiperboli i po drodze przesłonił Słońce naszej planecie.

Ale bardziej jest przekonująca teoria podwodnej erupcji wulkanicznej, ale gdzie??? Gdzieś w strefie równikowej Ziemi? To ogromny obszar obejmujący trzy oceany. Myślę, że taki event mógłby się powtórzyć i to w każdej chwili… - a wtedy znów byłoby to, co nam sprawił islandzki wulkan Eyjafjallajökull w kwietniu 2010 roku razy dziesięć, albo sto… Jedno jest pewne – musiałaby to być erupcja o sile co najmniej VEI 7 – coś à la erupcja wulkanu na Therze w czasie której wulkan wyrzucił 80 km³ magmy i piroklastyków.

Ale obawiam się, że mógł to być wybuch jeszcze silniejszy i bardziej niszczycielski, o VEI 8 – a zatem wybuch superwulkanu takiego jak Yellowstone, Laachar See czy Campi Flegrei. Tylko że było to na półkuli południowej albo strefie równikowej. Powtórka supererupcji Toba Lake (Indonezja) czy Taupo/Oruanui (Nowa Zelandia)?
Tak nawiasem, czy ktoś wie, jak wygląda lub wyglądałaby taka supererupcja pod wodą?

Na te właśnie pytania trzeba znaleźć odpowiedź.


Opinie i sugestie z KKK


A to ciekawe! Możliwe, że była to chmura pochodzenia wulkanicznego, jeszcze gorsza od chmury poerupcyjnej wulkanu Eyjafjallajökull w 2010 roku. Być może była to chmura pyłu kosmicznego, która otoczyła nasz glob jak w powieści Freda Hoyle'a... Jak na razie, to możemy sobie gdybać! (Daniel Laskowski)

Cytuję: W tym czasie niebo od Europy przez Azję Mniejszą aż po Chiny przysłoniła tajemnicza chmura, która przez 18 miesięcy zmieniała dzień w noc. Jan z Efezu, jeden z ważniejszych historyków i filozofów tego okresu pisał:
Słońce dawało ciemne światło, tak jak Księżyc, przez cały rok. Przypominało to Słońce podczas zaćmienia, jego promienie nie były tak jasne, jak zazwyczaj." Przypomina to biblijne opowieści o trzech dniach ciemności.... (Eleonora)

Źródło: TwojaPogoda.pl / AGU / Nature.