Stanisław Bednarz
Gnilec vel szkorbut
morderca marynarzy. Pomiędzy rokiem 1600 a 1800 na szkorbut zmarło aż 1 milion marynarzy, więcej niż przez
wszystkie inne choroby, katastrofy i bitwy.. Willem Barents zabrał spore zapasy - soloną wołowinę, wędzony
boczek, szynkę i ryby, , groch, fasolę, kaszę, mąkę, olej, i sól. Do popicia
zaś piwo, wino i brandy. Zrazu wszystko szło dobrze, ale z powodu zimna
popękały beczki z piwem, a zapasy jedzenia uzupełniane o mięso upolowanych
niedźwiedzi na niewiele się zdały - Barents z każdym dniem traci siły. 20
czerwca 1597 r. umiera. Czy uwierzyłby, że ocaliłoby go trochę kiszonej kapusty?
Cynga dopadała
marynarzy podczas trwających miesiące rejsów, a nazywano ją gnilcem lub
szkorbutem. W 1497 r. płynący do Indii Vasco
da Gama stracił przez szkorbut aż 100 spośród 160 członków załogi..
Marynarze narzekali na zmęczenie i słabość, ich twarze stały się zielonożółte,
oczy podkrążone, a dziąsła zaczęły barwić się niebieskawo i boleśnie puchnąć.
Próba ugryzienia suchara kończyła się wypadnięciem zęba. Chorzy zaczynali
cuchnąć jak trupy. Umierali w męczarniach.
Ta sama plaga
zabiła też ponad dwie trzecie ludzi Ferdynanda
Magellana podczas wyprawy dookoła świata. Gdy wycieńczona eskadra dopłynęła
do Polinezji, marynarzy przywróciły do zdrowia banany, orzechy kokosowe.
Choć dosyć wcześnie
szkorbut był kojarzony ze złym jedzeniem, to długo nikt nie potrafił
sprecyzować, co w marynarskiej diecie należałoby zmienić. Zabierano wyłącznie
to, co wydawało się niezbędne i nie mogło się szybko zepsuć. Cztery lata po
śmierci Barentsa James Lancaster, wprowadził
na jednym ze statków Kompanii Wschodnioindyjskiej obowiązek regularnego
spożywania cytryn i pomarańczy. Załoga dotarła do portu w komplecie. Ale
musiało minąć jeszcze półtora wieku, żeby jedzenie cytrusów było na statkach
powszechne.
Stało się to pod
wpływem szoku, jaki w angielskiej flocie wywołał los marynarzy admirała George’a Ansona. Z 1900 ludzi, którzy
wyprawili się na Pacyfik w 1740 r., do domu powrócił ledwie co piąty!
Człowiekiem, który przekonał admiralicję, był James Lind, lekarz ze Szkocji. Lind dowiódł, że kilka łyków soku,
którym początkowo marynarze gardzili jako napojem niemęskim, już po kilku
dniach przywraca choremu siły.
W marynarce
wojennej Wielkiej Brytanii do przysługującego rumu dodawano sok z cytrusów, we
francuskiej do brandy i ich nie powalało. Gorzej, gdy trasa rejsu była tak
wytyczona, że zaopatrzenie się w sok było niemożliwe. Ale wtedy z pomocą
przyszła kapusta. Skuteczność tego naturalnego specyfiku sprawdzili już kiedyś
wikingowie. Jej skuteczność okazała się stuprocentowa…
Potwierdzenie
przypuszczeń, znaleziono w pismach Katona i Pliniusza. Cook, który w
1769 r. wyruszył w rejs, zastosował się do zaleceń co do kiszonej kapusty i zakończyło się
sukcesem. Podczas wypraw polarnych żywiono się
surowym mięsem fok co też zapobiegało szkorbutowi.
Z nadejściem
parowców, gdy podróże stały się krótsze, szkorbut przestał nękać marynarzy Na
naukowe zdefiniowanie skarbu, którego brak wywołuje szkorbut, trzeba było
czekać aż do lat 20. XX wieku. Dokonał tego Albert Szent-Györgyi, węgierski biochemik, który z papryki
wyizolował pewną szczególną substancję i podejrzewał, że jej niedobór odpowiada
za rozwój szkorbutu…
Amerykanin Charles Glen King ten sam związek
pozyskał z cytryn i zidentyfikował jako witaminę C. W 1937 Szent-Györgyi otrzymał Nagrodę Nobla. Jako
pierwszy syntezy witaminy C dokonał pracujący w Bazylei, a pochodzący z rodziny
polskich Żydów z Włocławka Tadeusz
Reichstein. On też dostał Nagrodę Nobla, w 1950 r.