Oleg Borisow
30 czerwca 1908 roku o godzinie
07:11.17 KRAT na Syberii w dorzeczu rzeki Podkamienna Tunguska będącej dopływem
rzeki Jenisiej, miała miejsce niezwykła katastrofa. Jak twierdzą naoczni
świadkowie (którzy znajdowali się w odległości setek kilometrów od miejsca
wydarzenia): Nagle
na niebie ukazało się przeraźliwie jaskrawe ciało niebieskie, która w ciągu
bardzo krótkiego czasu przebiegło ogromny obszar nieba z północnego-wschodu ku
zachodowi, po czym jakby eksplodowało po zetknięciu się z Ziemią.
Detonację podobno słychać było w promieniu 1200 km. Falę sejsmiczną, która
dwukrotnie obiegła naszą planetę, zarejestrowały wszystkie stacje sejsmiczne na
naszym globie.
Naukowcy zainteresowali się
miejscem upadku Meteorytu Tunguskiego dopiero po Rewolucji Październikowej.
Pierwsza wyprawa naukowa wyruszyła na Syberię w 1927 roku. Grupa naukowców pod
kierownictwem Leonida Kulika nie
znalazła najmniejszego śladu, które świadczyłyby o tym, że na Ziemię spadł
olbrzymi meteoryt. Wówczas powstała śmiała hipoteza, że nad Ziemią rozbił się
statek kosmiczny należący do pozaziemskiej cywilizacji. Późniejsze ekspedycje i
badania naukowe nie potwierdziły tej teorii.
A może rozwiązania tej zagadki
należy szukać nie na Ziemi ale w Kosmosie? Takie właśnie pytanie zadał niedawno
członek AN ZSRR Gieorgij Pietrow
występując w Domu Uczonego w Moskwie na wieczorku zorganizowanym dla uczczenia
pamięci Jurija Gagarina. Piękna
legenda starożytnych Greków o Faetonie opisuje m.in. przerażające zjawisko,
które ongiś miało miejsce na Kaukazie. W kronikach z tego okresu czytamy: Płonęło niebo,
kipiało morze, palił się las… W starej ruskiej kronice o księciu Wsiewołodzie podaje się, że podczas
jego polowania pod Wyszogradem …zstąpiła z nieba ognista żmija i swym grzmotem wielkim
doprowadziła wszystkich do śmiertelnego przerażenia.
Czym naprawdę były owe zauważone na niebie „ogniste żmije”? aby wyjaśnić powstanie takiego zjawiska, najbardziej odpowiednie będzie właśnie zjawisko tunguskie. Obecnie wiemy tylko jedno: Tunguskiego Meteorytu nigdy nie było, jako że meteorytem nazywamy ciało kosmiczne, które dotarło do powierzchni naszej Ziemi. Tymczasem w rejonie wybuchu, wskutek którego zostały powyrywane (i połamane) drzewa na 2000 km², do dziś dnia nie znaleziono ani jednego odłamka, nawet wielkości paznokcia. Ogromny rozżarzony bolid, który zbliżał się do Ziemi, na wysokości ok. 6 km wybuchł ze strasznym łoskotem, a następnie… wyparował. Hipoteza, że w 1908 roku nad Centralną Syberią nastąpiła katastrofa statku kosmicznego nieznanej cywilizacji (którego paliwem – zdaniem niektórych – była antymateria) obaliły wyniki badań naukowych. Bardzo nęcąco wygląda inne wyjaśnienie – mianowicie takie, że nad tajgą nastąpił wybuch jądrowy. Oceniając skutki wybuchu stwierdzono, że energia, która się wydzieliła, odpowiadała wybuchowi bomby wodorowej (H) o mocy 20 Mt. Jednak analizy gleby w tym rejonie, przeprowadzone przez zespół naukowców pod kierownictwem prof. Awgusty Dawriuchinej z Instytutu Chemii i Geochemii Analitycznej AN ZSRR obaliły także i to stwierdzenia.
W jaki sposób ciało o masie
miliona ton mogło zostać całkowicie zatrzymane przez atmosferę? Mając tak
olbrzymią masę, meteoroid musiałby dolecieć do powierzchni Ziemi i wyżłobić w
niej ogromny krater.
Obecnie coraz częściej mówi się o
tym, że na swej drodze na orbicie wokół Słońca, Ziemia napotkała jądro
niewielkiej komety. Jądro to weszło w atmosferę. Wg. obliczeń G. Pietrowa z
szybkością 30-40 km/s, przy czym cała energia kinetyczna tego ciała
przekształciła się w falę uderzeniową i cieplną (termiczną). Korzystając z
zasad balistyki udało się stwierdzić, że tak masywne ciało mogło całkowicie
wyhamować w atmosferze wyłącznie w przypadku, jeśli miało niezwykle małą
gęstość rzędu setnych do tysięcznych części g/cm³. Tak więc wszystko wskazuje
na to, że mamy do czynienia z zagadkowym fenomenem kosmicznym.
- Najprawdopodobniej –
twierdzi G. Pietrow – rzekomy Meteoryt Tunguski był wyjątkowo kruchą grudą śniegu, składającą
się z ażurowych kryształków lodowych. Jednakże według współczesnych wyobrażeń w
skład jądra komety oprócz lodu, powinny wchodzić także „kropelki” pyłu
kosmicznego, w tym także cząsteczki trudno topliwych substancji. Jeśli udałoby
się odkryć w rejonie wybuchu te substancje, wówczas hipoteza o jądrze komety
zostałaby potwierdzona.
I oto zupełnie niedawno ukazało
się oświadczenie naukowców z Akademii Nauk Ukraińskiej SRR uznane za
sensacyjne. Ekspedycja badaczy ukraińskich postanowiła dokładnie zbadać
maleńkie kuleczki krzemowe, które niejednokrotnie znajdowane były przez kolejne
ekspedycje naukowe. W kuleczkach pochodzących z warstw z 1908 roku udało się
odnaleźć wzbogacony węgiel aktywny 14C.
Czy jest to rezultat
oddziaływania promieni kosmicznych, gdy meteoryt „wędrował” jeszcze w Kosmosie?
Być może, chociaż niewykluczone jest także ziemskie pochodzenie takiego węgla.
Jednak inne twarde cząstki
naprawdę zbulwersowały naukowców. Analiza rentgenograficzna wykazała w nich
obecność trzech rodzajów grafitu. Przy powiększeniu tych cząstek 19.000 x
odkryto złącza diamentowo-grafitowe. Specjaliści doskonale wiedzą, że takie
złącza charakteryzujące się takim właśnie składem chemicznym, związane są z
substancjami pochodzenia meteorytowego.
Członkowie ukraińskiej ekspedycji
stwierdzili ponadto, że w rejonie wybuchu, ok. 150 mln lat temu był
prawdopodobnie czynny wulkan. Być może znalezione złącza diamentowo-grafitowe
są produktem jego wybuchu.[1]
Być może następne lata już nie
przyniosą badaczom Tunguskiego Meteorytu żadnych rewelacji. Jak więc można
rozwiązać zagadkę tego „czegoś”, co dotarło do nas z Kosmosu 72 lata temu?
Gieorgij Pietrow proponuje zorganizowanie
kosmicznej ekspedycji w celu ostatecznego wyjaśnienia tego fascynującego
zjawiska. Proponuje on, aby w określonym czasie wysłać na spotkanie ze
zbliżającą się do Słońca kometą sondę kosmiczną. Obliczenia (wykonane wraz z Mikołajem Krupienką) wykazały, że w
czasie od 1984 do 1990 roku można zorganizować wiele takich „spotkań” z
kometami z rodziny Jowisza przy użyciu posiadanych już rakiet. Ot chociażby z
kometą Tempel-2.[2]
Jakie możliwości daje taki lot? Przede
wszystkim można by pierwszy raz wykonać zdjęcia jądra komety i tym samym
dowiedzieć się czegoś więcej na temat jego rozmiarów. Zagadkę tą można
rozwiązać przy pomocy zainstalowanego na sondzie radiolokatora. Niezależnie od
tego wysyłane przezeń impulsy radiowe (na falach o czterech częstotliwościach)
mogłyby także po raz pierwszy zmierzyć gęstość ciała centralnego. Warto dodać,
że badanie można by przeprowadzić za pomocą anteny typu KRT-10 (o średnicy
10-metrowej), która została z powodzeniem wypróbowana przez W. Lachowa i W. Riumina na pokładzie stacji orbitalnej Salut-6. (APN)
Źródło – „Dunajec” nr 13 z
29.III.1981 r.
[2]
Czyli kometą 10P/Tempel. Do roku 2022 faktycznie miało miejsce kilka lotów sond
kosmicznych do komet, w tym także do 9P/Tempel, 103P/Hartley, 81P/Wild.