Powered By Blogger

piątek, 25 listopada 2022

Trójkąt Wielkich Jezior (1)

 


Elżbieta Boroń vel Bronisław Rzepecki

 

Zapewne wszyscy interesujący się tajemnicą Trójkąta Bermudzkiego wiedzą, że nie jest to jedyny obszar na kuli ziemskiej, gdzie zdarzają się tajemnicze zaginięcia statków, samolotów i ludzi. Takich miejsc na Ziemi jest więcej. Trójkąt Bermudzki jest z nich wszystkich najbardziej znany, nie znaczy jednak, że właśnie w nim maja miejsce najbardziej zagadkowe incydenty. Według mnie o wiele bardziej zastanawiający jest „Trójkąt Wielkich Jezior”.

Niewiele osób zna niezwykłe przypadki, które zdarzyły się na tym terenie, co nie jest takie dziwne, gdyż istnieje bardzo mało literatury źródłowej na ten temat dostępnej w Polsce. Jedną z takich pozycji jest książka kanadyjskiego ufologa Hugha Cochrane’a pt. Brama do zapomnienia”. Poniżej przytaczam kilka przykładów zagadkowych zdarzeń zaczerpniętych właśnie z tej książki.

 

*

 

Z końcem bardzo zimnego miesiąca maja 1889 roku, wiele statków wyruszyło z portu Kingston znajdującego się we wschodniej części jeziora Ontario, w celu poszukiwania zaginionego statku Bavaria, który nie dotarł do portu. Jego nieobecność wywołała niepokój wśród właścicieli statku oraz rodzin załogi. Istniały istotne przyczyny tego niepokoju, gdyż jezioro Ontario posiada tajemniczą anomalię jaką jest tzw. Wir Marysbough.

Wir ten stanowi obszar wodny we wschodniej części jeziora, który ma długi rejestr dziwnych wypadków, w czasie których zaginęły liczne statki i ich załogi. Odnośnie różnorodności występujących tam wypadków, region ten przewyższa wszystko, co wydarzyło się w Trójkącie Bermudzkim, czy jakimkolwiek innym obszarze znajdującym się w innej części świata.

Biorąc to pod uwagę należy uznać za akt odwagi ze strony kapitana i załogi statku ratunkowego Armenia, że pożeglował prosto na te wody w poszukiwaniu zaginionej Bavarii.

Kiedy Armenia znajdowała się 9 mn od Main Duch Island leżącej wewnątrz tego tajemniczego akwenu, załoga statku ujrzała Bavarię osiadłą w pozycji prostopadłej (do brzegu) na małej, samotnej mieliźnie znanej jako Galloo Island. Kapitan wydał rozkaz zbliżenia się do osiadłego na mieliźnie statku. Gdy znaleźli się oni w zasięgu głosu, załoga Armenii zaczęła wznosić okrzyki, ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi, nikt nie ukazał się na pokładzie odnalezionego statku. Kapitan i kilku marynarzy weszli na pokład Bavarii, lecz nie znaleziono najmniejszego śladu załogi. Wśród dokonanych na statku spostrzeżeń stwierdzono niewielką ilość wody w ładowni, ale nie stanowiło to żadnego zagrożenia w podróży. Po uwolnieniu statku z mielizny pożeglował on o własnych siłach do Kingston.

W kabinie kapitana znaleziono wszystkie jego dokumenty i skrzynię zawierającą znaczną sumę pieniędzy. W piecu kuchennym znajdował się świeżo upieczony chleb. Najdziwniejsze ze wszystkiego były leżące na pokładzie przedmioty, przy których dokonywano napraw. Odnosiło się wrażenie, że odłożono je nagle, jakby marynarz przerwał pracę z zamiarem rychłego powrotu, ale nie wiadomo z jakich powodów nie powrócił on już nigdy. Jedyną żyjącą istotą na statku był kanarek, który znajdował się w klatce w jednej z kabin.

W jasny, czerwcowy poranek 1900 roku, statek Picton zbliżał się do Wiru Marysbough, za nim płynęły dwa kolejne statki: Minnes i Acacia, które miały Pictona w zasięgu widzenia, i nagle załogi tych statków zauważyły, że w jednej minucie Picton znajdował się w pewnym miejscu, a w następnej znikł! Zgodnie z zeznaniami świadków nastąpiło to nagle. Mimo przeprowadzonych natychmiast poszukiwań nie odnaleziono ani wraku ani ludzi. Kilkanaście dni później, koło portu Sacket Harbor, pewien rybak zauważył pływającą butelkę, wewnątrz niej znajdowała się kartka od Jacka Sidney’a – kapitana statku Picton. Butelka była mocno zakorkowana, a jej zatyczka była przymocowana drutem. Na kartce znajdował się tekst, że przywiązuje się on do swego syna mając nadzieję, że zostaną razem odnalezieni.

Wskazuje na to fakt, iż mimo że Picton znikł nagle, to jego kapitan żył jeszcze przez pewien czas po tym wydarzeniu. Musiał przecież mieć czas na znalezienie flaszki, napisanie i włożenie listu, wreszcie zakorkowanie jej i obwiązanie drutem. Musiał także znaleźć kawałek liny i związać się nią ze swoim synem. Pisemna informacja sugeruje, że kapitan wiedział o zbliżającej się śmierci. Można więc przypuścić, że znalazł się on we wrogim środowisku, z którego nie widział możliwości wyjścia…



Jesienią 1915 roku, holownik SS F.C. Barnes wracał do Kingston , a jego droga prowadziła przez część Wiru Marysbourgh. Świadkowie, którzy widzieli holownika płynącego wzdłuż północnego brzegu jeziora Ontario twierdzili, że posuwał się powoli i wszedł w chmurę czy mgłę, względnie parę wiszącą nisko nad wodą. „Chmura” ta wkrótce zniknęła, a holownika nie ujrzano już nigdy więcej.

Z początkiem grudnia 1942 roku, tankowiec SS Clevco holowany przez holownik SS Admiral za pomocą holu długiego na 30 m przez zachodnia część jeziora Erie. Pod wieczór widzialność pogorszyła się, a wkrótce załoga Clevco podniosła alarm, gdy stwierdziła, że lina holownicza nie przechodzi pod wodą w sposób normalny, lecz zahacza o dno jeziora. Kapitan Clevco nawiązał natychmiast kontakt z właścicielem holownika oraz amerykańską Strażą Przybrzeżną podając swoją pozycję.

Gdy kutry USCGC Ossipee i USCGC Crocus przybyły na wskazane miejsce niczego nie znalazły. Wkrótce do poszukiwań włączył się samolot, który rozszerzył obszar poszukiwań i odnalazł Clevco w odległości 16 mn od miejsca podanego przez kapitana tankowca. Zaczęła się jednak gęsta śnieżyca i statek znikł z pola widzenia pilota. Na pokładzie Crocusa wybuchł tajemniczy pożar, a załoga znalazła się pod kontrolą sił, które spowodowały uszkodzenia i zmusiły załogę do powrotu do bazy. Na Ossipee przestała nagle działać busola żyroskopowa i kuter został otoczony białą mgłą. Zawaliło się stalowe sklepienia w głównej kabinie. Członkowie załogi zaczęli nagle chorować i nie byli w stanie pełnić swych obowiązków. Zaprzestano więc poszukiwań i kuter także powrócił do portu. Po SS Clevco zaginął wszelki ślad…


CDN.