Claudio Tsuyoshi Suenaga
Przypadek gospodyni domowej Geni Lisboa jest jednym z
najdziwniejszych i najbardziej egzotycznych w ufologii. W sobotę 26 maja 1973
roku Geni przygotowywała na zamówienie torty weselne w swoim domu w São José do
Rio Preto, mieście na północno-zachodniej granicy stanu São Paulo, kiedy
stanęła w obliczu trzech ciemnoskórych karzełków,
które były na pokładzie UFO. Latający spodek uderzył ją promieniami światła,
które wywołały u niej silny ból w kończynach dolnych, zwłaszcza w stawach
kolanowych i okolicach biodrowo-udowych. Inżynier José Wilson Ribeiro oraz lekarz i ufolog Walter Karl Bühler zbadali przypadek na miejscu i odkryli, że w
wyniku kontaktu ogromnie ucierpiało zdrowie Geni, która doznała nawet
wypadnięcia macicy.
Geni Lisboa, urodzona w 1916 r.,
mieszkała w dzielnicy Santa Cruz, w São José do Rio Preto, mieście na
północno-zachodniej granicy stanu São Paulo, 451 kilometrów od stolicy São
Paulo. Znana ze swojej działalności cukierniczej, przygotowywała torty weselne
na zamówienie. Aby zagwarantować dobrą jakość swoich produktów, Geni zawsze
przygotowywała je w nocy lub we wczesnych godzinach porannych, przed imprezą.
W sobotę 26 maja 1973 roku po
południu, Geni pomogła udekorować kościół na wesele, które miało odbyć się
następnego dnia. Po tym zadaniu wieczorem zabrała się za pieczenie trzech
tortów na to i inne przyjęcia weselne. Między 2.00 a 2.30 w nocy była wciąż
zajęta przygotowywaniem trzeciego zamówionego ciasta.
We wspomnianym momencie uwagę
Geni przykuło odbicie światła, które zauważyła przez okna balkonu. Otwierając
drzwi balkonowe, Dona Geni zobaczyła zbliżający się w powietrzu mały obiekt.
Urządzenie to zostało „zaparkowane”
nad dachem, na tyłach podwórza. Znajdowało się około 15 metrów od Geni i około
5 metrów od ziemi, a zatem około 2 metry od dachu pokoju Jobe. Obiekt miał metaliczny wygląd i miał od 2 do 4 metrów
szerokości i 1 do 2 metrów wysokości; posiadał rodzaj balkonu z balustradą,
wzdłuż którego rozmieszczone były równomiernie trzy postacie o wymiarach
krasnoludków.
Istoty miały dysproporcję
pomiędzy głowami, ramionami i dłońmi. Głowy były wielkości porównywalnej z
głowami dorosłych, a nawet nieco większe, natomiast ramiona były bardzo małe,
podobne do dziecięcych. Dłonie były jednak grube.
Nie można było ocenić wielkości
całego ciała istot, gdyż ponad balustradą widniał jedynie popiersie, ramiona i
głowa. W sumie widoczna część każdego z nich mierzyła około 60 centymetrów.
Reszta tułowia i nóg nie była widoczna. Każde ze stworzeń trzymało obiema
rękami latarnię lub pochodnię, która emitowała inny promień światła. Od lewej do
prawej: zielony, czerwony i pomarańczowy. Geni ze swojego miejsca zauważyła, że
promienie światła omiatały teren podwórza, od lewej do prawej. Latające
urządzenie wydawało dźwięk podobny do dźwięku helikoptera lub brzęczyka, tylko
bardziej intensywny i oscylował z jednej strony na drugą. Ciekawostką było to,
że oscylacje pojazdu wydawały się zsynchronizowane z ruchem świateł
reflektorów. Geni pomyślała: „Czy ci ludzie coś tutaj stracili?
Trzy postacie były do siebie bardzo podobne, jakby były trojaczkami. Ich skóra miała ciemny
odcień. Głowy miały zaokrąglony zarys. Podbródki były cofnięte. Oczy były duże i „trochę skośne, jak u Azjatów”. Ich usta były duże, z grubymi wargami i na końcach zakrzywione w dół. Uszy wydawały się małe, a nosy długie i płaskie. Nie nosili brody. Na głowach istoty
nosiły rodzaj hełmu przypominającego czapkę, z małą kulką pośrodku. Stworzenia
zdawały się nie mieć szyi, gdyż głowa spoczywała na ramionach, których
szerokość była normalna w porównaniu z ziemskimi ludźmi. Ubranie miało wygląd
zbliżony do koloru skóry.
Pani Geni była przerażona, gdy
skierowały się w jej stronę promienie światła emitowane przez istoty. Poczuła
się oszołomiona i chciała uciec z tego miejsca, ale nie mogła, gdyż była
„przybita do ziemi” do tego stopnia, że nawet ugięła kolana. Geni próbowała
chronić się przed światłami, zakrywając oczy ramionami i jęcząc: „Och, co to
jest?” Zaniepokojona zawołała do lokatorkę, która spała na zapleczu: „Jobe,
pomóż mi!” Nie otrzymała jednak żadnej odpowiedzi.
Cały epizod trwał od trzech do
czterech minut, po czym obiekt zaczął się oddalać. Jednakże reflektory załogi
pozostały zapalone.
Geni wstała z trudem, gdyż
odczuwała silny ból w kończynach dolnych, zwłaszcza w stawach kolanowych i
okolicy biodrowo-udowej. Właściwie bolało ją całe ciało. Około dziesięć minut
po odcinku, kiedy lokatorka poszła jej pomóc, zauważyła, że twarz
Geni była spuchnięta, a
oczy przekrwione.
Bóle ciała i przekrwione oczy
utrzymywały się przez trzy dni. Trzy godziny po zdarzeniach, czyli o 5 rano,
Geni doznała wypadnięcia drugiego stopnia (upadku lub przemieszczenia narządu z
normalnego miejsca w macicy), co wyjaśnił później jej lekarz specjalista.
Jej wzrok również uległ znacznemu
uszczerbkowi. Do nocy, gdy na jej podwórku pojawił się latający obiekt, Geni
miała doskonały wzrok i nie musiała nosić okularów. Jednak po tym epizodzie
nastąpiło nagłe pogorszenie jej wzroku, co zmusiło ją do noszenia okularów z
bliskiej odległości, około trzech dioptrii (miara zbieżności soczewki), o czym
Bühler osobiście się przekonał, wizualnie porównując je z własnymi okularami.
Ponadto Geni poinformowała, że przez jakiś czas po epizodzie na jej skórze pojawiały się ciemne plamy. Trudności w poruszaniu się świadka stopniowo
ustępowały.
Jednakże Geni miała problemy z
wysokim ciśnieniem krwi. Po incydencie lekarze byli zaskoczeni, gdy zobaczyli,
że ciśnienie krwi świadka samoistnie się poprawiło.
Źródło: Biuletyn SBEDV, Rio de
Janeiro, nr 121-125, 1978-03-12.
Brazylijskie Towarzystwo Badań
nad Latającymi Spodkami (SBEDV) było jedną z pierwszych instytucji w kraju,
która naukowo badała UFO. Założona w 1954 roku przez grupę lekarzy i innych
specjalistów.
Zob. https://www.claudiosuenaga.com.br/.../68841765.../genilisboa
Przekład
z portugalskiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz