Od kilku lat prowadzę wraz z
mgr Bednarzem obserwacje meteorologiczne w naszym mieście. Dwóch miesięcy –
czyli od 1 stycznia br. zauważyliśmy niepokojący wzrost radioaktywności
powietrza, którym tu oddychamy. Nie jest tego dużo, ale budzi zaniepokojenie,
bowiem jest to wzrost o 100 a nawet 200% w porównaniu do średniej, która tu
wynosi 40-60 nSv/h, tymczasem nasze pomiary w styczniu i lutym dobijały nawet
do 170 nSv/h. Nie jest to dużo i nie szkodzi, ale zawsze to zwyżka…
Skąd się to bierze? Mamy dwa
źródła naturalne: tło radioaktywne naszej planety i promieniowanie dochodzące
do nas z Kosmosu. Trzecim jest smog składający się ze spalonych paliw kopalnych
– przede wszystkim węgla kamiennego. Czwartym źródłem jest kalimaa. To wszelkie paskudztwa powstałe w trakcie katastrof
nuklearnych w Czarnobylu (ostatnio Rosjanie uderzyli dronem bojowym w tzw.
sarkofag i ponoć na szczęście nie doszło do ulotu radioaktywnych gazów),
Daiichi-Fukushimie I i II, gdzie gros radioaktywności poszła do Pacyfiku.
W Regganie w Algierii, skąd
wywodzi się radioaktywny obłok kalimaa
z Sachary Zachodniej. Tam wszystko się zaczęło. To było miejsce, w którym
Francuzi odpalali swe rakiety balistyczne i
kosmiczne, a poza tym zdetonowali cztery ładunki jądrowe. Jeszcze w
latach 60. To się nazywało Gerboise –
skoczek pustynny. Najpierw to była Gerboise
Bleue – 70 kt TNT – a więc 3,5 razy mocniejsza niż ta, która poleciała na
Hiroszimę, potem Gerboise Blanche o
mocy około 5 kt, następna była Gerboise
Rouge, też poniżej 5 kt i na koniec Gerboise
Verte o mocy tylko 1 kt… Dwie z nich były odpalone nad żołnierzami w pełnym
uzbrojeniu. To było takie francuskie wydanie amerykańskiego eksperymentu Big Smokey… Potem Algieria uzyskała
niepodległość i Francuzi przenieśli się stamtąd. Rakiety poszły do Kourou w
Gujanie, a głowice jądrowe na Mururoa. I to właśnie ten radioaktywny piasek z
Sahary spada na nas z południowym wiatrem. Nie zapominajmy, że czas
połowicznego zaniku niektórych izotopów powstałych wskutek eksplozji jądrowych
wynosi od 90 do 4,5 mld lat! Najgorsze są izotopy strontu, cezu, rubidu,
plutonu, uranu, polonu, jodu i innych, które odkładają się w organizmie
człowieka i powodują powstawanie nowotworów. Długofalowe ich działanie polega
na powstawaniu nieodwracalnych zmian w kodzie genetycznym DNA i w rezultacie
powstawania mutacji, w tym wielu letalnych. I to jest główne niebezpieczeństwo,
które grozi nam np. po nawet ograniczonej wojnie jądrowej, o czym marzą idioci
po obu stronach Atlantyku. Radioaktywny opad kalimy to pestka w porównaniu z piekłem, które rozpęta się wskutek
wojny nuklearnej – nawet ograniczonej…