Powered By Blogger

poniedziałek, 10 marca 2025

UFOC i teleportanci (1)

 


Pisze do mnie nasz japoński kolega Kiyoshi Amamiya: Zainspirowany Waszym opracowaniem „Pociągi-widma i widma w pociągach” pragnę Wam polecić 7. Rozdział książki sir Brinsley’a le Poer – Trencha pt. „Mysterious Visitors” – którego tytuł brzmi „Teleportacja i chmurzaste UFO” ss. 32-40. Zacytuję tutaj najbardziej ciekawe fragmenty, pochodzące z FSR, które mogą zainteresować Czytelnika, a zatem:

Rankiem, 25.X.1593 roku, pewien hiszpański żołnierz nagle pojawił się na Plaza Mayor w Mexico City. Nosił on odznaki  regimentu, który w tym momencie strzegł ufortyfikowanego miasta Manila na Wyspach Filipińskich – ponad 9000 mil po drugiej stronie Pacyfiku. Jak ten żołnierz dostał się do Meksyku? Nikt nie miał żadnego pomysłu. Wszystko co on wiedział to to, że naraz znalazł się nie w Manili ale w Meksyku. Ale jak to się stało, tego on NIE wiedział. On powiedział, że Jego Ekscelencja Don Gòmez Pérez Dasmarinas, gubernator Filipin zmarł. Niedorzeczna pogłoska oczywiście. Ale natychmiast rozprzestrzeniła się po Meksyku jak burza ogniowa.

I chociaż nie wiadomo było jak to się stało, że ten żołnierz dostał się z Manili do Meksyku, hiszpańskie władze aresztowały go jako dezertera z garnizonu manilskiego. Samo zaś wydarzenie jako forteański „przeklęty fakt” zostało starannie zamiecione pod dywan, tm niemniej ludzie o tym pamiętali i przechowali pamięć o tym wydarzeniu.

I tak upływały tygodnie, nasz żołnierz pokutował na brygu:  długie, powolne tygodnie potrzebne do tego, by wieści przybyły wraz z galeonem z regularnej linii żeglugowej z Hiszpanii, na trasie z Manili do Acapulco – portu na zachodnim wybrzeżu Meksyku. Z Acapulco wieść niesiona przez kurierów poprzez wielkie sierry aż do podniebnej Doliny Meksykańskiej.

A potem Meksyk był pełen wiadomości. Jego Ekscelencja Don Gòmez Pérez Dasmarinas, gubernator Filipin z ramienia króla Filipa II rzeczywiście zmarł – został zamordowany przez zbuntowanych Chińczyków z Punta de Azufre jak tylko podniósł żagle płynąc z wojenną wyprawą na Moluki! I został on zamordowany dokładnie w tym samym dniu, w którym tajemniczy żołnierz z garnizonu w Manili pojawił się w Mexico City na Plaza Mayor!

Najświętszy Trybunał Inkwizycji zawsze alarmowały sygnały o czarach czy diabelstwach wszczął postępowanie sądowe. Ale żołnierz wciąż nie mówił im, w jaki sposób dostał się z Manili do Meksyku. Jedno co mógł im powiedzieć to to, że „stało się to w czasie krótszym niż pianie koguta”.

Inkwizycja nakazała, żeby ten człowiek wrócił do Manili na dalsze śledztwo w sprawie i dojście do tego czy pełnił on służbę w dniu 24.X.1593 roku, czy są na to świadkowie i w jaki sposób następnego poranka znalazł się on na Plaza Mayor w Mexixco City, ponad 9000 mil stąd.

Istnieją wiarygodne zapisy na temat tego epizodu, nie są one sfabrykowane. I najlepszym terminem jakiego możemy użyć do sklasyfikowania tego fenomenu jest znany nam z wszelkich badań spod znaku ψ – teleportacja.   

Dzisiaj, kiedy już rozpracowujemy fenomen UFO, wiele przypadków teleportacji wiąże się z chmurami. Mamy wiele przykładów na to, gdzie ludzie byli porywani przez chmurzaste UFO (dalej UFOC) i już nie wrócili. Biblia daje nam wiele przykładów UFOC – o których pisałem w mojej pierwszej książce. Enoch, Ezechiel, Eliasz i inne biblijne postacie podpadają pod tą kategorię.  

Jednakowoż skoncentrujemy się na czasach bardziej zbliżonych do naszych własnych. Najpierw pozwolę sobie zreferować incydent z czasów I Wojny Światowej zrelacjonowany przez Jacquesa Vallée’a w jego książce „Passport to Magonia”.

W dniu 28.08.1915 roku, w czasie finalnych ciężkich walk o „wzgórze 60” w Suvla Bay, w czasie kampanii w Gallipoli, w której uczestniczyli Australijczycy, miało miejsce niezwykłe wydarzenie.

28 sierpnia był pięknym, słonecznym dniem, ale zaobserwowano 6 lub 8 „bochenkowatych chmur”, które zawisły nad „wzgórzem 60”. Te chmury pomimo silnej bryzy nie poruszały się.

Brytyjski 1/4th Norfolk Regiment składający się z kilkuset żołnierzy, widziano jak maszerował drogą w kierunku „wzgórza 60”, a jeden z tych „obłoków” wisiał nad tą drogą. Regiment wszedł w ten obłok i już nigdy więcej się nie pokazał w walkach o „wzgórze 60”. Kiedy ostatni szereg zniknął w obłoku, ten dyskretnie wycofał się i tak zrobiły inne obłoki.

Vallée opublikował ten list w swej książce, który podpisało kilkunastu świadków tego wydarzenia. Regiment uznano za „zaginiony” czy „anulowany” i zgodnie z listem:

Po kapitulacji Turcji w 1918 roku, pierwszą rzeczą, którą Brytyjczycy zażądali od Turcji był zwrot tegoż regimentu. Turcy odpowiedzieli, że ani nie wzięli do niewoli tego regimentu, ani nawet nie mieli żadnego kontaktu nim, i nie wiedzieli że w ogóle istniał. W ogóle brytyjski regiment czyli pułk  w latach 1914-18 składał się z 800 – 4000 żołnierzy. Ci, którzy obserwowali ten incydent ręczą za to, że Turcy nie wzięli ich do niewoli lub nie mieli kontaktu z nimi.   

To jest jedna z najbardziej znanych i niewyjaśnionych tajemnic współczesnych czasów.  Czy więc cały brytyjski regiment został porwany przez UFOC unoszące się w chmurze ponad drogą w pobliżu „wzgórza 60”? jeżeli tak, to będzie to jeden z przypadków, w którym uprowadzeni przez UFOC już nigdy nie powrócili.

We współczesnej ufologii roi się wprost od opisów chmur w kształcie cygar. Znany francuski autor Aimé Michel przytacza wiele przypadków takich CNOL-i widzianych nad Francją, szczególnie obserwacje nad Oloron i Gaillac w 1952 roku; Vernon w sierpniu 1954 roku; St. Prouant we wrześniu 1954 roku i wielu innych.

Michel oświadcza, że te raporty nadają koloru idei, że te wielkie chmurne cygara mogą być awiomatkami, które wypuszczają ze swego wnętrza mniejsze statki latające, które poruszają się wokół większych statków. Jeżeli tak jest, to kiedy widzimy większy statek, to odnotowujemy większą ilość obserwacji UFO w okolicy.

I dalej opisuje on wydarzenie widziane nad Essones, St. Fargeau i Ponthierry przez wielu świadków na tych różnych obszarach. Krótko przed godziną 20-tą, wieczorem dnia 22.IX.1954 roku, jeden ze świadków M. Rabot, wedle słów Michela:

…jechał drogą nr N-7 w kierunku St. Fargeau i Ponthierry (z północy na południe), kiedy zauważył nad sobą na dużej wysokości – nieco poniżej chmur – duży świecący obiekt, który opisał on jako okrągły, czerwony i „otoczony przez coś w rodzaju świecącej pary tego samego koloru jakim promieniował pojazd”. Tam rozpoznaliśmy stałą rzecz, która towarzyszyła CUFO w wertykalnej pozycji: one ukazywały się tylko w chmurach.

Osobiście mogę zaręczyć za istnienie tego rodzaju obiektów z własnego doświadczenia.

Pewnego wieczora w listopadzie 1961 roku, moja była żona i ja widzieliśmy to przez kuchenne okno mieszkania w Południowym Kensingtonie w Londynie. Moja żona, która stała przy staromodnym oknie naraz zawołała mnie do siebie.

Z okna można było zobaczyć przestrzeń nad dachami domów.  Z daleka widać było świetlny punkt, który zbliżał się do nas. […] Noc była ciemna, ale z dobrą widocznością. Obiekt podlatywał powoli i zygzakując, podleciał dość blisko. Niestety, w nocy było bardzo trudno określić odległość. Obiekt podleciał i skierował się w lewo od nas. W rezultacie czego udało się nam stwierdzić, że obiekt nie był okrągły – jak się to nam wydawało – ale owalnie wydłużony. Nie wydawał żadnego dźwięku.

Obiekt był otoczony przez świetlistą mgłę. Jednakże nie był on czerwony ale raczej białego koloru. […] Na pewno nie był to jakikolwiek samolot, żadne pozycyjne i nawigacyjne światła nie migotały jak światła nawigacyjne samolotów. W Południowym Kensingtonie obserwowaliśmy samoloty lecące co parę minut z i do portu lotniczego w Londynie. Właśnie jakieś pół minuty po tym, jak UFO znikło nam z widoku, przeleciał airliner a jego światła rozjaśniły nasz salon, zaś silniki spowodowały wielki hałas. Kontrast był niesamowity.

A teraz nieco na temat teleportacji. […] Zawsze mamy doskonały przykład „pączków” z chmur nad „wzgórzem 60”.

W mojej poprzedniej książce przedyskutowałem detalicznie zdumiewający przypadek małżeństwa Vidalów, którzy wracali z rodzinnego przyjęcia w Chascomus w Argentynie. Trzeba tu wspomnieć, że wjechali oni w gęstą mgłę wkrótce potem jak wyjechali z Chascomus i nie mieli zielonego pojęcia, jakim sposobem znaleźli się wraz z samochodem na jakiejś polnej drodze koło Mexico City, 4500 mil od Chascomus. W 48 godzin po opuszczeniu przyjęcia dr Vidal telefonował do przyjaciół w Argentynie opowiadając co się mu przydarzyło. Vidalowie nie byli w stanie podać żadnych szczegółów co się działo w tym czasie!

CDN.