Pisze do mnie nasz japoński
kolega Kiyoshi Amamiya: Zainspirowany
Waszym opracowaniem „Pociągi-widma i widma w pociągach” pragnę Wam polecić 7.
Rozdział książki sir Brinsley’a le Poer
– Trencha pt. „Mysterious Visitors” – którego tytuł brzmi „Teleportacja i chmurzaste
UFO” ss. 32-40. Zacytuję tutaj najbardziej ciekawe fragmenty, pochodzące z FSR,
które mogą zainteresować Czytelnika, a zatem:
Rankiem,
25.X.1593 roku, pewien hiszpański żołnierz nagle pojawił się na Plaza Mayor w
Mexico City. Nosił on odznaki regimentu,
który w tym momencie strzegł ufortyfikowanego miasta Manila na Wyspach
Filipińskich – ponad 9000 mil po drugiej stronie Pacyfiku. Jak ten żołnierz
dostał się do Meksyku? Nikt nie miał żadnego pomysłu. Wszystko co on wiedział
to to, że naraz znalazł się nie w Manili ale w Meksyku. Ale jak to się stało,
tego on NIE wiedział. On powiedział, że Jego Ekscelencja Don Gòmez Pérez Dasmarinas, gubernator
Filipin zmarł. Niedorzeczna pogłoska oczywiście. Ale natychmiast rozprzestrzeniła
się po Meksyku jak burza ogniowa.
I
chociaż nie wiadomo było jak to się stało, że ten żołnierz dostał się z Manili
do Meksyku, hiszpańskie władze aresztowały go jako dezertera z garnizonu
manilskiego. Samo zaś wydarzenie jako forteański „przeklęty fakt” zostało
starannie zamiecione pod dywan, tm niemniej ludzie o tym pamiętali i
przechowali pamięć o tym wydarzeniu.
I
tak upływały tygodnie, nasz żołnierz pokutował na brygu: długie, powolne tygodnie potrzebne do tego, by
wieści przybyły wraz z galeonem z regularnej linii żeglugowej z Hiszpanii, na
trasie z Manili do Acapulco – portu na zachodnim wybrzeżu Meksyku. Z Acapulco
wieść niesiona przez kurierów poprzez wielkie sierry aż do podniebnej Doliny
Meksykańskiej.
A
potem Meksyk był pełen wiadomości. Jego Ekscelencja Don Gòmez Pérez Dasmarinas,
gubernator Filipin z ramienia króla Filipa
II rzeczywiście zmarł – został zamordowany przez zbuntowanych Chińczyków z Punta
de Azufre jak tylko podniósł żagle płynąc z wojenną wyprawą na Moluki!
I został on zamordowany dokładnie w tym samym dniu, w którym tajemniczy
żołnierz z garnizonu w Manili pojawił się w Mexico City na Plaza Mayor!
Najświętszy
Trybunał Inkwizycji zawsze alarmowały sygnały o czarach czy diabelstwach
wszczął postępowanie sądowe. Ale żołnierz wciąż nie mówił im, w jaki sposób
dostał się z Manili do Meksyku. Jedno co mógł im powiedzieć to to, że „stało
się to w czasie krótszym niż pianie koguta”.
Inkwizycja
nakazała, żeby ten człowiek wrócił do Manili na dalsze śledztwo w sprawie i
dojście do tego czy pełnił on służbę w dniu 24.X.1593 roku, czy są na to
świadkowie i w jaki sposób następnego poranka znalazł się on na Plaza Mayor w
Mexixco City, ponad 9000 mil stąd.
Istnieją
wiarygodne zapisy na temat tego epizodu, nie są one sfabrykowane. I najlepszym
terminem jakiego możemy użyć do sklasyfikowania tego fenomenu jest znany nam z
wszelkich badań spod znaku ψ –
teleportacja.
Dzisiaj, kiedy już rozpracowujemy
fenomen UFO, wiele przypadków teleportacji wiąże się z chmurami. Mamy wiele
przykładów na to, gdzie ludzie byli porywani przez chmurzaste UFO (dalej UFOC)
i już nie wrócili. Biblia daje nam wiele przykładów UFOC – o których pisałem w
mojej pierwszej książce. Enoch,
Ezechiel, Eliasz i inne biblijne postacie podpadają pod tą kategorię.
Jednakowoż skoncentrujemy się na
czasach bardziej zbliżonych do naszych własnych. Najpierw pozwolę sobie
zreferować incydent z czasów I Wojny Światowej zrelacjonowany przez Jacquesa Vallée’a w jego książce
„Passport to Magonia”.
W dniu
28.08.1915 roku, w czasie finalnych ciężkich walk o „wzgórze 60” w Suvla Bay, w
czasie kampanii w Gallipoli, w której uczestniczyli Australijczycy, miało
miejsce niezwykłe wydarzenie.
28
sierpnia był pięknym, słonecznym dniem, ale zaobserwowano 6 lub 8
„bochenkowatych chmur”, które zawisły nad „wzgórzem 60”. Te chmury pomimo
silnej bryzy nie poruszały się.
Brytyjski
1/4th Norfolk Regiment składający się z kilkuset żołnierzy, widziano jak
maszerował drogą w kierunku „wzgórza 60”, a jeden z tych „obłoków” wisiał nad
tą drogą. Regiment wszedł w ten obłok i już nigdy więcej się nie pokazał w
walkach o „wzgórze 60”. Kiedy ostatni szereg zniknął w obłoku, ten dyskretnie
wycofał się i tak zrobiły inne obłoki.
Vallée opublikował ten list w
swej książce, który podpisało kilkunastu świadków tego wydarzenia. Regiment
uznano za „zaginiony” czy „anulowany” i zgodnie z listem:
Po
kapitulacji Turcji w 1918 roku, pierwszą rzeczą, którą Brytyjczycy zażądali od
Turcji był zwrot tegoż regimentu. Turcy odpowiedzieli, że ani nie wzięli do
niewoli tego regimentu, ani nawet nie mieli żadnego kontaktu nim, i nie
wiedzieli że w ogóle istniał. W ogóle brytyjski regiment czyli pułk w latach 1914-18 składał się z 800 – 4000
żołnierzy. Ci, którzy obserwowali ten incydent ręczą za to, że Turcy nie wzięli
ich do niewoli lub nie mieli kontaktu z nimi.
To jest jedna z najbardziej
znanych i niewyjaśnionych tajemnic współczesnych czasów. Czy więc cały brytyjski regiment został
porwany przez UFOC unoszące się w chmurze ponad drogą w pobliżu „wzgórza 60”?
jeżeli tak, to będzie to jeden z przypadków, w którym uprowadzeni przez UFOC
już nigdy nie powrócili.
We współczesnej ufologii roi się
wprost od opisów chmur w kształcie cygar. Znany francuski autor Aimé Michel przytacza wiele przypadków
takich CNOL-i widzianych nad Francją, szczególnie obserwacje nad Oloron i
Gaillac w 1952 roku; Vernon w sierpniu 1954 roku; St. Prouant we wrześniu 1954
roku i wielu innych.
Michel oświadcza, że …te raporty nadają
koloru idei, że te wielkie chmurne cygara mogą być awiomatkami, które
wypuszczają ze swego wnętrza mniejsze statki latające, które poruszają się
wokół większych statków. Jeżeli tak jest, to kiedy widzimy większy statek, to
odnotowujemy większą ilość obserwacji UFO w okolicy.
I dalej opisuje on wydarzenie
widziane nad Essones, St. Fargeau i Ponthierry przez wielu świadków na tych
różnych obszarach. Krótko przed godziną 20-tą, wieczorem dnia 22.IX.1954 roku,
jeden ze świadków M. Rabot, wedle
słów Michela:
…jechał drogą nr N-7 w kierunku St. Fargeau i Ponthierry (z
północy na południe), kiedy zauważył nad sobą na dużej wysokości – nieco
poniżej chmur – duży świecący obiekt, który opisał on jako okrągły, czerwony i
„otoczony przez coś w rodzaju świecącej pary tego samego koloru jakim
promieniował pojazd”. Tam rozpoznaliśmy stałą rzecz, która towarzyszyła CUFO w
wertykalnej pozycji: one ukazywały się tylko w chmurach.
Osobiście mogę zaręczyć za
istnienie tego rodzaju obiektów z własnego doświadczenia.
Pewnego
wieczora w listopadzie 1961 roku, moja była żona i ja widzieliśmy to przez kuchenne okno mieszkania w Południowym
Kensingtonie w Londynie. Moja żona, która stała przy staromodnym oknie naraz
zawołała mnie do siebie.
Z okna
można było zobaczyć przestrzeń nad dachami domów. Z daleka widać było świetlny punkt, który
zbliżał się do nas. […] Noc była ciemna, ale z dobrą widocznością. Obiekt
podlatywał powoli i zygzakując, podleciał dość blisko. Niestety, w nocy było
bardzo trudno określić odległość. Obiekt podleciał i skierował się w lewo od
nas. W rezultacie czego udało się nam stwierdzić, że obiekt nie był okrągły –
jak się to nam wydawało – ale owalnie wydłużony. Nie wydawał żadnego dźwięku.
Obiekt
był otoczony przez świetlistą mgłę. Jednakże nie był on czerwony ale raczej
białego koloru. […] Na pewno nie był to jakikolwiek samolot, żadne pozycyjne i
nawigacyjne światła nie migotały jak światła nawigacyjne samolotów. W
Południowym Kensingtonie obserwowaliśmy samoloty lecące co parę minut z i do
portu lotniczego w Londynie. Właśnie jakieś pół minuty po tym, jak UFO znikło
nam z widoku, przeleciał airliner a jego światła rozjaśniły nasz salon, zaś
silniki spowodowały wielki hałas. Kontrast był niesamowity.
A teraz nieco na temat
teleportacji. […] Zawsze mamy doskonały przykład „pączków” z chmur nad
„wzgórzem 60”.
W mojej poprzedniej książce
przedyskutowałem detalicznie zdumiewający przypadek małżeństwa Vidalów, którzy wracali z rodzinnego
przyjęcia w Chascomus w Argentynie. Trzeba tu wspomnieć, że wjechali oni w
gęstą mgłę wkrótce potem jak wyjechali z Chascomus i nie mieli zielonego
pojęcia, jakim sposobem znaleźli się wraz z samochodem na jakiejś polnej drodze
koło Mexico City, 4500 mil od Chascomus. W 48 godzin po opuszczeniu przyjęcia
dr Vidal telefonował do przyjaciół w Argentynie opowiadając co się mu przydarzyło.
Vidalowie nie byli w stanie podać żadnych szczegółów co się działo w tym
czasie!
CDN.