Incydent ten został
obwołany kanadyjskim Roswell. Tak pisze o tym czeski autor Michal Soukup na stronie internetowej https://enigmaplus.cz/incident-v-shag-harbour-spadlo-u-kanadske-vesnice-do-more-ufo/?fb_action_ids=338005633606053&fb_action_types=og.comments - a oto ten tekst:
W dniu 4.X.1967 roku,
nieznany obiekt uderzył w gładź morza nieopodal kanadyjskiego miasteczka Shag
Harbour w prowincji Nowa Szkocja, na N 43°29’55” – W 065°41’59”. Do dziś dnia
nikt nie wie, co tak naprawdę wpadło do morza i gdzie się ten obiekt podział.
Wszystko zaczęło się w
czwartek, o godzinie 20:00 ADT, kiedy pilot samolotu komunikacyjnego DC-9 z Air Canada zgłosił obserwację
niezidentyfikowanego obiektu nad wschodnią częścią prowincji Quebec. Obiekt
leciał z dużą prędkością na południe, a po chwili wystrzeliły zeń ostre błyski
jakby eksplozji, a przynajmniej tak wyglądały. W kilka godzin później, ten sam
obiekt pojawił się nad Shag Harbour, gdzie go widziało kilku świadków. Leciał
on bardzo nisko, a na jego powierzchni widać było żółte, błyskające światła. Po
chwili usłyszano hałas, jakby coś wpadło do wody. Obiekt ten wpadł do morza w
odległości ok. 300 m od brzegu. Według relacji świadków, na powierzchni morza
znajdował się dziwny, okrągły obiekt, wokół którego pieniła się żółta piana.
Do miejsca impaktu
popłynęły rybackie łodzie i wielu ciekawskich, jednakże na powierzchni wody
znaleźli oni jedynie szeroką plamę żółtej piany. Po obiekcie nie pozostały
żadne szczątki. Po godzinie na miejsce impaktu przybyły kutry Kanadyjskiej
Straży Przybrzeżnej i zaczęły poszukiwania szczątków i ofiar domniemanej
katastrofy. Wszyscy bowiem sądzili, że do morza wpadł jakiś samolot pasażerski.
Jednakże wkrótce po zapoczątkowaniu poszukiwań przyszła informacja z stanowiska
dowodzenia CCG-GCC[1]
w Halifaxie, że w opisywanym czasie na radarach nie zaobserwowano żadnego
samolotu.
Marynarka wojenna
zaczęła tedy pracować nad hipotezą spadku małej asteroidy, a na drugi dzień na
miejsce impaktu udali się wojskowi nurkowie by przeszukać dno morza. Szukali
oni jakichkolwiek rzeczy, które byłyby w stanie wyjaśnić to, co stało się w
nocy 4 października. Dno morskie było nienaruszone, bez jakichkolwiek śladów
spadku czegokolwiek. Hipoteza impaktu asteroidy okazała się mylna.
Miejscowi rybacy jednak
twierdzili, że w nocy 4/5 października widzieli na otwartym morzu niedaleko
Shag Harbour wiele okrętów US Navy i Royal Canadian Navy. Jednakże władze obu
krajów zaprzeczyły jakiejkolwiek działalności swych flot na wskazanym akwenie.
Do dziś dnia pozostaje zagadką, jaki to obiekt wpadł w morze w okolicy Shag
Harbour.
Tablice na wybrzeżu do
dziś dnia oznaczają miejsce, gdzie w roku 1967 doszło do wpadnięcia zagadkowego
obiektu do morza.
Polska Wikipedia tak
traktuje ten temat:
Incydent w Shag
Harbour
– niewyjaśnione zdarzenie
związane z uderzeniem dużego obiektu w ocean w pobliżu Shag Harbour w Nowej
Szkocji (Kanada) nocą 4/5 października 1967.
Przebieg
zdarzenia
Przed północą kilkunastu mieszkańców wioski, niezależnie od
siebie, zauważyło na niebie światła, które zniknęły w oceanie. Myśląc, że są
świadkami katastrofy lotniczej, poinformowali RCMP.[2]
Pomimo braku informacji potwierdzających jakiekolwiek zdarzenia lub awarie w
powietrzu i na wodzie piętnaście minut po zdarzeniu rozpoczęto akcję
poszukiwawczą z udziałem łodzi ratowniczych i kutrów rybackich.
Przebieg
zdarzenia według Departamentu Obrony Narodowej
Według Biblioteki i Archiwum Kanady (ang. Library and Archives
Canada) jedyną do tej pory zachowaną oryginalną oficjalną relacją z tego
wydarzenia jest notatka sporządzona w Departamencie Obrony Narodowej (ang. Department
of National Defence).
Autor notatki raportował, że 4 października 1967 r. kapral RCMP
oraz sześciu innych świadków zaobserwowało niezidentyfikowany obiekt latający,
który gwałtownie obniżył lot, a następnie wpadł do oceanu. Po tym zdarzeniu na
powierzchni wody utrzymywało się białe światło. Funkcjonariusz policji podjął
próbę dotarcia do obiektu, ten jednak zatonął, zanim policjant dotarł na
miejsce. Podjęta akcja poszukiwawcza w powietrzu i na wodzie nie przyniosła
żadnych rezultatów, które mogłyby pomóc w identyfikacji obiektu.
Akcja ratunkowa
Akcja ratunkowa nie przyniosła żadnych efektów, więc na zlecenie
Dowództwa Sił Zbrojnych w Ottawie do poszukiwań włączyła się marynarka wojenna.
9 października 1967 r. zakończono akcję poszukiwawczą.
Tyle Wikipedia, ale
jak ta właśnie sprawa wyglądała okiem sceptyka – Briana Dunninga? Pisze on tak:
UFO z Shag
Harbour: Porównanie aktualnych dowodów z kanadyjskimi materiałami na temat ich najlepszego
dowodu na wizytę Obcych.
Kanadyjczycy nazwali to „kanadyjskim Roswell” i przypuszczalnie
jest to najmocniejszy dowód na pozaziemskie odwiedziny w Kanadzie. Wydarzyło
się to w Shag Harbour, niewielkim porcie rybackim w okolicy najbardziej
wysuniętego na południe przylądka Nowej Szkocji. W pogodną noc, we środę
4.X.1967 roku, tuż po północy kilku świadków zaobserwowało szereg świateł,
które mogły pochodzić z pojazdu długiego na jakieś 60 ft/~20 m, zniżającego się
z gwizdem podobnym do spadającej bomby, unoszącego się nad wodą, a potem do
niej wpadającego. Ekipy ratownicze sądziły, że doszło do katastrofy lotniczej.
Nurkowie spędzili kilka dni czesząc dno akwenu portowego, ale niczego nie
znalazły. Ale potem, w ćwierć wieku później, historia ta pojawiła się ponownie
z hukiem, jako o czymś niewidzianym. UFO z Shag Harbour stało się jednym z
najgłośniejszych przypadków dowodzących wizyty Obcych… najprawdopodobniej.
Tej nocy, w której wydarzył się ten incydent, jednostki
pływające CCG-GCC i cywilne kutry popłynęły do Shag Harbour w poszukiwaniu –
jak się spodziewano – szczątków samolotu i rozbitków. Wszystko, co znaleziono,
to był pas piany, który jeden z szyprów kutra rybackiego opisał jako szeroki na
80 ft/~25 m i w panujących ciemnościach ocenił jego kolor na żółtawy. Nurkowie
spędzili trzy dni przeszukując dno zatoki, gdzie jak przyjmowano, wydarzyła się
ta katastrofa – ale nie znaleziono niczego.
Często cytuje się, że z tego powodu ten incydent w Shag Harbour
powinien być uznawany za najlepszy kanadyjski dowód na odwiedziny Obcych, a to
ze względu na wiarygodność świadków i ich liczbę. Światła zmierzające ku wodzie
były raportowane przez wielu świadków, w tym jednego Konnego.[3]
Dwóch innych Konnych i kilka osób przybyło na scenę wydarzeń mówiąc o
zaobserwowaniu świateł podskakujących w wodzie przez krótki czas.
Innym powodem tego, że incydent ten jest uważany za ważne
wydarzenie jest to, że kilka innych incydentów z UFO odnotowano na kilka
tygodni przed nim w różnych częściach tej prowincji. Ale w rzeczywistości,
zamiast wspierać tą sprawę, osłabia ją i komplikuje. W tych doniesieniach mówi
się o błyskających światłach, światłach włączanych i wyłączanych, o wielkich
kolorowych sferoidach, światłach poruszających się wysoko w powietrzu i czymś,
co wyglądało jak eksplodujący aerolit, o czym zameldowała załoga stratolinera.
I wystarczyło, by te wszystkie meldunki zostały połączone. I teraz wiele
internetowych opisów UFO z Shag Harbour teraz zawiera te „dodatki” do historii,
które to „ulepszenia” nie mają nic wspólnego z incydentem w Shag Harbour.
Najlepszym sposobem, by się dowiedzieć, co się tam zdarzyło jest
pójście do pierwotnych źródeł: gazetowych doniesień napisanych i opublikowanych
zaraz po tych wydarzeniach, cytujących świadków z pierwszej ręki. „The Halifax
Chronicle-Herald” zrobił to w serii artykułów. Para nastolatków doniosła o trzech
czerwonawo-pomarańczowych światłach tworzących linię prostą, które opadały pod
kątem 45°, a potem znikły im z pola widzenia. Czworo innych nastolatków
widziało to samo, ale podali liczbę 4 zamiast 3 świateł i określili ich kolor
na biały i/lub żółty, i obserwowali je jak łagodnie opadły na wodę. Jeden z
chłopców pamięta, że jedno światło zgasło i znów się zapaliło, ale inne nie.
Jedna osoba pamięta, że słyszała gwizd, ale reszta nie; inna osoba pamięta, że
słyszała głośny hałas, gdy te światła dotknęły wody, ale reszta nie. Tak więc
wszystko, co możemy powiedzieć o tym incydencie to to, że widziano kilka
jasnych światełek, które zniżały się ku powierzchni morza, na której pozostały
unosząc się przez krótki czas. Najprawdopodobniej jest to najlepszy opis tego,
co tam się wydarzyło.
Po tym, jak opublikowano te doniesienia i posypały się raporty o
innych obserwacjach UFO, historia ta zaczęła się zmieniać i zaczęła przyjmować
wszystkie nowe informacje. I tak np. światła, które widzieli ludzie jak unosiły
się na wodzie zostały połączone z pianą, o której donosił rybak później w nocy,
i wyszło na to, że była tam piana unosząca się wokół pływających świateł. W
rzeczywistości nikt nie widział tam czegoś takiego w tym czasie.
Tam, gdzie ten przypadek wypadł z szyn - i o czym wspomniałem we
wstępie - był udział ufologa Chrisa
Stylesa w 1993 r., który powiedział, że jako chłopiec był świadkiem UFO w
jednym z tych wydarzeń w kilka tygodni po incydencie Shag Harbor. Styles potem
był współautorem książki pt. „Dark Object: The World’s Only
Government-Documented UFO Crash” w której twierdził on, że ten obiekt był
statkiem kosmicznym, który około tydzień później, poruszał się pod wodą ok. 70
km na NE od HMCS Shelburne i
niewielkiej bazy US Navy wspierającej przybrzeżne instalacje sonarowe
przeciwpodwodne stanowiącej część światowego systemu wykrywania okrętów
podwodnych.[4] Styles i ufolog Doug Ledger twierdzili, że obiekt ten dołączył do drugiego USO,
które były monitorowane przez siły morskie, a następnie obydwa wystartowały z
wody w kosmos. Nie przedstawili oni ani żadnych dowodów na to, ani nie mieli
żadnych, które byłyby puszczone przez kogokolwiek innego. Sugeruję, że zostały
one wymyślone i dodane do tej historii w ćwierć wieku później i nie są niczym
innym, jak tylko fikcją.
Tak jak w przypadku innych ufoincydentów, świadkowie i kanapowi
analitycy wysunęli możliwość, że obiekt z Shag Harbour był pewnym rodzajem
ultra-tajnego samolotu wojskowego. To zawsze było przerażającym wyjaśnieniem,
ponieważ zawsze przeczy logice przynajmniej w dwóch punktach.
·
Ultratajne samoloty eksperymentalne nigdy nie latają na widoku
cywilów na małej wysokości, nad zaludnionymi terenami i w dużej odległości od
swych baz, co jest powodem, dla którego tego się nie robi.
·
UFO albo szereg świateł, o którym donosili świadkowie nie
koresponduje z żadnym wojskowym samolotem i nie ma żadnego logicznej możliwości
do porównania tych zjawisk. Kiedy nie wiecie, czym to jest, to nie ma sensu
sugerowanie, że jest to jedyna możliwość. […]
Ale zaobserwowany obiekt podzielił swe dobra z kilkoma tam
występującymi fenomenami. Spadające meteoryty często wyglądają jak linia
lecących świateł i w zależności od kąta upadku w stosunku do obserwatora
wyglądają tak, jakby poruszały się powoli i pod małym kątem. Nie było to
dokładnie tak, ale zgadza się z wieloma szczegółami z raportów.
Pewnym kandydatem na wyjaśnienie tego zjawiska, który został
wysunięty jako pierwszy jeszcze w 1967 roku była jedna lub więcej flar
wystrzelonych przez marynarkę wojenną, które zostały wystrzelone w powietrze
przy pomocy rakietnicy. Te ostatnie są standardowym wyposażeniem na wszystkich
statkach i łodziach. Najczęściej jest to plastykowy, pomarańczowy pistolet,
który wystrzeliwuje świecące pociski o kalibrze 1,02 in/26 mm, a jest ich 12 w
zestawie ratunkowym. Po wystrzeleniu w powietrze, flara zapala się w ciągu
kilku sekund, ale nie później nim zacznie spadać w dół – tak jak to opisali
świadkowie. Byłobyż to możliwe, by ktoś bawił się rakietnicą o 11-tej w nocy po
wystrzeleniu części z sześciopaku? I że kiedy wojsko pojawiło się nazajutrz,
winowajcy - czując się więcej niż trochę zawstydzeni - postanowili zabrać tę
tajemnicę do grobu?
Podobnie jak w przypadku upadku meteorytu, flary doskonale
pasują do opisów tego incydentu. No może nie pasują idealnie do każdego z
raportów, ale pamiętajmy, że żaden raport nie zgadza się ze wszystkim. To jedno
lub więcej świateł wpadających do zatoki jest jedyną rzeczą, która je łączy.
Flary mogą to zrobić.
Pamiętając, że słynne „Światła z Phoenix” – incydent z UFO w
1997 roku znane jest z tego, że jednak były to flary (aczkolwiek większe i
wojskowego typu)[5] – co zostało
całkowicie wyjaśnione przez eskadrę, która je zrzuciła, a co zostało powtórzone
przez lokalną prasę. Tym niemniej, ogłupiło to ponad połowę mieszkańców miasta,
którzy sądzili, że widzą wielkie UFO nad głowami, kiedy w rzeczywistości była
to linia bomb oświetlających opadających na spadochronach w odległości co
najmniej 100 km od nich. Każdy, kto dyskontuje flary jako możliwe wyjaśnienie incydentu
w Shag Harbour stąpa po cienkim lodzie. Flary bowiem stanowią logiczne
wyjaśnienie, i w opinii Joe Nickella
osoba, która myśli że się nie da oszukać, oszukuje samą siebie.
Piana. Piana opisana przez załogę łodzi rybackiej, która była
lub nie była żółtawego koloru, może nie mieć niczego wspólnego z tym incydentem
w ogóle. Ale co może się stać z flarą, która opadnie na wodę? Ona pali się
nadal. Czy może wytworzyć żółtą pianę? Nie wiem i nie udało mi się znaleźć
wideo z pływającą płonącą flarą. Ale powtarzam znowu – piana może, ale nie musi
mieć coś wspólnego z tą flarą. Piana w wodzie morskiej jest czymś normalnym, a
nie niespotykanym.
Stronnicy wyjaśnienia opartego o istnienie „statku Obcych” wciąż
twierdzą, że to rząd lansuje flary jako jedyne możliwe wyjaśnienie. Jeżeli jest
to prawda, to warto by się zastanowić dlaczego rząd podaje tą hipotezę jako
jedyne możliwe wyjaśnienie. Zwróćmy się do źródła tego wniosku, jakim jest
memorandum z dnia 6 października napisane przez płk W.W. Turnera:
(Nieczytelne) Centrum Koordynacyjne prowadząc wstępne
dochodzenie nie wyklucza możliwości, że obserwacja dotyczyła samolotów, flar,
obiektów pływających i jeszcze jakichś innych znanych przedmiotów.
OK., ale to wciąż nie mówi nam, jak doszli oni do tego wniosku.
Jedyne źródło, jakie znalazłem pochodziło z dnia następnego po dniu incydentu –
tj. 6.X.1967 roku – jest to teleks z patrolowca CCG-GCC, który prowadził
poszukiwania wraz ze wszystkimi kutrami rybackimi:
WSZELKIE MAŁE JEDNOSTKI – ZEROWY REZULTAT
WSZYSTKIE INNE MOŻLIWOŚCI (SAMOLOT, FLARY, ITP.)
- ZEROWY REZULTAT
No i właśnie. Nie znaleziono żadnej małej jednostki pływającej i
żadnego dowodu na katastrofę samolotu czy lot flary. Z całą pewnością NIE mówi,
że te rzeczy zostały „wykluczone” - mówi, że nie znaleziono na nie żadnego
dowodu. Nie znaleziono żadnego dowodu na zidentyfikowanie Kuby Rozpruwacza, ale
nie możemy powiedzieć, że to zaprzecza jego istnieniu. Fakt: pomimo luźnej
parafrazy pułkownika Turnera z raportu Straży Przybrzeżnej, rząd absolutnie nie
wykluczył płomieni ani samolotów. Poszukiwacze po prostu nie natknęli się na
żadne; nic dziwnego, skoro minęła północ nad Oceanem Atlantyckim, a resztki
maleńkiej, spalonej tekturowej rury były praktycznie niemożliwe do
odnalezienia, nawet gdyby ktoś wiedział, czego ma szukać.
Patrolowiec CCG-GCC wezwany był do poszukiwań przede wszystkim
ofiar prawdopodobnej katastrofy lotniczej, zaś nurkowie z marynarki wojennej
przede wszystkim szukali wraku samolotu, co wydaje się być udziałem rządu w tej
sprawie. Żadne dokumenty nie wskazywały na podejmowanie żadnych działań w celu
potwierdzenia hipotezy o katastrofie samolotu.
Zwolennicy ufokatastrofy uznali to wydarzenie za dowód obecności
pozaziemskich gości. Czy możemy rzeczywiście dojść do takiego wniosku? Na
początek musielibyśmy dopasować szczegóły tego, co stało się tamtej nocy, ze
znanymi właściwościami kosmitów obcych. Hmmm… Wygląda na to, że ta ścieżka nie
prowadzi nas zbyt daleko. Nigdy nie mieliśmy statku kosmicznego, który mógłby
coś o nich wiedzieć, więc zestaw możliwych dopasowań pomiędzy obcym statkiem
kosmicznym, a tym (lub jakimkolwiek innym raportem o UFO) jest zerowy.
Tak więc czy możemy powiedzieć czym to UFO z Shag Harbour w
ogóle było? Oczywiście nie – nie możemy powiedzieć, że to były flary tak jak
nie możemy powiedzieć, że to była projekcja jogi w Rangpurze. Ale nie mamy
powodu, aby wykluczyć którekolwiek z co najmniej dwóch niewykwalifikowanych
wyjaśnień i zdecydowanie nie mamy powodu, aby wykluczyć wszystko z Ziemi - czy
to znanego, czy teoretycznego - i dopuszczać tylko wyjaśnienia z głębi kosmosu.
Moje 3 grosze
Co mi to przypomina?
Dokładnie to, co wydarzyło się w 1959 roku w Gdyni. Słynny „incydent gdyński”. Sprawa
przypomina Gdynię, ale tylko pozornie. Incydent w Shag Harbour przypomina
gdyński, ale jest prosty i został wyjaśniony, jak szacuję, na 85%. Incydent
gdyński nadal spowija gęsta mgła tajemnicy…
Uważam, że
wyjaśnienie podane przez Briana Dunninga ma sens i można by je po prostu zweryfikować
i to bardzo łatwo. NB, podobne zjawiska obserwowano w Helu nad Zatoką Gdańską w
czasie ćwiczeń „Anakonda” kilka lat temu. Tak więc uważam, że incydent Shag Harbour
został wyjaśniony, a te 15% niepewności zawsze daje się tak na wszelki wypadek.
Z czeskiego i
angielskiego przełożył i opracował -
©R.K.F. Leśniakiewicz
©R.K.F. Leśniakiewicz
[1]
Kanadyjska Straż Przybrzeżna.
[2]
Królewska Kanadyjska Policja Konna – kanadyjska formacja policyjna pełniąca
m.in. obowiązki kontrwywiadu.
[3]
Funkcjonariusza RCMP.
[4] Chodzi o
amerykańskie instalacje SOSUS.
[5] Bomby
oświetlające zrzucane na spadochronach.