Valdis Pejpiņš
Nie jest wykluczone, że
zaobserwowane w naszych czasach dinozaury okazują się być przybyszami z
równoległych światów. Do takiego wniosku doszli badacze z Uniwersytetu
Kalifornia i Uniwersytetu Griffitha w Australii.
Przywykliśmy do tego, że
informacje o żyjących w naszych czasach dinozaurach zwłaszcza napływają z
Afryki. Nieprzypadkowo takie kryptydy z Czarnego Kontynentu jak mokele-mbembe i chiepekwe są doskonale znale miłośnikom Nieznanego. Ale okazuje
się, że wieści o pojawieniach się współczesnych dinozaurów czasami mają inny
adres, a jest to szczególnie Ameryka Południowa. Przecież tam także jest
niemało miejsc, gdzie ogromne gady mogą zamieszkiwać nie obawiając się tego, że
je będą niepokoili ludzie, np. basen największej rzeki świata – Amazonki.
Superwielki
żółw?
Wieści o pojawieniu się w
Ameryce Południowej dinozaurów-kryptyd, pojawiły się jeszcze w XIX wieku. W
1883 roku, w najstarszym amerykańskim czasopiśmie naukowym „Scientific
American” został opublikowany niewielki artykuł pt. „Boliwijski jaszczur”. W
nim jakiś brazylijski minister przekonywał, że w rejonie boliwijskiej rzeki Rio
Bení (1) zostało upolowane dziwne zwierzę o ogromnych rozmiarach. W artykule
stało, że:
Brazylijski minister wysłał z La Paz (stolica Boliwii) do Rio de
Janeiro ministrowi spraw zagranicznych zdjęcia rysunków wyobrażające zwierzę
ustrzelonego nad Rio Bení po oddaniu doń 36 strzałów. Na polecenie prezydenta
Boliwii wysuszone ciało zwierzęcia, które znajdowało się w Asunción (Paragwaj),
zostało wysłane do La Paz.
Potwór mierzył 12 m od czubka pyska do końca ogona. Jego głowa
podobna była do psiej, łapy były krótkie i z pazurami. Na łapach i ogonie było
coś w rodzaju bardzo twardej i trwałej skóry, jak pancerz, zaś na grzbiecie
było jeszcze bardziej odporne opancerzenie idące od szyi do ogona. Szyja
zwierzęcia była długa a łapy takie krótkie, że brzuch dotykał ziemi.
Opisano zgodnie, że
przypominało to zwierzę żółwia, ale takie duże żółwie istniały w czasach
prehistorycznych i nie sięgały jego rozmiarów. Do opisu pasowałby pradawny
jaszczur parejazaur[1],
ale on maksymalnie dorastał do 4 m. Nie
wiadomo też, gdzie przepadły zdjęcia, rysunki i ciało zwierzęcia…
Strzelanina
na Solimõesie
Ciekawą przygodę przeżył
niemiecki podróżnik Franz Herman Schmidt,
jego pomocnik kpt. Rudolf Pfleng i
towarzyszący im indiańscy przewodnicy na rzece Solimões, jak nazywano wtedy
odcinek Amazonki od ujścia do niej Ucayali i Marañón do ujścia Rio Negro (2), w
październiku 1907 roku. Przybywszy do tego odcinka rzeki, znalazł on tam dziwny
gatunek węży wodnych, aligatorów i śladów obecności innych zwierząt. Natomiast
w błocie na brzegach pełno było śladów jakiegoś nieznanego grubego zwierza.
Indianie na widok tych śladów przerazili się i zaczęli prosić Niemców by
opuścili niebezpieczne miejsce, ale ci wbrew temu postanowili tam zanocować.
Nazajutrz rankiem, koło
obozowiska znaleziono zupełnie świeże ślady tego ogromnego zwierzęcia. Pfleng
oświadczył, że chciałby wiedzieć, dokąd wiodą te tropy. Jednakże już niczego
nie zdołał przedsięwziąć, naraz w zaroślach rozwrzeszczały się małpy i ptaki, a
potem stamtąd zaczęło się przedzierać przez nie cos wielkiego i ciemnego.
Przerażeni Indianie wraz z niemniej przerażonymi Niemcami wskoczyli do łodzi i
odbili od brzegu. Szybko oddalili się na 30 m od plaży. Tymczasem w zaroślach
buchtowało coś ogromnego, trzeszczała ścioła i łamały się gałęzie, słychać było
głośne kroki po wodzie, a krzyczące małpy rozbiegły się w różne strony. Po 10
minutach wszystko się uspokoiło.
I naraz, wśród tej ciszy, z
zarośli wyszedł przerażający potwór. Jego głowa kiwała się na wysokości 3 m i
rozmiarami przypominała beczkę, ale kształtem przypominała łeb tapira. Oczka
były malutkie i ze źrenicami jak u aligatora. Chociaż stwór był upaćkany
błotem, to podróżnikom udało się dostrzec grubą szyję przypominającą gadzią,
ale łuskowatą jak u krokodyla. Stworzenie to ich nie dostrzegło, chociaż
znajdowało się w odległości 40-45 m od nich. Badacze widzieli przednią część
ciała, która miała nieco mniej niż 3 m wysokości w kłębie. Zamiast przednich
łap stwór miał jakieś płetwy z pazurami (jak foka).
Obejrzawszy sobie potwora,
Niemcy postanowili go ustrzelić i otworzyli ogień ze swych strzelb. I chociaż
zainkasował on co najmniej siedem kul, zwierz był tylko lekko ranny i z szumem
znikł pod wodą. Wydawałoby się, że strzelanina mu nie zaszkodziła, a tylko
przestraszyła swoim hałasem. Zanim stwór znikł pod wodą, Schmidt zdążył
zobaczyć, że ma on krótki, węzełkowaty ogonek. Długość stworzenia sięgała 10,6
m, z czego 3,6 m przypadało na szyję i łeb. Obaj Niemcy jeszcze dwukrotnie
wystrzelili do stworzenia, kiedy wynurzało się, by zaczerpnąć powietrza zanim
odpłynęło. Nie widzieli żadnych śladów krwi w wodzie, a sam dinozaur nie
wyglądał na rannego.
Trudno powiedzieć, co ci
podróżnicy widzieli w Amazonce. Sądząc po rozmiarach i płetwowatych łapach z
pazurami, na pewno nie był to diplodok ani brontozaur.[2]
Ktoś stwierdził, że był to Spinosaurus,
chociaż Niemcy nie widzieli żadnego grzebienia na jego grzbiecie.
Aż
do naszych czasów…
Informacje o spotkaniach z
dinozaurami napływały z Ameryki Południowej i później, aż do naszych czasów. W
dziennikach znanego brytyjskiego podróżnika ppłk. Percivala (Percy) Harrisona Fawcetta znalazły się relacje o tym, że
Indianie i miejscowi mieszkańcy górnej Amazonki (3) opowiadali mu o
zamieszkujących nieprzebyte bagna ogromnych gadach, sądząc z opisu, zupełnie
podobnych do brontozaurów. W 1931 roku badacz Harald Vestin twierdził, że miał szczęście widzieć 6-metrowej
długości wężokształtne gady w okolicy Rio Marmoré (4) w Brazylii.
Już po II Wojnie Światowej,
badacz Leonard Clark podróżując po
Brazylii, słyszał od Indian o wielkich zwierzętach z długimi szyjami, które
żywią się roślinami. W 1975 roku pewien szwajcarski biznesmen pływał na
Amazonce w towarzystwie miejscowego przewodnika Sebastiana Bastosa. Przewodnik opowiadał Europejczykowi o ogromnych
długoszyich zwierzętach, które od dawna są znane Indianom i które kryją się w
głębokich odcinkach rzek. Bastos twierdził także, iż kiedyś także spotkał się z
takim potworem płynąc łódką i zwierz w gniewie złamał mu łódkę jak zapałkę. I
wreszcie w 1995 roku, grupa studentów geologicznego fakultetu zaobserwowała na
rzece Rio Paraguaçu (5) w okolicy góry Mt. Sinkura (Brazylia) dwa stworzenia z
niezwykle długimi szyjami. Ich długość była nie mniejsza niż 9 m.
Najświeższe obserwacje poczyniono
w lipcu 2004 roku, i to nie w dżunglach, ale na słynnej ze swych pejzaży
pustyni Atacama w Chile (6). Pewien wojskowy, niejaki Erenan Cuevas wraz z żoną, dwojgiem małych dzieci i swoimi
znajomymi jechał samochodem, kiedy naraz zauważył przed sobą dwa dwunożne
jaszczury szarego koloru. Nie patrząc na szybko zbliżający się wieczór i
zapadające ciemności, Cuevas dokładnie obejrzał sobie tajemnicze stwory. Skóra
ich była gładka, bez włosów czy piór, a wzrost przekraczał 2 m.
Chilijski wojskowy opisywał potem
te zwierzęta jako dwunożne dinozaury z nadzwyczaj dużymi biodrami. Jaszczury
szybko przeszły przez drogę przed hamującym samochodem i skrył je mrok. Wszyscy
pasażerowie oniemieli z szoku i zdumienia, potem wyszli z auta i zobaczyli
trójpalczaste ślady na ziemi.
W tym samym miejscu, w tym
samym rejonie i na tej samej drodze, przybyszów z Mezozoiku zaobserwowała
rodzina Abett de la Torre-Diazów. Oni znów widzieli dwa dwumetrowe jaszczury,
podobne do wielkich kangurów. Niezwykłe te stworzenia przeskoczyły ponad ich
samochodem, po czym – nie wiadomo skąd – pojawiły się dwa następne jaszczury,
które także uciekły. Przerażeni świadkowie zdołali zapamiętać jedynie ich ostre
zęby. Potem rodzina Diazów obejrzała książkę o dinozaurach i stwierdziła, że
widziane przez nich jaszczury były podobne do dinozaurów z rodziny Dromeozaurów.[3]
Relacje o dinozaurach
zainspirowały w 2009 roku wydawców amerykańskiego codziennego programu
„Destinantion Truth” (specjalizującego się w problematyce kryptozoologii i
mającego bardzo wysoką oglądalność), do wysłania swego polowego dochodzeniowca
z grupą rodzinną na Atacamę. Amerykański dochodzeniowiec stwierdził, że
dwunogie gady były tam widziane jeszcze przez kilku ludzi i że wśród
miejscowych powstała nazwa dla nich – „potwór z Ariki” – a to dlatego, że
stworzenia te dziwnie trzymają się drogi pomiędzy miejscowościami Arica i
Icice. Wszystkie obserwacje jaszczurów z „głowami jak u psa” rozpoczęły się
jeszcze w latach 80-tych i wszystkie poczyniono na tym odcinku drogi. Ciekawym szczegółem jest i to, że pojawieniu
się tych potworów towarzyszy pojawiający się znikąd obłok pyłu.
Na zakończenie powiem, że
pustynia Atacama znana jest z wielkiej ilości manifestacji ufozjawisk. Niedawno
magazyn „Forbes” opisał ją jako jedno z najlepszych miejsc do „polowania” na
UFO. Nie jest wykluczone, że „potwory z Ariki” to są zwierzęta z okresu
kredowego, a te gadokształtne istoty są przybyszami z innych planet. I nie
wiem, czy mam rację czy nie.
Moje 3 grosze
Temat dinozaury (i nie
tylko) a UFO rozpracowywałem w moim trzytomowym opracowaniu pt. „UFO i…”, gdzie
zasugerowałem, że wszelkie incydenty z udziałem kryptyd mogą być spowodowane
przez … porwane przez UFO będące pojazdami chronomocyjnymi ze swego miejsca i
czasu zwierzęta – dinozaury, mamuty i inne. Także np. ludzie pierwotni. Co
więcej – być może mamy do czynienia nie tylko z istotami żywymi z Przeszłości,
ale także z Przyszłości! Ich opisy Czytelnik znajdzie w książkach
kryptozoologów, a także w słynnej powieści sir Arthura Conan-Doyle'a "Świat zaginiony" (1912)...
Dotyczy to nie tylko
zwierząt, ale także drobnoustrojów, stąd nagłe i niewytłumaczalne epi- i
pandemie czy epi- i panzootie, które od czasu do czasu wybuchały na całym
świecie i dziesiątkowały ludność Europy...
Powyższe potwierdzają
obserwacje dziwnych „pyłowych obłoków” na Atacama, które mogą być spowodowane
obecnością UFO. Te pyłowe obłoki są niczym innym, jak ich maskowaniem
taktycznym, i znane są także z innych miejscowości, gdzie obserwowane są NOL-e,
więc nie ma w tym niczego dziwnego. Tym właśnie można wyjaśnić fenomeny takie,
jak Nessie, bestia z Dewonu czy Chupachabra…
Dziwnym jest także
ginięcie dowodów na istnienie kryptyd, jakby komuś bardzo zależało na tym, by
nie wpadły one w ręce uczonych. To daje do myślenia!
UFO obserwuje się nie
tylko na pustyni, ale także w dżunglach Afryki, o czym pisała swego czasu
słynna ufolożka Cynthia Hind z
Harare (d. Salisbury) w Zimbabwe (d.
Rodezja). Dziwne światła w dżungli, tajemnicze obłoki pojawiające się znikąd i
rozpływające w niebyt oraz dziwne zwierzęta obserwowane przez krajowców, to
wszystko pasuje idealnie do schematu obcej penetracji naszej planety – nawet
jeżeli są to czasoloty z odległej Przyszłości i/albo… Przeszłości! Tak, jak
opisał do Daniel Laskowski w
opowiadaniach pt. „Berenika i wieloryby” - http://daniel-laskowski.blogspot.com/2018/09/opowiadania-wakacyjne-191.html
i dalsze oraz „Daeghtine” - http://daniel-laskowski.blogspot.com/2018/10/opowiadania-wakacyjne-203.html
i dalsze. Tego wykluczyć się nie da, że któraś cywilizacja przed naszą też
wpadła na ideę chronomocji i ją wykorzystuje dla własnych celów, których możemy
się tylko domyślać…
Źródło – „Tajny XX wieka” nr 323/2018, ss. 26-27
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz
[1]
Parejazaury żyły w Środkowym i Późnym Permie – 265-252 mln lat temu i wyginęły
w czasie epizodu Wielkiego Wymierania Perm/Trias.
[2]
Apatozaur.
[3]
Popularnie zwane raptorami.