Wiktor Miednikow
Druga nazwa Wołogdy – miasto
Nasona. Nazwa ta została nadana od imion świętych: Nasona i Sosiparta, w
dniu, w którym car Iwan III Groźny
położył pierwszy kamień pod budowę tamtejszej twierdzy. Wydarzenie to miało
miejsce w dniu 28.IV.1565 roku.
W tym mieście, złą sławą cieszy
się dom z widmami. Miejscowi ochoczo pokazują go turystom i opowiadają historię
mrożącą krew w żyłach. Wołogda nie jest wyjątkiem. W tym mieście znanych jest
jeszcze kilka domów, w których zamieszkują duchy. W jednym z takich domów
przebywał także autor niniejszego artykułu.
Nocne
czuwania wraz z duchami
W młodości uczyłem się w jednej
ze szkół w Wołogdzie i dorabiałem jako nocny stróż w jakimś państwowym
przedsiębiorstwie znajdującym się pod adresem: ul. Hercena 35. Była to zabudowa
miejska, dom z drewnianymi kolumnami, takich w Wołogdzie było wszystkiego pięć.
Ten budynek mi się podobał, ze
swymi półpiętrami. Zawsze w nocy przebywałem tam z zadowoleniem. Przychodząc
tam pod koniec dnia roboczego, zamykałem drzwi za ostatnim pracownikiem i
zostawałem sam w ogromnym domu. Instalowałem się w małym pokoiku przeznaczonym
dla stróżów, obkładałem się podręcznikami i konspektami, i spokojnie
przygotowywałem się do seminariów, w ciszy i spokoju, z dala od hałasów. Żeby
nie taić grzeszków, sprowadzałem sobie na noc moją przyjaciółkę, bowiem mnie
nikt nigdy nie kontrolował. Byliśmy młodzi, a czteroosobowy pokoik w akademiku
nie sprzyjał prywatności.
Ze mną pracował Tola, kolega z kursu. To on
przyprowadził mnie do tego przedsiębiorstwa. Dyżurowaliśmy na zmianę – noc on,
noc ja. I wszystko szło swoją drogą – wypłaty dostawaliśmy regularnie, nie były
to wielkie pieniądze, ale był to niezły dodatek do stypendium, a w pracy nie
zdarzały się jakieś wydarzenia. Jednym słowem – synekura.
Ale pewnego razu Tola powiedział
mi, że pracować tu nie będzie i się zwalnia. Zacząłem się dowiadywać, jaka była
przyczyna tej nagłej decyzji. Tola się wykręcał i milczał jak partyzant na
przesłuchaniu, ale w końcu opowiedział:
- Siły
nieczyste są tam u nas. Jakaś siła nieczysta w tym domu się zagnieździła. Już
od dawna około północy słyszałem na korytarzu jakieś dziwne dźwięki. Już to
ktoś chodzi, ktoś szura nogami, ktoś ciężko dyszy, kaszle i smarka… Otwieram
drzwi, wyglądam – nikogo! Już się kiedyś czaiłem przy drzwiach. I znów słyszę,
ktoś szura i to w pobliżu moich drzwi. Wypadam na zewnątrz a tu nic – pusty
korytarz…! Ale nie przywiązałem do tego większego znaczenia: nie takie cuda
akustyki się zdarzają i może być, że to z ulicy takie dźwięki dobiegają.
Ale wczorajsze zdarzenie mnie
dokopało. Położyłem się spać i zasnąłem. I nagle się obudziłem, jakby mnie ktoś
dotknął. I wyobraź sobie, ogarnął mnie taki strach, że poczułem igiełki na
całym ciele. Otworzyłem oczy, a koło kuszetki, na której sypiamy, stoi jakiś
staruszek ze świecą i patrzy na mnie. Ubiór na nim w stylu munduru urzędnika
państwowego. A ta świeca świeciła jakoś dziwnie – płomień był żółtozielony,
blady i zimny, jakby martwy. Chciałem zapytać: kim obywatel właściwie jest i jak się pan tu dostał? – ale nie
mogłem ust otworzyć i wydać z siebie dźwięku. A oczy u niego – przerażające!
Nie wiem, jak długo on stał i patrzył na mnie. Wydawało mi się, że całą
wieczność. A potem westchnął, tak ciężko i znikł.
Nieudana
randka
Mówiąc krótko, Tola się zwolnił
po takim doświadczeniu. Na jego miejsce przyszedł drugi chłopak z naszego
rocznika. I co0 ciekawe, ani on, ani nikt inny nie zaobserwował w tym domu
jakichś anomalnych zdarzeń. Ale do czasu…
Pewnego razu przyszła do mnie na
dyżur moja dziewczyna. I tylko przyjemne rendez-vous
nam nie wyszło. Nasze nadzieje rozpadły się w proch i pył. W trakcie miłej
rozmowy słyszymy naraz jakieś ciężkie kroki na korytarzu. I naraz ktoś tak
silnie walnął w drzwi, że aż ściana zadrżała. Przelękła się moja dziewczyna,
zbladła, wargi jej zadrżały, słowa wypowiedzieć nie może. Teraz uwierzyłem Toli
(do tego czasu sądziłem, że fantazjował). Podszedłem zdecydowanie do drzwi,
otworzyłem – żywego ducha. Nikogo! Moja dziewczyna szybko zabrała się i uciekła
w noc. Nigdy więcej nie przyszła tutaj. A ja dopracowałem do końca nauki i nie
stwierdziłem żadnych anomalnych zjawisk, nawet kiedy przyprowadzałem tam inne
dziewczyny. Zawsze było cicho, spokojnie i miło, a duch nas nie nawiedzał.
Państwowy
doradca – samobójca
Do tego czasu nie wiedziałem
niczego o historii tej rezydencji i jego gospodarzy. I nawet nie chciałem
wiedzieć, miałem inne rzeczy na głowie. I dopiero po wielu latach, kiedy
przyjechałem do siostry, natknąłem się u niej na egzemplarz gazety „Nasza
Wołogda” ze zdjęciem znanego mi domu z kolumnami. Dowiedziałem się, że
zbudowano go w 1868 roku i należał on do dworzanina, bogatego posiadacza
ziemskiego Pawła Dimitrijewicza
Puzan-Puzyriewskiego. Na parterze znajdował się salon i jadalnia, zaś na
piętrze – pokoje i sypialnie.
Wiadomo o nim, że w 1813 roku
wstąpił do Biełozierskiego Pułku Piechoty. W 1838 roku zwolnił się ze służby
wojskowej „z powodów rodzinnych” w stopniu kapitana. Od 1843 roku był w służbie
państwowej jako: państwowy doradca, urzędnik ds. nadzwyczajnych przy
gubernatorze Wołogdy i dworski asesor, a od 1850 roku – przewodniczący
miejscowego sądu. Poza tą rezydencją, Paweł Dymitriewicz posiadał jeszcze domy
w gminach: Wołogodskiej, Kadnikowskiej i Grjazowieckiej. A jego żona Jekatierina Grigoriewa była córką
griazowieckiego posiadacza ziemskiego Płatona
Wołkowa, który był pierwowzorem gogolowskiego prezesa Horodniczego – głównego bohatera spektaklu „Rewizor”.
Jego życie i zawrotna kariera
zakończyły się nagle. W Wołogdzie krążyły plotki, że skończył on ze sobą
powiesiwszy się na strychu swej rezydencji. Przyczyną były wielkie długi. I od
tego czasu dom jest nawiedzany przez nieutuloną duszę swego właściciela,
pochowanego bez cerkiewnego błogosławieństwa.
Od
foto-atelier do korpusu dyplomatycznego
Po samobójstwie Puzana-Puzyriewskiego
jego dom został zlicytowany za długi i przekazany miastu. W nim rozmieszczano
różne instytucje, ale nie wiedzieć dlaczego długo one w tym domu się nie
utrzymywały. Jak widać, duch właściciela domu nie pozwolił na to. Jeżeli ktoś z
nowych użytkowników domu nie spodobał się gospodarzowi, to niezmiennie robił
wszystko, by wyżenić intruza z rezydencji (co właśnie stało się udziałem mojego
przyjaciela Toli). Jakimś sposobem wspólny język z duchem udało się nawiązać
miejscowemu artyście-fotografikowi Xenofontowi
Baraniejewowi: jego warsztat znajdował się w tym domu w latach 1896-1941.
Być może ducha zainteresował sam proces fotografowania i wywoływania zdjęć.
W latach 1914-1918 w rezydencji
znajdował się jedyny w mieście klub związków zawodowych, a po rewolucji
przerwał swoja działalność wraz z miejscowym handlem.
W marcu 1918 roku do Wołogdy z
Piotrogrodu przeniósł się korpus dyplomatyczny obcych państw. W domu przy
Hercena 35 znajdowała się ambasada USA. Mieszkał tam sam ambasador z żoną oraz
całym sekretariatem, tam też znajdowała się kancelaria. Ale obcokrajowcy w
czymś to narazili się „gospodarzowi” domu i pomieszkali tam dwa lata.
Czas biegł, zmieniały się
warunki. W 1920 roku w domu tym zainstalował się Klub Pracowników Wodnych. Do
początku lat 90-tych były tam kolejno: internat, sanepid, jacyś kooperanci,
którzy wstawili do rezydencji potężne maszyny (to oni stali się ostatnią ofiarą
widma). A po 1995 roku w budynku powstało Muzeum Korpusu Dyplomatycznego. Nowi
gospodarze przez dwa lata doprowadzali dom do porządku, wyremontowali,
doprowadzili do stanu używalności. Taki gospodarski zabieg, jak widać, mógł się
komuś spodobać. Potwierdza to dyrektor muzeum Aleksander Bykow, słowa którego
cytowała w swym artykule pt. „Rezydencja z duchem” Elena Archangielskaja, opublikowanym na łamach gazety „Nasza
Wołogda” z dn. 10-16.IX.2009 r.
- My jego ani raz nie
widzieliśmy, ale często czujemy jego obecność. Nasz duch jest z charakterem. Jak
mu się nie podobają klienci, to on pozbywa się ich wszelkimi możliwymi
sposobami. Tak jak tym kooperantom, co to byli przed nami przepędził już to
urządzając im potopy, już to pożary. No i ich wysiudał. A my jego domem się
opiekujemy i dbamy o niego, i tak sobie z nim ułożyliśmy życie…
Mamy nadzieję, że duch Pawła Dimitriewicza
wreszcie się uspokoił i cieszy się, że jego dom dostał się w dobre ręce. W
samej rzeczy, muzeum jest interesujące. Znajdują się w nim interesujące
materiały: dokumenty, listy, dzienniki z archiwów Rosji, USA, Wielkiej
Brytanii, Francji a także różne artefakty z przeszłości liczącej co najmniej
100 lat, kiedy to Wołogda była dyplomatycznym centrum Rosji. Duchowi zapewne
podobają się wnętrza, w których znajdują się przedmioty z początków XX wieku.
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
35/2021, ss. 36-37
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz