Margarita Kapskaja
Były kamerdyner Alfreda L. Lœwensteina – Fred Baxter w 1932 roku został
znaleziony martwy z pistoletem w ręku. Istnieje hipoteza o inscenizacji
samobójstwa z powodu współuczestnictwa służącego w zaginięciu multimilionera. W
dniu 4.VII.1928 roku, w czasie lotu z Londynu do Brukseli technicznie sprawnym
samolotem, doszło do tajemniczego zniknięcia multimilionera Alfreda L. Lœwensteina
– jednego z najbogatszych ludzi swego czasu. Później jego ciało znaleziono w
Kanale La Manche. Zagadka śmierci magnata finansowego jest nierozwiązana do
dziś dnia, a hipotezy wysunięte przez badaczy stają się powoli całkowicie
sprzeczne ze znanymi faktami.
Przedsiębiorstwa
i kompanie pobożnego katolika
Według współczesnych ocen Alfred
Lœwenstein był wart jakieś 1,5 mld $USA, a to stawiało tego biznesmena na
trzecim miejscu w rankingu bogactwa na świecie – po Henrym Fordzie i Johnie
Rockefellerze.
Przyszły multimilioner urodził
się w 1877 roku w Brukseli, w rodzinie bankiera żydowskiego pochodzenia Bernarda Lœwensteina. Dorósłszy, Alfred
założył własny koncern bankowy i zajął się inwestycyjnym biznesem. Podstawą
rozkwitu jego interesów stanowiły udane projekty rozwoju sieci
elektroenergetycznych i produkcji sztucznego jedwabiu.
Widomo też, że wiele operacji
finansowych Lœwensteina przeprowadzał on na granicach i poza granicami prawa.
Ten bogacz był znany z tworzenia ustawnych kompanii i sprzedaży ich akcji. Są
także świadectwa o tym, że na krótko przed swą śmiercią Lœwenstein dogadał się
z szefem jednej z rodzin mafijnych Nowego Jorku – Arnoldem Rotsteinem – aby rozszerzyć dostawy heroiny na USA i
zrobić tam wielki rynek zbytu narkotyków z Europy. Do tego wszystkiego
Lœwenstein był pobożnym katolikiem (jak każdy mafioso) a odpoczywał na
wyścigach konnych. Miał on stajnię, a jego konie niejednokrotnie wygrywały
międzynarodowe zawody.
Wedle informacji od niektórych
badaczy, w lipcu 1928 roku, Arnold Lœwenstein odwiedził Londyn aby otrzymać
solidny kredyt bankowy, bowiem zamierzał zakupić wielką kompanię w Brazylii.
Ale brytyjskie banki dopatrzyły się czegoś nielegalnego i pieniędzy nie dały…
Awaryjne
lądowanie
4.VII.1928 roku, Lœwenstein
wracał do Brukseli samolotem Fokker F.VIIa (jednosilnikowa
maszyna obliczona na 8 pasażerów i 2 tony frachtu). Biznesmenowi towarzyszył
sekretarz, kamerdyner i dwie stenotypistki. W kabinie znajdowali się także
członkowie załogi: I pilot i mechanik pokładowy.
Samolot wyleciał z londyńskiego
portu lotniczego Croydon około godziny 18:30 GMT. W czasie przelotu nad Kanałem
La Manche, Alfred wstał z fotela i udał się do toalety znajdującej się w
ogonowej części statku powietrznego. Należy zaznaczyć, że w samolocie o tej
konstrukcji, drzwi do toalety znajdowały się naprzeciw tylnego wejścia. Nie
jest wykluczone, że ta okoliczność odegrała decydującą rolę w losach
multimilionera.
Alfred długo nie wracał na swoje
miejsce i jego towarzysze podróży zaczęli się niepokoić. Fred Baxter,
kamerdyner Lœwensteina, zastukał w drzwi toalety by zapytać, czy nie potrzeba
mu pomocy. Odpowiedzi nie było. Baxter otworzył drzwi – w toalecie nikogo nie
było…
Otrzymawszy powiadomienie o
zniknięciu pasażera, kapitan Donald Drew
zdecydował się na awaryjne lądowanie na plaży w okolicy francuskiego miasta
Dunkierki, aby jak najszybciej powiadomić policję i służby ratunkowe. Wszyscy,
którzy znajdowali się na pokładzie zeznali dokładnie to samo: Lœwenstein
otworzył nie te drzwi, co trzeba i wypadł z samolotu.
W
oddzielnej trumnie
Już następnego ranka ekipy
rybaków zaczęły szukać doczesnych szczątków multimilionera. Zwłoki znaleziono w
dniu 19 lipca nieopodal brzegu, na terytorium francuskiego miasta Boulogne. Ciało
zostało dostarczone do Calais, gdzie nastąpiła sekcja zwłok.
Po dwóch tygodniach przebywania w
wodzie ciało się już rozłożyło. Lœwensteina rozpoznano po naręcznym zegarku i
odzieży. Ekspertyza wykazała, że biznesmen utonął. Był on jeszcze żywy, kiedy uderzył
w wodę, spadł z wysokości 4000 ft/~1200 m. W tyle głowy był ogromny krwiak
niewiadomego pochodzenia.
Dziennikarze wskazywali na
możliwość, że Lœwenstein mógł skończyć z sobą, ale taki postępek nie pasował do
jego reputacji bogobojnego i zagorzałego katolika. Poza tym sekretarz zapewniał
solennie, że w ostatnie minuty Lœwenstein zajmował się zwyczajną papierkową
robotą, której nie zakończył. A skoro zamierzał skończyć ze sobą, to po co
zajmował się tym, co go tak bardzo zajmowało?
Żeby nie mieć kłopotów z
Kościołem katolickim, kategorycznie zaprzeczano wersji samobójstwa, ale ciało
pochowano w grobowcu znajdującym się poza terenem cmentarza. Grobowiec był
bezimienny, nie umieszczono na nim żadnych napisów.
Madeleine – wdowa
po Lœwensteinie – nie uczestniczyła w pogrzebie. Stąd też pojawiły się plotki o
jej uczestnictwie z morderstwie męża. Ale Madeleine nie otrzymała żadnego
finansowego wsparcia – i tak bez tego żyła dostatnio. Alfred nie miał nikogo na
boku, a małżonkowie byli ze sobą w ciepłych stosunkach. Dwa miesiące przed
wypadkiem, para odbyła morską podróż do Stanów Zjednoczonych. Gazety pisały o
Madeleine, że jest ona „modna ale zamknięta”. Chociaż to lekko wyjaśniano, że
pozostawała ona w cieniu swego jaśniejącego męża i zainteresowanie ze strony
prasy i publiczności jej nie dotyczyło.
Rozwalone
drzwi
Tak więc ciało Alfreda Lœwensteina
zostało znalezione we francuskich wodach, zaś kapitan statku powietrznego Donald
Drew posadził samolot nieopodal Dunkierki, śledztwem zajęli się specjaliści z
tego kraju. Wedle oficjalnej wersji, śmierć magnata była zwyczajnym nieszczęśliwym
wypadkiem: biznesmen przez pomyłkę otworzył nie te drzwi, co trzeba i wypadł z
samolotu.
Jednakże eksperymenty wykazały, że
niepodobieństwem jest otworzyć drzwi wejściowe w czasie lotu – do tego potrzeba
przyłożenia do nich znacznej siły. I najważniejsze – nawet gdyby Lœwensteinowi
udało się zrobić coś takiego, to drzwi zostałyby uszkodzone – wypadając z
wysokości nie można by ich było zamknąć. Ale zgodnie z zeznaniami pasażerów i
załogi, drzwi wejściowe do samolotu były zamknięte w ciągu całego lotu. Ponadto
eksperci wskazywali na to, drzwi wejściowe i drzwi do WC bardzo różnią się pomiędzy
sobą. Na tych pierwszych był napis informujący, na drugich nie, więc Alfred Lœwenstein,
który często latał tym samolotem po prostu nie mógł się pomylić.
Tym niemniej ta wersja zadowoliła
krewnych multimilionera. No i pozostała tylko jedna kwestia: co się tam naprawdę
stało?
Kto
mu pomógł odejść z życia?
Powstało zatem kilka wersji
tragedii. Według jednej z nich, Lœwensteinowi pomogli opuścić samolot, a to
oznacza, że było to morderstwo. Biznesmen prowadził swe interesy na granicy
ryzyka i to bez jakichkolwiek hamulców – stąd miał wielu wrogów.
Wykończyć magnata mogli jego
partnerzy do interesów i struktury mafijne z USA. W 1987 roku reporter William Norris napisał dużą pracę o Alfredzie
Lœwensteinie, gdzie nazwał go „człowiekiem, który spadł z nieba”. Według tego
dziennikarza, magnata wyrzucili z samolotu przekupieni członkowie załogi. Pozostałych
pasażerów zastraszyli, a drzwi wejściowe, które rozleciały się po ich otwarciu
wskutek uderzenia o kadłub samolotu, po prostu wymienili już na ziemi. Nowe drzwi
mieli przywieźć ich pomocnicy czekający na lądowisku.
Hipoteza ta nie jest taka
fantastyczna, jakby się to wydawało. Lœwenstein prowadził swe biznesy nie sam,
ale z dwoma młodszymi partnerami. Mówiło się o tym, że w przypadku śmierci
jednego z nich, jego dolą podzielą się dwaj pozostali. Tak więc przyczyną śmierci
tego magnata mogły być ogromne pieniądze: 1.500.000.000 $USA.
Inni badacze skłaniają się do
wersji samobójstwa: Lœwenstein z powodu ryzykownych operacji finansowych i związków
z mafią, stanął na granicy bankructwa. Wierny kamerdyner pomógł mu otworzyć
drzwi – a potem je zamknął. Ale kontrola finansowa wykazała, że finanse
biznesmena były w najlepszym porządku. A poza tym – jak mówiło się powyżej –
magnat był katolikiem i uważał samobójstwo za grzech śmiertelny.
Podłożone
dowody
Dokładne badanie ostatnich dni Alfreda
Lœwensteina podtrzymuje hipotezę nieszczęśliwego wypadku. U biznesmena silnie
podniosło się ciśnienie krwi. Towarzysze podróży magnata mówili, że podchodząc
do samolotu omal nie wszedł w strefę działania śmigła. Podwyższone ciśnienie często
powoduje u człowieka uczucie dezorientacji przestrzennej, przez co Lœwenstein mógł
pomylić drzwi w ogonie samolotu. A potem przerażeni załoganci i pasażerowie
mogli zamknąć drzwi przerażeni, że nie pomogli choremu człowiekowi.
Istnieje także hipoteza głosząca,
że Lœwenstein sam zainscenizował swoje zniknięcie. Przy pomocy swego
kamerdynera wyskoczył ze spadochronem, a na dole już czekali nań jego ludzie w łodzi
czy kutrze. Potem już tylko pozostało podłożyć zegarek i niektóre części
garderoby jakiemuś bezimiennemu rozkładającemu się trupowi, a swym towarzyszom
podróży zapłacić za milczenie. Jego możliwości finansowe pozwalały bez problemów
załatwić to i coś innego.
Teoria ta pozwala na wyjaśnienie
także nieobecności małżonki na pogrzebie i dziwne życzenie nie wyrycia żadnego
napisu na nagrobku. No, ale dlaczego biznesmen zainscenizował swoją śmierć,
pozostaje niejasne. Podobnie jak wiele innych rzeczy w tej tajemniczej
historii.
Moje
3 grosze
Z przypadkiem zaginięcia A.L.
Lœwensteina zetknąłem się w latach 70. W książce Ralpha Bakera pt. „Tajemnicze katastrofy”, w której ten przypadek
opisano dość dokładnie. Być może było to zmowa i morderstwo. Lœwenstein został
wyrzucony przez drzwi wejściowe przez swego kamerdynera, który po prostu
pierwej zdzielił go w głowę i wyrzucił na zewnątrz. Oczywiście nikt się do tego
nie przyznał i przyjęto wersję nieszczęśliwego wypadku.
Bo drugim wyjściem jest nieszczęśliwy
wypadek. Po prostu gość zmylił drzwi i wypadł z samolotu. I to wszystko, ale...
– nie mógłby zamknąć drzwi. Drzwi zamknął kto inny.
Hipoteza inscenizacji swej śmierci
dobrze się broni, a Lœwenstein miał powody, by udawać trupa – zadarł z mafią, a
mafia nie wybacza nigdy. I jak uważam, był to powód wystarczający do
odstawienia takiej szopki.
Pozostaje tylko jedno pytanie: co się
stało z niebagatelnym majątkiem Lœwensteina? Bo tutaj być może kryje się klucz
do tej tajemnicy. Co się z nim stało po jego „śmierci”? A na to pytanie już nie
ma odpowiedzi – przynajmniej w materiale autorki. Myślę, że warto byłoby
poszukać odpowiedzi na to pytanie!
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
39/2021, ss. 26-27
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz