Powered By Blogger

piątek, 11 lipca 2025

Peter Krassa - Największa zagadka stulecia (10)

 

10. Czarna dziura?

 

10.1. Rewelacyjna teza.

 

Cieszący się uznaniem na całym świecie specjalistyczny magazyn „Nature”, w dniu 14 września 1973 roku, w numerze 245, na stronach 88 i 89 opublikował godny uwagi artykuł. Jego autorami byli amerykańscy uczeni A. A. Jackson i M. P. Ryan jn. z Texas University, a swe opracowanie zatytułowali „Was the Tunguska Event Due to a Black Hole?” obaj uczeni przystąpili do rozwiązania zagadki Meteorytu Tunguskiego w niekonwencjonalny sposób. Nie będziemy tutaj roztrząsać argumentów pro i kontra, jedynie powiem tyle, że clou hipotezy stanowi przypuszczenie, że Ziemia zderzyła się z niewielką czarną dziurą.

Czarne dziury, to obiekty kosmiczne o niewiarygodnej masie. Wszystkie masywne gwiazdy – czyli takie, których masa przewyższa granicę Chandrasekara – wynoszącej 4,44 Ms – istnieją tak długo, jak długo siła grawitacji jest zrównoważona ciśnieniem promieniowania. Kiedy przeważy siła promieniowania, wtedy gwiazda eksploduje jako Nova czy Supernova. Kiedy przeważą siły grawitacji – gwiazda zapada się i staje kolapsarem. Znikanie kolapsarów poza naszym horyzontem zdarzeń jest przewidziane przez OTW i STW Alberta Einsteina, który odkrył zjawisko soczewkowania grawitacyjnego – co możemy zobaczyć w Układzie Słonecznym w pobliżu Słońca, które uginając przestrzeń ugina także trajektorie promieni światła w zakrzywionej grawitacyjnie przestrzeni przysłonecznej...

Z kolapsara nie może wyrwać się żaden promień światła, nic nie jest w stanie wyrwać się z grawitacyjnego uścisku kolapsu – ostrzega John Taylor. Gdyby na jego powierzchni żyły dwuwymiarowe „płaszczaki”, to nigdy nie dowiedziałyby się one o istnieniu całego Wszechświata, bo nie byłyby się w stanie wyrwać poza strefę Schwarzchilda, a ich horyzont byłby na zawsze przytrzaśnięty czarnym wiekiem. Istoty te nie mogłyby nawet podróżować do góry, bo ich dwuwymiarowe ciała zostałyby rozerwane przez straszliwe siły pływowe i tym sposobem, byłyby one więźniami swego „wewnętrznego świata”.[1]

 

10.2. Kosmiczni kanibale?

 

John Taylor porównuje kolapsary do kanibalów, gdyż pożerają one wszystko, co stanie im na drodze ich kosmicznej wędrówki. Już sam proces „trawienia” wedle przedstawień przyrodoznawców przedstawia się strasznie. Pechowy podróżnik zostałby na powierzchni czarnej dziury zmiażdżony na cieniuteńki placek i znikłby bezpowrotnie dla naszego świata.

Przypomina to dość dokładnie to, co się dzieje na morzu w osławionym Trójkącie Bermudzkim u wybrzeży USA, i niemniej słynnym Morzu Diabelskim u wybrzeży Japonii – a co można objaśnić znikaniem statków i samolotów w czarnej dziurze. Czyż te pożałowania godne ofiary wyłowione w tych „strefach śmierci” nie są podobne do ryb wyjętych z akwarium?

To pytanie zadał Joseph F. Goodavage, były dziennikarz oraz autor poczytnych książek i seriali publicystycznych. Czy istnieją ludzie, którzy dostali się w strefę działania nieznanych sił, wciągani do czarnej dziury, nawet wtedy, gdy ci nieboracy znajdowali się na pokładzie samolotu czy statku? Goodavage sądzi, że w wodach Trójkąta Bermudzkiego i Morza Diabelskiego może istnieć nieskończenie wiele anomalii grawitacyjnych, które można scharakteryzować jako Black Holes in miniature – mikrokolapsary. Ich rozmiary są niewielkie, ale ten, kto wpadnie w zasięg ich działania, to jakby wpadł w zasięg wiru, który wsysa ich do innego czasu i innej przestrzeni. Także słynny autor wielu bestsellerów na temat Trójkąta Bermudów Charles Berlitz także podziela ten pogląd. W ujęciu Goodavage’a mikrokolapsary są niczym innym, jak bramami do innych, kosmicznych wymiarów.

 

10.3. Czarna minidziura?

 

Jak pasuje opisany tutaj proces do tezy postawionej przez Jacksona i Ryana? Twierdzą oni, że kolapsary występują także w miniaturowych gabarytach. Wedle ich poglądów, miniaturowa czarna dziura przeniknęła do atmosfery we wczesnych godzinach rannych dnia 30 czerwca 1908 roku, i nad syberyjską tajgą spowodowała ona wybuch nader podobny do wybuchu głowicy termojądrowej. Potem przeleciała na skroś kulę ziemską i wyleciała z niej gdzieś na północnym Atlantyku, a następnie wróciła w Kosmos...

To fantastyczna hipoteza i obaj autorzy nie przytaczają żadnych dowodów na jej potwierdzenie, boż dowodem samym w sobie był spadek Meteorytu Tunguskiego. Ujęli to oni tak:

Meteoryt Tunguski pozostawiał za sobą widoczny, ognisty ślad, poprzedzony promieniowaniem świetlnym i falami uderzeniowymi, które równały las z ziemią na obszarze co najmniej 100 km2. Nie znaleziono żadnego krateru poimpaktowego i materiału pochodzenia kosmicznego, które mogłyby być połączone z tym wydarzeniem. Wedle naszych wyliczeń, na zniszczenie roślinności na tak wielkiej przestrzeni, potrzeba wybuchu jądrowego o energii od 0,2 do 20 Mt TNT.[2]

Założyli zatem, że „ich” kolapsar, który uderzył w Ziemię w rejonie Podkamiennej Tunguskiej, miał masę równą masie wielkiego asteroidu. I choć jego promień wynosił zaledwie kilka dziesięciomilionowych części centymetra, to według poglądów obu Amerykanów, wokół tego ciała musiało istnieć super-silne pole grawitacyjne. Geometryczny promień tej czarnej dziury powinien być mierzony w angstremach. Jest to jednostka pomiaru długości fali świetlnej i odpowiada ona jednej dziesięciomilionowej części milimetra.[3] Jednostka ta wzięła nazwę od nazwiska szwedzkiego astronoma i fizyka Andersa Jonasa Ångströma.[4]

Jackson i Ryan zakładają, że prędkość tej czarnej mini-dziury była nieporównywalnie większa, niż prędkość „manewru unikowego” Ziemi, ale obiekt o takiej mikroskopijnej średnicy musiał wywołać odpowiadającą jego masie (a była ona gigantyczna w stosunku do rozmiarów) falę udarową. Czarna dziura pokonała te 30 km ziemskiej atmosfery w ciągu 1 sekundy.[5]

Obaj Amerykanie oparli się nie tylko na obliczeniach, ale także na zeznaniach świadków. Wynikało z nich, że w czasie lotu obiektu wypadały zeń „błyski światła”, zaś zagadkowe ciało opisywano jako „jasnoniebieską rurę”. Uczeni stwierdzili, że doskonale to pasuje do obrazu typowych symptomów, które powinny wystąpić w czasie kolizji kolapsaru z planetą.

Zasadniczo większość promieniowania w przypadku przelotu kolapsaru przez atmosferę powinna być wypromieniowana w zakresie promieniowania UV, a także innych rodzajach promieniowania. Nie występowałoby tutaj promieniowanie X, zatem więc plazmowy słup miałby kolor niebieski – co zaobserwowano.

Dalszymi wskazówkami były szczątki drzew spalonych w czasie wybuchu. Pożar spowodowała nie temperatura lecącego obiektu, ale energia podmuchu fali uderzeniowej zagadkowego obiektu. Świadkami – w tym przypadku nie całkiem dobrowolnymi – stali się uczeni radzieccy: dr Igor Zotkin i dr Michaił Zikulin, którzy swego czasu w laboratorium odtworzyli możliwy przebieg trajektorii tego kosmicznego ciała. Na podstawie wyników ich badań, obaj Amerykanie doszli do następujących wniosków:

Zotkin i Zikulin przy pomocy wybuchów lontu detonacyjnego[6] stworzyli model eksplozji, która zniszczyła drzewa tajgi. Wyliczyli oni, że Meteoryt Tunguski poruszał się po trajektorii nachylonej o 30* do powierzchni Ziemi, a potem nad nią doszło do eksplozji. Wynikałoby zatem z tego, że była to eksplozja obiektu w kształcie walca lecącego ku Ziemi pod kątem ostrym. Podobnie rzecz się ma w przypadku czarnej mini-dziury o średnicy ułamków milimetra – obraz zniszczeń jest identyczny. Poza tym kolapsar nie pozostawia po sobie śladów impaktu w postaci astroblemu – co możemy definitywnie uznać za rozwiązanie zagadki tunguskiego fenomenu. Czarna dziura przeniknęła do Ziemi, a jej spoistość i twardość skał zatrzymałaby jakąkolwiek falę uderzeniową.[7]

Dzięki swej ogromnej masie, (a co za tym idzie  bezwładności)i małej średnicy przelatując przez Ziemię miniaturowy kolapsar straciłby jedynie mizerny ułamek swej energii kinetycznej, i po przeleceniu Ziemi na wylot poleciałby w niebo gdzieś na północnym Atlantyku pomiędzy 40°N a 50°N oraz 30°W a 40°W.[8]       

Problemem, który nie dawał spać obu Amerykanom był wylot kolapsaru z wnętrza naszej planety, no bo skoro przylot wywołał takie gwałtowne zjawiska, to odlot także powinien je spowodować. Jak dotąd to nie ma żadnej wskazówki o zaobserwowanym zjawisku  tego typu w dniu 30 czerwca 1908 roku na wodach Atlantyku, które musiałyby być zaobserwowane przez załogi statków tam przepływających. To pewnik. I dlatego należałoby zbadać zapisy dzienników okrętowych wszystkich statków, które znajdowały się tam w nocy 29/30 czerwca 1908 roku.[9]

 

10.4. Reakcja na list pewnego czytelnika.

 

Także i w ZSRR hipoteza obu Amerykanów stała się przedmiotem zażartej dyskusji. Pojawiły się rozmaite punkty widzenia. W roku 1974, aspirant Instytutu Fizyki w Moskwie A. G. Ponariew odpowiedział na łamach magazynu „Ziemia i Wszechświat” nr 5,1974 na list czytelnika – J. L. Poljakina, który zajmował się sprawą Tunguskiego Meteorytu oraz hipotezą Ryana i Jacksona. Stwierdził on m.in., że dowodem na prawdziwość ich hipotezy jest kanadyjski Chabb Crater o średnicy 3,5 km. W swym liście wskazywał on na ten krater, jako możliwe miejsce wylotu tego mikrokolapsaru z wnętrza kuli ziemskiej. Na takie dictum A. G. Polnariew dyplomatycznie odpisał, że:

... jak dotąd nikt nie doszedł do tego, co naprawdę było przyczyna tunguskiej eksplozji, czarna dziura czy coś innego.

Powstanie krateru przy wylocie kolapsaru z wnętrza Ziemi nie jest prawdopodobne, ale Polnariew chciał wykluczyć i takiej możliwości.[10]

Mój konsultant dr A. A. Jawnel – renomowany członek WBM AN ZSRR nie chciał sobie zawracać głowy tą hipotezą.

- No i tym sposobem czytelnik ten nie otrzymał odpowiedzi, ani nikt nie wyprostował mu jego błędnych poglądów – powiedział on. W celu zweryfikowania prawdziwości hipotezy amerykańskich uczonych należy wykonać następujące czynności:

v dokonać badań możliwości występowania w Naturze miniaturowych kolapsarów o rozmiarach liczonych w μm;

v zbadać, jaką reakcję wywołałoby wejście do atmosfery takiego mikro-kolapsara;

v zbadać, jakie efekty uzyskałoby się w przypadku uderzenia takiego mikro-kolapsara w grunt i czy pokrywają się one z efektami zaobserwowanymi w czasie katastrofy tunguskiej.

- Polnariew w odpowiedzi na list czytelnika, niestety – mimo posiadanych przezeń informacji – nie ujawnił danych na temat energii eksplozji tunguskiej – mój konsultant uściślił swe uwagi. Za to wspomniał po łebkach o oświadczeniach naocznych świadków mówiące o >>niebieskim słupie ognistym<< . Widocznie ta okoliczność rozzłościła Jawnela i tego nie skrywał przede mną.

Oczywiście dr Jawnel stwierdził, że cały wniosek jest oparty na niesprawdzonych wiadomościach, więc jest  oczywiście niewiarygodny, bo żywcem wyjęty z artykułu Amerykanów. Oczywiście – wg dr Jawnela – nie można powoływać się na dane uzyskane z badań Zikulina i Zotkina, bo istnieją rażące różnice pomiędzy tym, co piszą Amerykanie, a rzeczywistością. Obraz wywału drzew wyraźnie wskazuje na działanie synergiczne fal uderzeniowych: sferycznej i cylindrycznej. Poza tym kolapsar w czasie przelotu przez atmosferę nie zmniejszyłby swej masy – a na odwrót – zaś tutaj nastąpiło znaczne rozpylenie materii meteoroidowej. To właśnie dlatego doszło do znacznego zapylenia atmosfery i białych nocy, co – wedle dr Jawnela – powoduje to, że hipoteza Jacksona i Ryana musi być odrzucona, bo jest bezsensowna i nie przystaje w ogóle do faktów.

Także próby poszukiwania śladów wylotu kolapsara na dnie północnego Atlantyku są bezsensowne – twierdzi on. Hipoteza Poljakina jest do niczego, bowiem:

Ten kanadyjski krater – jak wykazały to badania geologiczne – powstał już przed epoką lodową, a zatem nie istnieje tutaj żadna koincydencja z zagadkowym wydarzeniem w tajdze w czerwcu 1908 roku...

 

10.5. Pogląd przeciwko poglądowi.

 

I tak to jeden pogląd naukowy stanął przeciwko drugiemu. I niczego nie udowodniono!

Nie udało się w żaden sposób zanegować tego, że „kosmiczny kanibal” swego czasu dosięgnął także Układu Słonecznego. Wedle najnowszych danych astronomicznych, jedna czarna dziura zmierza w kierunku naszego wycinka Kosmosu, i gdyby te wyliczenia były bezbłędne, to taka możliwość stałaby się realną rzeczywistością, ale za długie tysiąclecia czy nawet dziesięciotysiąclecia! Astronomiczne odległości czasami mają swoje dobre strony!!!

Naukowcy szacują ilość kolapsarów w Kosmosie na miliardy sztuk. Black Holes mają różne wielkości – istnieją kolapsary o wielkości naszego Słońca i jeszcze większe[11] oraz także miniaturowe czarne dziury wielkości ziaren piasku. Cechą wspólną wszystkich tych ciał astronomicznych jest ogromna masa i potężna siła grawitacji. Ich powstanie ma związek z pierwotnym wybuchem kreującym nasz Wszechświat – czyli Big Bangiem.

Hipotetycznie rozważano możliwość, że wybuch na Syberii wywołał mikro-kolapsar o średnicy ziarenka kurzu, ale o masie 8 mln ton – ale co do prawdopodobieństwa tego zdarzenia, to tutaj drogi badaczy się rozchodzą...

Już katolicki teolog i filozof Pierre Teilhard de Chardin w jednej ze swych mądrych prac zauważa:

Współczesna fizyka nas poucza, że w przestrzeni kosmicznej nawet najbardziej fantastyczna możliwość może stać się prawdą...

                                              a



[1] Opuściłem tutaj wywody dotyczące genezy kolapsarów, bowiem są one dostępne w każdym podręczniku astronomii dla szkół średnich i nie widziałem potrzeby, by je tutaj przytaczać.

[2] Zakładając, że 1 kg TNT wydziela 4,18 x 106 J, to energia sumaryczna wybuchu musiała wynosić odpowiednio od 8,36 x 1014 do 8,36 x 1019 J.

[3] 1 Å = 10-10 m = 1 nm (nanometr).

[4] W układzie SI obowiązującą jednostką pomiaru fali świetlnej jest mikrometr – 1 µm (lub 1 mcm) czyli 10-6 m.

[5] Oczywiście Autorowi chodziło o gęstsze warstwy ziemskiej atmosfery.

[6] Jest to specjalny rodzaj lontu, w którym ścieżkę czarnego prochu spalającego się z prędkością 1 cm/s, zastąpiono pentrytem, który spala się detonacyjnie z prędkością 6 km/s.

[7] Argument ten nie jest taki oczywisty, bowiem skały mają pewną sztywność, która powoduje rozprzestrzenianie się w nich fal sejsmicznych i wlot, przelot i wylot nawet miniaturowego kolapsaru musiałby wywołać trzęsienie ziemi na całej trasie jego przelotu.

[8] Czyli pomiędzy Azorami a Nową Fundlandią, we wschodniej części Basenu Nowofunlandzkiego, na północny-zachód od Azorów. Istnieje jeszcze jedna możliwość, że mikrokolapsar lecąc cały czas niezmienionym kursem wyleciał nie z wód Oceanu Atlantyckiego, ale u północnych wybrzeży Kanady.

[9] Zakładając, że ten kolapsar przeleciał przez Ziemię z prędkością przemieszczania się 30 km/s, co trwałoby kilka minut, natomiast wskazany akwen znajduje się w strefie czasowej GMT-2h, tzn. w momencie katastrofy była tam godzina 22:17.11 czasu lokalnego, ale jeszcze dnia 29 czerwca 1908 roku i dlatego należałoby szukać zapisów właśnie z tego dnia i po tej godzinie na tym, a nie innym akwenie.

[10] Jeżeli na ten mikrokolapsar patrzeć, jak na pocisk przebijający Ziemię na wylot, to faktycznie krater wylotowy powinien być większy od wlotowego – i tak właśnie byłoby! Krater te byłby wybity nie przez kolapsar, bo jego średnica jest zbyt mała na to, ale przez towarzyszące mu fale uderzeniowe poruszające się w ośrodku stałym – w tym przypadku skałach skorupy ziemskiej. Pod tym względem hipoteza Poljakina jest poprawna!.

[11] Autorowi chodziło najprawdopodobniej o jądra galaktyk, co do których są przypuszczenia, że są one gigantycznymi kolapsarami o masie wielu milionów Słońc!