10. Czarna dziura?
10.1. Rewelacyjna teza.
Cieszący się uznaniem na całym
świecie specjalistyczny magazyn „Nature”, w dniu 14 września 1973 roku, w
numerze 245, na stronach 88 i 89 opublikował godny uwagi artykuł. Jego autorami
byli amerykańscy uczeni A. A. Jackson i M. P. Ryan jn. z Texas
University, a swe opracowanie zatytułowali „Was the Tunguska Event Due to a
Black Hole?” obaj uczeni przystąpili do rozwiązania zagadki Meteorytu
Tunguskiego w niekonwencjonalny sposób. Nie będziemy tutaj roztrząsać
argumentów pro i kontra, jedynie powiem tyle, że clou hipotezy stanowi
przypuszczenie, że Ziemia zderzyła się z niewielką czarną dziurą.
Czarne dziury, to obiekty
kosmiczne o niewiarygodnej masie. Wszystkie masywne gwiazdy – czyli takie,
których masa przewyższa granicę Chandrasekara – wynoszącej 4,44 Ms
– istnieją tak długo, jak długo siła grawitacji jest zrównoważona ciśnieniem
promieniowania. Kiedy przeważy siła promieniowania, wtedy gwiazda eksploduje
jako Nova czy Supernova. Kiedy przeważą siły grawitacji – gwiazda zapada się i
staje kolapsarem. Znikanie kolapsarów poza naszym horyzontem zdarzeń jest
przewidziane przez OTW i STW Alberta Einsteina, który odkrył zjawisko soczewkowania
grawitacyjnego – co możemy zobaczyć w Układzie Słonecznym w pobliżu Słońca,
które uginając przestrzeń ugina także trajektorie promieni światła w
zakrzywionej grawitacyjnie przestrzeni przysłonecznej...
Z kolapsara nie może wyrwać się
żaden promień światła, nic nie jest w stanie wyrwać się z grawitacyjnego
uścisku kolapsu – ostrzega John Taylor. Gdyby na jego powierzchni żyły
dwuwymiarowe „płaszczaki”, to nigdy nie dowiedziałyby się one o istnieniu
całego Wszechświata, bo nie byłyby się w stanie wyrwać poza strefę Schwarzchilda,
a ich horyzont byłby na zawsze przytrzaśnięty czarnym wiekiem. Istoty te nie
mogłyby nawet podróżować do góry, bo ich dwuwymiarowe ciała zostałyby rozerwane
przez straszliwe siły pływowe i tym sposobem, byłyby one więźniami swego
„wewnętrznego świata”.[1]
10.2. Kosmiczni kanibale?
John Taylor porównuje kolapsary
do kanibalów, gdyż pożerają one wszystko, co stanie im na drodze ich kosmicznej
wędrówki. Już sam proces „trawienia” wedle przedstawień przyrodoznawców
przedstawia się strasznie. Pechowy podróżnik zostałby na powierzchni czarnej
dziury zmiażdżony na cieniuteńki placek i znikłby bezpowrotnie dla naszego
świata.
Przypomina to dość dokładnie to,
co się dzieje na morzu w osławionym Trójkącie Bermudzkim u wybrzeży USA, i
niemniej słynnym Morzu Diabelskim u wybrzeży Japonii – a co można objaśnić
znikaniem statków i samolotów w czarnej dziurze. Czyż te pożałowania godne
ofiary wyłowione w tych „strefach śmierci” nie są podobne do ryb wyjętych z
akwarium?
To pytanie zadał Joseph F.
Goodavage, były dziennikarz oraz autor poczytnych książek i seriali
publicystycznych. Czy istnieją ludzie, którzy dostali się w strefę działania
nieznanych sił, wciągani do czarnej dziury, nawet wtedy, gdy ci nieboracy znajdowali
się na pokładzie samolotu czy statku? Goodavage sądzi, że w wodach Trójkąta
Bermudzkiego i Morza Diabelskiego może istnieć nieskończenie wiele anomalii
grawitacyjnych, które można scharakteryzować jako Black Holes in miniature
– mikrokolapsary. Ich rozmiary są niewielkie, ale ten, kto wpadnie w zasięg ich
działania, to jakby wpadł w zasięg wiru, który wsysa ich do innego czasu i
innej przestrzeni. Także słynny autor wielu bestsellerów na temat Trójkąta
Bermudów Charles Berlitz także podziela ten pogląd. W ujęciu Goodavage’a
mikrokolapsary są niczym innym, jak bramami do innych, kosmicznych wymiarów.
10.3. Czarna minidziura?
Jak pasuje opisany tutaj proces
do tezy postawionej przez Jacksona i Ryana? Twierdzą oni, że kolapsary
występują także w miniaturowych gabarytach. Wedle ich poglądów, miniaturowa
czarna dziura przeniknęła do atmosfery we wczesnych godzinach rannych dnia 30
czerwca 1908 roku, i nad syberyjską tajgą spowodowała ona wybuch nader podobny
do wybuchu głowicy termojądrowej. Potem przeleciała na skroś kulę ziemską i
wyleciała z niej gdzieś na północnym Atlantyku, a następnie wróciła w Kosmos...
To fantastyczna hipoteza i obaj
autorzy nie przytaczają żadnych dowodów na jej potwierdzenie, boż dowodem samym
w sobie był spadek Meteorytu Tunguskiego. Ujęli to oni tak:
Meteoryt Tunguski pozostawiał za
sobą widoczny, ognisty ślad, poprzedzony promieniowaniem świetlnym i falami
uderzeniowymi, które równały las z ziemią na obszarze co najmniej 100 km2.
Nie znaleziono żadnego krateru poimpaktowego i materiału pochodzenia
kosmicznego, które mogłyby być połączone z tym wydarzeniem. Wedle naszych
wyliczeń, na zniszczenie roślinności na tak wielkiej przestrzeni, potrzeba
wybuchu jądrowego o energii od 0,2 do 20 Mt TNT.[2]
Założyli zatem, że „ich”
kolapsar, który uderzył w Ziemię w rejonie Podkamiennej Tunguskiej, miał masę
równą masie wielkiego asteroidu. I choć jego promień wynosił zaledwie kilka dziesięciomilionowych
części centymetra, to według poglądów obu Amerykanów, wokół tego ciała musiało
istnieć super-silne pole grawitacyjne. Geometryczny promień tej czarnej dziury
powinien być mierzony w angstremach. Jest to jednostka pomiaru długości fali
świetlnej i odpowiada ona jednej dziesięciomilionowej części milimetra.[3]
Jednostka ta wzięła nazwę od nazwiska szwedzkiego astronoma i fizyka Andersa
Jonasa Ångströma.[4]
Jackson i Ryan zakładają, że
prędkość tej czarnej mini-dziury była nieporównywalnie większa, niż prędkość
„manewru unikowego” Ziemi, ale obiekt o takiej mikroskopijnej średnicy musiał
wywołać odpowiadającą jego masie (a była ona gigantyczna w stosunku do
rozmiarów) falę udarową. Czarna dziura pokonała te 30 km ziemskiej atmosfery w
ciągu 1 sekundy.[5]
Obaj Amerykanie oparli się nie
tylko na obliczeniach, ale także na zeznaniach świadków. Wynikało z nich, że w
czasie lotu obiektu wypadały zeń „błyski światła”, zaś zagadkowe ciało opisywano
jako „jasnoniebieską rurę”. Uczeni stwierdzili, że doskonale to pasuje do
obrazu typowych symptomów, które powinny wystąpić w czasie kolizji kolapsaru z
planetą.
Zasadniczo większość
promieniowania w przypadku przelotu kolapsaru przez atmosferę powinna być
wypromieniowana w zakresie promieniowania UV, a także innych rodzajach
promieniowania. Nie występowałoby tutaj promieniowanie X, zatem więc plazmowy
słup miałby kolor niebieski – co zaobserwowano.
Dalszymi wskazówkami były
szczątki drzew spalonych w czasie wybuchu. Pożar spowodowała nie temperatura
lecącego obiektu, ale energia podmuchu fali uderzeniowej zagadkowego obiektu.
Świadkami – w tym przypadku nie całkiem dobrowolnymi – stali się uczeni
radzieccy: dr Igor Zotkin i
dr Michaił Zikulin,
którzy swego czasu w laboratorium odtworzyli możliwy przebieg trajektorii tego
kosmicznego ciała. Na podstawie wyników ich badań, obaj Amerykanie doszli do
następujących wniosków:
Zotkin i Zikulin przy pomocy
wybuchów lontu detonacyjnego[6]
stworzyli model eksplozji, która zniszczyła drzewa tajgi. Wyliczyli oni, że
Meteoryt Tunguski poruszał się po trajektorii nachylonej o 30* do powierzchni
Ziemi, a potem nad nią doszło do eksplozji. Wynikałoby zatem z tego, że była to
eksplozja obiektu w kształcie walca lecącego ku Ziemi pod kątem ostrym.
Podobnie rzecz się ma w przypadku czarnej mini-dziury o średnicy ułamków
milimetra – obraz zniszczeń jest identyczny. Poza tym kolapsar nie pozostawia
po sobie śladów impaktu w postaci astroblemu – co możemy definitywnie uznać za
rozwiązanie zagadki tunguskiego fenomenu. Czarna dziura przeniknęła do Ziemi, a
jej spoistość i twardość skał zatrzymałaby jakąkolwiek falę uderzeniową.[7]
Dzięki swej ogromnej masie, (a co
za tym idzie bezwładności)i małej
średnicy przelatując przez Ziemię miniaturowy kolapsar straciłby jedynie
mizerny ułamek swej energii kinetycznej, i po przeleceniu Ziemi na wylot poleciałby
w niebo gdzieś na północnym Atlantyku pomiędzy 40°N a 50°N
oraz 30°W a 40°W.[8]
Problemem, który nie dawał spać
obu Amerykanom był wylot kolapsaru z wnętrza naszej planety, no bo skoro
przylot wywołał takie gwałtowne zjawiska, to odlot także powinien je spowodować.
Jak dotąd to nie ma żadnej wskazówki o zaobserwowanym zjawisku tego typu w dniu 30 czerwca 1908 roku na
wodach Atlantyku, które musiałyby być zaobserwowane przez załogi statków tam
przepływających. To pewnik. I dlatego należałoby zbadać zapisy dzienników
okrętowych wszystkich statków, które znajdowały się tam w nocy 29/30 czerwca
1908 roku.[9]
10.4. Reakcja na list pewnego
czytelnika.
Także i w ZSRR hipoteza obu
Amerykanów stała się przedmiotem zażartej dyskusji. Pojawiły się rozmaite
punkty widzenia. W roku 1974, aspirant Instytutu Fizyki w Moskwie A. G. Ponariew
odpowiedział na łamach magazynu „Ziemia i Wszechświat” nr 5,1974 na list
czytelnika – J. L. Poljakina, który zajmował się sprawą Tunguskiego
Meteorytu oraz hipotezą Ryana i Jacksona. Stwierdził on m.in., że dowodem na
prawdziwość ich hipotezy jest kanadyjski Chabb Crater o średnicy 3,5 km. W swym
liście wskazywał on na ten krater, jako możliwe miejsce wylotu tego mikrokolapsaru
z wnętrza kuli ziemskiej. Na takie dictum A. G. Polnariew dyplomatycznie
odpisał, że:
... jak dotąd nikt nie doszedł do
tego, co naprawdę było przyczyna tunguskiej eksplozji, czarna dziura czy coś
innego.
Powstanie krateru przy wylocie
kolapsaru z wnętrza Ziemi nie jest prawdopodobne, ale Polnariew chciał
wykluczyć i takiej możliwości.[10]
Mój konsultant dr A. A. Jawnel –
renomowany członek WBM AN ZSRR nie chciał sobie zawracać głowy tą hipotezą.
- No i tym sposobem czytelnik ten
nie otrzymał odpowiedzi, ani nikt nie wyprostował mu jego błędnych poglądów
– powiedział on. W celu zweryfikowania prawdziwości hipotezy amerykańskich
uczonych należy wykonać następujące czynności:
v dokonać
badań możliwości występowania w Naturze miniaturowych kolapsarów o rozmiarach
liczonych w μm;
v zbadać,
jaką reakcję wywołałoby wejście do atmosfery takiego mikro-kolapsara;
v zbadać,
jakie efekty uzyskałoby się w przypadku uderzenia takiego mikro-kolapsara w
grunt i czy pokrywają się one z efektami zaobserwowanymi w czasie katastrofy
tunguskiej.
- Polnariew w odpowiedzi na list
czytelnika, niestety – mimo posiadanych przezeń informacji – nie ujawnił danych
na temat energii eksplozji tunguskiej – mój
konsultant uściślił swe uwagi. Za to wspomniał po łebkach o oświadczeniach
naocznych świadków mówiące o >>niebieskim słupie ognistym<< . Widocznie
ta okoliczność rozzłościła Jawnela i tego nie skrywał przede mną.
Oczywiście dr Jawnel stwierdził,
że cały wniosek jest oparty na niesprawdzonych wiadomościach, więc jest oczywiście niewiarygodny, bo żywcem wyjęty z
artykułu Amerykanów. Oczywiście – wg dr Jawnela – nie można powoływać się na
dane uzyskane z badań Zikulina i Zotkina, bo istnieją rażące różnice pomiędzy
tym, co piszą Amerykanie, a rzeczywistością. Obraz wywału drzew wyraźnie
wskazuje na działanie synergiczne fal uderzeniowych: sferycznej i
cylindrycznej. Poza tym kolapsar w czasie przelotu przez atmosferę nie
zmniejszyłby swej masy – a na odwrót – zaś tutaj nastąpiło znaczne rozpylenie
materii meteoroidowej. To właśnie dlatego doszło do znacznego zapylenia atmosfery
i białych nocy, co – wedle dr Jawnela – powoduje to, że hipoteza Jacksona i
Ryana musi być odrzucona, bo jest bezsensowna i nie przystaje w ogóle do
faktów.
Także próby poszukiwania śladów
wylotu kolapsara na dnie północnego Atlantyku są bezsensowne – twierdzi on.
Hipoteza Poljakina jest do niczego, bowiem:
Ten kanadyjski krater – jak
wykazały to badania geologiczne – powstał już przed epoką lodową, a zatem nie
istnieje tutaj żadna koincydencja z zagadkowym wydarzeniem w tajdze w czerwcu
1908 roku...
10.5. Pogląd przeciwko poglądowi.
I tak to jeden pogląd naukowy
stanął przeciwko drugiemu. I niczego nie udowodniono!
Nie udało się w żaden sposób
zanegować tego, że „kosmiczny kanibal” swego czasu dosięgnął także Układu
Słonecznego. Wedle najnowszych danych astronomicznych, jedna czarna dziura zmierza
w kierunku naszego wycinka Kosmosu, i gdyby te wyliczenia były bezbłędne, to
taka możliwość stałaby się realną rzeczywistością, ale za długie tysiąclecia
czy nawet dziesięciotysiąclecia! Astronomiczne odległości czasami mają swoje
dobre strony!!!
Naukowcy szacują ilość kolapsarów
w Kosmosie na miliardy sztuk. Black Holes mają różne wielkości –
istnieją kolapsary o wielkości naszego Słońca i jeszcze większe[11] oraz
także miniaturowe czarne dziury wielkości ziaren piasku. Cechą wspólną
wszystkich tych ciał astronomicznych jest ogromna masa i potężna siła
grawitacji. Ich powstanie ma związek z pierwotnym wybuchem kreującym nasz
Wszechświat – czyli Big Bangiem.
Hipotetycznie rozważano
możliwość, że wybuch na Syberii wywołał mikro-kolapsar o średnicy ziarenka
kurzu, ale o masie 8 mln ton – ale co do prawdopodobieństwa tego zdarzenia, to
tutaj drogi badaczy się rozchodzą...
Już katolicki teolog i filozof Pierre
Teilhard de Chardin w jednej ze swych mądrych prac zauważa:
Współczesna fizyka nas poucza, że
w przestrzeni kosmicznej nawet najbardziej fantastyczna możliwość może stać się
prawdą...
[1]
Opuściłem tutaj wywody dotyczące genezy kolapsarów, bowiem są one dostępne w
każdym podręczniku astronomii dla szkół średnich i nie widziałem potrzeby, by
je tutaj przytaczać.
[2]
Zakładając, że 1 kg TNT wydziela 4,18 x 106 J, to energia sumaryczna
wybuchu musiała wynosić odpowiednio od 8,36 x 1014 do 8,36 x 1019
J.
[3] 1 Å = 10-10 m =
1 nm (nanometr).
[4] W układzie SI obowiązującą
jednostką pomiaru fali świetlnej jest mikrometr – 1 µm (lub 1 mcm) czyli 10-6
m.
[5] Oczywiście Autorowi
chodziło o gęstsze warstwy ziemskiej atmosfery.
[6] Jest
to specjalny rodzaj lontu, w którym ścieżkę czarnego prochu spalającego się z
prędkością 1 cm/s, zastąpiono pentrytem, który spala się detonacyjnie z
prędkością 6 km/s.
[7]
Argument ten nie jest taki oczywisty, bowiem skały mają pewną sztywność, która
powoduje rozprzestrzenianie się w nich fal sejsmicznych i wlot, przelot i wylot
nawet miniaturowego kolapsaru musiałby wywołać trzęsienie ziemi na całej trasie
jego przelotu.
[8] Czyli
pomiędzy Azorami a Nową Fundlandią, we wschodniej części Basenu
Nowofunlandzkiego, na północny-zachód od Azorów. Istnieje jeszcze jedna
możliwość, że mikrokolapsar lecąc cały czas niezmienionym kursem wyleciał nie z
wód Oceanu Atlantyckiego, ale u północnych wybrzeży Kanady.
[9] Zakładając,
że ten kolapsar przeleciał przez Ziemię z prędkością przemieszczania się 30
km/s, co trwałoby kilka minut, natomiast wskazany akwen znajduje się w strefie
czasowej GMT-2h, tzn. w momencie katastrofy była tam godzina
22:17.11 czasu lokalnego, ale jeszcze dnia 29 czerwca 1908 roku i dlatego
należałoby szukać zapisów właśnie z tego dnia i po tej godzinie na tym, a nie
innym akwenie.
[10]
Jeżeli na ten mikrokolapsar patrzeć, jak na pocisk przebijający Ziemię na
wylot, to faktycznie krater wylotowy powinien być większy od wlotowego – i tak
właśnie byłoby! Krater te byłby wybity nie przez kolapsar, bo jego średnica
jest zbyt mała na to, ale przez towarzyszące mu fale uderzeniowe poruszające
się w ośrodku stałym – w tym przypadku skałach skorupy ziemskiej. Pod tym
względem hipoteza Poljakina jest poprawna!.
[11]
Autorowi chodziło najprawdopodobniej o jądra galaktyk, co do których są
przypuszczenia, że są one gigantycznymi kolapsarami o masie wielu milionów
Słońc!