Rozdział
I - ATOMOWE WOJNY W STAROŻYTNOŚCI
Klasyczny
przykład: Sodoma i Gomora - Starożytność znała BMR - Miasto, które znikło z
powierzchni Ziemi - Atomowy atak na Sacsayhuaman? - Radioaktywne szkielety i
groby - Promieniste mumie w zbiorach Muzeum Egipskiego.
Kiedy
w roku 1959 prof. Matwiej Agrest, a po nim czeski autor literatury
faktograficznej dr Ludvik Souček (a za nimi cała rzesza innych autorów)
wystąpili z hipotezą, że biblijne miasta Sodoma i Gomora (zob. 1 Mjż 13,13 i 1
Mjż 19)[1]
zostały zniszczone w drugim tysiącleciu przed Chrystusem przez wybuchy jądrowe
- wywołało to burzę niezgody w środowisku naukowców. Kościół katolicki potępił
to jako kacerstwo, a specjaliści zostali wzburzeni w najwyższym stopniu.[2]
Prof.
Agrest, który jest ojcem tej hipotezy o zniszczeniu obydwu tych miast przy
pomocy eksplozji jądrowych, opiera ją na analizie biblijnego tekstu. Według
niego, szło o tragiczny efekt likwidacji nadmiaru materiałów radioaktywnych
przez Kosmitów, którzy za wszelką cenę (i słusznie!) nie chcieli pozostawić ich
na naszej planecie, której mieszkańcy nie posiadali osłon antyradiacyjnych.
Mówi
Agrest:
Według
opisu biblijnego, wniosek ten jest więcej, niż prawdopodobny. Kosmici polecili
Lotowi i jego rodzinie, aby się ukryli w górach, gdzie znajdowały się jaskinie.
Tam byli doskonale zabezpieczeni przed promieniowaniem radioaktywnym - był to
bowiem doskonały, naturalny schron przeciwatomowy.[3]
W roku
1966, amerykański egzobiolog Carl Sagan rozważał możliwość atomowego
zniszczenia Sodomy i Gomory, którą to myśl nazwał: Zupełnie sensowną i godną
głębokiej analizy. Nawet taki przeciwnik i krytyk archeoastronautyki, jakim
jest Gunnar von Schlippe musiał przyznać, że: Jeżeli idzie o
zniszczenie Sodomy i Gomory, to rzeczywiście można je porównać z działaniem
bomb jądrowych.[4]
Dr
Ludvik Souček w swej książce „Przeczucie cienia”[5]
dołącza krótką notatkę współczesnego komentarza do tej partii
starotestamentowego tekstu:
1.
Lota obronili dwaj aniołowie, którzy go ostrzegli przed katastrofą i przykazali
mu ucieczkę >>w góry<<, nie oglądając się za siebie, co jest
całkiem dobrą radą, mając na względzie szkodliwe działanie pulsu świetlnego
wybuchu nuklearnego.
2. Lot
odpowiada równie dziwnie: >>... boję się, że to zło przeniknie do mnie i
mnie uśmierci<<.
Pan
przyrzekł (w Księdze Mojżeszowej) zniszczyć Sodomę i Gomorę siarka i ogniem, a
zatem jej mieszkańcom groziło: poparzenie, spalenie, zatrucie bądź uduszenie dymem czy gazami -
komentuje biblijny opis dr Souček[6]
- W żadnym z tych wypadków nie jest logicznym mówienie o >>źle, które
przenika<<, bez przypomnienia promieniowania przenikliwego. Lot wie o
tym, że promieniowanie jest szkodliwe dla zdrowia i obawia się o to, by nie
został porażony promieniście, zanim dostanie się pod osłonę gór.
3.
Ciekawym jest także opis samej katastrofy:
>>Widziałem
występujący z ziemi dym, jak dym z pieca. Wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę
deszcz siarki i ognia... I zniszczył trzy miasta i całą okolicę Jordanu, ze
wszystkimi ich mieszkańcami i wszelką polną roślinnością<<.
Dym z
ziemi dość dokładnie przypomina grzyb po eksplozji jądrowej - tak
kończy swą analizę jądrowego wybuchu nad Sodomą i Gomorą dr Ludvik Souček.[7]
W tzw.
„Zwojach znad Morza Martwego”, które ukryła sekta Esseńczyków, w jaskiniach Cirbet
Qumran na pn - zach. brzegu Morza Martwego, na południe od Jerycha, przed
legionami cezara Wespezjana (69-79) tak opisuje się w tym najstarszym
hebrajsko-aramejskim tekście „Starego Testamentu” zagładę Sodomy i Gomory:
Podźwignął
się słup z dymu i prochu, podobny do słupa dymu, co wychodzi z wnętrza Ziemi.
Zasypał Sodomę i Gomorę deszczem siarki i płomieni, zniszczył miasta, cała
nizinę, wszystkich mieszkańców i całą roślinność...
Lot
mieszkał w Segor, a potem przeniósł się w góry, bał się pozostać w mieście.
Ludzi przedtem ostrzeżono, by opuścili miejsca przyszłej eksplozji, żeby nie
patrzyli na wybuch i skryli się pod ziemią. Uciekinierzy, którzy się obejrzeli
- oślepli, a potem zmarli.[8]
- A
gdzie są dowody? - mógłby ktoś spytać. - Czy znaleziono jakieś ślady po wybuchu
atomowym? - Dziś wiemy z całą pewnością, że tak. Dyrekcja Egipskiego Instytutu
Atomowego potwierdziła, że w miejscach, gdzie zniszczono te kaanaeńskie miasta
znaleziono zwiększoną ilość izotopów o bardzo długim T1/2: 32Si
= 100 lat, 44Ti = 47 lat, 53Mn = 3,7 mln lat, i wiele
innych.[9]
Nie idzie tutaj bynajmniej o radioaktywne tło ziemi i minerałów w tych
miejscach, a o sztucznie wytworzone izotopy
n i e w y s t ę p u j ą c e normalnie w przyrodzie!
Możemy
to spokojnie zapisać po stronie „za” hipotezie głoszącej, że Ludzkość w okresie
Starożytności miała kontakt z Broniami Masowego Rażenia (dalej BMR). W tej
chwili jest na to trudno odpowiedzieć, ale na korzyść tej hipotezy przemawia
wiele innych wskazówek, poszlak i przesłanek.
Według
podręczników historii wojskowości, armie Starożytnosci posiadały całkiem niezły
arsenał broni, na który to arsenał składały się głównie: kopie, oszczepy,
topory bojowe, miecze, młoty bojowe, łuki i strzały, tarcze, puklerze, hełmy i
inne opancerzenie. Jako broń - i to uderzeniową - wykorzystywano tresowane
słonie, a gdzieś na Wschodzie w pewnej bitwie wypuszczono na nieprzyjaciela w
charakterze broni... wygłodzone lwy! Do zdobywania twierdz używano taranów,
wież oblężniczych i różne machiny miotające (baro- i neurobalistyczne) balisty
i katapulty. Jakość i ilość uzbrojenia zależała zawsze od stopnia rozwoju
gospodarczego w tym, czy innym czasie.
I tu
zaczynają się problemy. Według tego, czego nas uczą historycy, starożytne armie
rozwalały sobie łby siekieromłotami, a ich wojownicy poza tym siekli się i
kłuli broniami siecznymi i kolnymi. A jednak studiując tameczne źródła rzuca
się w oczy niezwykłość używanych broni, która całkiem wymyka się tradycyjnym
wyobrażeniom o technologiach uzbrojenia.
I tak
np. sanskrycki epos „Mahabharata”, czyli „Epos o Bharatach”[10],
który Hindusi przypisują legendarnemu Viasie - zawiera coś, co daje nam
do myslenia. Między 10.000 kupletów przeplatanych prozą, podzielonej na 18
ksiąg, znajdujemy opis boskiej broni Indry, o której epos mówi tak:
W boju, kiedy owa broń palić zaczęła
Zachwiała się ziemia, wraz z
drzewami zadrżała
Wylały rzeki i wzburzyły
morza
Pękały góry i skały, dzikie
wiatry wiały
Ognie pogasły, przygasły
słoneczne promienie -
Ardżuno! Ardżuno! - nie
używaj cudownej broni!
Nie można jej używać tak, bo
jest ona niebezpieczna!
Można ja użyć tylko w
skrajnym niebezpieczeństwie...
Przecież użycie tej strasznej
broni grozi zgubą wszystkiemu,
co żyje!...
Akademik prof. B. L. Smirnow
w komentarzu do tego tekstu w rosyjskim przekładzie „Mahabharaty” tak dodaje do
tego cytatu następującą myśl:
Doprawdy, człowiek musi się
zastanowić nad wysoką moralnością i odpowiedzialnością[11]tego
narodu, który przed dziesiątkami wieków wykazał się nie tylko odwagą zadania
sobie pytania o granice użycia broni absolutnej, ale także jej uzasadnienie.[12]
Jakaż to była broń, którą można
by porównać do znanych nam broni z arsenału BMR?
W innym miejscu „Mahabharaty”
czytamy:
Potężny Gurkha wypuścił z pokładu
swej vimany jedną, jedyną strzałę przeciwko przelatującemu trójmiastu. I
podźwignął się w nieskończonym żarze jasny obłok, j a ś n i e j s z y o d
t y s i ą c a s ł o ń c i zamienił miasta w popiół. I kiedy Gurkha
opuścił się swym wozem ku ziemi, jego wóz stał się podobny do lśniącego kawałka
antymonu...
Czytelnicy już z całą pewnością
słyszeli to porównanie: Jaśniej, niż tysiąc słońc, użyte w książce Roberta
Jungka - „Heller als der Tausend Sonnen”, opisującej powstanie i użycie
pierwszej bomby jądrowej - porównanie to wzięto z najstarszego utworu
literackiego Indii!
Inny tekst mówi o apokaliptycznym
wybuchu jeszcze sugestywniej:
Była to błyszcząca strzała,
płonąca, ale nie wydająca dymu. Wystrzelono ją na nieprzyjaciela i wszystko
spowiła gęsta mgła. Zakręciły się, zawirowały jadowite wiry. Z potwornym hukiem
podniosły się obłoki i wzbiły pod niebiosa. Wydawało się, że Słońce się
zakołysało. Cały świat spalił żar wybuchu, jakby od wielkiego upału. Tysiące
wozów, dziesięć tysięcy mężczyzn i słoni obróciło się w proch i popiół...
Po zakończeniu zażartych walk
zniszczono ostatnią nieużywaną broń, która wyglądem przypominała: Metalową
strzałę, o wyglądzie ogromnego posła śmierci. Bohater nakazał swym ludziom, aby
starli ją na drobny proch.
W innym miejscu Mahabharaty mówi
się o tym, że owa broń jest w stanie - uwaga! - Ukarać ziemię dwunastoma
laty niepłodności i zabijać płody w ciele matki (!!!) - co dość dokładnie
odpowiada naszej wiedzy na temat napromieniowania i jego skutków letalnych w
postaci choroby popromiennej u ludzi i zwierząt, które to promieniowanie
powoduje m.in. uszkodzenia płodów czy radiogenne mutacje letalne.
A oto ciąg dalszy dance
macabre:
Wyleciała jedyna strzała. Do
białości rozżarzony słup dymu, jasny jak dziesięć tysięcy słońc podniósł się w
straszliwym ryku... Była to nieznana broń, żelazna strzała, gigantyczny
posłaniec śmierci, który zmienił w popiół cały naród Viśniów i Andhaków...
Ciała ich były spalone nie do poznania. Ich włosy i paznokcie poodpadały,
gliniane garnki popękały z nieznanej przyczyny, a ptaki zbielały. Po kilku
godzinach cała żywność została skażona... (!!!) Ta silna broń odrzuciła wielką
ilość wojowników wraz z ich końmi i słoniami oraz z bronią, jakby to były
nędzne liście z drzew...
Zbieżność opisów atomowych
wybuchów i ich skutków biologicznych z sanskryckich tekstów jest więcej, niż
oczywista!
- Epos podaje też pewne
informacje o sposobach ochrony przed tymi broniami - mówi na marginesie
„Mahabharaty” dr Ludvik Souček - Ta broń jest w stanie zabić tych wojowników,
którzy mają na swym ciele metal. Kiedy wojownicy dowiedzieli się, że ta broń ma
zostać użyta, to zdejmuja z siebie wszystko, co metalowe, po wybuchu wskakują
do rzeki, by obmyć siebie i wszystko, czego się dotknęli. Nie jest to nadmiar
dbałości o higienę, bo w przypadku zaniechania tych czynności, ludzie porażeni
działaniem tej broni tracą włosy i paznokcie, a wszystko co żyje blaknie i
słabnie...[13]
wskazówki, co do strategii
przeżycia po uderzeniu bronią jądrową są mniej ozdobne, ale mówią dokładnie, co
zrobić, by przeżyć.
Wzmianki o podobnych BMR
znajdujemy także gdzie indziej. Apolloniusz z Rodos w dziele
„Argonautyka” pisze o metalowych ptakach bombardujących okręt Argonautów
metalowymi strzałami. Do dziś dnia nie jest znana przyczyna strategicznego
fiaska genialnego wodza Aleksandra Wielkiego Macedońskiego (356-323
p.n.e.) , które polegało na ściągnięciu armii z Indii, w odwrocie - który
bardziej przypominał paniczną ucieczkę. Flavius Filostratos tą porażką
armii Aleksandra tłumaczy złymi doświadczeniami żołnierzy Macedończyka z hinduskimi
broniami: „Ogniem Bharavy” - „z gromami i błyskawicami mogącymi zniszczyć
przeciwnika nawet poza murami obronnymi miast” czy „metalowymi strzałami
napędzanymi płomieniami” - antenatami dzisiejszych wieloprowadnicowych czy
wielolufowych miotaczy rakietowych pocisków à la rosyjska Katiusza...
Aleksander przy odwrocie od Indusu ku Bander-e-Shapur w południowo-wschodnim
Iranie stracił ¾ żołnierzy ze swej ogromnej, jak na owe czasy, 200.000-armii,
której większość maszerowała starą trasą karawanową na Persepolis. Był to
smutny koniec jego, z początku tryumfalnego, marszu długiego na 40.000 km, a
którego długość odmierzali bemanistae - krokoodmierzacze, jak nazywano
geografów Aleksandra Wielkiego.
Po porażce z hinduskimi broniami,
dni Aleksandra były już policzone i przez ostatnie dwa lata swego życia trawił
gorzko swą przegraną na Wschodzie...
Tybetańska kronika „Dzyan” zaś
mówi o tym, jak to przed tysiącami lat przybyły na Ziemię jakieś istoty w
metalowym statku. Osiedliły się one na niej, ale dzięki wzajemnej niezgodzie
doszło do krwawych konfliktów.[14]
Władca podwodnego miasta wraz ze swymi wojownikami wzleciał w powietrze w
ogromnej kuli. Kiedy podlecieli na odległość dobrej widzialności nieprzyjaciela
i jego miasta, wystrzelili weń wielką świetlistą kopię, która niosła się na
słonecznym promieniu. Miasto eksplodowało w ognistej kuli, która wyleciała
pod niebo. Wszyscy byli straszliwie poparzeni. Ci, którzy patrzyli na kopię i
ognistą kulę, w którą się zmieniła - oślepli, a ci, którzy weszli do
zniszczonego miasta - wkrótce zmarli. Kiedy władca ujrzał, co zrobił i do
jakiej katastrofy doszło, zebrał swych poddanych do statku latającego, czy
nawet kilku, te wzniosły się w niebo i już nigdy nie powróciły. Tyle
starotybetańska kronika.
Systematyczną analizą starohinduskich
systemów BMR od dłuższego czasu zajmuje się znany czeski autor inż. Ivo
Wiesner takich książek, jak m.in.: „Predpeklie ráje I-III”, „Svetlo dávnych
vekov” i „Narod v léne bohov”. Na podstawie danych zawartych w książce prof.
V. R. Diksitara podzielił on hinduskie systemy BMR następująco[15]:
SYSTEMY BRONI WYKORZYSTUJĄCYCH SIŁY NATURY
Válavja - broń emitująca silne uderzenia
wiatru - tornada - niszczące spore powierzchnie ziemi.
Váruna
- BMR wywołująca burze i powodzie.
Vadjra - generator piorunów kulistych,
nie mający odpowiednika we współczesnych arsenałach.[16]
SYSTEMY BRONI TECHNOGENNYCH
Brahmashiras - anihilacyjna BMR, termojądrowy
ładunek uwalniający ogromną ilość energii dzięki fuzji ciężkich jąder
atomowych.[17]
Brahmadanda - rakieta z głowicą neutronową.
Pashupata - wielolufowy miotacz rakietowy
strzelający rakietami z konwencjonalnymi głowicami.
Chákra - latający d y s k
z siedmioma ostrymi grotami, napędzany silnikami rakietowymi na
obwodzie.
Narajana - ówczesny odpowiednik
dzisiejszej bomby kasetowej.
Anthardhana - broń dezorientująca wroga,
łamiąca jego morale i powodująca utratę świadomości.[18]
W tej wyliczance moglibyśmy dojść
bardzo daleko - ich lista sięga kilku stron w książkach Diksitara i Wiesnera -
a nie mówiliśmy jeszcze o zasadach użycia tych broni, co jest dziedzina wiedzy
zwana Astravidia, a której opanowanie pochłaniało aż pięć lat
intensywnego szkolenia!
Stając twarzą w twarz z
sanskryckimi tekstami możemy - według dr Władimira Rubcowa przyjąć
cztery podstawowe hipotezy:
1. Legendy o broni, której nic
się nie oprze, możemy uważać za zwyczajny mit-horror, bez żadnej realnej
podstawy.
2. Realną podstawą tych legend
jest istnienie nie standartowych broni, których technologia była ściśle tajna i
utrzymywana w najwyższym sekrecie, a ich działanie dla naszych przodków było
ty, czym dla nas zniszczenie Hiroszimy. Chodzi tutaj np. o bojowe środki
zapalające, czyli tzw. „grecki ogień” oraz rakiety na czarny proch,
oddziaływanie tych ostatnich było czysto psychologiczne i jako takie zaliczały
się bardziej do NLW a nie BŚZ.
3. Istnieje prawdopodobieństwo,
że w Starożytności na półwyspie Dekan istniała wysoko rozwinięta cywilizacja,
która znikła z powierzchni Ziemi wskutek nienaturalnej katastrofy. Owa
cywilizacja mogła pozostawić po sobie ślady w legendach o BMR, z którymi
zapoznali się twórcy „Mahabharaty”.
4. Możliwym jest, że w odległej
przeszłości, pomiędzy Ziemią a odległymi cywilizacjami kosmicznymi istniała
bilateralna czy nawet multilateralna więź, dzięki czemu na naszą planetę dostały
się próbki wytworów Obcych Cywilizacji.[19]
Co do prawdziwości hipotez 3 i 4,
to świadczą one za nimi nie tylko antyczne teksty, ale także poszlaki i dowody
wprost o użyciu BMR w zamierzchłych czasach Ludzkości.[20]
Inż. Wiesner i prof. S. K. Trikha z Uniwersytetu w Dehli w czasie prac
wykopaliskowych na równinie Kurukshera - jednym z pól bitewnych w bratobójczej
wojnie Bharatów opisanym w „Mahabharacie” - stwierdzili podwyższone tło
promieniowania radioaktywnego Ziemi, podobnie jak w podziemnych sztolniach służących
za schrony.[21]
Dr Ludvik Souček sformułował na
początku lat 70. XX wieku teorię, wedle której dwa kwitnące miasta starożytnych
Indii: 40-tysięczna Harappa i Mohendjo-Daro nie były zniszczone przez atak
plemion Ariów, jak to się dziś przypuszcza, ale początkiem ich zaniku była
jakaś silna eksplozja - a raczej katastrofa mająca związek z eksplozją - której
epicentrum znajdowało się około 140 km od Mohendjo-Daro. Kataklizm ten o d w r ó c i ł bieg rzeki Indus, tak że pod wodą i bagnem
znalazły się obie metropolie i sąsiednie osady, zaś ich mieszkańcy wyemigrowali
do Gudjataru, zaś aryjscy koczownicy przybyli z północnego-wschodu i dokończyli
dzieła zniszczenia.[22]
Dzisiaj ta souczkowa hipoteza się
potwierdziła - badania archeologiczne przyniosły informację wielce frapującą -
otóż okazało się, że katastrofa stała się w mgnieniu oka, a glina w ruinach
miast była wypalona temperaturami o wysokości 1.400-1.600oC! Badacz S.
de Camp stwierdził, że domy były wyeksponowane na niesłychanie wysoką
temperaturę, gdy odnalazł takie miejsca, gdzie kamienie były nadtopione, a co
większe z nich z l e w a ł y się ze sobą! W okolicy tych zwitryfikowanych
kamieni de Camp odkopał ludzki szkielet, który był 50 razy bardziej
radioaktywny, niż gleba w jego okolicy. (!!!)
Jak pisze Walter Jörg Langbein,
włoski badacz hinduskiego pochodzenia David W. Davenport znalazł na
obszarze występowania protoindyjskiej, harappskiej kultury w prowincji Sindh
(Pakistan) bezsporne dowody na atomowe wybuchy sprzed tysiącleci:
Mohendjo-Daro, jedno z
najstarszych miast świata, było zniszczone bombami atomowymi.[23]
Na obszarze miasta o powierzchni około 1 km2, we
wschodniej i wyższej części zamieszkałej dzielnicy znaleziono około 30.000
znacznie zniekształconych ludzkich kościotrupów, które były poddane działaniu
wysokich temperatur. Zgodnie z poglądami D. W. Davenporta, kiedyś nad centrum
Mohendjo-Daro eksplodowała co najmniej jedna bomba jądrowa:
>>Kiedy w 1927 roku nasze
wykopaliska sięgnęły poziomu ulic Mohendjo-Daro, wraz z archeologami natknęliśmy
się na straszliwe znalezisko - 44 szkielety ludzkie, które leżały twarzami do
dołu na głównej ulicy, jakby powalone straszliwie silnym uderzeniem w plecy
przy rozpaczliwej, panicznej ucieczce. Jest czymś oczywistym, że ta kwitnąca
metropolia nad Indusem musiała zginąć w jakiejś okropnej katastrofie<<.[24]
W przypuszczalnym epicentrum
wybuchu znaleziono zeszklone kamienie i szczątki r o z t o p i o n e j ceramiki - w kierunku od epicentrum skutki
działania wysokiej temperatury malały i znajdowano także szkielety ludzkie.
Mówi Davenport:
W okręgu jakichś 50 m od
epicentrum przypuszczalnego wybuchu kamienie i cegły przeszły proces topienia.
W okręgu 60 m cegły były stopione tylko z jednej strony, a materiał ten później
się skrystalizował.
Głównym, rzekłbym, koronnym
argumentem na poparcie teorii Davenporta jest odkrycie, o którym musiałem
przeczytać kilka razy pod rząd, bowiem byłem przekonany, że mnie wzrok myli -
po przeprowadzeniu pomiarów naturalnego tła radioaktywnego Ziemi w tym rejonie
zabrano się za badanie kości ludzkich i liczniki Geigera-Müllera po prostu
oszalały. Dlaczego? Ano dlatego, że kości te były silnie radioaktywne - tak
radioaktywne, jak kości ofiar atomowego ataku na Hiroszimę i Nagasaki!!![25]
Fakt stwierdzenia wysokiej
radioaktywności tych szczątków ludzkich potwierdza także członek AN ZSRR dr
M. Dimitriew:
Nawet po okresie 4.000 lat są to
najbardziej radioaktywne szkielety - i prawdą jest, że tak bardzo, jak kości
ofiar Hiroszimy i Nagasaki.[26]
Niemniej ciekawymi są
okoliczności, które towarzyszyły zanikowi najstarszej cywilizacji Mezopotamii.
W literaturze specjalistycznej możemy sobie poczytać, jak to państwo Sumeru
padło, kiedy zostało zaatakowane około roku 1950 p. n. Chr. z północy przez
Amorytów a od wschodu przez Elamitów. Ale to nie wszystko. Około roku 1700 p.
n. Chr. znikła ostatnia wzmianka o Sumerze i Sumerach, i dziwnym jest to, że
stało się to akurat w tym samym czasie, kiedy o kilka tysięcy kilometrów na
wschód znikły miejskie aglomeracje Mohendżo-Daro i Harappy...
Znany asyrolog Zacharia
Sitchin, znany ze swych kontrowersyjnych teorii o dziejach Bliskiego
Wschodu, analizuje w swej pracy „Wojny bogów i ludzi” tabliczki klinowego
pisma, które opisują katastrofy poprzedzające zniknięcie ostatnich miast
Sumeru. Wspomina się tedy w nich o „przyjściu niewidzialnej śmierci” w
kształcie obłoku gnanego „złym wiatrem”, który to obłok przykrył całą krainę
„jak płaszcz, a raczej śmiertelny całun pokrył całe miasta”. Jego kolor był
„czerwony jak słońce na zachodzie, ale przesłonił prawdziwe słońce, a gorący
dech bogów przychodzący z zachodu przenosi ciemność z miasta do miasta.” Obłok
ten powstał, jak to czytamy, z „oślepiającej błyskawicy znad Zachodnich Gór
(tj. półwyspu Synaj), na równinie, bez miłosierdzia, w bliskości morza” - tj. w
pobliżu zatoki Ejlat (Izrael):
Gigantyczny żar wystrzelił ku
niebu, ziemia się zachwiała, a wielcy bogowie pobledli...[27]
Mało który naród miał poetów,
którzy wyśpiewywali swój żal nad jego zgubą. Nie mieli ich starożytni
Egipcjanie, dlatego że zmarli powoli, nie gwałtowną śmiercią, nie mieli ich
Hetyci, bo zginęli jakby rażeni piorunem, nie maja ich Kartagińczycy, bo
Rzymianie nie dali im na to czasu, nie mieli ich Asyryjczycy ani Babilończycy - pisze w swym nekrologu na
nagrobek kultury Sumeru dr Vojtech Zamarovský w swej znakomitej pracy.[28]
Dr Zamarovský chciał tymi słowami
wyrazić to, że Sumerowie wynaleźli oryginalny gatunek literacki, którym
dramatycznie wpisali się do złotej księgi światowej literatury - były to
„lamentacje” nad zagładą swych ostatnich miast, które porównywali do ostatnich
kwiatów umierającej kultury...
A te „gorzkie żale” czy
„narzekania” są z pewnego względu dla nas niezmiernie ważne. W „Lamencie nad
Eridu” opisuje się miasto, które było „zaduszone w milczeniu”. Trupy
mieszkańców leżały grupami na ulicach, prawie identycznie, jak w Mohenjo-Daro.
W „Lamentacjach nad Nippur” znajdujemy coś podobnego:
Martwi zapełniali ulice miasta,
trupy leżały na jego kiedyś tak pięknych ulicach, na których za życia tak
chętnie się przechadzali - teraz wszyscy tu leżeli nieżywi...
Największym z tych elegijnych
poematów, o objętości około 450 wersów, pod nazwą „Lamentacja nad Ur” jest
wedle naszego punktu widzenia nie tylko płaczem poszkodowanej ludności nad
ludźmi, przeciwko którym obrócili się ich właśni bogowie, ale także krzykiem
przerażenia, rozpaczy i bezsilności przeciwko eksplozji bomby jądrowej. Czytamy
zatem:
Wtedy dobry wiatr odszedł, a na
miasto spadły troski i bieda - ojciec Nannar, miasto biednym było: lud płacze.
Jego mury popękały: lud narzeka!
I dalej:
W głównej bramie miasta, która
ludzie doń wchodzili, leżą trupy. Na przestronnych placach, gdzie działy się
wielkie wydarzenia - leżą zabici. Przed świątyniami, gdzie odbywały się wielkie
uroczystości - leżą stosy trupów. Krew leje się na ziemię, jak brąz i ołów do
pieca. Trupy, jak owcze sadło, rozkładają się na słońcu...
Kto się ośmielił stawić opór, ten
został porażony bronią. Kto ratował się ucieczką, tego zmiotła burza. Silny i
słaby zginął w Ur. starcy, którzy zostali w mieście, ginęli w ogniu. Nawet
niemowlęta w łonie swych matek -
zabrała woda, jak ryby...[29]
Krótko potem sumeryjska
cywilizacja uległa naporowi Elamitów, którzy złamali jej kark. To był raczej coup
de grace - cios litości zadany umierającej krainie, przez którą przeleciał
„wiatr śmierci”, o którym piszą lamentacje.
Także w hetyckim mieście
Hattushas (Hattuszas) - centrum i stolicy cywilizacji Hetytów, którego ruiny
odnaleziono w Boghazköy, leżącego w odległości około 150 km na wschód od Ankary
(Turcja), znajdujemy także ceglane ściany domów, stopione do czerwonawej
masy... W tym mieście a n i j e d n a
budowla nie ostała się straszliwemu żarowi. Zapytajmy się, co takiego
stało się około roku 1200 p. n. Chr., kiedy życie tej ludnej metropolii zostało
nagle przerwane wskutek jakiegoś ataku, przed którego siłą i brutalnoscia nie
uchroniły go ani grube ceglane mury, których grubość przy fundamencie wynosiła
7 m! Hattushas nagle, z dnia na dzień, zmienił się w kupę gruzów, i dopiero po
upływie kilku stuleci ponownie zamieszkali tu ludzie, których starofrygijskie
miasteczko utrzymało się aż do czasów hellenistycznych.
A co się stało kiedyś, w
starożytnej Irlandii, gdzie do dziś dnia możemy na kamiennych murach twierdz
Dundalik i Ecos zobaczyć witryfikację spowodowaną gwałtownym skokiem
temperatury? A to jeszcze nie wszystko, bo coś podobnego można znaleźć na
szczycie wysokiej na 616 m n.p.m. góry Tap O’Noth w Aberdeenshire (Szkocja),
gdzie wspaniała górska twierdza zbudowana z ogromnych głazów zamieniła się w
czarna masę, spieczoną ekstremalnie wysoką temperaturą, która była tak wysoka,
że stopiona szlaka skalna spływała promieniście ze szczytu i tężejąc tworzyła
sople na kształt stalaktytów. (!!!)
Agnosco veteris vestigia flammae - poznaję ślady wielkiego
ognia - mówi kartagińska królowa Dydona w wergiliuszowskiej „Eneidzie”, a
te słowa powiedziane w innym czasie i innym miejscu, doskonale pasuja do naszej
zagadki. Pradawne fortyfikacje (przez kogo i przeciwko komu zbudowane?) były
zniszczone nagłym i silnym pulsem udaru termicznego - przy czym witryfikacja,
czyli zeszklenie kamienia, przebiegała
o d g ó r y - są rozsiane na całym terytorium Wysp
Brytyjskich, a także we Francji i Niemczech.
Zwitryfikowane powierzchnie
kamienne możemy zobaczyć także w inkaskiej twierdzy Sacsayhuaman nad
dzisiejszym Cusco, około 4.000 m n.p.m. w południowych Andach Peruwiańskich.
Tutaj poza udarem termicznym działała jeszcze jakaś nieznana siła, która
wyrwała ze ścian bloki kamienne, i ułożyła na stosy, jak pudełka zapałek.
W 1898 roku, opublikowałem
apologię katastroficznej teorii przeciwko krytyce niektórych autorów, którzy
czerpali korzyści z hołdowania marksistowsko-leninowskiemu światopoglądowi.
Polemika ukazała się w grudniu 1989 roku, co przysporzyło mi kupę problemów, a
które nic nie straciły ze swej aktualności aż do listopada 1997 roku. Przez te
osiem lat moje argumenty nic nie straciły ze swojej wagi, pozwolę sobie tedy
zacytować cały mój artykuł en block:
Atomowy atak na
Sacsayhuaman?
Dr Ludvik Souček w
swej książce „Tušeni stinu” pokazuje artefakty po straszliwych katastrofach - jądrowych
wybuchach w dawnej historii. Wskazuje on
na m.in. nadtopione mury obronne stolicy Hetytów - Hattushas, mury prawiecznych
twierdz w Irlandii, zeszklone powierzchnie ogromnych głazów w górskiej twierdzy
Sacsayhuaman...
Zdeněk Kukal i Jaroslav Malina
w książce „Zmierzch magów”[30]
maja wszak inny pogląd na tą sprawę:
Takie znaleziska
archeolodzy znajdują bardzo często. Idzie tu o resztki spalonych obiektów, co
wykazano doświadczalnie. Jak się obłoży kamienne mury szczapami drewnianymi i
zapali, to może się roztopić nawet kamień. I tak np. mur obłożony kłodami
drewnianymi zostanie po ich spaleniu dosłownie zeszklony. To są znane rzeczy -
archeolodzy angielscy przeprowadzili podobne eksperymenty 50 lat temu, a
radzieccy - 15 lat później...[31]
W innej pracy Maliny
znajdujemy podobną informację:
Od czasu do czasu są
znajdowane mury obronne, fortyfikacje, bastiony, itp., które zbudowano z
kamienia gładzonego, a które tak wyglądają, jakby były zeszklone. I tak wynika
pytanie, czy kamień może być stopiony przez zwyczajny płomień. Odpowiedź na to
pytanie uzyskali przed pół wiekiem brytyjscy archeolodzy. Zrobili oni model
muru obronnego, jakie były stawiane w epoce żelaza w Irlandii i Szkocji. Ściany
muru zbudowali z kamienia ciosanego poprzekładanego drewnianymi legarami oraz
spojonych gliną z szutrem bazaltowym. Potem model ten obłożono z e w
s z y s t k i c h s t r o n drewnem i podpalono. Po trzech godzinach
mury popękały, a wnętrze rozżarzyło się do czerwoności, zaś spodnie warstwy
bazaltu i gliny spiekły się i zeszkliły, że przypominały dość dokładnie masę
kamienną znajdowaną w okolicach twierdz.[32]
Wyżej wymienieni
krytycy: Kukal, Malina i Malinová na bazie wyników tego eksperymentu próbują
obalić hipotezę dr Součka twierdzącą, że to właśnie wybuchy jądrowe lub
termojądrowe doprowadziły do witryfikacji skał i murów dawnych celtyckich
twierdz.[33]
Z ich poglądami możemy
polemizować. W 1888 roku, archeologiczny triumwirat: Human - Winter -
Luschan odkrył w okolicach dzisiejszej wsi Boghazköy mury warowne stolicy
Hetytów. Grubość murów hetyckiego miasta Zindżirli wynosiła aż 4 m. Trudno
sobie wyobrazić, by 4-metrowej grubości mur został stopiony dzięki podpaleniu
kawałków drewna czy wiązek chrustu!!!
Podobna sytuacja czeka
nas, kiedy będziemy analizowali stopienie murów inkaskiego Sacsayhuaman,
leżącego na wysokości 4.000 m n.p.m. ... Budowa twierdzy zaczęła się za
panowania Inki Yupanque’ego, a ukończona została za panowania Inki
Huayana Capaca. Kamienne bloki trzech wałów są do siebie idealnie
dopasowane, a największy z nich ma więcej, niż 60 m3 i waży 150 ton!
I jak się wam t e r a z
przedstawia hipoteza o wiązkach chrustu?
No, ale żeby
powierzchnia takich głazów mogła się zeszklić, to potrzeba było kilkaset ton
drewna naniesionego i położonego na murach. Gdzie go zbierzemy?...
Rzecz bowiem w tym, że
roślinność na płaskowyżu Altiplano jest bardzo uboga - wysokogórska - i n i g d y
nie była ona bogata! To naukowy pewnik! Vaclav Šolc tak o tym
pisze:
Tutaj prawie nic nie
rośnie. Zielone są jedynie poletka Indian w dwa miesiące po zakończeniu się
pory deszczowej - potem już niczego nie ma, jeżeli nie liczyć długiej i
szorstkiej trawy, i od czasu do czasu kępek ostów.[34]
I co? - na El Dorado
to-to nie wygląda?
I jeszcze jedna
obiekcja natury - rzekłbym - militarno-organizacyjnej - otóż jej zdobywcy
musieliby wnosić paliwo po stromych stokach 4.000-metrowej wysokości
płaskowyżu, w rozrzedzonym powietrzu, pod nieustanną ulewą strzał kamieni i
innych pocisków obrońców. Jak oni to zrobili? Nie byliby w stanie nawet dojść
do podnóży murów obronnych twierdzy. Nie mówiąc już o takim drobiazgu, ze w
twierdzy wody było pod dostatkiem, a jedna z wież - zwana
>>Okrągłą<< miała własne, autonomiczne od sieci wodnej Sacsayhuaman,
źródło!
Jak widać
„wyjaśnienia” podane przez „krytyków” souczkowskiej teorii są zupełnie
nieprzekonywujące i naiwniejsze od nienaukowych teorii. Mam wrażenie, że
podobne argumenty pióra różnych poważnych badaczy wydają się być jedynie
parodią naukowych hipotez, usiłujących wyjaśnić to, co niewyjaśnione. Złożoność
tej problematyki w całej jej rozciągłości najlepiej wyraził rosyjski badacz Władimir
Kuzmiszczew w swej książce „Złote państwo Inków”[35], w której pisze on tak:
Jakiż był zamiar
architekta budującego tą twierdzę, jeżeli nie ukazanie wielkości Inków? Jak to
możliwe, że Inkowie, którzy dziś nas zadziwiają swym praktycyzmem,
doprowadzonym do perfekcji, iż stał się on prawem życia codziennego, zgodzili
się na jego realizację? Synowie Słońca z Tawantinsuyu mieli dość wrogów za
granicą Imperium Inków, przede wszystkim w czasach Pahakutiego i Tupaca
Inki Yupanki. Było dosyć także i tych, którzy uprzejmie wątpili w historię
Synów Słońca, którą Inkowie tak usilnie propagowali. I nie od rzeczy byłoby
zadać pytanie przeciwko jakim broniom, przeciwko jakim wojskom postawiono
gigantyczne mury Sacsayhuaman?...[36]
W roku 1867,
amerykański pisarz Mark Twain (1835-1910) opisał resztki świątynnej
wieży w Borsippa:
... osiem okrągłych
stopni-tarasów, z których dwa stoją do dziś dnia - gigantyczna budowla z
cegieł, która zapadła się po trzęsieniu ziemi, spalona i na pół stopiona
piorunami rozgniewanego boga.
Ruiny tej budowli,
jak możemy przypuszczać, są stopione nie tylko od zewnątrz, ale także w środku.
Badacz E. Zehren do tego dodaje:
Nie można wyjaśnić
tego, skąd się wziął taki silny żar, który nie tylko wyżarzył, ale i r o z t o p i ł setki palonych cegieł i wyżarzył całe
wnętrze wieży, które jest teraz jedną masą przypominającą stopione szkło.
À propos szkła - jak już jesteśmy
przy szkle - w kairskim muzeum znajduje się fragment tzw. „libijskiego szkła”,
które powstało wskutek stopienia piasku kwarcowego. Znaleziono je w odległości
800 km na pd-zach. od Kairu, na powierzchni 136 x 56 km i podejrzanie podobne jest
do zielonkawego szkliwa, które powstało w wyniku wybuchów jądrowych na
amerykańskim poligonie atomowym w Nowym Meksyku!
Wspomniany już tutaj inż. Ivo
Wiesner twierdzi, ze wytworzenie takiej szklanej płyty o powierzchni 7.500 km2,
którą znaleziono na Pustyni Libijskiej, pochłonęłoby aż 2,6 mln ton ropy
naftowej, co odpowiada energetycznemu ekwiwalentowi eksplozji bomby
termojądrowej o wielkiej mocy:
Bilans energii wskazuje
jednoznacznie, że zeszklenie takiej ilości piasku kwarcowego na tak wielkiej
przestrzeni nie da się wyjaśnić inaczej, jak użyciem broni jądrowej[37].[38]
Fragmenty niezwykłych informacji,
z którymi się zetknęliśmy się i jeszcze się zetkniemy na stronicach tej
książki, tworzą wielce zajmującą mozaikę, wedle której granica czasowa używania
czy też nie używania - jak kto woli - broni jądrowej, cofa się do dalekiej
przeszłości. Do tego puzzla możemy dołączyć jeszcze informację podaną przez
egipski dziennik „Al-Ahram” z dnia 18 maja 1992 roku. Pisze się w niej, że
zaproszono do Egiptu specjalistów, którzy mieli prześwietlić niektóre
staroegipskie mumie przed renowacją, która jej miała uchronić przed skutkami
zmian temperatury w magazynach Muzeum Egipskiego w Kairze. Radiolodzy przy tym
stwierdzili szokującą rzecz, a mianowicie niektóre z najstarszych mumii były...
radioaktywne! Kiedy przeniesiono je do sali z aparaturą rentgenowską,
umieszczone w niej liczniki G-M zaczęły trzeszczeć, co oznaczało, że mumie
promieniowały![39]
Od tego był już tylko jeden
krótki krok do hipotezy prof. Saida Sabita z Fakultetu Medycyny w Kasr
al-Ejni głoszącej, że starożytni Egipcjanie używali przy mumifikacji zwłok
źródeł promieniowania jonizującego, co zapobiegało zniszczeniu mumii wysokich
dostojników egipskich...[40]
I tutaj zbliżamy się do końca
naszych rozważań na temat BMR, które w starożytnych Indiach nazywano Brahmashiras
czy Brahmadanda, w Ameryce Południowej - Mashnak, w
sumeryjskich mitach - miecz bogów, zaś w celtyckich legendach - Oko
Balora. Pisałem o straszliwych broniach, które dawały ogień
mogący spalić trzy światy i porównywano je do płomieni, które
pożerają Wszechświat w mgnieniu oka j e
g o k o ń c a ![41]
Jak nazwalibyśmy ją dzisiaj?
Atomowa? Termojądrowa?
Neutronowa?
---oooOooo---
[1] Wszystkie cytaty biblijne
wg „Biblia Tysiąclecia” Poznań 1980 - przyp. tłum.
[2] Zob.
M. Agrest - „Kosmonawty driewnosti” w „Na susze i na morie”, Moskwa 1959; L.
Souček - „Tušeni stinu”, Praga 1974. Zob. także w kontekście atomowych
eksplozji w Starożytności: M. Hessemann - „”Weltweiter Atomkrieg vor 4.000
Jahren” w „Das Neue Zeitalter“ nr 3,1982 oraz „Krieg im Garten Eden“ w „Magazin
2000“ nr 84/85,1991; A. Lissoni - „Bombe atomiche nel 2000 a.C.?” w „Misteri e
verita” nr 22,1996.
[3] Oświadczenie M. Agresta
dla W. J. Langbeina w książce „Syndrom Sfinksa”, Praga 1996, s. 88.
[4] Ibidem s. 89
[5] L. Souček - „Tušenie tieňa“, ss. 84-85.
[6] Ibidem, s. 84.
[7]
Ostatnia teoria naukowa wyjaśniająca zniszczenie Sodomy i Gomory zakłada, że
doszło tam do samozapłonu metanu i innych lekkich węglowodorów, które
wydobywały się z otwartego złoża ropy naftowej w dolinie Jordanu. Jednakowoż
„Biblia” nic nie mówi o szalejącym wiele dni pożarze złoża ropy i gazu, który
musiałby wystąpić w takim przypadku. Poza tym dziwnym wydaje się być fakt, że
do takiego samozapłonu nie doszło wcześniej, przecież ludzie mieszkali tam od
dawna?... Uczeni wyjaśniają ten paradoks tym, że samozapłon nastąpił wskutek
uderzenia wielkiego meteorytu (deszcz ognia i siarki), ale w takim razie
powinien po nim pozostać jakiś krater poimpaktowy, którego tam nie ma... -
uwaga tłum.
[8] J. von Buttlar - „Adams Planet. Das Paradies lag
auf Phaeton“, Monachium - Berlin 1991, s. 84.
[9]
Oczywiście chodzi o ilość tych izotopów mierzoną w ppm i ppb. Wszystkie
wymienione tutaj izotopy powstają tylko i wyłącznie na drodze sztucznych
przemian jąder atomowych w reaktorach jądrowych i nie występują w Naturze! -
przyp. tłum.
[10] A.
Mora w kultowej w Polsce pracy pt. „Atomowe wojny bogów” tłumaczy to jako
„Opowieść o wielkich bitwach Bharatów” - przyp. tłum.
[11]
Słowa te przestały być aktualne w 1998 roku, kiedy to w wojnie o Kaszmir obie
walczące strony: hinduska i pakistańska, użyły - wprawdzie demonstracyjnie, ale
zawsze - 10 głowic jądrowych do podziemnych wybuchów na pustyni Thar w
Radżastanie... - przyp. tłum.
[12] B. L. Smirnow i W. I.
Rubcow - „Astrawidia - mif ili riealnost’?” w „Tajny wiekow”, Moskwa 1978, s.
29.
[13] L. Souček - ibidem, s.
78.
[14]
Polski ufolog Robert K. Leśniakiewicz wysunął w 1997 roku hipotezę na temat
atomowej wojny bogów, która zakłada, że były to istoty, które przybyły do nas
dzisiejszym Księżycem z układu planetarnego Proximy Centaura. Przybysze ci
opanowali najpierw cały Układ Słoneczny, a potem doszło pomiedzy nimi do
straszliwej wojny lub całej serii konfliktów, dzięki czemu zniszczona została
Atlantyda, zaś ludzie stali się istotami rozumnymi. Niedobitki tych Istot
schroniły się w planetarnym podziemiu naszej planety - w Szamballi-Agarti, skąd
teraz przylatują na Ziemię statki latające znane jako UFO. Pamięć o tych
wydarzeniach przetrwała w legendach i podaniach wielu ludów Ziemi...
[15] V. R. Diksitar - „War In Ancient India“,
Madras- Londyn 1944.
[16]
Bronie te można nazwać broniami ekologicznymi. Stwierdzenie, że bronie te nie
mają odpowiedników we współczesnych arsenałach jest nieprawdziwe, bowiem już w
latach 30. hitlerowcy pracowali nad niektórymi z nich - zob. M. Jesenský i R.
K. Leśniakiewicz - „WUNDERLAND: Pozaziemskie technologie w Trzeciej Rzeszy”,
(Ústi nad Labem 1998, Warszawa 2001); zaś współcześnie (w roku 2002),
Amerykanie i Rosjanie pracują nad broniami ekologicznego oddziaływania - są to
systemy nadawczych anten mikrofalowych znane pod kryptonimami HAARP i ELIPTON,
które są w stanie oddziaływać na atmosferę Ziemi przez co kształtują pogodę na
znacznych obszarach naszej planety. Jednym z efektów jej działania jest
najprawdopodobniej tzw. dziura ozonowa.
[17]
Autorowi chodziło najprawdopodobniej o syntezę lekkich jąder atomowych w
cięższe, tzw. cykl wodorowo - helowy, helowo - węglowy, itd. aż do otrzymania
żelaza.
[18] Dziś jest to tzw. Non
Lethal Weapon - NLW - nie uśmiercająca broń psychotroniczna, nad którą
pracowało się już w czasach Zimnej Wojny.
[19]
Przykładem na powyższe może być casus hitlerowskiej tajnej broni V-7, która
dokładnie przypomina opisy zawarte w sanskryckich tekstach. Polscy badacze
zagadnienia: Igor Witkowski, Robert K. Leśniakiewicz i Jarosław „Fox Mulder”
Krzyżanowski upatrują genezę tej broni właśnie w Starożytności - i być może ta
technologia spadła Niemcom dosłownie z nieba w lecie 1938 roku w postaci NOL-a,
którego przechwyciło SS w okolicach Jeleniej Góry - w miejscowości Czernica
bądź Kopaniec. Ów NOL zosta przetransportowany następnie do Jeleniej Góry, a
potem do kompleksu „Der Riese” w Górach Sowich, gdzie poddano go analizom, w
rezultacie których to badań powstały w 1944 roku dyskoplany Vril i
Haunebu na terenie III Rzeszy. Trop czernicki czy kopaniecki jest
badany przez dolnośląskich ufologów, ale rwie się on, a i Niemcom nie zależy na
tym, by sprawa ta znalazła się na szerszym forum. Poszukiwania trwają - przyp.
tłum.
[20] Zob. W. Rubcow -
„Astravidia - mif ili riealnost’”, Moskwa 1978, s. 33.
[21] Zob. I. Wiesner -
„Predpekli ráje I-III”, Ústi nad Labem 1995, ss. 93-94.
[22] Zob. L. Souček - „Tušeni
stinu”, Praga 1974, ss. 79-80.
[23] W. Langbein - ibidem, s. 128.
[24] D. W. Davenport - „2000 a.C. Distrizione
Atomica”, Mediolan 1979.
[25]
Gleba po ataku atomowym na Hiroszimę i Nagasaki wypromieniowywała tam około 1,4
Sv/h w punkcie zero. Po katastrofie w Czarnobylskiej EJ, najbliższe otoczenie
reaktora nr 4 wypromieniowywało aż 14,5 Sv/h - przyp. tłum.
[26] Zob. M. Dimitriew -
„Cziornyje mołni nad Mohendżo-Daro” w „Fienomen” nr 1.1989.
[27] Z. Sitchin - „The Wars of Gods and Men”, Nowy
Jork 1985.
[28] V. Zamarovský - „Na
počiatku bol Sumer”, Bratysława 1984, s. 322.
[29] L. Matouš - „Nářek nad
zkázou mĕsta Uru”, Praga 1956.
[30] Z. Kukal i J. Malina -
„Soumrak kouzelniků”, Praga 1987.
[31] Być
może taki efekt uzyskano w piecach, bo na wolnym powietrzu temperatura
płonącego drewna nigdy nie osiąga 1.700oC niezbędnych do stopienia
kwarcu... Nawiasem mówiąc po co atakujący mieliby rozpalać ognie pod murami
obronnymi miasta? Przecież i tak by ich nie roztopili, a zatem z tego punktu
widzenia poglądy wyżej wymienionych krytyków są czystym nonsensem i jedynie
brzmią efektownie, bowiem wartość naukowa tych teorii jest równa zeru - uwaga tłum.
[32] Zob. V. G. Childe i W. Thorneycroft - „The
Experimental Production of the Phenomena of Vitrified Forts” w „Proceedings of
the Society of Antiquaries of Scotland”, nr 72,1938, ss. 44-45.
[33]
Eksperyment ten nie spełniał warunków wyjściowych i brzegowych, dlatego jego
wynik jest - delikatnie mówiąc - problematyczny. Nie uwzględniono w nim tak
arcyważnej dla sprawy rzeczy, jak tego, że taki mur nieprzyjaciel mógł podpalić
tylko z j e d n e j - zewnętrznej - strony i musiałoby się to odbyć
kosztem straszliwych strat własnych, o czym „krytycy” się nawet nie zająknęli!
- uwaga tłum.
[34] V. Šolc - „Tivanaku, klenot And”, Praga 1986.
[35] W. Kuzmiszczew -
„Zołotoje gosudarstwo Inkow”, Moskwa 1984.
[36] M. Jesenský - „Atomový
utok na Sacsayhuaman?” w „Véda a technika mládeži” nr 12,1898, s. 53.
[37]
Osobiście jestem zdania, że wcale nie musiało to być użycie broni jądrowej, ale
np. start rakiety z napędem jądrowym, której fotonowy odrzut zeszklił piaski
Sahary na wielkim obszarze. Gdyby doszło do tak potężnego wybuchu, jaki
postuluje inż. Wiesner, to energia tej eksplozji mogłaby doprowadzić do
powstania nowego rowu tektonicznego w Afryce... - uwaga tłum.
[38] I. Wiesner - ibidem, s.
95
[39] E. von Däniken - „Auf den Spuren der
Allmächtigen“, Monachium 1993, s. 130.
[40]
Wiele rzeczy wskazuje na to, że piramidy egipskie mogły być nie tyle schronami
przeciw atomowymi, ile bunkrami startowymi na antycznych kosmodromach... Ich
kształt i okładziny mogły chronić ludzi przed emisją fotonów z silników
fotonowych statków kosmicznych, które startowały z odległego o 800 km
kosmodromu na Saharze. NB, polski pisarz Jerzy Edigey w jednej ze swych
powieści sensacyjno-historycznych postawił hipotezę, że egipscy kapłani używali
do mumifikacji i ochrony grobów faraonów oraz jego otoczenia rud uranowych,
które sprowadzali z... naturalnego reaktora jądrowego w Oklo w Gabonie! - uwaga
tłum.
[41] To
stwierdzenie jest dowodem na to, że starożytni autorzy przekazów doskonale
wiedzieli, że na początku i końcu Wszechświat zapada się w gigantyczny kolaps
fotonowo-neutronowy. A właśnie w czasie wybuchów atomowych wydziela się
najwięcej fotonów i neutronów, które są środkiem rażenia siły żywej
nieprzyjaciela - uwaga tłum.