Powered By Blogger

czwartek, 20 lutego 2025

O smokach w Tatrach (i nie tylko!)

 


Badania w trudno dostępnych dżunglach Ameryki Południowej, Afryki czy Azji przynoszą co jakiś czas odkrycie zwierząt zupełnie nieznanych naukowcom. Często nawet takie, na których istnienie żaden zoolog wcześniej nie postawiłby ani grosza. Podobnie jest z tajemniczymi głębinami oceanów, o czym świadczą zwłoki wyrzucone na brzeg przez przypływ. A co z Europą Środkową, w której brakuje większych lasów i innej dzikiej przyrody? Że nie mogą tu mieszkać żadne nieznane zwierzęta? Ale mimo to, dlaczego tak wiele doniesień na ich temat pojawia się ze stosunkowo niedawnych czasów?

Ogromne kamienie staczają się po zboczach Tatr Wysokich. Podczas gdy ziemia się trzęsie, a skały pękają, jeden z pasterzy próbuje ocalić swoje biedne życie i stado owiec. Tymczasem dachy domów pękają nie tylko w pobliskich dolinach. Niektóre części budynków, w tym piwnice, walą się jak domek z kart. Nieszczęśni ludzie, mieszkający zwłaszcza w okolicach Slavkovskégo štítu, ale także w Kieżmarku i dalszej Lewoczy, mogli jedynie patrzeć na niszczenie swoich domów.

Kiedy te niszczycielskie trzęsienia ziemi miały miejsce na Słowacji?

5. i 6 sierpnia 1662, Spisz. W Tatrach było tak duże trzęsienie ziemi, że wielka skała, a właściwie góra, runęła i rozpadła się na głazy. Przełamano także wiele wzgórz i powstało nowe jezioro, a właściwie zbiornik wodny” – tak zaczyna się opis przerażającej sytuacji w „Zipserische oder Leutschauerische Chronica” („Kronika Spiska lub Levočská”), pochodzącego od niemieckojęzycznego pastora i kronikarza Lewoczy Gašpara Haina (1632–1687). Ten ważny i ponadprzeciętnie wykształcony człowiek swoich czasów opisał w nim okres od 744 do 1684 roku.

Czy opisane straszne trzęsienie ziemi mogło naprawdę mieć miejsce, mimo że nie mamy na to innych bezpośrednich dowodów? Zdaniem historyków autor kroniki był osobą godną zaufania. Równie wiarygodna powinna być jego znana twórczość literacka. Ponadto Gašpar Hain miał nie tylko wysokiej jakości wykształcenie uniwersyteckie i wysoką inteligencję jak na swoje czasy, ale także niezwykłą równowagę i perspektywę. A był także rówieśnikiem opisywanej klęski żywiołowej, która miała nastąpić w roku jego trzydziestych urodzin. Że wciąż od czasu do czasu coś wymyślisz? Jeszcze bardziej zaskakujący jest dalszy ciąg tekstu jego „Kroniki Spiskiej”, opisujący zeznania tajemniczego smoczego potwora!

 

Czy to UFO zderzyło się ze słowacką górą?

 

Pojawił się także żywy smok. Siedział w opuszczonym kościele w Štrbie, gdzie można go było widzieć przez kilka dni. Nikt jednak nie odważył się do niego zbliżyć i w końcu zginął – pisał szanowany obywatel Lewocza, pochodzący z bogatej niemieckiej rodziny kupieckiej. Że była to jedynie dzika fantazja kronikarza i zarządcy miasta Lewoczy w jednej osobie, czy też wymysł, którego nie zweryfikował? Jednak według zachowanych zapisów Hain z pewnością nie był marzycielem nierealistycznym.

Ponadto jego szczególną wzmiankę o smoku potwierdza także ważny polski znawca historii Tatr, historyk literatury i pisarz dr Jacek Kolbuszewski, w swojej książce „Skarby króla Gregoriusa”. Jednak polski ekspert dodał w swojej pracy inne niesamowite szczegóły. Tego dnia ziemia nagle się zatrzęsła i było tak silne, że nie tylko dachy domów w Lewoczy, Kieżmarku i Spiskiej Nowej Wsi popękały... Ci, którzy w czasie trzęsienia ziemi patrzyli na Tatry, mogli na własne oczy zobaczyć, jak cały wierzchołek Sławkowskiego Szczytu zamienił się w gruz, jak lawina kamieni zmiażdżyła lasy i jak wielka czarna chmura uformowała się nad górą. Ci, którzy obdarzeni byli najlepszymi umiejętnościami obserwacji, widzieli także sprawcę całego zdarzenia, ogromnego smoka lecącego wysoko nad Tatrami. Wydarzenia te zapisał Gašpar Hain, kronikarz miasta Lewoczy – pisze wspomniany polski historyk.

Nie można wykluczyć szczególnych wydarzeń, które miały miejsce w drugiej połowie XVII wieku w kraju naszych wschodnich sąsiadów. Co właściwie mogło się wydarzyć w okolicach Sławkowskiego Szczytu, a później we wsi Štrba w roku 1662? Według interpretacji Kolbuszewskiego mogłoby się wydawać, że za trzęsienie ziemi i zniszczenie szczytu Sławkowskiego Szczytu odpowiada obiekt, który Hain zidentyfikował jako smoka. Czy było to więc ciało, które uderzając w szczyt słowackiej góry spowodowałoby jego zniszczenie, a następnie upadek poszarpanych skał? Czy może to być gigantyczny meteoryt, a może nawet to, co dzisiaj nazywamy UFO?

Czy było to nieznane zwierzę?

 

Na pierwszy rzut oka wyjaśnienie zawarte w ostatnim zdaniu brzmi całkiem logicznie. Ale bezpośrednio ze wspomnianej „Kroniki Spiskiej” dowiadujemy się bardzo ciekawych i kluczowych informacji dla naszych opóźnionych poszukiwań! To, co starożytny kronikarz Lewocza nazywa smokiem, przez kilka dni (siedzi!) przebywało w kościele Štrbie. I to było zanim umarło. Jeśli była to część meteorytu lub może jakiś stały przedmiot, nie mogła ani siedzieć, ani ginąć! Przecież uznany słowacki pisarz i badacz Miloš Jesenský zwraca uwagę na możliwy związek pisarstwa Haina z jakimś nieznanym zwierzęciem w książce „Największe tajemnice i tajemnice Słowacji – część 2”. Czy to oznacza, że ​​Hain, od którego imienia do dziś nosi się ulica w Lewoczy, miał na myśli żywą istotę lub jakieś zwierzę? Ale jakie to mogłoby być zwierzę?

W średniowieczu, ale także w okresie renesansu i baroku zwierzęta niezbyt znane Europejczykom często nazywano smokami. Najczęściej dotyczyło to dużych gadów i podobnych potworów, głównie krokodyli. Przecież możemy to zobaczyć na przykład w przypadku tzw. smoka brneńskiego. Tak naprawdę jest to wypchany martwy krokodyl, który wisi pod sufitem w przejściu Ratusza Staromiejskiego w Brnie. Jak się tam dostał? Według najczęściej opowiadanej historii został on poświęcony mieszkańcom miasta w 1608 roku przez nowo wybranego wówczas margrabiego morawskiego i króla Czech i Węgier Macieja Habsburga.

 

Dar nieznanego króla

 

Władca ten otrzymał już wcześniej krokodyla w prezencie od delegacji tureckiej. A ponieważ prawdopodobnie nie lubił tego dziwnego egzotycznego zwierzęcia, wylądowało ono w Brnie. Choć wieść o rzekomym darze Matyáša dla największego miasta Moraw znajdowała się w 1749 roku w kopalni wieży ratuszowej w Brnie, zdaniem historyczki i znawczyni dziejów Brna Mileny Flodrovej wszystko mogło potoczyć się inaczej. W archiwach brneńskich odkryła rachunek na cztery złote monety, zapłacony pewnemu malarzowi za ożywienie kolorów wypchanego smoka już w 1568 r. Według innych relacji martwy krokodyl brneński został odnowiony i odrobaczony w latach 1578 i 1579. Czy zatem historyk może mieć rację, sądząc, że smok mógł pojawić się jako symbol Brna już na początku XV wieku? Łączy to z możliwym nadaniem miastu Orderu Smoka przez króla czeskiego i węgierskiego oraz późniejszego cesarza rzymskiego Zygmunta Luksemburskiego za zasługi w walce z husytami.

Jego smocze stowarzyszenie elitarnych chrześcijańskich wojowników datuje się na rok 1408. Nie wszyscy się do niego dostali, jedynie ważni sojusznicy Czerwonego Lisa, jak nazywali tego władcę niektórzy zbuntowani Czesi.

Odkryto tu (w zamku Špilberk w Brnie) kamienny piec z herbem cesarza Zygmunta, otoczony smokiem, w takiej postaci, w jakiej znamy go z przejścia Ratusza Staromiejskiego – mówi Flodrová. Ale nawet na powiązanie brneńskiego smoka z Zygmuntowskim zakonem chrześcijańskich bojowników przeciwko heretykom spośród muzułmańskich Turków, czy nawet rodzimych Kalikstynów, nie ma jednoznacznych dowodów. W każdym razie w przypadku krokodyla na Ratuszu Staromiejskim powinien to być rzekomo pierwszy brneński smok, który tu wisi. Ale czy naprawdę tak było?

 

Smok brneński z Trutnova

 

Według innej wersji historia brneńskiego smoka powinna powstać już w XI wieku. W tym czasie do południowomorawskiego miasta należało sprowadzić pierwotnego smoka z Trutnova w północnych Czechach. Przecież to miasto nad rzeką Úpą ma w swoim godle sanie. Jak brzmi cała historia?

Według Ondřeja Vašáty’ego, historyka z Muzeum Karkonoskiego, legenda pochodzi od trutnowskiego kronikarza Simona Hütla, który po raz pierwszy zanotował ją w XVI wieku. Kto miał być bohaterem tej starożytnej historii? Tradycyjna opowieść głosi, że do założenia miasta w średniowieczu potrzebowano dużo drewna, ale drwale zobaczyli w pobliskim lesie sanie. Dlatego powinni byli nazwać dzielnego rycerza Trutem. Co było dalej? Mówi się, że odważny pogromca smoków nie był leniwy i zabił groźnego potwora w jaskini. Ale według innych trutnowski smok powinien zostać zabity przez zatrutą owcę wypełnioną wapnem palonym. Tak czy inaczej samo miasto Trutnov miało nosić imię nieustraszonego Truta.

W 1024 r. odbyło się w Brnie sejm ziemski. Z tej okazji mieszkańcy Trutnowa podarowali księciu pluszowego smoka, który następnie zostawił go miastu Brno. Tam, zawieszony w korytarzu Ratusza Staromiejskiego, spoczywa do dziś – czytamy na stronie Czeskiego Radia. Jak to było?

Wiemy już, że obecny krokodyl brneński tak naprawdę nie pochodzi i nigdy nie pochodził z Trutnova. Niezależnie od tego, czy podarował je miastu brat Rudolfa II, król Maciej, czy też jeden z jego poprzedników. Przecież Trutnov (i podobno Brno) jeszcze w 1024 roku należał do odległej przyszłości. A co by było, gdyby w średniowieczu w Karkonoszach żyło bardzo rzadkie i już wymarłe zwierzę, które wpłynęło na czeskie i morawskie legendy? Co ciekawe, nie można tego wykluczyć. Przecież cztery wieki później, w XV wieku, lasy graniczne nie tylko na północy Czech należały do ​​obszarów leśnych prawie nieprzeniknionych. Terytorium, na którym niedźwiedzie, wilki i pieski biegały szczęśliwie. A może towarzyszyły im jakieś nieznane dotychczas nauce potwory?

 

Co sugeruje baśń z Krakowa

 

Co gorsza, opowieści o smokach lub imionach z nimi związanych można spotkać także w wielu innych miejscach Europy Środkowej. W końcu nie musimy iść daleko! Podobna historia wiąże się z Krakowem, gdzie w tzw. Smoczej Jaskini pod Zamkiem Królewskim na Wawelu miał mieszkać krwawy smok. Czy to tylko żart dla dzieci, czy może zniekształcona pamięć? Smok Wawelski to, podobnie jak w przypadku Trutnowa, jeden z nieoficjalnych symboli i atrakcji turystycznych malowniczego nadwiślańskiego miasteczka uniwersyteckiego.

Według starożytnej legendy smok mieszkał w swojej jaskini bezpośrednio na Wzgórzu Wawelskim. Jak to bywa z dobrymi smokami, zażądał cotygodniowej porcji bydła, a w zamian pozwolił miastu żyć w pokoju... Ale pięknymi dziewicami też nie pogardził. Władca miasta Krak nie chcąc dalej wspierać szaleństwa smoka, wezwał więc swoich dwóch synów, Lecha i Kraka II. Było dla nich jasne, że smoka nie pokonają rękami, więc postanowili go przechytrzyć. W następnym tygodniu wśród bydła ukryto skórę owczą wypełnioną siarką, którą zajadał łapczywie. Doszedł nad rzekę, gdzie pił, pił i pił, aż brzuch mu pękł, spalony siarką – czytamy w jednej z kilku wersji staropolskiej opowieści.

 

Czy możemy pomyśleć o jego inspiracji jakimś starożytnym i prawdziwym wydarzeniem? W końcu dlaczego podobne historie o smokach możemy znaleźć niemal na całym świecie? I dlaczego europejskie opowieści o nich są zgodne co do ich siedlisk w ciemnych jaskiniach, gadziego wyglądu i mniej więcej stałego gustu w jedzeniu mniejszych zwierząt, księżniczek i zwykłych ludzi? Czy zatem w przypadku rzekomych sań mogło to być prawdziwe i dawno wymarłe w Europie zwierzę, z którym nasi przodkowie spotykali się jeszcze sto, a może i więcej lat temu? Czy może to być mięsożerny gad nieznany nauce, jak zwykle opisuje się w opowieściach rzekome smoki?

Ta na pierwszy rzut oka nieprawdopodobna hipoteza jest dziwnie potwierdzona przez inne pośrednie wskazówki i tropy. Należą do nich wiarygodne przekazy historyczne pochodzące z różnych miejsc Europy Środkowej. Wśród nich nie możemy zapomnieć o legendarnym mięciutkim robaku, niemieckim Tatzelwurmie. Znam je jednak również pod nazwą Springwurm, czyli skaczący robak!

 

Trup austriackiej bestii

 

Legendarny potwór miał na początku XX wieku zamieszkiwać wysokogórskie obszary Alp austriackich, szwajcarskich i włoskich. Jak wyglądał ten smok? Jego ciało, sięgające 1,4 metra długości, przypominało dziwną jaszczurkę lub kubańskie cygaro z dwiema przednimi nogami! (Według niektórych źródeł miał cztery nogi – przyp. red.). Głowa miała być podobna do kociej, a łuskowata skóra była ciemnego koloru. Dlaczego jego ukąszenie miałoby być silnie trujące? Niektórzy kryptozoolodzy uważają, że mógł to być daleki krewny jadowitego kornika meksykańskiego, ale nie jest to pewne.

Jak zauważył nieżyjący już badacz Ivan Mackerle, w 1908 roku w austriackiej Styrii ów gad rzekomo zaatakował gajowego. Potwór skoczył mu na twarz z odległości około trzech metrów. Myśliwy przeżył jednak niespodziewany atak bestii, być może także dzięki szczęściu i rozsądnej obronie nożem. Teraz trzymaj się! Dlaczego austriackie potwory, podobnie jak smoki ze starożytnych opowieści, również bawiły się w odległych i wysokogórskich jaskiniach? Mówi się, że z nich wychodziły zwykle dopiero wcześnie rano lub późnym wieczorem.

Czy to w ogóle możliwe? Jak wyjaśnimy odkrycie rzekomo zwłok nieznanej jaszczurki w szwajcarskim kantonie Solura w 1828 roku? A może niedawne odkrycie szkieletu podobnego zwierzęcia w Austrii w 1924 roku? Czy przypadkowi świadkowie znaleźli szczątki tajemniczych bestii, Tatzelwurmów lub innych pospolitych zwierząt? Niestety, żadne ze znalezisk nie zostało zbadane przez ekspertów, więc nic nie jest pewne. Zresztą Tatzelwurm można było zobaczyć po raz ostatni na krótko przed wybuchem II wojny światowej.

 

Straszne potwory z Moraw

 

Śpiew ptaków umila piękny sierpniowy dzień. W spokojnej ciemności lasu chłopiec zbiera jagody. Za chwilę będzie miał ich pełen kosz i zacznie wracać do domu. Jednak gałęzie nagle pękają w kierunku pobliskiej skały. Dlatego patrzy wstecz i nie może uwierzyć własnym oczom! W pobliżu kamieni na skraju lasu pojawiają się dwie ciemne sylwetki zwierząt. „Ratunku, ratunku!” – woła. Próbuje się uratować, uciekając, ale skaczące potwory są szybsze. Na jednym ze stoków dogania biegaczy i młody człowiek staje się ich ofiarą.

Tylko straszna bajka dla niegrzecznych dzieci? Zupełnie nie! Według zachowanego austriackiego pomnika ta pozornie fantastyczna historia wydarzyła się naprawdę w pobliżu miasteczka Unken! Nieszczęśliwą ofiarą był syn miejscowego rolnika Fuchsa.

Czy w naszej rodzimej tradycji spotykamy także gadzie potwory? Tak. Zwłaszcza na Morawach i we wschodnich Czechach aż do początku XX wieku ludzie opowiadali sobie nawzajem liczne historie o tajemniczych latających wężach i smokach. Według różnych regionów te dziwne stworzenia nazywano świnią, pająkiem i innymi rzeczami. Dlaczego podczas lotu miałyby być otoczone iskrami lub ogniem? Czy w tych przypadkach chodziło o pomylenie mitologicznych i fikcyjnych potworów z rzeczywistymi ciałami kosmicznymi, które czasami przelatują nad naszymi głowami, na przykład z meteorami lub kometami (albo z UFO – przyp. red.)? W końcu te przedmioty również świecą lub błyszczą i jest to najbardziej logiczne możliwe wyjaśnienie.

 

Tajemnica, która wciąż stawia opór

 

Jednak legendy morawskie i polskie znają także innego tajemniczego potwora. Według czeskiej publicystki Evy Soukupovej ten gadzi potwór powinien był być wyposażony tylko w dwie przednie łapy. I o dziwo, miał też okazjonalnie atakować i zjadać pasące się bydło. Z Lipníku nad Bečvou (rejon ołomuniecki) zachowała się legenda o pasterzu, z którego stada podobne zwierzę musiało kiedyś zjadać małe jagnięta. Że opowieści o dziwnych gadach, tzw. Tatzelwurmach, oparte są na prawdziwych wydarzeniach? A czy te potwory żyły nie tylko za granicą, ale także w kraju?

Na koniec artykułu przenieśmy się na południe Polski, niedaleko granicy ze Słowacją. „W rejonie doliny Nowosadca pomiędzy cyplem beskidzkim a Gorcami od niepamiętnych czasów pasterzy nękała stado dziwnych najeźdźców. Były mniej więcej wielkości człowieka, wyglądały jak jaszczurki i poruszały się na dwóch kończynach. Zwykle, choć bardzo rzadko, widywano je w lasach na zboczach gór, które poprzecinane są niezliczonymi jaskiniami. Polowali na bezdomne bydło lub owce na małych, strzeżonych, odległych pastwiskach” – stwierdza znany czeski enigmatyk i pisarz Arnošt Vašíček w książce „Planeta razhad: Tajemná minulost’”.

Polskie jaszczurki rzekomo odważały się nawet na nieustraszone wilki, a ostatni z nich miał być widziany w 1897 roku. Ich istnienie potwierdzają zapisy z miejscowego polskiego klasztoru. I co dziwne, oni też mieli zamieszkiwać nory w górskich jaskiniach. Jeśli spojrzymy na mapę, z polskiej Doliny Nowosadu do Tatr Wysokich i Szczyrby (gdzie podobno w 1662 roku widziano tajemniczego smoka) nie jest już tak daleko. Czy to przypadek? A może o obszarze występowania unikalnych gadów-potworów?

Czy do niedawna mogły przetrwać w pobliżu nas dziwne zwierzęta, które wyginęły bez naszej wiedzy? W końcu tylko w XX wieku działania człowieka wyginęły dziesiątki tysięcy gatunków zwierząt. Czym więc były tajemnicze smocze bestie, których klasyfikację i pochodzenie, jeśli łaskawy czytelnik pozwoli, pozostawimy przyrodnikom do ich uczonych dyskusji...

 

Moje 3 grosze

 

Do tego materiału można dodać tylko to, że Smoka Wawelskiego zamordował – według innej wersji legendy – szewczyk Skuba przy pomocy barana wypchanego siarką i smołą. Dalej wiadomo, Smok zeżarł barana, siarka i smoła paliła mu wnętrzności i zaczął więc chłeptać wodę z Wisły. Smoka rozerwała wytworzona wskutek zalania wodą ognia para i Smok zginął.

Odnośnie wydarzeń w Gorcach i Spiszu, gdzie ponoć grasują jeszcze jakieś człekokształtne gady, to mówi się o Neodinozaurach alias Dinozauroidach, które przetrwały 66 mln lat gdzieś w podziemnych przestrzeniach Agharty, Plutonii czyli Pellucidaru. NB, następny materiał na tym blogu będzie poświęcony CE0 z tajemniczymi gado-ludźmi w Brazylii. Polecam także inne relacje o spotkaniach z Reptilianami na tym blogu.   

 

Materiał z TV Brno 1

Zdjęcie z magazynu „Záhady života”

Przekład ze słowackiego - ©R.K.Fr. Sas - Leśniakiewicz