Powered By Blogger

środa, 9 kwietnia 2025

Co spadło z nieba w 1913 roku?

W 1913 roku „niebo spadło” i miliony ludzi myślały, że to koniec: kosmiczna zagadka, która wciąż nie została rozwiązana…

Fragmenty śmieci kosmicznych stworzonych przez człowieka – uszkodzone satelity i części rakiet – spadają na Ziemię każdego dnia. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni: kolorowe, płonące odłamki plastiku rozświetlają niebo i poruszają się powoli, łatwo je odróżnić od naturalnych meteorytów. Ale w 1913 roku takie widowiska były nie do pomyślenia.

Wyobraź sobie miliony ludzi (co najmniej 30 milionów naocznych świadków) stojących jak zaczarowani, z otwartymi ustami, patrzących w górę, gdy nad nimi działo się coś dziwnego. Co zobaczyli? I jak to możliwe, że nikt tak naprawdę nie wie, co to było?

 

Noc, w której świat przestał oddychać

 

9 lutego 1913 roku dziwny niepokój ogarnął ludzi od Kanady po Brazylię. Instynktownie spojrzeli w górę. To, co zobaczyli, nie dało się wytłumaczyć. Od czterdziestu do sześćdziesięciu ogromnych płonących kul pędziło po niebie, poruszając się równolegle do siebie w złowrogiej ciszy. Całe widowisko trwało około pięciu minut, co wystarczyło, aby utkwić w pamięci.

Naoczny świadek z Ontario w Kanadzie opisał to wydarzenie następująco: - Pojawił się ogromny meteoryt, rozdzielił się na dwie części i przekształcił w wydłużone płonące fragmenty, które wyrzucały iskry. Następnie kule ognia rzuciły się do przodu i odleciały. Jasna, przezroczysta kula, przypominająca gwiazdę, przebiła je i przecięła niebo.

Na Bermudach nie pojawiły się te wydłużone, płonące fragmenty, lecz jedynie świetliste kule, którym towarzyszył dudnienie i dziwne dźwięki. Niektórzy przysięgali, że ziemia zatrzęsła się, zanim jeszcze spojrzeli w górę. Następnego ranka gazeta donosiła: „Koniec świata się rozpoczął”

Ale dziwności na tym się nie kończyły. Wczesnym rankiem 10 lutego ci, którzy jeszcze nie spali, zobaczyli drugi akt: „ciemne obiekty” podążały dokładnie tą samą trasą po niebie, tym razem bez ognistego blasku. Co się działo?

 

Naturalne wyjaśnienie… czy nie?

 

Astronom Clarence Chant miał wówczas uspokoić panikę. Zebrał setki raportów, obliczył orbitę i doszedł do wniosku, że obiekty te krążyły wokół Ziemi jak satelity, zanim spadły. W 1913 roku określenie „sztuczny satelita” nie było określeniem, które ktokolwiek odważyłby się wypowiedzieć, brzmiało absurdalnie. Chant zaproponował więc naturalną teorię: Ziemia mogła przechwycić błądzące ciało niebieskie, rodzaj drugiego księżyca, który krótko krążył wokół niej, po czym się rozbił.

Inny astronom, John O'Keefe, podzielał tę ideę, sugerując, że wulkany księżycowe wyrzucały skały, które tworzyły tymczasowy pierścień wokół Ziemi. Twierdził, że wydarzenie z 1913 r. było ostatnim, w którym spłonął pierścień. Brzmi to wiarygodnie, dopóki nie przyjrzysz się temu bliżej.

 

Czy nie ma wyjaśnienia?

 

Obliczenia orbitalne Chanta okazały się trafne; Udało mu się to dzięki obserwacjom obejmującym obszar 11.000 kilometrów. A reszta? Współczesna nauka mówi, że nie. Przechwycone asteroidy zachowują się inaczej: podążają chaotycznymi, nieuporządkowanymi torami i rzadko spadają tak wolno. Wulkany księżycowe? Istnieją, ale nie rzucają kamieni na orbitę Ziemi. A Ziemia kiedyś miała pierścień: dinozaury być może go widziały, ale w 1913 roku już go nie było.

Następnie 10 lutego nastąpiła „druga fala”. Pięć godzin później Ziemia się obróciła, ale ludzie znów zobaczyli obiekty na tej samej trajektorii. Jest to niemożliwe w przypadku pojedynczej, zanikającej orbity. Chant albo to przeoczył, albo zignorował, co całkowicie obala jego teorię.

 

Czy to mogło być… sztuczne?

 

Poszlaki są ekscytujące. Obiekty weszły w atmosferę z nietypowo małą prędkością, tak jakby leciały ślizgowo lub próbowały kontrolowanego opadania. Następnie rozbiły się one w wyniku „strzałów ognistych kul”, które przypominały eksplozje, co trudno uznać za zachowanie naturalnych skał. Pięć godzin później tę samą trasę podążyła druga grupa, prawdopodobnie była to kolejna nieudana próba lądowania między Kanadą, Stanami Zjednoczonymi i Brazylią.

Co jeszcze dziwniejsze, astronomowie przed rokiem 1913 często donosili o „drugich księżycach”. Mówi się, że jeden z nich świecił „jak słońce nocą, ale krótko”, co do złudzenia przypomina światło współczesnych satelitów odbijających światło słoneczne. Po roku 1913 obserwacje te zanikły. Przypadek?

 

Wielki Deszcz Meteorów z 1913 roku?

 

9 lutego 1913 roku odnotowano znaczący rój meteorów z różnych miejsc w Kanadzie, północno-wschodnich Stanach Zjednoczonych, na Bermudach, a także z wielu statków na morzu, aż po Brazylię. Dzięki temu udało się dokonać obserwacji na dystansie ponad 11.000 km, a wydarzenie to stało się znane jako Wielki Procesja Meteorów 1913 roku lub „Rój Cyrylicy”.

Meteory były wyjątkowo niezwykłe, ponieważ nie było widać radiantu, czyli punktu na niebie, z którego zazwyczaj wylatują meteory. Obserwacje zostały szczegółowo przeanalizowane pod koniec tego samego roku przez astronoma Clarence'a Chanta, który doszedł do wniosku, że skoro wszystkie zapisy znajdowały się wzdłuż łuku wielkiego koła, to źródłem był mały, krótkotrwały satelita Ziemi.

Niezależnie od tego, czy było to zjawisko naturalne, czy nie, prawda jest taka, że ​​do dziś całe wydarzenie pozostaje niewyjaśnione. Co o tym myślisz? Co ludzie obserwowali na nocnym niebie w 1913 roku?

 

Moje 3 grosze

 

Zdarzenie faktycznie bardzo interesujące. Przypomina mi  przelot Wielkiego Bolidu Polskiego (WBP) z dnia 20.VIII.1979 roku. To było coś tak dziwnego, że natychmiast pojawiły najdziwniejsze teorie i hipotezy – od powtórki katastrofy tunguskiej do przelotu ICBM wystrzelonego przez jakiś SSBN z głębin Morza Norweskiego. WBP najbardziej przypomina mi deorbitację jakiegoś dużego sztucznego obiektu kosmicznego w rodzaju rakiety Falcon czy katastrofę promu kosmicznego Columbia.

Nieprawdą jest, że po 1913 roku takie obserwacje zanikły. Przykładem takiej jest obserwacja WBP czy równie tajemniczego Bolidu 51°N, który przeleciał nad ówczesnym NRD i Polską wzdłuż 51 równoleżnika. Obserwowany on był także nad ówczesną Czechosłowacją z tamtejszej części Sudetów.

Podobną obserwację odnotowano w Turcji z pokładu samolotu lecącego do Istambułu. Tam też widziano rój drobnych, płonących ciał lecących na dużej wysokości. I tak dalej, i temu podobnie. Oczywiście mogły to być meteory, kosmozłom czy jakieś mikrokomety. Czy mogły to być szczątki pojazdów kosmicznych Obcych? Niewykluczone, ale jak na razie takowych nie znaleziono, co wcale nie oznacza, że ich nie ma…  

 

Źródło: https://morezprav.cz/svetodeni/v-roce-1913-nebe-spadlo-a-miliony-lidi-si-myslely-ze-nastal-konec-kosmicke-dosud-nevyresene-tajemstvi

Opracował: ©R.K.Fr. Sas - Leśniakiewicz