Plastyki we Wszechoceanie
Problem plastyków jest do rozwiązania!
Seria artykułów
wywołała pewne zainteresowanie. Poza telefonami i mailami od moich pływających
czy latających znajomych, którzy mieli okazję widzieć ten problem oko w oko,
napłynął do mnie email od Pani A.W., którzy brzmiał następująco:
Drogi Panie Robercie,
Od lat czytam Pańskiego fantastycznego bloga - niewiele jest
takich publikacji, też nie szukam lepszych źródeł, kiedy mam najlepsze. Ponieważ
ma Pan pewną wiedzę, zna też wiele osób, to może dowiem się czegoś, bez
lekceważącego wzroku zbyt poważnych matematyków i pogardliwych fizyków z
którymi chciałam porozmawiać.
Wiem, że zajmuje się pan rzeczami, którymi niewielu się zajmuje,
i z tego, co wyczuwam z Pańskiego bloga, mam wrażenie, że nawet najabsurdalniejszy
pomysł jest w stanie Pana zainteresować. Tak się od wielu lat, będąc recyklerem
papieru, nad bardziej naukową stroną mojego działania, ale zamiast samej
poświęcić czas na naukę i szukanie informacji, wolę zapytać, czy ktoś wie, bo
może gdzieś coś przeczytać. Wiadomo, życie nie daje dość czasu na wszystkie
działania, które chcielibyśmy dokonać.
Czy rozwiązaniem problemu mikroplastiku może być stopniowe
oczyszczanie wody przez odparowanie? Od jakiegoś czasu zajmuję się ogrodowym
recyklingiem włókien celulozowych, czyli po prostu papieru w formy użytkowe -
pojemniki, lampy, meble, kasetony akustyczne, ramy obrazów itd. Nalewam wody do
papieru i suszę na Słońcu, jedyne, co używam, to wiertarka i siła mięśni, nie
miałam jeszcze okazji spróbować betoniarką, ale pewnie w przyszłym roku się
uda. Zastanawiam się, czy taka plażowa akcja mielenia papieru z wodą z morza,
wykonywana przez ludzkość miałaby pozytywny skutek na przefiltrowanie wody, bo
rośliny mogą nie wytrzymać takiej roboty. Można by piasek sypać do pojemnika z
wodą, a zlaną wodę zmieszać z reklamami z papieru i wysuszyć w
promieniach słonecznych. Mikroorganizmy odrosną w pozostałej wodzie, która
doleje się czystsza z nieba. Zamiast siłowni zużywając energie, robić coś
istotnego. Zamiast różańca - następnym razem przynosi wiaderko, łopatę, papier
i oczyszcza wodę. Może powstanie nowa moda na przedmioty wykonane osobiście z
papieru, który można przerabiać w nieskończoność, zamiast produkować nowy?
Uszanujmy życie naszych pięknych braci, które oddały nam życie swoich pni i
gałęzi i starannie ratujmy każdy strzępek papieru. Słyszę ich pisk, kiedy leżą
na ulicy, zmieszane z błotem. Niech jeszcze pomogą oczyścić wodę
wszechoceanu.
Pomijam już fakt, że to wspaniała zabawa. Dzieciaki z warsztatów
wychodzą radosne jak tylko mogą i rozpromienione, zrelaksowane, a dorośli też
się przyłączają chętnie, jakież radosne i niecierpliwe czekają na efekty!
Ciekawi mnie jedna informacja. Jak czysta jest para z wody
zanieczyszczonej farbą drukarską, klejem i cholera wie czym tam z Oceanu, czy
dachu, bo jak tylko mogę używam deszczówkę, ale głównie wodę z kranu, tutaj
okropnie zanieczyszczoną chlorem i pewnie hormonami. Nie jestem chemikiem, ale
ciekawi mnie niezmiernie, czy takie cząstki zanieczyszczeń zostaną utrwalone w
papierowych przedmiotach i przez ten papier zatrzymane?
Papier potrafi być wytrzymały jak drewno, szczególnie, gdy
połączony z żywicą, polistyrenem, robiłam już doświadczenia. Jednakże taka
działalność wiąże się z filtrami w lakierni, a takiej nie mam - jestem włóczęgą 😏. Potrafi papier być jak porcelana, wytrzymały i delikatnie kruchy. Z
powodzeniem może wiele plastików zastąpić, przy czym nie elektryzuje kurzu z
całej okolicy, nadaje się idealnie na prawie wszystko. Wiem, bo używam. No i
jak taki przedmiot się znudzi, to nie stanie się plastikową trucizną, którą,
mimo recyclingu jest nieustannie, jak można nawet wypić wodę z butelki
plastikowej? Czy to tak bardzo boli zabrać sobie z domu małą butelkę szklaną?
Jakim ćwokiem trzeba być, by targać plastikowe śmieci w tę i nazad? Ze sklepu,
ze śmieciami i tak non stop. Trzeba już na prawdę nie mieć co robić z czasem.
Tak was obserwuję ludzie, i nie mogę uwierzyć w Waszą Głupotę Zbiorową. W
sklepach, na ulicach, wszyscy zahipnotyzowani. Pora włączyć Syrenę Alarmową na
Głupotę Zbiorową – ha ha, wyszła mi nazwa zespołu punkowego.
Jak wyglądałyby takie narzędzia pomiarowe, gdzie tu zbadać
próbki, czy ktoś mógłby zbadać temat, zrobić pomiar z użyciem wody morskiej?
Jakieś obliczenie, czy w ogóle takie działanie miałoby sens? Interesuje mnie na
przykład abstrakcyjna liczba ludzi, którzy wykonywaliby takie karkołomne
zadanie, ile wiaderek trzeba by w ile dni przesitkować. Ewentualnie roboty, ale
tu też trzeba by przeliczyć, czy koszt ekologiczny stworzenia takiego robota
nie przewyższy z niego korzyści, z tym, że tu trzeba odjąć bezcenny aspekt
działania wspólnie, razem dla wyższego dobra i socjalizowanie dzieciarni
uzależnionej od ekranów. Ot, artystyczna ciekawość, ile wiaderek oceanu zajęłoby
ile dni ilu ludziom. Ile papieru, czy też innych włókien?
Wydaje mi się, że musimy ten proces oczyszczania oceanu
przeprowadzić mechanicznie, modyfikowanie genetyczne organizmów budujących swe
ciała z plastiku, lepiej, żeby nie wchodziło w rachubę, choć już pewnie, jak
nie samoistnie, to z pomocą naukowców się to już dzieje.
Ciekawi mnie fakt, jak wielka cząstka, czy nanocząstka
zanieczyszczenia unosi się z parą wodną? (No grało się z chłopakami w piłkarzy
na chemii i podróżnicze książki też były ważniejsze..) jakby ktoś to wyjaśnił,
najlepiej obrazkowo 😋, to byłoby wspaniale.
Pozdrawia Zespół Syreny Alarmowej na Głupotę Zbiorową,
A.W. i Formy Papierowe.
A oto moja
odpowiedź:
Szanowna Pani,
- wielkie dzięki za
dobre słowo.
Z zainteresowaniem
przeczytałem Pani list i zgadzam się z Panią w tym, że wody Wszechoceanu
wymagają oczyszczenia, to jest warunek sine qua non także i naszego przeżycia!
Plastyki stanowią realne zagrożenie, które niewielu ludzi rozumie i docenia.
Najgorsze jest to, że ludzka obojętność i wygodnictwo doprowadziły do powstania
sytuacji, które bez radykalnych kroków z naszej strony, będzie sytuacją już bez
wyjścia.
Nie sądzę, by
odparowanie było dobrym pomysłem. Oczywiście większe frakcje plastyków będą
pozostawały, ale te najdrobniejsze i najgorsze raczej nie. Będą one porywane
przez ulatujące w niebo cząsteczki wody i powrócą do ekosystemu. Może się mylę,
ale nie sądzę, by to był najlepszy pomysł.
Filtrowanie także
będzie trudne, bo potrzebne są bardzo drobne "sitka" zatrzymujące
nanoplastyki. One mają wielkość wirusów, a jak wiadomo, wirusy jest trudno
odfiltrować...
Osobiście uważam, że
najlepszym sposobem będzie jednak biologiczne zwalczanie tego plugastwa - ponoć
odkryto w Amazonii grzyby, które pożerają plastyki. Mówiło się także o GMO
bakteriach żywiących się plastykiem - byłoby to rozwiązanie idealne.
Ma Pani rację - trzeba
szukać rozwiązań zastępczych dla plastyków, albo takich plastyków, które byłyby
całkowicie biodegradowalne. Cóż, Pani jako bizneswoman ma większe pole manewru
i środki, by zacząć porządkowanie świata od swej własnej firmy i
rozpowszechnianiu ekologicznych technologii.
Pozwolę sobie zamieścić
Pani list (z pewnymi skrótami) jako głos w dyskusji.
Z poważaniem - R.
Leśniakiewicz
Chciałbym jeszcze
dodać do tego coś, o czym nikt nie wspomniał w przetłumaczonych przeze mnie
materiałach, a mianowicie – nanoplastyki dzięki swym małym rozmiarom mogą być
także składnikiem aerosolu morskiego, który wdychamy będąc nad morzem. Ciekawy
jestem, czy ktoś poczynił badania nad tym zagadnieniem? I nad wieloma innymi.
I jeszcze coś z
tej półki. Grzyby plastykożerne naprawdę istnieją!
Ekipa biologów z Uniwersytetu Michigan
pracująca w amazońskim lesie deszczowym na pograniczu Peru i Boliwii odkryła nowe
gatunki grzybów, które są w stanie całkowicie rozłożyć plastyk i zamienić go w
materię organiczną.
Grzyby, które nazwano Petroleumvorous fungus, czyli grzyby żywiące się ropą naftową
odkryto w lasach Amazonii, 400 km od granicy Peru z Boliwią w naturalnym
rezerwacie Del Manu. Uczeni dokonali tego zadziwiającego odkrycia po tym, jak
ich sprzęt radiowy został uszkodzony przez grzyby, które także żywiły się
namiotami ekipy i ich syntetyczną odzieżą. Ekipa musiała być ewakuowana
helikopterem w skafandrach biologicznych, bo całe ich oporządzenie i
wyposażenie zostało pożarte przez grzyby, którym nie wolno było się przedostać
do okolicznych miast. Uczeni byli eskortowani przez wojskowych peruwiańskich i
skierowani do kwarantanny w bazie wojskowej pod Cusco.
Rządowi oficjele obawiają się, że grzyby te
zostaną rozniesione na okoliczne miasta i zaatakują cała ich infrastrukturę.
- Krajowcy z regionu opowiedzieli nam o tym
grzybie wcześniej, ale teraz mamy konkretny dowód w ręku – wyjaśnił gen.
Horacio Mendez – peruwiański wojskowy. – Cała ta strefa będzie objęta
kwarantanną, a uczeni zostaną wypuszczeni dopiero po 40-dniowej kwarantannie –
powiedział on dziennikarzom.
- Odkrycie żywego organizmu żywiącego się
plastykami tak jak te grzyby stanowi poważne zagrożenie dla „ludzkiej
cywilizacji jaką znamy” – powiedział prof. Eduardo Chiapates z Uniwersytetu
Meksykańskiego. – Plastyki są podstawą naszej cywilizacji. 90% rzeczy używanych
na co dzień jest zrobione z ropy naftowej – wyjaśnia profesor.
- Te grzyby będą kosztowały naszą cywilizację
biliardy dolarów za zniszczenia, jakich dokonają rozprzestrzeniając się na
nasze miasta. To spowoduje potężne zniszczenia infrastruktury, fabryki zostaną
zamknięte, samochody staną się nie do użytku, a społeczeństwo jakie znamy załamie
się – ostrzega uczony. – Te proste grzyby stanowią zagrożenie dla naszej
cywilizacji jaką znamy – dodaje nerwowo.
Ten Petroleumvorous
fungus nazywany także „grzybem końca świata” może być użyty w bardziej
konstruktywnym celu, np. w celu pozbycia się plastykowych śmieci na całym
świecie, a nawet do zaatakowania problemu Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci ,
ale eksperci ostrzegają że grzyby te powinny znajdować się w „ściśle
kontrolowanym środowisku” i naukowcy już pracują nad znalezieniem silnego
selektywnego fungicydu, który pomógłby utrzymać te grzyby pod kontrolą.[1]
Nadzieja? Byłoby
dobrze mieć taki środek do walki z plastykowymi śmieciami. Ale ta pała ma – jak
zwykle – dwa końce, bo z jednej strony byłoby to wybawienie dla Wszechoceanu duszonego
miliardami ton plastyków, a z drugiej strony broń z grupy B BMR, która
rzeczywiście mogłaby unicestwić plastykową cywilizację… Rozłożyć ją na czynniki
pierwsze!
Mam nadzieję, że
jednak rozsądek zwycięży i da się oczyścić naszą planetę w sposób jak
najbardziej ekologiczny. Z drugiej strony dla inżynierii genetycznej nie
powinno stanowić problemu wytworzenie GMO pożerających plastyki i przerabiające
je na kompost czy węglowodory – benzynę czy naftę lotniczą. Byłoby to o wiele
bardziej pożyteczne niż świecące ogórki czy superchwasty!
Pomarzyć można, a
póki co nie wyrzucajmy plastyków do lasów i rzek, bo szkodzimy tym przede
wszystkim sobie. Zacznijmy od przynoszeniu zakupów w koszykach z wikliny – tak
na początek. I póki tego nie zaczniemy robić, nie pomogą nam żadne grzyby i
bakterie.
A problem
narasta, bowiem okazuje się, że plastyki mają także wpływ na klimat naszej
planety…
Ilustracja - Internet
CDN.