Powered By Blogger

wtorek, 27 lutego 2024

CE6/CE-III-H: Dziwna sprawa Geni Lisboa

 


Claudio Tsuyoshi Suenaga 

 

Przypadek gospodyni domowej Geni Lisboa jest jednym z najdziwniejszych i najbardziej egzotycznych w ufologii. W sobotę 26 maja 1973 roku Geni przygotowywała na zamówienie torty weselne w swoim domu w São José do Rio Preto, mieście na północno-zachodniej granicy stanu São Paulo, kiedy stanęła w obliczu trzech ciemnoskórych karzełków, które były na pokładzie UFO. Latający spodek uderzył ją promieniami światła, które wywołały u niej silny ból w kończynach dolnych, zwłaszcza w stawach kolanowych i okolicach biodrowo-udowych. Inżynier José Wilson Ribeiro oraz lekarz i ufolog Walter Karl Bühler zbadali przypadek na miejscu i odkryli, że w wyniku kontaktu ogromnie ucierpiało zdrowie Geni, która doznała nawet wypadnięcia macicy.

Geni Lisboa, urodzona w 1916 r., mieszkała w dzielnicy Santa Cruz, w São José do Rio Preto, mieście na północno-zachodniej granicy stanu São Paulo, 451 kilometrów od stolicy São Paulo. Znana ze swojej działalności cukierniczej, przygotowywała torty weselne na zamówienie. Aby zagwarantować dobrą jakość swoich produktów, Geni zawsze przygotowywała je w nocy lub we wczesnych godzinach porannych, przed imprezą.

W sobotę 26 maja 1973 roku po południu, Geni pomogła udekorować kościół na wesele, które miało odbyć się następnego dnia. Po tym zadaniu wieczorem zabrała się za pieczenie trzech tortów na to i inne przyjęcia weselne. Między 2.00 a 2.30 w nocy była wciąż zajęta przygotowywaniem trzeciego zamówionego ciasta.

We wspomnianym momencie uwagę Geni przykuło odbicie światła, które zauważyła przez okna balkonu. Otwierając drzwi balkonowe, Dona Geni zobaczyła zbliżający się w powietrzu mały obiekt.

Urządzenie to zostało „zaparkowane” nad dachem, na tyłach podwórza. Znajdowało się około 15 metrów od Geni i około 5 metrów od ziemi, a zatem około 2 metry od dachu pokoju Jobe. Obiekt miał metaliczny wygląd i miał od 2 do 4 metrów szerokości i 1 do 2 metrów wysokości; posiadał rodzaj balkonu z balustradą, wzdłuż którego rozmieszczone były równomiernie trzy postacie o wymiarach krasnoludków.

Istoty miały dysproporcję pomiędzy głowami, ramionami i dłońmi. Głowy były wielkości porównywalnej z głowami dorosłych, a nawet nieco większe, natomiast ramiona były bardzo małe, podobne do dziecięcych. Dłonie były jednak grube.

Nie można było ocenić wielkości całego ciała istot, gdyż ponad balustradą widniał jedynie popiersie, ramiona i głowa. W sumie widoczna część każdego z nich mierzyła około 60 centymetrów. Reszta tułowia i nóg nie była widoczna. Każde ze stworzeń trzymało obiema rękami latarnię lub pochodnię, która emitowała inny promień światła. Od lewej do prawej: zielony, czerwony i pomarańczowy. Geni ze swojego miejsca zauważyła, że promienie światła omiatały teren podwórza, od lewej do prawej. Latające urządzenie wydawało dźwięk podobny do dźwięku helikoptera lub brzęczyka, tylko bardziej intensywny i oscylował z jednej strony na drugą. Ciekawostką było to, że oscylacje pojazdu wydawały się zsynchronizowane z ruchem świateł reflektorów. Geni pomyślała: „Czy ci ludzie coś tutaj stracili?

  Trzy postacie były do ​​siebie bardzo podobne, jakby były trojaczkami. Ich skóra miała ciemny odcień. Głowy miały zaokrąglony zarys. Podbródki były cofnięte. Oczy były duże i trochę skośne, jak u Azjatów. Ich usta były duże, z grubymi wargami i na końcach zakrzywione w dół. Uszy wydawały się małe, a nosy długie i płaskie. Nie nosili brody. Na głowach istoty nosiły rodzaj hełmu przypominającego czapkę, z małą kulką pośrodku. Stworzenia zdawały się nie mieć szyi, gdyż głowa spoczywała na ramionach, których szerokość była normalna w porównaniu z ziemskimi ludźmi. Ubranie miało wygląd zbliżony do koloru skóry.

Pani Geni była przerażona, gdy skierowały się w jej stronę promienie światła emitowane przez istoty. Poczuła się oszołomiona i chciała uciec z tego miejsca, ale nie mogła, gdyż była „przybita do ziemi” do tego stopnia, że nawet ugięła kolana. Geni próbowała chronić się przed światłami, zakrywając oczy ramionami i jęcząc: „Och, co to jest?” Zaniepokojona zawołała do lokatorkę, która spała na zapleczu: „Jobe, pomóż mi!” Nie otrzymała jednak żadnej odpowiedzi.

Cały epizod trwał od trzech do czterech minut, po czym obiekt zaczął się oddalać. Jednakże reflektory załogi pozostały zapalone.

Geni wstała z trudem, gdyż odczuwała silny ból w kończynach dolnych, zwłaszcza w stawach kolanowych i okolicy biodrowo-udowej. Właściwie bolało ją całe ciało. Około dziesięć minut po odcinku, kiedy lokatorka poszła jej pomóc, zauważyła, że ​​twarz Geni była spuchnięta, a oczy przekrwione.

Bóle ciała i przekrwione oczy utrzymywały się przez trzy dni. Trzy godziny po zdarzeniach, czyli o 5 rano, Geni doznała wypadnięcia drugiego stopnia (upadku lub przemieszczenia narządu z normalnego miejsca w macicy), co wyjaśnił później jej lekarz specjalista.

Jej wzrok również uległ znacznemu uszczerbkowi. Do nocy, gdy na jej podwórku pojawił się latający obiekt, Geni miała doskonały wzrok i nie musiała nosić okularów. Jednak po tym epizodzie nastąpiło nagłe pogorszenie jej wzroku, co zmusiło ją do noszenia okularów z bliskiej odległości, około trzech dioptrii (miara zbieżności soczewki), o czym Bühler osobiście się przekonał, wizualnie porównując je z własnymi okularami. Ponadto Geni poinformowała, że ​​przez jakiś czas po epizodzie na jej skórze pojawiały się ciemne plamy. Trudności w poruszaniu się świadka stopniowo ustępowały.

Jednakże Geni miała problemy z wysokim ciśnieniem krwi. Po incydencie lekarze byli zaskoczeni, gdy zobaczyli, że ciśnienie krwi świadka samoistnie się poprawiło.

 

Źródło: Biuletyn SBEDV, Rio de Janeiro, nr 121-125, 1978-03-12.

Brazylijskie Towarzystwo Badań nad Latającymi Spodkami (SBEDV) było jedną z pierwszych instytucji w kraju, która naukowo badała UFO. Założona w 1954 roku przez grupę lekarzy i innych specjalistów.

 Zob.  https://www.claudiosuenaga.com.br/.../68841765.../genilisboa

Przekład z portugalskiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz