Czy w tych lazurowych wodach, na ich dnie, znajdują się ruiny Imperium Atlantydzkiego
opisanego przez Platona? (Foto - A. Milewska)
Wadim Ilin
Miasto Mohendżo Daro (miasto umarłych), które liczy sobie ponad 5000 lat, zostało odkryte w roku 1922 na jednej z wysp na rzece Indus. Istnieje domniemanie, że miasto te zostało zniszczone 3700 lat temu przy użyciu… broni jądrowej!
Realność istnienia i zagłada Atlantydy jest wałkowana przez najtęższe ludzkie umysły już przez 25 wieków. Najpierw o tym hipotetycznym państwie w swych dialogach „Timajos” i „Kritias” grecki filozof Aristokles vel Platon (427-347 r. p.n.e.), który żył w V w. p.n.e.
Atlantyda Platona
…Istniała wyspa, która znajdowała się przed wejściem do cieśniny, którą wy nazywacie Słupami Heraklesa. Nazywała się Atlantydą, a była większa od Libii i Azji razem wziętych… Władza sojuszu królów tej wyspy rozpościerała się na inne wyspy i na część leżącego po drugiej stronie oceanu kontynentu, a także po drugiej stronie cieśniny – w kierunku Egiptu i Tyrrenii (Italia). No, ale kiedy 9000 lat temu zdarzyły się niewidziane nigdy trzęsienia ziemi i powodzie, Atlantyda zginęła w ciągu jednej strasznej doby, pogrążając się w głębinach…
W „Kritiasie” Platon dokładnie opisuje Atlantydę:
Ziemia Atlantydy była żyzna, wyspa zdumiewała swym pięknem i bogactwem. Nawet żyły tam słonie w wielkiej ilości. Korzystając z darów ziemi, królowie Atlantydy pobudowali świątynie, pałace, drogi i miasta i podporządkowali sobie całą wyspę… Królowie wspierali rozwój rzemiosła, nauki i kultury, które na wyspie doszły do niespotykanie wysokiego poziomu.
Prawa na wyspie były ustanawianie zgodnie z wolą i prawem boga Posejdona i spisane one zostały na marmurowej steli (kolumnie), która stała pośrodku królestwa – we wnętrzu świątyni Posejdona.
Następcy Platona, w tym także największy uczony Antyku – Arystoteles ze Stagiry (384-322 p.n.e.), z biegiem stuleci poddawali pod wątpliwość przytoczone przez Platona relacje i świadectwa. Z nastąpieniem epoki Średniowiecza wzmianki o Atlantydzie znikają. A po odkryciu kontynentu amerykańskiego w 1490 roku, Atlantyda znowu staje się przedmiotem sporów filozofów, historyków, kosmo- i geografów.
Poszukiwania Atlantydy
W roku 1535, w Sewilli wychodzi księga Gonzalo Fernandesa de Oviedo y Valdesa (1478-1557) pt. „Historia general y natural de las Indias, islas y tierra-firme del mar oceano” (1526)[1], w której pisze on o bogactwie narodów zamieszkujących odkryte przez Kolumba „Indie”. Autor wyraża w niej przypuszczenie, że „Indie” te są właśnie platońską Atlantydą.
W ciągu ostatnich trzech stuleci próbowano znaleźć Atlantydę w różnych punktach ziemskiego globu – także w Atlantyku (Morze Sargassowe), Morzu Śródziemnym, Skandynawii, Afryce, a także… w ujściu rzeki Ob![2]
Na początku XX wieku, niemiecki uczony Leo Frobenius (1873-1938) odkrył w Nigerii, na ziemiach plemienia Joruba, terrakotowe rzeźby i brązową głowę boga oceanu Olokuna[3], wykonane ze znacznym mistrzostwem. Także tam odkryto ruiny dawnego miasta Ife (Ifè), o cyklopowych murach z kamienia, których ściany pokrywały płaskorzeźby z terrakoty. Frobenius założył, że Olokun to Posejdon, a Jorubowie w swych ciemnoniebieskich strojach to potomkowie Atlantydów, którzy – według Platona – nosili odzież właśnie tego koloru.[4]
W roku 1964, wydawnictwo „Myśl” wydało monografię N. F. Żyrowa pt. „Atlantyda”. W tej pracy autor zakłada, że główne Imperium Atlantydy znajdowało się na wyspie na miejscu dzisiejszych Azorów, na zachód od Półwyspu Pirenejskiego.
Pod koniec lat 60. dziennik „Courrier” organ UNESCO pisał o zagadkowych ruinach znalezionych w wodach Atlantyku, na niewielkiej głębokości w okolicach wyspy Bimini i Andros w archipelagu Bahamów. Zdjęcia jednej z podwodnych budowli w swoim czasie pokazano w programie TV „Klub podróżników”.
A w marcu 1979 roku, zachodnie media podały sensacyjną wiadomość: w czasie badań podwodnej góry Ampere (Seamount Ampere – 35˚N – 013˚W) radzieccy oceanologowie z statku badawczego RV Witiaz’ znaleźli Atlantydę! Agencja Reuters przekazała z Lizbony:
Uczeni radzieccy niedawno uzyskali zdjęcia, które najprawdopodobniej potwierdzają istnienie pomiędzy Portugalią a Maderą zaginionego kontynentu Atlantydy. Znany radziecki oceanograf Andriej Aksjenow oświadczył, że na zdjęciach widoczna jest podwodna góra z ruinami murów i ogromnymi schodami.
Potem okazało się, że zdjęcia nie wykonał RV Witiaz’, ale z pokładu RV Moskowskij Uniwiersitiet, i że Aksjenow tylko napomknął o ruinach budowli. Rzecz jasna, zdjęcia nie dawały podstawy do tego, by uważać te formacje za ruiny legendarnej Atlantydy.
Trochę o reinkarnacji
Ludzie wierzący w reinkarnację twierdzą, że ludzie w odpowiednich warunkach są w stanie „przypomnieć sobie” o wydarzeniach ze swych poprzednich wcieleń. Wielu uczonych o znanych nazwiskach zebrało ogromna ilość „faktów” z dalekiej przeszłości, z których wiele jest potwierdzone historycznymi dokumentami, starymi kronikami i rezultatami badań archeologicznych.
Przekonany o realności reinkarnacji lekarz-psychoterapeuta Dick Sutphen z Arizony regularnie pojawia się w programach amerykańskiej TV. Z ust swej żony usłyszał on reportaż o wydarzeniach na Atlantydzie, których jakoby była ona naocznym świadkiem w jednym ze swych poprzednich wcieleń. A poniżej cytuję fragmenty tego reportażu:
Wspomnienia ze Szkoły Filozofii
Mam 18 lat. Jestem na uroczystym zebraniu związanym z ukończeniem pięcioletniej nauki w Szkole Filozofii. Zebranie ma miejsce pod gołym niebem, ale pod ochroną ogromnej kopuły. Jest wieczór i słońce zapada za horyzont. Wszyscy słuchamy mowy znanego profesora. Do tego każdemu z nas kazano zablokować nasz system łączności telepatycznej. Zakończywszy naukę pragnę zająć się nauczaniem prostych ludzi, przekazywać im podstawowe prawdy filozoficzne, objaśniać im, że my wszyscy jesteśmy jednym narodem.
Teraz wraz z moim przyjacielem znajdujemy się w ogromnym budynku, podzielonym na niewielkie pomieszczenia. Profesor sprawdza stan i poziom naszego intelektu. W zależności od wyników tego sprawdzenia, on kieruje nas na ten czy inny rodzaj duchowo-oświeceniowej działalności. Skończywszy, profesor pyta nas, czy zamierzamy zająć się szczególną pracą zbiorową, czy każdy z nas obiera indywidualny kierunek działalności (oczywiście on już o wiele wcześniej odczytał w naszych myślach życzenie pójścia w życie razem). Odpowiedzieliśmy, że będziemy pracować razem tak, by ludzie postrzegali nas jako jedną całość. Profesora takie wyjaśnienie zadowoliło.
Początek pracy
A potem odziani w białe szaty podobne do tunik przepasanymi w talii złotymi pasami, z lekkimi, białymi hełmami na głowach znajdujemy się w odległej od centrum dzielnicy miasta i rozmawiamy z dużą grupą tutejszych mieszkańców. Oni zadają nam mnóstwo pytań. Naród jest tutaj biedny i nieoświecony. Klasy rządzące uważają go za pożyteczną, ale niższą część społeczeństwa, traktują ich tak, jak traktuje się pszczoły-robotnice w ulu.
Prowadzimy oświatową pracę pośród tych ludzi, staramy się przekonać ich, by zaczęli upominać się o swoje prawa i prawa dla swoich dzieci. Ale temu, kto z pokolenia na pokolenie przebywa w tym wpółmarazmicznym stanie trudno jest zmienić swoje standardy myślenia.
Przywołanie do lojalności
Znowu jesteśmy w szkole, wezwani przez naszego profesora, na którego barkach spoczywa odpowiedzialność nie tylko za rezultaty nauczania, ale także za charakter naszej późniejszej działalności. Powinien on donosić rządzącym, czy nie robimy czegoś takiego, co mogłoby zaszkodzić naszemu społeczeństwu. I profesor wmawia nam, że nie powinno się wzbudzać w narodzie niezadowolenia, podburzać ludzi do buntu i że należy przekazywać im zwyczajną, naukową wiedzę.
Staramy się wyjaśnić, że przy współczesnym, bydlęcym położeniu ludzi oni po prostu nie są w stanie zastosować w życiu te nauki, które my będziemy się starać im przekazać, i w tym przekazywanym im programie nie ma jakiegokolwiek sensu.
Wraz z tym profesor zdaje sobie sprawę z tego, że kilka burzliwych protestów ludności, które miały ostatnio miejsce, stały się na pewno skutkiem naszej pracy. I jeżeli my będziemy ją kontynuować, to będzie nam groziło niebezpieczeństwo ze strony władz.
Oczywiście, możemy opuścić miasto i udać się na drugą stronę Wielkich Gór. Możemy tam po prostu polecieć. Po tamtej stronie mieszkają bardzo prymitywni ludzie, którym moglibyśmy pomóc. Ale my postanawiamy pozostać i kontynuować naszą działalność. Przecież to absurd, że nasze społeczeństwo jest tak bardzo rozwinięte w jednych dziedzinach, a tak zacofane w innych.
Świadectwo katastrofy
A teraz znajdujemy się na szczycie góry – przy murach Świątyni Posejdona – naszej głównej świątyni, i widzimy jak tłumy ludzi zmierzają w kierunku centralnej, górzystej części naszej wyspy. Z morza w jego kierunku zmierza ogromna fala. (Tsunami???) ale my się nie boimy, a to dlatego, że wiemy iż takie jest nasze przeznaczenie. Nastąpiła chwila Nowego Początku.
Fala spadła na miasto i zburzyła jego większą część. Ludzie wspinają się w górę po stokach góry. Wody przybywa i wkrótce dosięga ona szczytów gór, a to dlatego, że jednocześnie kontynent pogrąża się w oceanie. Oczywiście wiemy, że wkrótce zginą wszyscy i dlatego decydujemy się na pozbycie się naszych ciał. Wyjdziemy z nich i już nigdy do nich nie powrócimy. Dalej będziemy poruszać się i dalej istnieć w świecie duchowym.
Teraz znajdujemy się wysoko nad wyspą. Widzimy jak wszyscy ludzie topią się. Odcinamy się od tego, co dzieje się na dole. Tyle tam było nieprawości we wszystkich warstwach społeczeństwa… - korupcja wśród polityków, bieda, niezadowolenie i niepokoje wśród robotników…
Najwidoczniej nadszedł czas rozpoczynania wszystkiego od nowa.
Od tłumacza
Brzmi to wszystko nadzwyczaj interesująco zakładając, że reinkarnacja rzeczywiście istnieje i choć część z tego rodzaju rewelacji jest prawdą. To, co przekazała żona dr Sutphen brzmi jakoś tak współcześnie i amerykańsko… Z drugiej strony trudno powiedzieć, jaki n a p r a w d ę był ustrój społeczny i polityczny Imperium Atlantydów, choć Aristokles dokładnie go opisuje, to jednak Cerne[5] zapewne miała swe slumsy i ciemne zaułki, w które bojno się było zapuszczać po zachodzie słońca.
Najciekawszy jest jednak opis zagłady Atlantydy i budzi zdumienie fakt, że skoro znana była data i czas początku Wielkiego Początku, znano przyczynę tegoż kataklizmu, to nikt nie zrobił czegokolwiek, by uratować choć jakieś wspomnienie po Atlantydzie, a do naszych czasów dotrwała jedynie niejasna legenda, mit przekazany nam (i zapewne upiększony) przez Platona.
Osobiście jestem uprzedzony do wszelkiego rodzaju wizji, majaczeń i transowych relacji dotyczących zdarzeń i ludzi, którzy brali w nich udział. Swe obiekcje wyłożyłem już nieraz, więc nie będę się u powtarzał. Powtórzę tylko jedno – mózg ludzki jest maszyną informatyczną zbyt złożoną i zbyt zróżnicowaną osobniczo, by wychwytywane jakieś telepatemy czy przekazy z innych wymiarów Czasu i Przestrzeni można było uznać za obiektywne na tyle, by stanowiły one pewne źródło informacji.
Owszem – można by w ten sposób uzyskiwać informacje sygnalityczne czy naprowadzające, ale nie potwierdzające. Potwierdzające mogą być tylko i wyłącznie materialne dowody w postaci artefaktów, co do których nie ma jakiejkolwiek wątpliwości, że nie są falsyfikatami.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że znów sobie nagrabiłem u psychotroników i wizjonerów, ale trudno – taka jest cena za luksus bycia racjonalistą. I mogę powtórzyć tutaj za wielkim Stagirczykiem – Amicus Plato, sed magis amica verita est…
A jednak… - a jednak wiele rzeczy wskazuje na to, że jakieś 12 czy nawet 50 tys. lat temu na naszej planecie miały miejsce wydarzenia, które teraz stoją u podstaw naszych religii, mitów i innych podań o Złotym Wieku i czasach, kiedy ludzie latali do gwiazd, a katastrofa Atlantydy była tylko ostatnim aktem dramatu TAMTEJ cywilizacji, o której wspomnienia docierają do nas poprzez Przestrzeń i Czas…
Źródło – „Tajny XX wieka” nr 45/2011, ss.16-17
Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©
[1] Część druga została napisana w 1535, natomiast całość ukazała się drukiem dopiero w latach 1851-1855.
[2] Dziewiętnastowieczny pisarz-fantasta J. J. Sękowski umieścił swoją Atlantydę (pod nazwą Barabii) w delcie Leny. Nawiasem mówiąc cywilizacja ta została zmieciona z powierzchni Ziemi przez… impakt komety!
[3] Według innych źródeł imię to brzmiało Olorun.
[4] Kolor ten jest ulubiony także przez Tuaregów i inne rdzennie saharyjskie ludy Afryki, gdzie mogły sięgać wpływy Imperium Atlantydy.
[5] Stolica Atlantydy.