Powered By Blogger

czwartek, 2 lutego 2012

Ostatni rozkaz Bormanna


Andriej Bystrow

W latach 30. w ZSRR próbowano zbudować latającą łódź podwodną, ale projekt ten nie wypalił. Pomysł ten zrealizowano w USA – w latach 60. pojawiły się tam samoloty, które mogły wodować i zanurzać się w wodzie.

We wrześniu 1967 roku, do redakcji zachodnioniemieckiej gazety „Die Welt” wszedł młody człowiek. Przedstawił się jako Werner Horn i położył na biurko rękopis. Wedle jego słów, był to wojenny pamiętnik jego ojca, dowódcy hitlerowskiego okrętu podwodnego U-536Zygfryda Horna. Jednak redaktora ów dokument nie zainteresował. Nie było zainteresowania wojennymi memuarami, więc z tego, czy może jeszcze jakiegoś innego powodu, zwrócił on rękopis Wernerowi. Potem o tym pamiętniku długo niczego nie słyszano. Teraz znów odkryto go na nowo, w dramatycznych okolicznościach.

Uratować dokumenty!

14 kwietnia 1945 roku, okręt podwodny Wherwolf pod dowództwem Zygfryda Horna stanął na redzie bazy U-bootów w Kielu.[1] Ten okręt mógł osiągnąć pełne zanurzenie w ciągu 40 sekund i to na głębokość powyżej 100 metrów. Jego zaopatrzenie w środki do przeżycia pozwalało na dwumiesięczny, autonomiczny rejs, a dwa diesle Kruppa o mocy 2200 KM każdy pozwalały na osiąganie nawodnej prędkości marszowej przekraczającej 18 kts (33,3 km/h). Idąc pod tzw. „chrapami” okręt mógł osiągnąć prędkość 12-14 kts (22,2 – 25,9 km/h) nie wynurzając się na powierzchnię. W poprzednich miesiącach ten U-boot polował na konwoje na Północnym Atlantyku. Rozkaz powrotu do Kielu przyszedł niespodziewanie.

Hornowi polecono zameldować się. Spotkał się z nim SS-Standartenführer Hans Rattenhuber (1897-1957)[2], szef służby ochrony Führera oraz adiutant Grossadmirala Karla Dönitza (1891-1980). Obecność tych dwóch postaci mogła oznaczać tylko jedno – wezwanie do Berlina. I tak też się stało – na Horna czekał Reichsleiter NSDAP Martin Bormann (1900-1945). Wraz z silną eskortą dowódca okrętu podwodnego pojechał na lotnisko.

Horn nie po raz pierwszy spotykał się z Reichsleiterem. Pierwszy raz miało to miejsce w dniu 23 marca 1942 roku, kiedy to Bormann nagrodził Fregattenkapitäna[3] za niezwykły wyczyn – zatopienie amerykańskiego krążownika z przedstawicielami dowództwa US Navy na pokładzie. Teraz ten bliski współpracownik Hitlera (nie zapomniał tego spotkania) rozkazał mu wywieźć i zabezpieczyć skórzaną teczkę (a w niej cały plik papierów w wodo- i ognioodpornym kontenerze) z jakąś „dokumentacją Bittnera”, o którym dowódca okrętu podwodnego nigdy nie słyszał.
- Powinien pan uchronić te dokumenty – rzekł Bormann – za wszelką cenę. Nawet za cenę życia. Dopóki nie nadejdzie czas i pana nie znajdą. Proszę uważać to za część ochrony naszego Führera, którą panu powierzono. Ze szczegółami zapozna pana Rattenhuber.

Zagłada Wherwolfa

Fregattenkapitäna zaprowadzono następnie do gabinetu Rattenhubera. Standartenführer wyjaśnił:
- Z Kielu wypłynie pan przez Mały Bełt popłynie pan na Kattegat, potem na Skagerrak, opłynie pan od północy brzegi Anglii a następnie do brzegów Argentyny. Nasza służba dyplomatyczna w tym kraju otrzymała rozkaz spotkać się z wami. Dalsze instrukcje otrzymacie na miejscu. W przypadku ataku na was okręt, Grossadmiral podjął następujące przedsięwzięcia, a mianowicie – na wybrzeżach Małego Bełtu i na waszym kursie na wyspach Ærø, Fionia, Samsø i Anholt znajdują się zorganizowane ekipy ratownicze mające jedyne zadanie – przyjść wam z pomocą.

A jednak Wherwolfowi nie dane było dopłynąć do Argentyny. W dniu 17 kwietnia 1945 roku okręt podwodny przeszedł obok wyspy Samsø i ruszył w stronę wschodniego akwenu Kattegatu. Angielski lotnik miał małe szanse namierzyć „chrapy” zanurzonego okrętu podwodnego przy złej pogodzie. Ale los sprzysiągł się przeciwko Hornowi. Spotkanie z Anglikiem miało miejsce 200 mil od Kilonii, w pobliżu wyspy Anholt. Lotnik zrzucił bomby głębinowe i U-boot poszedł na dno cieśniny. Nasz Fregattenkapitän zawinął kontener w kilka warstw wodoodpornej tkaniny i tak bez tego doskonale zabezpieczone „papiery Brittena” a następnie przymocował je do siebie przy pomocy paska. Horn rozkazał swej załodze ubrać się w stroje nurków i opuścić okręt przez rury wyrzutni torpedowych. Kuter wysłany z Anholt podniósł z wody wszystkich uratowanych z zatopionego U-Boota. Wśród uratowanych był dowódca okrętu, ale jego misja skończyła się, zanim zaczęła się na dobre…

Fregattenkapitän Zygfryd Horn nie wrócił już do Niemiec. W roku 1946 po internowaniu w Skandynawii, pod cudzym nazwiskiem przewieziono go do Anglii, gdzie go rozpoznano, osądzono i skazano. Po odsiedzeniu wyroku osiedlił się w Irlandii, a dokładniej w Dublinie. Ze swoją żoną Anną już się nie spotkał, bo zmarła w Szwajcarii w 1948 roku, o czym dowiedział się o wiele później. W 1965 roku nawiązał kontakt ze swym synem Wernerem – ówczesnym studentem Sorbony – a potem też zmarł. Będąc jedynym spadkobiercą, Werner otworzył skrytkę bankową ojca i znalazł tam jego pamiętnik i skórzaną teczkę z szyfrowymi zamkami.  W teczce tej znalazł on cały plik dokumentów datowanych na wczesne lata 40.

Morderstwo w hotelu Meuron Hoff

22 września 1994 roku, w pokoju monachijskiego hotelu Meuron Hoff znaleziono zwłoki Wernera Horna, zabitego strzałem w serce. Śledztwo w tej sprawie powierzono komisarzowi monachijskiej policji Teodorowi Lenzowi. Ten najpierw udał się do domu Horna i porozmawiał z jego gospodynią. W jego gabinecie ona znalazła resztki skórzanej teczki i wyjaśniła, że teczka ta należała do ojca Wernera i była pamiątką. Opowiedziała komisarzowi także, iż Werner bardzo kochał ojca i często czytał jej na głos różne urywki z jego pamiętników. A na krótko przed morderstwem jej gospodarza odwiedzał jakiś „nieznajomy pan”, który mówił z dziwnym akcentem. O czym rozmawiali, tego nie wie, ale domyśliła się, że chodziło o sprzedaż jakichś dokumentów za okrągłą sumkę. Następnego dnia Werner wyjechał zabierając dokumenty ze sobą. Na prośbę Lenza gosposia przekazała mu pamiętniki ojca Wernera.

Komisarz Lenz prowadząc sprawę dokładnie i profesjonalnie znalazł w niej także i rosyjski ślad. Poprzez Interpol na pomoc niemieckiemu policjantowi ruszył rosyjski pułkownik FSB Jurij Michałowicz Szatiłow. Lenz przekazał mu kserokopię memuarów Horna. Po pewnym czasie zebrano niezbite dowody. „Nieznajomym panem” okazał się być rosyjski kryminalista-oszust i recydywista, postać wyjątkowo ciemna, niejaki Griewskij, poszukiwany także za inne przestępstwa. Udało się go odnaleźć, ale nie udało się go aresztować. Griewskij zorientował się, że policja jest na jego tropie i kiedy stwierdził, że się już jej nie wymknie, to  zastrzelił się, natomiast teczka z dokumentami vel „papierami Brittena” – na co wskazywały dane z pamiętników Zygfryda Horna – znalazła się w posiadaniu FSB. Tylko że połapać się w treści tych dokumentów nie było łatwo…

Tajemnica Horsta Brittena

Dokumenty przekazano do ekspertyzy grupie naukowców pod kierownictwem doktora nauk fizyczno-matematycznych, profesora zwyczajnego, członka Rosyjskiej Akademii Nauk Federacji Rosyjskiej Władimira Andriejewicza Gorieckiego. Pomimo oficjalnego zamknięcia sprawy, mógł on powiedzieć tylko tyle:
- Horst Britten był postacią znaną nie tylko w Niemczech. We wszystkich kręgach naukowych całego świata na jego temat krążyły legendy. Ten utalentowany fizyk stworzył niemało śmiałych idei w zakresie najbardziej zaawansowanych technologii. Niestety – był to zatwardziały nazista i bliski przyjaciel Hitlera. Kiedy stało się jasnym, że III Rzesza przegrała wojnę, to on skończył ze sobą. Te wszystkie papiery to jego najbardziej radykalna praca. To właśnie tutaj znajduje się jego teoria na temat zimnej syntezy jądrowej. W praktyce jest to przewrót w światowej gospodarce – nowe, niemal niewyczerpane źródło darmowej energii. Wszystkie typy elektrowni – w tym jądrowe – stają się bezużyteczne w jednej chwili. Nastąpiłby niebywały kryzys gospodarczy, zawaliłyby się wszystkie systemy walutowe i w ogóle cały stary świat oparty na tradycyjnych metodach uzyskiwania energii. A potem nastąpiłaby era nigdy niewidzianego dotąd wzrostu ekonomicznego państwa, które posiadłoby ten sekret. Oto, czym jest właśnie zimna synteza jądrowa. Czy takie państwo albo grupa ludzi posiadająca w ręku dokumenty Brittena mogłaby dyktować swoją wolę reszcie ludzi? Oczywiście! I czy znaczy to, że te dokumenty są bezcennymi? O nie, one nie są warte nawet złamanego szeląga. Horst Britten był pewien, że odnalazł właściwą drogę, ale pobłądził. Już po wojnie jego uczeń Max Fürstenberg kontynuował jego prace w Ameryce i dowiódł, że kierunek w którym szedł Britten był bezowocny. Współczesna fizyka nadal nie rozwiązała tego problemu. A i owszem – „papiery Brittena” zawierają coś, co można określić naukową mitologią. One były doprowadzone do 1945 roku i niektórzy sądzą, że wnioski Maxa Fürstenberga i innych fizyków powstały w oparciu o niepełną dokumentację. Ale one właśnie leżą przede mną i widzę dokładnie zbieżności z wnioskami Brittena i Fürstenberga – z tym, że ten ostatni poszedł jeszcze dalej i wykrył błędy w rozumowaniu. I należy sądzić, że do takich samych wniosków doszedłby i sam Britten, gdyby los podarował mu nieco więcej czasu…

Źródło – „Tajny XX wieka” nr 39/2011, ss. 6-7

Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©  


[1] W Kilonii znajdowało się dowództwo Krigsmarine - OKK.
[2] Wg. Wikipedii: nie był to SS-Standartenführer – pułkownik, ale SS-Gruppenführer –  generał-porucznik.
[3] Polski odpowiednik – komandor-porucznik.